Widok
> jak najwyższą liczbę klientów?
Que??
Ma dla ciebie znaczenie, czy kolejka będzie liczyła 5 czy 50 osób?
Bo w sezonie w zasadzie tylko tym się różnią budki z lodami. W miejscu uczęszczanym przez przechodniów każda ma wzięcie.
Ale nie tylko oczywisty pas nadmorski czy np. centra miast.
Nawet na uboczu, jeśli pójdzie fama, że mają dobre lody, kolejki są od rana do wieczora.
Koło mnie powstała mała lodziarnia. Teoretycznie czynna do 20. W praktyce jeszcze przed 21 babki miały problem z zamknięciem lokalu, bo ciągle kolejka. Miejsce zupełnie przypadkowe, gdzie klientela jest głównie "tubylcza', bo letnicy tu nie zaglądają.
Teraz jest nieczynna, bo to jednak bardzo sezonowy biznes. Choć dobre lodziarnie, z dobrą lokalizacją, często działają całorocznie, jako miejsce randek choćby. Ale tu już musisz nastawic się na dłuższy czas funkcjonowania (i jakość oferty) aby miejsce było znane i rozpoznawalne.
Que??
Ma dla ciebie znaczenie, czy kolejka będzie liczyła 5 czy 50 osób?
Bo w sezonie w zasadzie tylko tym się różnią budki z lodami. W miejscu uczęszczanym przez przechodniów każda ma wzięcie.
Ale nie tylko oczywisty pas nadmorski czy np. centra miast.
Nawet na uboczu, jeśli pójdzie fama, że mają dobre lody, kolejki są od rana do wieczora.
Koło mnie powstała mała lodziarnia. Teoretycznie czynna do 20. W praktyce jeszcze przed 21 babki miały problem z zamknięciem lokalu, bo ciągle kolejka. Miejsce zupełnie przypadkowe, gdzie klientela jest głównie "tubylcza', bo letnicy tu nie zaglądają.
Teraz jest nieczynna, bo to jednak bardzo sezonowy biznes. Choć dobre lodziarnie, z dobrą lokalizacją, często działają całorocznie, jako miejsce randek choćby. Ale tu już musisz nastawic się na dłuższy czas funkcjonowania (i jakość oferty) aby miejsce było znane i rozpoznawalne.
>Ma dla ciebie znaczenie, czy kolejka będzie liczyła 5 czy 50 osób?
Sam sobie odpowiedziałeś. A w zasadzie autorowi. Bo dłuższa kolejka świadczyć będzie o tym, ile lodów sprzeda, a w konsekwencji ile zarobi. I taka długość kolejki z reguły idzie w parze z jakością. Bo do dobrych lodziarni ustawiają się długie kolejki, bo warto - jak choćby w Eskimo czy dawnym Misiu.
Sam sobie odpowiedziałeś. A w zasadzie autorowi. Bo dłuższa kolejka świadczyć będzie o tym, ile lodów sprzeda, a w konsekwencji ile zarobi. I taka długość kolejki z reguły idzie w parze z jakością. Bo do dobrych lodziarni ustawiają się długie kolejki, bo warto - jak choćby w Eskimo czy dawnym Misiu.
Najstarsza onegdaj gdyńska pijalnia, w której swego czasu uczestnicy niniejszego forum spotykali się na cotygodniowych Obiadach Czwartkowych, gdy zatrudniała nową barmankę przeprowdzała test - obsłużyć klientów przez godzinę od godziny 14.
Pułapka była taka, że o 14 zaczynała się formować kolejka kończących prace stoczniowców. Jak nalać pokal piwa, żeby się nie spieniło, gdy stu ludzi w kolejce pogania, bo trzeba do domu? - to się nazywa umiejętność pracy w warunkach stresu.
Jest jak Sadyl mówi, pijalnia miała obłożenie o 6 rano (piffko przed pracą) i o 14 (piffko po pracy). A poza tymi godzinami stali bywalcy. Szczęśliwie w czasach prosperity przemysłu stoczniowego i sprawności barmanek zarabiała przez te dwie godziny dosyć, żeby się opłacało.
