Widok
Stworku
biedna Ty Niebogo
Nie chcesz być tu
dla nikogo?
A dlaczego?
I przez kogo ?
Bedziesz w innym miejscu
, w blogu?
W tym rózowym
jak różyczka?
Och juz płacze : - (
Nie chce "patków" Ci
rozdawać,
I w Twych ząbkach
pozostawać : - (
Nie idz nigdzie tak
daleko,
bo mnie bedzie Ciebie
brak : - (
Oj Ty moja
Ty Niebogo...
Brak mi Ciebie
Już mi
Brak : - (
Nie chcesz być tu
dla nikogo?
A dlaczego?
I przez kogo ?
Bedziesz w innym miejscu
, w blogu?
W tym rózowym
jak różyczka?
Och juz płacze : - (
Nie chce "patków" Ci
rozdawać,
I w Twych ząbkach
pozostawać : - (
Nie idz nigdzie tak
daleko,
bo mnie bedzie Ciebie
brak : - (
Oj Ty moja
Ty Niebogo...
Brak mi Ciebie
Już mi
Brak : - (
"Pieśń O Toksycznej Niani"
Nieniejszym zaznaczam, że piosenka nie jest aluzją do nikogo ani do niczego w tym Hyde Parku, a przytoczenie jej wynika tylko z mojej potrzeby delektowania sie czarnym humorem w dobrym stylu.
Trzej chłopcy (sentymentalnie) :
Gdy wspominam lata dziecięce
Tamte czasy beztroskie i słodkie
Przed oczyma staje niezmiennie
Nasza siwa niania Awdodia
Przychodziła razem ze zmierzchem
Siadywała na łóżka skraju
I kołderką nas otuliwszy
Tak na dobranoc bajała.....
Niania (bawiąc sie kłębkiem czarnej wełny):
Żył w Astrachaniu pewien kowal
Było mu - Fiodor, łotr jakich mało
Pił, bił, grał w karty, a grze kantował,
Kradł, no i gwałcił co się dał
Szpetny ci był ten kowal fiodor
Pysk cały w bliznach, a grzbiet z garbem
Jedno miał ucho, jedną nogę
W dodatku trzymał je w lombardzie
Mówią, ze kowal w wodach Wołgi
Ukrył swych czterech synów ciała
Żonę siekierą zaś porąbał
I schował ją do samowara
Tak, tak....
Żonę siekierą zaś porąbał
I schował ją do samowara!
Trzej chłopcy (trochę niepewnie):
Gdy wspominam lata dziecięce
Tamte czasy beztroskie i słodkie
Przed oczyma staje niezmiennie
Nasza siwa niania Awdodia
Przychodziła razem ze zmierzchem
Siadywała na łóżka skraju
I kołderką nas otuliwszy
Tak na dobranoc bajała.....
Niania:
Pamiętam jake była młoda
Grasowała tu banda cyganów
Rozbój, pożary, grabież i zbrodnia
Z takich to czynów bandę znano
A w ich taborze, zmiłuj się Boże
Nierząd, rozpusta, dzikie orgie
Ponoć herszt bandy dzielił łoże
Ze swym stepowym gniadym koniem!
Cyganom tym szczególnie bliskie
Było rzemiosło porywania
Co jest najgorsze zaś w tym wszystkim
Znów w okolicy ich widziano
Tak, tak...
Co jest najgorsze zaś w tym wszystkim
Znów w okolicy ich widziano....
Trzej chłopcy (bardzo niepewnie, jąkając się):
Gddd- dy wwspominam lata dzi-dziecięce
Tamte cz-czasy bbbeztroskie i sł-łodkie
Pprzed oczyma staje nie-niezmiennie
Na-nasza siwa niania Aaaa-aaawdodia
Przy-przychodziła razzzem ze z-zzmierzchem
Sia-siaddywała na łóżka sss-ssss-ss-kraju
I kołderką ko-ko-ko-kołderką nas otuliwwszy
Ta-takk na do-dobranoooc bajała.....
Niania (zupełnie nie dostrzegając chłopięcego przerażenia):
W tym domu, wiecie, dwa kroki stąd
Naprzeciw szewca Matara
Ciągle coś wyje, wyje wciąż
Jak zarzynana ofiara
Podobno wiedźma mieszka tam
Z kotem co krew ludzką pije
A już najbardziej lubi drań
Krew dzieci, taka mu sprzyja
Słyszałam kiedyś, powtarzać strach
Że bywa u wiedźmy sam diabeł!
Ten znowu inną fantazję ma:
Mózgi chłopcom wyjada!!!
Tak, tak...
Ten znowu inną fantazję ma:
Mózgi chłopcom wyjada...
Trzej chłopcy:
................(przerażeni do granic)
Niana:
Śpicie....?
Trzej chłopcy:
(z zapałem kiwają głowami)
Niania (z rozrzewnieniem, a potem pobłażaniem):
Śpią.... Łobuziaki....O, hi hi...(pokazuje małą, wisielczą pętelkę, którą zrobiła z czarnej włóczki)
Trzej chłopcy (sentymentalnie) :
Gdy wspominam lata dziecięce
Tamte czasy beztroskie i słodkie
Przed oczyma staje niezmiennie
Nasza siwa niania Awdodia
Przychodziła razem ze zmierzchem
Siadywała na łóżka skraju
I kołderką nas otuliwszy
Tak na dobranoc bajała.....
Niania (bawiąc sie kłębkiem czarnej wełny):
Żył w Astrachaniu pewien kowal
Było mu - Fiodor, łotr jakich mało
Pił, bił, grał w karty, a grze kantował,
Kradł, no i gwałcił co się dał
Szpetny ci był ten kowal fiodor
Pysk cały w bliznach, a grzbiet z garbem
Jedno miał ucho, jedną nogę
W dodatku trzymał je w lombardzie
Mówią, ze kowal w wodach Wołgi
Ukrył swych czterech synów ciała
Żonę siekierą zaś porąbał
I schował ją do samowara
Tak, tak....
Żonę siekierą zaś porąbał
I schował ją do samowara!
Trzej chłopcy (trochę niepewnie):
Gdy wspominam lata dziecięce
Tamte czasy beztroskie i słodkie
Przed oczyma staje niezmiennie
Nasza siwa niania Awdodia
Przychodziła razem ze zmierzchem
Siadywała na łóżka skraju
I kołderką nas otuliwszy
Tak na dobranoc bajała.....
Niania:
Pamiętam jake była młoda
Grasowała tu banda cyganów
Rozbój, pożary, grabież i zbrodnia
Z takich to czynów bandę znano
A w ich taborze, zmiłuj się Boże
Nierząd, rozpusta, dzikie orgie
Ponoć herszt bandy dzielił łoże
Ze swym stepowym gniadym koniem!
Cyganom tym szczególnie bliskie
Było rzemiosło porywania
Co jest najgorsze zaś w tym wszystkim
Znów w okolicy ich widziano
Tak, tak...
Co jest najgorsze zaś w tym wszystkim
Znów w okolicy ich widziano....
Trzej chłopcy (bardzo niepewnie, jąkając się):
Gddd- dy wwspominam lata dzi-dziecięce
Tamte cz-czasy bbbeztroskie i sł-łodkie
Pprzed oczyma staje nie-niezmiennie
Na-nasza siwa niania Aaaa-aaawdodia
Przy-przychodziła razzzem ze z-zzmierzchem
Sia-siaddywała na łóżka sss-ssss-ss-kraju
I kołderką ko-ko-ko-kołderką nas otuliwwszy
Ta-takk na do-dobranoooc bajała.....
Niania (zupełnie nie dostrzegając chłopięcego przerażenia):
W tym domu, wiecie, dwa kroki stąd
Naprzeciw szewca Matara
Ciągle coś wyje, wyje wciąż
Jak zarzynana ofiara
Podobno wiedźma mieszka tam
Z kotem co krew ludzką pije
A już najbardziej lubi drań
Krew dzieci, taka mu sprzyja
Słyszałam kiedyś, powtarzać strach
Że bywa u wiedźmy sam diabeł!
Ten znowu inną fantazję ma:
Mózgi chłopcom wyjada!!!
Tak, tak...
Ten znowu inną fantazję ma:
Mózgi chłopcom wyjada...
Trzej chłopcy:
................(przerażeni do granic)
Niana:
Śpicie....?
Trzej chłopcy:
(z zapałem kiwają głowami)
Niania (z rozrzewnieniem, a potem pobłażaniem):
Śpią.... Łobuziaki....O, hi hi...(pokazuje małą, wisielczą pętelkę, którą zrobiła z czarnej włóczki)
Buty...
Gdy kobieta idzie do pracy ubiera się w wełniany kostium od Mondiego i wkłada Reeboki albo wkłada buty pasujące do kostiumu i plastikowej torby od Sacksa.
Kiedy wchodzi do pracy, wkłada eleganckie buty, aby pięć minut później zrzucić je gdy siedzi już za biurkiem i jej nogi są niewidoczne. Mężczyźni noszą jedną parę butów przez CAŁY dzień.
Kiedy wchodzi do pracy, wkłada eleganckie buty, aby pięć minut później zrzucić je gdy siedzi już za biurkiem i jej nogi są niewidoczne. Mężczyźni noszą jedną parę butów przez CAŁY dzień.
Pod niebem
Pod niebem pełnym cudów
Nieruchomieję znów
Właśnie pod takim niebem
Wciąż nie wiem czego nie wiem
Światło z kolejnym świtem
Ciągle nazywam życiem
Które spokojnie toczy
Swą nieuchronność nocy
Ten błękit snów i pragnień
Niejeden z nas odnajdzie
A niech by zaszedł za daleko
Pewnie zostanie tam...
Pod cudnym niebem jeszcze
Każdy choć jedno miejsce
Być może ma i chwilę
Gdy godnie ją przeżyje
Bo nie ma co w marzeniach
Spełnia się albo zmienia
Skłonni jesteśmy szukać
Do bram jego ciężkich pukać
Ten błękit snów i pragnień
Niejeden z nas odnajdzie
A niech by zaszedł za daleko
Pewnie zostanie tam...
Spójrz gwiazdy matowieją
I niczym się nie mienią
Zwykliśmy je zaklinać
I szczęście swoje mijać
Bo w niebie, z którego dotąd
Nie wrócił nikt...bo po co
Wieczna sączy się struga
Przyjemnej wiary w cuda
Ten błękit snów i pragnień
Niejeden z nas odnajdzie
A niech by zaszedł za daleko
Pewnie zostanie sam...
Nieruchomieję znów
Właśnie pod takim niebem
Wciąż nie wiem czego nie wiem
Światło z kolejnym świtem
Ciągle nazywam życiem
Które spokojnie toczy
Swą nieuchronność nocy
Ten błękit snów i pragnień
Niejeden z nas odnajdzie
A niech by zaszedł za daleko
Pewnie zostanie tam...
Pod cudnym niebem jeszcze
Każdy choć jedno miejsce
Być może ma i chwilę
Gdy godnie ją przeżyje
Bo nie ma co w marzeniach
Spełnia się albo zmienia
Skłonni jesteśmy szukać
Do bram jego ciężkich pukać
Ten błękit snów i pragnień
Niejeden z nas odnajdzie
A niech by zaszedł za daleko
Pewnie zostanie tam...
Spójrz gwiazdy matowieją
I niczym się nie mienią
Zwykliśmy je zaklinać
I szczęście swoje mijać
Bo w niebie, z którego dotąd
Nie wrócił nikt...bo po co
Wieczna sączy się struga
Przyjemnej wiary w cuda
Ten błękit snów i pragnień
Niejeden z nas odnajdzie
A niech by zaszedł za daleko
Pewnie zostanie sam...
Nagrody Darwina
Nagrody Darwina upamiętniają osoby, które przyczyniły się do przetrwania naszego gatunku w długiej skali czasowej, eliminując swoje geny z puli genów ludzkości w nadzwyczaj idiotyczny sposób. Historie te opowiadają o rzeczywistych błędach, za które zapłacili życiem ci, którzy je popełnili.
Francuz, Jacques LeFevier postanowił popełnić samobójstwo. Aby mieć pewność, że próba samobójcza się powiedzie stanął na urwisku i przywiązał kamień do szyi. Następnie wypił truciznę i podpalił swoje ubranie. Próbował nawet zastrzelić się podczas skoku, ale kula chybiła przecinając linę z kamieniem. Woda morska, do której wpadł niedoszły samobójca, ugasiła ogień, a zalewając usta, spowodowała wymioty, które usunęły truciznę z żołądka. Jacques został wyciągnięty z wody przez rybaków i odwieziony do szpitala, gdzie zmarł z powodu wychłodzenia organizmu.
Francuz, Jacques LeFevier postanowił popełnić samobójstwo. Aby mieć pewność, że próba samobójcza się powiedzie stanął na urwisku i przywiązał kamień do szyi. Następnie wypił truciznę i podpalił swoje ubranie. Próbował nawet zastrzelić się podczas skoku, ale kula chybiła przecinając linę z kamieniem. Woda morska, do której wpadł niedoszły samobójca, ugasiła ogień, a zalewając usta, spowodowała wymioty, które usunęły truciznę z żołądka. Jacques został wyciągnięty z wody przez rybaków i odwieziony do szpitala, gdzie zmarł z powodu wychłodzenia organizmu.
Szklany człowiek
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
A czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart
I zapominać chcę tak często jak się da
Że nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
Ty pilnuj moich snów i przychodź kiedy chcesz
Te chwile z moich dni do jednej dłoni zbierz
I nie pocieszaj mnie i tak tu będę stał
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
A czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart
I zapominać chcę tak często jak się da
Że nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
Ty pilnuj moich snów i przychodź kiedy chcesz
Te chwile z moich dni do jednej dłoni zbierz
I nie pocieszaj mnie i tak tu będę stał
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
Chcę umrzeć..chciałbym umrzeć!!!!! przy Tobie....
Nie na krześle, nie we śnie, nie w spokoju i nie w dzień, nie chcę łatwo, nie za sto lat, nie bez bólu i nie w domu, nie chcę szybko, nie chcę młodo, nie szczęśliwie i wśród bliskich CHCIAŁBYM UMRZEĆ Z MIŁOŚCI!!! Jak to zrobić??? Proszę przyjdź kiedy chcesz.......
JLM
Umrzeć z miłości? To nie aż takie trudne jeśli np. ma się słabe serce. Myślę, że wielu bogatych staruszków zeszło z tego świata nieco wcześniej niż by to wynikało z Warunków Ogólnych, żeniąc się z młodymi, pięknymi, pełnymi temperamentu kobietami. Historie alkowy skrywają jak sądzę więcej niż się wydaje takich przypadków śmierci z powodu nadmiaru miłości.
Akebono
jako Stworek mam ograniczony wybór. Właściwie słowo "wybór" w ogóle nie powinno tu paść, bo w tej sytuacji jest pustym terminem. Nie mam go. Stojąc jako Stworek przed wyborem między opcją nudno-zwykło-szarą: "Urlop" a stworko-radośnie-makabryczną: "Połamane Paluszki", wolę sama pogłaskać się pod włos, niz wybrać tę pierwszą.
Wolna wola? Jaka wolna wola? Jednym z łańcuchów skuwających wolę jest zatem poczucie własnej tożsamości.
Wolna wola? Jaka wolna wola? Jednym z łańcuchów skuwających wolę jest zatem poczucie własnej tożsamości.
A to to dla Gorzkiej Prawdy >;)
Powiedzmy, że facetowi imieniem Roger, podoba się kobieta, nazwijmy ją Elaine. Zaprasza ją do kina; ona się zgadza; spędzają razem miły wieczór. Kilka dni później proponuje jej obiad w restauracji i znów oboje są zadowoleni. Zaczynają się spotykać regularnie i żadne z nich nie widuje się z nikim innym. Aż któregoś wieczoru w samochodzie, Elaine zauważa:
- A wiesz, że dziś mija dokładnie sześć miesięcy odkąd się spotykamy?
W samochodzie zapada cisza. Dla Elaine wydaje się ona strasznie głośna...
Dziewczyna myśli: "Kurcze, może nie powinnam była tego mówić. Może on nie czuje się dobrze w naszym związku. Może sądzi, że próbuję na nim wymusić jakieś zobowiązania, których on nie chce, albo na które nie jest jeszcze gotowy."
A Roger myśli: "O rany. Sześć miesięcy."
Elaine myśli: "Ale zaraz, ja sama nie jestem pewna, czy chcę takiego związku. Czasami chciałabym mieć więcej przestrzeni, więcej czasu, żebym mogła przemyśleć, co chcę dalej zrobić z tym związkiem. Czy ja naprawdę chcę, żebyśmy posuwali się dalej...? W zasadzie... do czego my dążymy? Czy tylko będziemy się nadal spotykać na tym poziomie intymności? Czy może zmierzamy ku małżeństwu? Ku dzieciom? Ku spędzeniu ze sobą całego życia? Czy ja jestem już na to gotowa? Czy ja go właściwie w ogóle znam?"
Roger: "czyli... to był... zobaczmy... czerwiec, kiedy zaczęliśmy się umawiać, zaraz po tym, jak odebrałem ten samochód, a to znaczy... spójrzmy na licznik... Cholera, już dawno powinienem zmienić olej!"
Elaine: "Jest zmartwiony. Widzę to po jego minie. Może to jest zupełnie inaczej? Może on oczekuje czegoś więcej - większej intymności, większego zaangażowania... Może on wyczuł - jeszcze zanim sama to sobie uświadomiłam - moją rezerwę. Tak, to musi być to. To dlatego on tak niechętnie mówi o swoich uczuciach. Boi się odrzucenia..."
Roger: "I muszą jeszcze raz sprawdzić pasek klinowy. Cokolwiek te bałwany z warsztatu mówią, on nadal nie działa dobrze. I niech nie próbują tego zwalać na mrozy. Jakie mrozy? Jest 8 stopni, a ten silnik brzmi jak stara śmieciarka! I jeszcze zapłaciłem tym niekompetentnym złodziejom 600$!"
Elaine: "Jest zły. Nie winię go. Też bym była na jego miejscu. Czuję się taka winna, każąc mu przez to przechodzić, ale nic nie poradzę na to, co czuję. Po prostu nie jestem pewna..."
Roger: "Pewnie powiedzą, że gwarancja jest tylko na 90 dni. To właśnie powiedzą, szczury!"
Elaine: "Może jestem po prostu idealistką, czekającą na rycerza na białym koniu, kiedy siedzę obok wspaniałego mężczyzny, mężczyzny, z którym lubię być, na którym naprawdę mi zależy, któremu chyba także zależy na mnie. Mężczyzny, który cierpi z powodu mojej egoistycznej, dziecinnej, romantycznej fantazji."
Roger: "Gwarancja! Ja im dam gwarancję! Powiem, żeby ją sobie wsadzili w..."
- Roger - odzywa się Elaine.
- Co? - pyta Roger, wyrwany niespodziewanie z zamyślenia.
- Proszę, nie dręcz się tak - kontynuuje Elaine, a jej oczy zaczynają napełniać się łzami - Może nigdy nie powinnam... Czuję się tak... (załamuje się i zaczyna szlochać)
- Co? - dopytuje się Roger.
- Jestem taka głupia... Wiem, że nie ma rycerza. Naprawdę wiem. To głupie. Nie ma rycerza i nie ma konia.
- Nie ma konia? - zapytał nieco zdezorientowany Roger
- Myślisz, że jestem głupia, prawda? - pyta Elaine.
- Nie! - odpowiada Roger, szczęśliwy, że wreszcie zna prawidłową odpowiedź.
- Ja tylko... Ja tylko po prostu... Potrzebuję trochę czasu...
(następuje 15-sekundowa cisza, podczas której Roger, myśląc najszybciej jak potrafi, próbuje znaleźć bezpieczną odpowiedź. W końcu trafia na jedną, która wydaje mu się niezła)
- Tak - mówi.
Elaine, głęboko wzruszona, dotyka jego dłoni.
- Och, Roger, naprawdę tak czujesz? - pyta.
- Jak? - odpowiada pytaniem Roger.
- No, o tym czasie... - wyjaśnia Elaine.
- Och... Tak.
Elaine odwraca się ku niemu i patrzy mu głęboko w oczy, sprawiając, że Roger zaczyna się czuć bardzo nieswojo i obawiać, co też ona może teraz powiedzieć, zwłaszcza, jeśli to dotyczy konia. W końcu Elaine przemawia:
- Dziękuję ci, Roger.
- To ja dziękuję - odpowiada
Potem odwozi ją do domu, gdzie rozdarta, umęczona dusza chlipie w poduszkę aż do świtu, podczas gdy Roger wraca do siebie, otwiera paczkę chipsów, włącza telewizor i natychmiast pochłania go powtórka meczu tenisowego między dwoma Czechami, o których nigdy wcześniej nie słyszał. Cichy głosik w jego głowie podpowiada mu, że w samochodzie wydarzyło się dziś coś ważnego, ale Roger jest pewny, że nigdy nie zrozumie, co, więc stwierdza, że lepiej wcale o tym nie myśleć (tę samą taktykę stosuje w stosunku do głodu na świecie).
Następnego dnia Elaine zadzwoni do swej najbliższej przyjaciółki, może do dwóch i przez sześć godzin będą omawiać tę sytuację. Drobiazgowo zanalizują wszystko, co ona powiedziała i wszystko, co on powiedział, po raz pierwszy, drugi i n-ty, interpretując każde słowo, każdą minę i każdy gest, szukając niuansów znaczeń, rozważając każdą możliwość... Będą o tym dyskutować, przez tygodnie, może przez miesiące, nie osiągając żadnej konkluzji, ale także wcale się tym nie nudząc.
W tym samym czasie, Roger, grając w golfa ze wspólnym przyjacielem jego i Elaine, zatrzyma się na chwilę przed uderzeniem, zastanowi i zapyta:
- Norman, nie wiesz, czy Elaine kiedyś miała konia?
- A wiesz, że dziś mija dokładnie sześć miesięcy odkąd się spotykamy?
W samochodzie zapada cisza. Dla Elaine wydaje się ona strasznie głośna...
Dziewczyna myśli: "Kurcze, może nie powinnam była tego mówić. Może on nie czuje się dobrze w naszym związku. Może sądzi, że próbuję na nim wymusić jakieś zobowiązania, których on nie chce, albo na które nie jest jeszcze gotowy."
A Roger myśli: "O rany. Sześć miesięcy."
Elaine myśli: "Ale zaraz, ja sama nie jestem pewna, czy chcę takiego związku. Czasami chciałabym mieć więcej przestrzeni, więcej czasu, żebym mogła przemyśleć, co chcę dalej zrobić z tym związkiem. Czy ja naprawdę chcę, żebyśmy posuwali się dalej...? W zasadzie... do czego my dążymy? Czy tylko będziemy się nadal spotykać na tym poziomie intymności? Czy może zmierzamy ku małżeństwu? Ku dzieciom? Ku spędzeniu ze sobą całego życia? Czy ja jestem już na to gotowa? Czy ja go właściwie w ogóle znam?"
Roger: "czyli... to był... zobaczmy... czerwiec, kiedy zaczęliśmy się umawiać, zaraz po tym, jak odebrałem ten samochód, a to znaczy... spójrzmy na licznik... Cholera, już dawno powinienem zmienić olej!"
Elaine: "Jest zmartwiony. Widzę to po jego minie. Może to jest zupełnie inaczej? Może on oczekuje czegoś więcej - większej intymności, większego zaangażowania... Może on wyczuł - jeszcze zanim sama to sobie uświadomiłam - moją rezerwę. Tak, to musi być to. To dlatego on tak niechętnie mówi o swoich uczuciach. Boi się odrzucenia..."
Roger: "I muszą jeszcze raz sprawdzić pasek klinowy. Cokolwiek te bałwany z warsztatu mówią, on nadal nie działa dobrze. I niech nie próbują tego zwalać na mrozy. Jakie mrozy? Jest 8 stopni, a ten silnik brzmi jak stara śmieciarka! I jeszcze zapłaciłem tym niekompetentnym złodziejom 600$!"
Elaine: "Jest zły. Nie winię go. Też bym była na jego miejscu. Czuję się taka winna, każąc mu przez to przechodzić, ale nic nie poradzę na to, co czuję. Po prostu nie jestem pewna..."
Roger: "Pewnie powiedzą, że gwarancja jest tylko na 90 dni. To właśnie powiedzą, szczury!"
Elaine: "Może jestem po prostu idealistką, czekającą na rycerza na białym koniu, kiedy siedzę obok wspaniałego mężczyzny, mężczyzny, z którym lubię być, na którym naprawdę mi zależy, któremu chyba także zależy na mnie. Mężczyzny, który cierpi z powodu mojej egoistycznej, dziecinnej, romantycznej fantazji."
Roger: "Gwarancja! Ja im dam gwarancję! Powiem, żeby ją sobie wsadzili w..."
- Roger - odzywa się Elaine.
- Co? - pyta Roger, wyrwany niespodziewanie z zamyślenia.
- Proszę, nie dręcz się tak - kontynuuje Elaine, a jej oczy zaczynają napełniać się łzami - Może nigdy nie powinnam... Czuję się tak... (załamuje się i zaczyna szlochać)
- Co? - dopytuje się Roger.
- Jestem taka głupia... Wiem, że nie ma rycerza. Naprawdę wiem. To głupie. Nie ma rycerza i nie ma konia.
- Nie ma konia? - zapytał nieco zdezorientowany Roger
- Myślisz, że jestem głupia, prawda? - pyta Elaine.
- Nie! - odpowiada Roger, szczęśliwy, że wreszcie zna prawidłową odpowiedź.
