Odpowiadasz na:

Moja praca jest mówiąc ogólnikowo świetna, przynajmniej biorąc pod uwagę to co miałam wcześniej. Zarówno pod względem personalnym jak i finansowym, choć może wypłata nie jest jakaś powalajaca, ale... rozwiń

Moja praca jest mówiąc ogólnikowo świetna, przynajmniej biorąc pod uwagę to co miałam wcześniej. Zarówno pod względem personalnym jak i finansowym, choć może wypłata nie jest jakaś powalajaca, ale znając rynek pracy - jest całkiem dobra jak na obecne warunki. Nie patrzę w pracy na zegarek, nie mam na to czasu. Pracuję z dokumentami, z ludźmi i często jest tak, że 8 godzin mija mi jak z bicza strzelił, a zadań zostaje na następny dzień. I tu jest pies pogrzebany. Po pierwsze po takim dniu jestem tak wykończona psychicznie, że w domu właściwie nie mam już na nic ochoty - chwile odpocznę, zjem obiad, ogarnę jakieś domowe d*perele i właściwie mam juz tylko ochotę iść spać. Okres przedświąteczny był dla mnie polem bitwy. Do tego ilość obowiązków i specyfika mojego stanowiska przekłada się na to, że jest bardzo niewiele okazji, żeby wziąć urlop. W ub. roku byłam na kilku dniach l4 bo okropnie się przeziębiłam i nie byłam w stanie normalnie funkcjonować - ilość papierów i spraw jakie się nagromadziły przez te 3 dni dobiła mnie. Dodam, że nie obijam się, nie mam na to czasu, wszystkie obowiązki i sprawy organizuję tak, żeby jak najszybciej je ogarnąć. Nie mogę pozwolić sobie na zaległości. Sklamałabym, gdybym powiedziała, że umiejętnośc bycia wielozadaniową w jakiś sposob nie daje mi satysfakcji, szkoda tylko że ta super organizacja bierze w łeb, gdy przekraczam próg mieszkania i mam tak naprawdę ochotę usiąść, napić się spokojnie kawy... i mamy już 18, obiad koło 19 i dzień z głowy. Kolejny dzień. I tak w kółko.

Miałam długą przerwę przed podjęciem tej pracy, pracowałam w zupełnie innej branży, która dawała mi dowolność w organizacji czasu praca/dom, z której zrezygnowałam ze względów zdrowotnych. Zrobiłam sobie przerwę na odpoczynek i obawiałam się, czy wracając "na stare śmieci" poradzę sobie. Poradziłam. Odbudowało to moje poczucie wartości, inni patrzą na mnie "inaczej". Jednak ucierpiały moje relacje ze znajomymi, na których nie mam za bardzo czasu a czasem ochoty, przerwałam zabawę w rozwijanie mojego hobby jakim było szycie, zrezygnowałam z fitnesu, na którym wcześniej byłam przynajmniej 4x w tygodniu.
Wiem, że się nie zrozumiemy - podziwiam to, że pracujesz i udaje Ci się ogarnąć swoje sprawy i robisz to z optymizmem, znam takie osoby i w duchu bardzo im zazdroszczę. Mnie ta sytuacja przytłacza. Myślałam, że wszystko sobie fajnie zorganizuję, ale od roku nie daję rady.
Praca to nie tylko 8 godzin. Wstaję o 6, bo muszę jeszcze dojechać, gdy wracam jest już 17, tak jak pisałam zazwyczaj jestem zmęczona i koło 22 nie do życia. I mimo satysfakcji z wykonanych zadań, moje zadowolenie z jakości mojego prywatnego zycia leży na łopatach.
Większość czasu zabiera praca. Czas spędzony w pracy, czas jaki trzeba poświęcić na przygotowanie się, na dojazdy plus samopoczucie, jakie przynosisz do domu gdy wiesz, że doba nie jest z gumy i znowu nie zrobisz tego, na co masz ochotę. Tak na prawdę żyjemy po to, żeby pracować a nasze sprawy prywatne są tylko dodatkiem.
Szczerze mówiąc od jakiegos czasu mam zamiar zrezygnować, zająć sie sobą, nami,naszymi sprawami. O ile wcześniej przejmowałam się tym, że rodzice będą gadać, że znajomi będą krzywo patrzeć o tyle teraz mam juz tak serdecznie dość tego stanu w jakim jestem, że jest mi wszystko jedno.
I jeszcze coś - założyłam ten temat nazywając go "nie chce mi się pracować" - to nie jest prawda. Paradoksalnie lubię moją pracę i lubię wyzwania jakie przede mną stawia, nie odpowiada mi natomiast to, że poświęcam jej tyle czasu że właściwie na moje prywatne sprawy nie zostaje za dużo czasu ani energii. Powinnam go raczej nazwać "Mam dobra pracę, ale jestem nieszczęśliwa i sfrustrowana"

zobacz wątek
5 lat temu
~- zielona herbata -

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry