Odpowiadasz na:

Re: nie przyjemny kardiolog -dr.Sabiniewicz

Postaram się opisać sytuację, w której spotkałam się z dr Sabiniewiczem, a czytającym zostawię opinię. Nie mam wykształcenia medycznego więc na nic moje wywody nt. medycznych poczynań owego... rozwiń

Postaram się opisać sytuację, w której spotkałam się z dr Sabiniewiczem, a czytającym zostawię opinię. Nie mam wykształcenia medycznego więc na nic moje wywody nt. medycznych poczynań owego Doktora. Moje niespełna roczne dziecko trafia do szpitala poza Gdańskiem. Tam zostaje mu zrobione EKG (przyspieszony puls-około 200 ud/min, rytm zatokowy). Zostaje na moją prośbę wypisane (ponieważ szpital w Gdańsku był bliżej naszego miejsca zamieszkania). Kardiolog zgadza się na przejazd naszym samochodem do szpitala w Gdańsku ponieważ według niego nie ma zagrożenia życia i bezpośredniego zdrowa dziecka. W rezultacie trafiamy po około 5 godzinach od EKG na dyżur dr Sabiniewicza. Staram się wytłumaczyć najlepiej jak potrafię dlaczego się znalazłam tutaj z dzieckiem - opowiadam całą historię choroby (w dużym skrócie napady wysokiego pulsu do tego powiedzmy brak kontaktu z dzieckiem 7 godzin wcześniej - prawdopodobnie związane z niewydolnością krążeniową). Dr mówi, że w tym szpitalu, w którym byłam nie ma kardiologa i pyta skąd wiem, że to był kardiolog - właściwie nie pyta tylko krzyczy. Prosi, żebym uspokoiła płaczące roczne dziecko - ale właściwie nie było szans na uspokojenie bąbla pomiędzy krzykami doktora. Dr każe mi zostawić dziecko (teraz już wyje i się zanosi) pielęgniarkom i prosi mnie do swojego pokoju. Rozmawiamy - właściwie niewiele pamiętałam z tej rozmowy, dźwięczy mi w uszach do teraz stwierdzenie Dr, że w takim stanie moje dziecko nie przeżyje nocy. Jeszcze może kilka mądrych informacji utkwiło mi w pamięci - ale te czysto medyczne, więc dla opisu osoby lekarza mało istotne. W tej sekundzie "umarłam", lekko ciepła popędziłam do dziecko - dalej wyje i się zanosi - jakby ktoś pytał co robi roczne dziecko głodne, wystraszone i bez mamy. Dziecko dostaje dożylnie lekarstwo, panie pielęgniarki poklepują po ramieniu i cichutko szepcą, że ten lekarz tak ma (no a co mają robić innego). Lekarstwo pomaga (nie mogę napisać, że później okaże się, że nie wiadomo czy pomogło lekarstwo...), dziecko jest monitorowane - poza tym, że następnego dnia puls jest jeszcze podwyższony to nic się złego nie dzieje. A przy wypisie (na 3 dobę) słyszę - konkludując - co za wariat przysyła dziecko z infekcją na oddział kardiologiczny (!?) Do tej pory bąbel nie jest zdiagnozowany, tylko ja biegam ze stetoskopem i mierze puls o każdej porze dnia i nocy. Tej nocy Dr dał mi szkołę PRAWDZIWEGO ŻYCIA! Jeśli ktoś ma ochotę na taką szkołę to bardzo proszę wprost do Dra.

zobacz wątek
11 lat temu
abucz

Odpowiedź

Autor

Ogłoszenie
Polityka prywatności
do góry