- Ja tylko... Ja tylko po prostu... Potrzebuję trochę czasu...
(następuje 15-sekundowa cisza, podczas której Roger, myśląc najszybciej jak potrafi, próbuje znaleźć bezpieczną odpowiedź. W końcu trafia na jedną, która wydaje mu się niezła)
- Tak - mówi.
Elaine, głęboko wzruszona, dotyka jego dłoni.
- Och, Roger, naprawdę tak czujesz? - pyta.
- Jak? - odpowiada pytaniem Roger.
- No, o tym czasie... - wyjaśnia Elaine.
- Och... Tak.
Elaine odwraca się ku niemu i patrzy mu głęboko w oczy, sprawiając, że Roger zaczyna się czuć bardzo nieswojo i obawiać, co też ona może teraz powiedzieć, zwłaszcza, jeśli to dotyczy konia. W końcu Elaine przemawia:
- Dziękuję ci, Roger.
- To ja dziękuję - odpowiada
Potem odwozi ją do domu, gdzie rozdarta, umęczona dusza chlipie w poduszkę aż do świtu, podczas gdy Roger wraca do siebie, otwiera paczkę chipsów, włącza telewizor i natychmiast pochłania go powtórka meczu tenisowego między dwoma Czechami, o których nigdy wcześniej nie słyszał. Cichy głosik w jego głowie podpowiada mu, że w samochodzie wydarzyło się dziś coś ważnego, ale Roger jest pewny, że nigdy nie zrozumie, co, więc stwierdza, że lepiej wcale o tym nie myśleć (tę samą taktykę stosuje w stosunku do głodu na świecie).
Następnego dnia Elaine zadzwoni do swej najbliższej przyjaciółki, może do dwóch i przez sześć godzin będą omawiać tę sytuację. Drobiazgowo zanalizują wszystko, co ona powiedziała i wszystko, co on powiedział, po raz pierwszy, drugi i n-ty, interpretując każde słowo, każdą minę i każdy gest, szukając niuansów znaczeń, rozważając każdą możliwość... Będą o tym dyskutować, przez tygodnie, może przez miesiące, nie osiągając żadnej konkluzji, ale także wcale się tym nie nudząc.
W tym samym czasie, Roger, grając w golfa ze wspólnym przyjacielem jego i Elaine, zatrzyma się na chwilę przed uderzeniem, zastanowi i zapyta:
- Norman, nie wiesz, czy Elaine kiedyś miała konia?
Po prostu Nikt :((
..tak naprawdę to nie było widać czegoś zupełnie innego
..zabrakło chęci i przede wszystkim Prawdy wymawianych słów i obietnic
..zludzenie cierpienia jest odzwierciedleniem minionego czasu
...czasu który zwał sie Cisza i Ciszą pozostał...
..lecz to Wszystko jest przemyślanym z premedytacją wyborem...Kłamstwem słów
..przemija życie, przemija czas,
nie mogło Prawdziwie być Nas...
Dziekuje.....
..zabrakło chęci i przede wszystkim Prawdy wymawianych słów i obietnic
..zludzenie cierpienia jest odzwierciedleniem minionego czasu
...czasu który zwał sie Cisza i Ciszą pozostał...
..lecz to Wszystko jest przemyślanym z premedytacją wyborem...Kłamstwem słów
..przemija życie, przemija czas,
nie mogło Prawdziwie być Nas...
Dziekuje.....
Do wszystkich dupków podszywających się za kogoś
Nie wiem który z Was podszył się za mnie 18 lipca... Jeśli nie stać Was na wymyślenie własnej ksywki to zachowajcie swoje dyrzdymały dla siebie!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Dla jasności nikogo nie uważam tu za rządzącego, a tym bardziej Kiwdula!!!!!!!!!!!!!!!! HP rządził, rządzi i zawsze będzie rządził się sam!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nieobecny
Szczerze powiedziawszy oprócz irytacji wywołujesz we mnie również coś na kształt uczuć opiekuńczych. Czułam cos podobnego już kiedyś, kiedy opiekowałam się chomikiem, którego agresja powodowała to, ze można go było wyjąć z akwarium uczepionego zębami za palec. To nie był mój chomik i nic nie mogłam poradzić na to, że tak go wychowano. Pomijając agresję, był ślicznym, głupiutkim, puchatym zwierzątkiem, uwielbiającym jak każdy chomik nasiona słonecznika, spanie i bieganie w kółku.