Post dany 4 lata temu, a dyskusja trwa nadal.
Jako nauczycielka, pedagog, rozumiem dzieci i ich potrzeby. Sama pracowałam w przedszkolu, a teraz pracuję w szkole. Lubię dzieci i naprawdę mam...
rozwiń
Post dany 4 lata temu, a dyskusja trwa nadal.
Jako nauczycielka, pedagog, rozumiem dzieci i ich potrzeby. Sama pracowałam w przedszkolu, a teraz pracuję w szkole. Lubię dzieci i naprawdę mam wiele cierpliwości do nich. W mojej szkole są dzieci trudne, aroganckie, z problemami, na lekach. Lubią mnie, a ja ich. Radzimy sobie wspólnie. A po co o tym piszę? Bo chciałabym pokazać, że praca z dziećmi jest moją pasją, była zanim zaczęłam się kształcić w tym kierunku.
Mieszkam w bloku, niestety nie stać mnie na domek. Kupiłam parter, ponieważ jestem osobą aktywną. Ćwiczę, mam w mieszkaniu małą siłownię. Nie skaczę pajacyków :) ale faktycznie lubię wszelkie ćwiczenia związane z tańcem i dlatego kupiłam parter. Jak jest pogoda to biegam, spaceruję. Poza domem. Pytałam sąsiadów mieszkających obok mnie (jedna rodzina) czy słychać moje ćwiczenia? Nie słychać.
Zawsze używam słuchawek. Do czego zmierzam?
Mam nad sobą "rodzinkę na swoim" 500+ Z małym chłopcem, który (oczywiście) biega, skacze, wyje, odbija się od ścian. Mama nie pracuje, bo zajmuje się córeczką, około roczną. Małej jeszcze nie słychać. Chłopiec nie chodzi do przedszkola, bo nie chce. Gania po mieszkaniu i bardzo tupie. Akurat po wszystkich moich pomieszczeniach, nawet w WC. Z sufitu podwieszanego wypadają mi lampy, spadają obrazki ze ścian. Codziennie mam łomot w całym mieszkaniu. Wracam z pracy około 19:00. Prosiłam wielokrotnie sąsiadkę, pisałam liściki (uprzejme, z humorem, miłe) o ciszę po 19:00, mniej skoków i biegów. Może bajka, rysunki, gra? A nie dmuchana piłka fitnes i skoki. Niestety. Sąsiadka uznała, że hałas mi przeszkadza, bo ... mieszam sama (i łatwiej mnie zlekceważyć). Poza tym taki akurat jest układ mieszkania, że synek biega tam gdzie ja mieszkam. I tyle.
Złożyłam skargę do administracji, prosząc jedynie o zwrócenie uwagi. Nic to nie dało.
Najgorsze są weekendy. Trzeba wyjść z domu. Spacer (dla zdrowia, oczywiście), sklepy, koleżanki, dom rodziców. Nie można pospać, poczytać, obejrzeć film. łomot i tupanie, non stop. W długi miniony już weekend (czyli do 6 stycznia, piątek) były spore mrozy, -15, -17 w dzień. Jak wyjść? Zamarznąć na ławce? Ludziom głowę zawracać, bo we własnym mieszkaniu cały dzień ryki i tupanie?
Owszem, nie do późnej nocy, zwykle do 21:00, ale codziennie. A weekendy najgorsze.
Około 70 dzieci mam pod swoją opieką, 7-11 lat. Krzyki, piski, śmiechy. Lubię to. Bardzo. Ale wracam do domu z głową jak bania, a walenie i tupanie, piski i wycie witają mnie już na klatce schodowej.
Uwierzcie, Ci, którzy bronicie mam i dzieci. Nawet dla kogoś o wielkiej sympatii i zrozumieniu dla dzieci może to zamęczyć, że płakac się chce z bezsilności.
Myślę o wyprowadzce. Szkoda mi mieszkania, moje pierwsze, nowe, z takim trudem kupione i wykończone.
zobacz wątek
7 lat temu
~Koala z Warszawy