Widok
Rodzice swoje strachy przelewają na dziecko. Dzieci 6-letnie, które teraz są w pierwszej klasie doskonale dają sobie radę, bo program jest dostosowany do ich możliwości ( bardzo podobny do tego w dawnej zerówce). Dziecko w obecnej zerówce od kilku miesięcy wie, że niedługo idzie do szkoły. Jeśli rodzice je zatrzymają, to tak, jakby je cofali w rozwoju, bo jaki sygnał otrzyma dziecko? - "Boję się, że sobie nie dasz rady, jesteś słaby". Rodzice nie zdają sobie sprawy z konsekwencji, a ministerstwo oświaty eksperymentuje kosztem dzieci i zdezorientowanych rodziów
Ja też uważam że chory pomysł zwłaszcza z dziećmi które nie są tak emocjonalnie na to gotowe,jednak to nauka a moje dziecko wciąż tylko chciałoby się bawić nawet podczas wykonywania codziennych obowiązków.Nauczył się czytać i pisać ale ćwiczenie tego to jakiś koszmar dla niego i dla nas rodziców bo tak bardzo nie lubi tego i po co ta szkoła przyspieszona? Nie wszystkie dzieci są takie super zdolne i ambitne do tego ze wszystkim zdyscyplowane.
Mój pięciolatek już czyta, liczy itp. jednak nie zawsze kończy rozpoczęte zadanie, ma trudności z koncentracją uwagi i myślę, że jeśli będzie drugi rok w zerówce, łatwiej nadrobi to, co przychodzi mu trudniej.
Nauczycielki z zerówek, w których uczą się dzieci drugoroczne potrafią z nimi pracować, tak aby się nie nudziły i nie cofały w rozwoju.
Jestem pewna, ze to dobre rozwiązanie. No, ale każdy rodzic ma prawo mieć swoje zdanie.
A co pytania z tego wątku - myślę, że ten rocznik klasy I będzie mniej liczny, więc łatwiej będzie się dostać np. na studia.
Nauczycielki z zerówek, w których uczą się dzieci drugoroczne potrafią z nimi pracować, tak aby się nie nudziły i nie cofały w rozwoju.
Jestem pewna, ze to dobre rozwiązanie. No, ale każdy rodzic ma prawo mieć swoje zdanie.
A co pytania z tego wątku - myślę, że ten rocznik klasy I będzie mniej liczny, więc łatwiej będzie się dostać np. na studia.
podobno problemem najdotkliwszym jest 4 klasa, gdzie przeskok w programie jest duży i tutaj dzieci które poszły wcześniej mogą być bardziej niegotowe niż na początku edukacji. Ja posyłałam od 7 lat. I to nie jest wysyłanie dziecku sygnału że sobie nie poradzi. Bo wiem że poradziłaby sobie. Chodzi o to że nie będę skracać dzieciństwa - ten czas już nie wróci nigdy.
Z tym skracaniem dzieciństwa dla mnie to nie jest argument. Dziecko w wieku 7,8 czy 9 lat też jest w okresie dzieciństwa, a do szkoły już chodzi od jakiegoś czasu. Wszystko zależy od szkoły, nawet nie od wyposażenia wielce kolorowego i nowoczesnego, ważne żeby przyzwoite było, ale bardziej od ludzi - ponad połowa sukcesu to empatyczna, wrażliwa, kochająca dzieci wychowawczyni, która jednocześnie potrafi przekazywać wiedzę dzieciom na poziomie dziecka 6-letniego. U nas dziecko 5-letnie poszło do zerówki szkolnej w jednym mieście - tam też pani była bardzo dobra, przeprowadziliśmy się z tego miasteczka (małego 50 tys.) do Gdańska i syn poszedł do I klasy w rejonowej szkole, bardzo dobrze sobie radzi, całkiem dobrze czyta, liczy coraz lepiej, pisze wg mnie dobrze jak na I klasę. Ale... większość materiału dzieci robią na lekcji - zadania domowe są na maksymalnie 15-20 minut. Nie ma dużo lekcji, 3 x w tygodniu 4 lekcje, 1 x 5 lekcji i 1 x 6 lekcji ( w tym akurat w-f i gimn. korekcyjna) - nie chodzi na dodatkowe zajęcia, dzięki czemu ma naprawdę "dużo tego dzieciństwa". Fakt nie chodzi do świetlicy, bo w tej chwili - wraz z rozpoczęciem jego I klasy jestem na jakiś czas w domu, ale świetlice (trzy w szkole) mają takich pedagogów, że dzieci wysiadują tam z dużą przyjemnością (to opinie rodziców z klasy). Obiady w szkole przygotowywane na miejscu, bo szkoła zachowała własną kuchnię.
Dla mnie też zabieranie dzieciństwa nie jest argumentem. Pytanie co rozumiemy przez dzieciństwo:puszczanie bajek?siedzenie dziecka w domu?granie na playstation?komputerze?tablecie? Wielu rodziców w wieku 6 lat pozwala dzieciom oglądać filmy typu Harry Potter, czy Narnia, dziwią się że mają problemy ze spaniem, przychodzą do łóżek rodziców bo się boją. Piosenek dzieciom w tym wieku tez raczej fasolek nie puszczacie, a już bardziej w typu Sarsa czy osttni hit zasłyszany Pomidorowa.
Powiedzieć że dziecku zabiera się dzieciństwo jest łatwiej niż wprost że to wygodnictwo rodziców którym godziny otwarcia przedszkola pasują bardziej nić szkoły. Mają tez sprawdzoną opiekę.
Nie wszystkie dzieci, bo oczywiście część jest faktycznie nie przygotowana emocjonalnie, ale jak pozwalamy korzystać z dóbr techniki, pozwalamy im czuć się dorosłymi w r óżnych aspektach zycia codziennego nie mówmy że dzieciństwo im zabieramy.
Powiedzieć że dziecku zabiera się dzieciństwo jest łatwiej niż wprost że to wygodnictwo rodziców którym godziny otwarcia przedszkola pasują bardziej nić szkoły. Mają tez sprawdzoną opiekę.
Nie wszystkie dzieci, bo oczywiście część jest faktycznie nie przygotowana emocjonalnie, ale jak pozwalamy korzystać z dóbr techniki, pozwalamy im czuć się dorosłymi w r óżnych aspektach zycia codziennego nie mówmy że dzieciństwo im zabieramy.
Nie rzecz w tym że dziecko nie radzi sobie z materiałem. Moje czytało idąc do szkoły i liczyło. Nawet chodzi na kółko matematyczne bo chce. Brakowało mu i brakuje zabawy z dziećmi bo przerwy są zbyt krótkie i czuje niedosyt. Trudno mu było przyzwyczaić się do siedzenia w ławce, nie rozmawiania.
Tak pragnie zabawy że prosiło mnie o pozostawanie w świetlicy chociaż nie musi tam być. To chyba mówi samo za siebie.
Dzieci muszą dojrzeć emocjonalnie do rygoru szkoły bo on jest chociaż na początku zminimalizowany. Gdybym miała jakikolwiek wybór to absolutnie nie wysyłałabym sześciolatka do szkoły. I piszę to wszystko tylko i wyłącznie przez pryzmat przeżyć dziecka .
Tak pragnie zabawy że prosiło mnie o pozostawanie w świetlicy chociaż nie musi tam być. To chyba mówi samo za siebie.
Dzieci muszą dojrzeć emocjonalnie do rygoru szkoły bo on jest chociaż na początku zminimalizowany. Gdybym miała jakikolwiek wybór to absolutnie nie wysyłałabym sześciolatka do szkoły. I piszę to wszystko tylko i wyłącznie przez pryzmat przeżyć dziecka .
Ja wyliczę plusy:
1. Samorząd zaoszczędzi - będzie więcej na premie dla urzędników.
2. Dziecko pójdzie szybciej do pracy i będzie musiało dłużej pracować. - Państwo zaoszczędzi.
3. Rodzice zaoszczedza- Mogą wydać na wakacje, nowy tv albo coś równie wspaniałego.
Ktoś jeszcze wątpi o co w tym chodzi ? Dodam że minusami mogę sypać jak z rękawa.
Jak komuś 500 zł na dziecko nie wystarcza to czym prędzej powinien zapisać dziecko do szkoły i zaoszczędzić jeszcze trochę!
1. Samorząd zaoszczędzi - będzie więcej na premie dla urzędników.
2. Dziecko pójdzie szybciej do pracy i będzie musiało dłużej pracować. - Państwo zaoszczędzi.
3. Rodzice zaoszczedza- Mogą wydać na wakacje, nowy tv albo coś równie wspaniałego.
Ktoś jeszcze wątpi o co w tym chodzi ? Dodam że minusami mogę sypać jak z rękawa.
Jak komuś 500 zł na dziecko nie wystarcza to czym prędzej powinien zapisać dziecko do szkoły i zaoszczędzić jeszcze trochę!
Na tyle jest zabraniem dzieciństwa, że w 4 czwartej klasie bedzie tyle lekcji, że już trudno bedzie o zabawy na podwórku po lekcjach jak w pierwszych klasach, trudno o spotkania z kolegami w tygodniu bo nie będzie na to czasu. I niektóre dzieci z tą beztroską pożegnają się w wieku 10 a inne w wieku 9 lat. A do takiej beztroski powrotu już nie będzie, bo obowiązków bedzie tylko więcej.
Że tak się wtrącę... GDZIE są te wszystkie beztroskie 10-latki na podwórkach? Ostatnio dużo spaceruję i ekstremalnie rzadko widuję dzieciaki w tym wieku na podwórkach, placach zabaw czy boiskach. Czyżby jednak siedziały w domu przed TV, tabletem i kompem? No to rzeczywiście, tyyyyle beztroskiego dzieciństwa im zabierzecie...
Ehhh. Jak to się czasy zmieniły.
Ja zaczęłam odczuwać "ciężar lekcji" dopiero w 8mej klasie jak się przygotowywałam do testów do liceum, potem odczuwalnie więcej uczyłam się do matury a tak to miałam czas i na spotkania z koleżankami jak i na zabawę na podwórku/boisku.
A teraz? Już od pierwszych klas na nic czasu nie ma?
Za to na codzienne dodatkowe balety i francuskie czas się znajdzie?
I wszystko pięknie - tylko dlaczego wciąż się mówi o spadku poziomu wiedzy absolwentów - skoro oni cały czas się uczą?
Ja zaczęłam odczuwać "ciężar lekcji" dopiero w 8mej klasie jak się przygotowywałam do testów do liceum, potem odczuwalnie więcej uczyłam się do matury a tak to miałam czas i na spotkania z koleżankami jak i na zabawę na podwórku/boisku.
A teraz? Już od pierwszych klas na nic czasu nie ma?
Za to na codzienne dodatkowe balety i francuskie czas się znajdzie?
I wszystko pięknie - tylko dlaczego wciąż się mówi o spadku poziomu wiedzy absolwentów - skoro oni cały czas się uczą?
Wypowiem się jako mama uczennicy 4 klasy, która poszła jako 6-latka do szkoły. W klasie było trzech uczniów 6-letni, reszta to 7-latki. Nie znała się z nikim, gdyż poszła do szkoły spoza rejonu.
Adaptacja do lekcji/ławek/rytmu - bez większych problemów. Jeśli wychowawcą jest pedagog z powołania a nie z musu, to zrobi wszystko, by ta adaptacja przeszła płynnie. Poza tym dużo w domu rozmawialiśmy o szkole.
Szkoła - obiady jedzone na końcu, by pierwszaków nie ponaglały starsze grupy. Świetlica - zawsze była dobra opieka, maluchów brało się często do mniejszej sali, by nie czuły się przytłoczone. Spora kadra na świetlicy i jak pogoda ładna to dzieciaki na placu zabaw albo na boisku czas spędzały.
4 klasa - owszem jest pewna przepaść, dużo z córką w domu rozmawiałam, że teraz jest inaczej, że więcej systematyczności jest potrzebne. Pierwszy semestr słabszy, bo średnia 5,1 ale widzę, że w drugim semestrze wzięła się do systematycznej nauki. - nie jest kujonem i otwarcie mówi, że nie lubi się uczyć :)
Podsumowanie - oczywiście zależy od dziecka. Podpytaj nauczyciela z przedszkola co on uważa, czy emocjonalnie da radę.
Adaptacja do lekcji/ławek/rytmu - bez większych problemów. Jeśli wychowawcą jest pedagog z powołania a nie z musu, to zrobi wszystko, by ta adaptacja przeszła płynnie. Poza tym dużo w domu rozmawialiśmy o szkole.
Szkoła - obiady jedzone na końcu, by pierwszaków nie ponaglały starsze grupy. Świetlica - zawsze była dobra opieka, maluchów brało się często do mniejszej sali, by nie czuły się przytłoczone. Spora kadra na świetlicy i jak pogoda ładna to dzieciaki na placu zabaw albo na boisku czas spędzały.
4 klasa - owszem jest pewna przepaść, dużo z córką w domu rozmawiałam, że teraz jest inaczej, że więcej systematyczności jest potrzebne. Pierwszy semestr słabszy, bo średnia 5,1 ale widzę, że w drugim semestrze wzięła się do systematycznej nauki. - nie jest kujonem i otwarcie mówi, że nie lubi się uczyć :)
Podsumowanie - oczywiście zależy od dziecka. Podpytaj nauczyciela z przedszkola co on uważa, czy emocjonalnie da radę.
Tak, czasy się zmieniły. Nie wiedziałabym jak bardzo, gdybym nie miała dziecka w tym wieku. Ja też nie odczuwałam "ciężaru lekcji" w 4 klasie ale na przykładzie mojego dziecka wiem, że teraz jest inaczej. Lekcji zadanych ma sporo. Świetnie sobie radzi w szkole, jest w ścisłej czołówce klasy ale to kosztuje dużo czasu. Zdecydowanie więcej niż w klasach 1-3. Zajęć dodatkowych popołudniowych ma - sztuk 1! (dwa razy w tygodniu) i na tych zajęciach o wiele bardziej zależy mojemu dziecku niż mnie.
Dzieci nie sa widoczne na podwórkach? Nie są. Ale to też nie znaczy, że wszystkie bez wyjątku siedzą tylko przed tv czy z telefonem w ręku. Ja odczułam różnice między klasami 1-3 a starszymi. Wcześniej potrafiliśmy czasami w tygodni po lekcjach pójść na spacer, podjechać nad morze, pójść do kina (bo w tygodniu bilety tańsze :)), czy spotkać się ze znajomymi i rzeczywiście nie było moich dzieci na dworze. Ale jak było ciepło, to bawiły się pod blokiem. Teraz to jest już niemozliwe, wszystkie atrakcje są dostępne jedynie w weekend.
A że jest spadek poziomu wiedzy wśród młodzieży, to tak rzeczywiście jest. Być może jest to wina źle ułożonych programów nauczania ale właśnie wg nich nasze dzieci są teraz uczone i wg nich rozliczane z wiedzy. Pewnie są przeładowane, pewnie skupione są na przyswajaniu wiedzy a nie zdobywaniu umiejętności ale skutek jest taki, że pochłaniają dużo czasu dzieci. Ilość nie zawsze oznacza jakości.
Dzieci nie sa widoczne na podwórkach? Nie są. Ale to też nie znaczy, że wszystkie bez wyjątku siedzą tylko przed tv czy z telefonem w ręku. Ja odczułam różnice między klasami 1-3 a starszymi. Wcześniej potrafiliśmy czasami w tygodni po lekcjach pójść na spacer, podjechać nad morze, pójść do kina (bo w tygodniu bilety tańsze :)), czy spotkać się ze znajomymi i rzeczywiście nie było moich dzieci na dworze. Ale jak było ciepło, to bawiły się pod blokiem. Teraz to jest już niemozliwe, wszystkie atrakcje są dostępne jedynie w weekend.
A że jest spadek poziomu wiedzy wśród młodzieży, to tak rzeczywiście jest. Być może jest to wina źle ułożonych programów nauczania ale właśnie wg nich nasze dzieci są teraz uczone i wg nich rozliczane z wiedzy. Pewnie są przeładowane, pewnie skupione są na przyswajaniu wiedzy a nie zdobywaniu umiejętności ale skutek jest taki, że pochłaniają dużo czasu dzieci. Ilość nie zawsze oznacza jakości.
Ale zgodzę się z tym, że teraz coraz więcej dzieci spędza czas wśród elektroniki, co nie znaczy że wszystkie. Moje młodsze dziecko jest w 2 klasie i nie może zrozumieć, czemu nie ma telefonu komórkowego. Nie ma, bo nie potrzebuje. Dostanie dopiero wtedy, jak będzie samo jeździło do szkoły. Dziecko się buntuje bo przecież wszystkie pozostałe dzieci w klasie telefon mają. To, że dzieci już w najmlodszych klasach nie mają czasu na zabawy na podwórku, jest często wina rodziców, którzy bardzo szybko podsuwają dzieciom tablety, telefony i są jeszcze dumni, że ich pociechy tak szybko wszystko "łapią" w tej dziedzinie.
moja córka sześciolatka w pierwszej klasie ma bardzo wymagającą panią, którą lubi, sprawdziany mają raz w tygodniu, dużo się muszą uczyć,
ona poszła do pierwszej klasy, bo musiała, ale nie wiedziałam, że tak dużo się trzeba uczyć,
z drugiej strony - jest mózg się musi intensywnie teraz rozwijać;
wydaje mi się, że jeśli dziecko zna literki, zaczyna czytać, manualnie jest rozwinięte (ogromna ilość szlaczków!), cokolwiek dodaje, to może iść do pierwszej klasy, bo będzie się dalej rozwijać,
ale jeśli nie zna literek, nie potrafi malować szlaczków, to szkoda jego zapału
ona poszła do pierwszej klasy, bo musiała, ale nie wiedziałam, że tak dużo się trzeba uczyć,
z drugiej strony - jest mózg się musi intensywnie teraz rozwijać;
wydaje mi się, że jeśli dziecko zna literki, zaczyna czytać, manualnie jest rozwinięte (ogromna ilość szlaczków!), cokolwiek dodaje, to może iść do pierwszej klasy, bo będzie się dalej rozwijać,
ale jeśli nie zna literek, nie potrafi malować szlaczków, to szkoda jego zapału