Pułapka była taka, że o 14 zaczynała się formować kolejka kończących prace stoczniowców. Jak nalać pokal piwa, żeby się nie spieniło, gdy stu ludzi w kolejce pogania, bo trzeba do domu? - to się nazywa umiejętność pracy w warunkach stresu.
Jest jak Sadyl mówi, pijalnia miała obłożenie o 6 rano (piffko przed pracą) i o 14 (piffko po pracy). A poza tymi godzinami stali bywalcy. Szczęśliwie w czasach prosperity przemysłu stoczniowego i sprawności barmanek zarabiała przez te dwie godziny dosyć, żeby się opłacało.
Zdarzylo mi się pracować tuż przed wyjazdem za granicę w lodziarni...tej obok tunelu Wrzeszcz SKM. Kolejki gigantyczne bo i lody dobre. Ludzie przyjeżdżali specjalnie z drugiego końca miasta na lody bo mówili,że tu im smakują najbardziej. A z mojego doświadczenia w gastro mogę śmiało powiedzieć,że lokalizacja jest ważna tylko jak chcesz coś chwilowego. Jeśli chcesz przez kilka lat mieć biznes to nieważne gdzie lodziarnia będzie, będą też klienci o ile oczywiście będziesz mieć świetny produkt. Ileż to restauracji na zapupiach ma utarg większy niż te w centrum właśnie przez jakość jedzenia i dbałość o klienta.
Ah, ludzie często pytali o gofry najbliżej SKM Wrzeszcz i wiem,że w okolicy bardzo brakuje właśnie gofrów. To tak nawiasem mówiąc.
Ah, ludzie często pytali o gofry najbliżej SKM Wrzeszcz i wiem,że w okolicy bardzo brakuje właśnie gofrów. To tak nawiasem mówiąc.
>Podejrzewam, anonimie, żeś kobieta
Anonimie, ten forumowicz nosi ksywkę @forumowego kretynka.
Nieprzypadkowo....
Otóż jeżeli kolejka będzie miała 50 osób zamiast 5, to.... (fanfary) ... lodziarz zatrudni sobie pomoc, tak aby obsłużyć wiekszy popyt.
Zwiekszona sprzedaż przy zachowaniu marzy da wiekszy zysk.
Tak wiec nie bez znaczenia jest czy będzie 5 czy 50 klientów.
Anonimie, ten forumowicz nosi ksywkę @forumowego kretynka.
Nieprzypadkowo....
Otóż jeżeli kolejka będzie miała 50 osób zamiast 5, to.... (fanfary) ... lodziarz zatrudni sobie pomoc, tak aby obsłużyć wiekszy popyt.
Zwiekszona sprzedaż przy zachowaniu marzy da wiekszy zysk.
Tak wiec nie bez znaczenia jest czy będzie 5 czy 50 klientów.
Nie mam gdzie się wpiąć, śmiecić nie lubię, no to wyszło, że tutaj.
Byłem dzisiaj wszamać lancz w Barze Chińczyk w Koleczkowie.
Tak mi wyszło, że zajechałem w okolicę o odpowiedniej porze, a że już kiedyś ten bar przyuważyłem, to zadecydowałem, że to kiedyś będzie dzisiaj.
Zamówiłem sobie wołowinę po syczuańsku. Z ryżem.
Było ..... dziwnie.
Ja bardzo lubię te chińską tandetę, bambusowe pałeczki, papierowe lampiony, przesłodzone ilustracje.
Ale było po prostu dziwnie.
Nie znam takiej kuchni syczuańskiej, jaką dostałem. Może to wpływ polonizacji potraw i jest to kuchnia typu fusion, może skutki walki o wynik ekonomiczny. Nie wiem, wiedzieć nie chcę.
Do głowy mi przyszło, że Ciacho by zamordowała kucharza za ten seler w jedzeniu.
A wołowina nawet koło polędwicy nie stała.
I było bardzo słodkie, jak dla mnie. I w ogóle nie syczuańskie.
Ale zjadłem, nie narzekam, a jedynie się dziwię, podziękowałem w obu językach i zajrzę tam raz jeszcze, tym razem poproszę o najostrzejszą rzecz, jaka podają, z nadzieją, że nie będzie to tasak.
Kuchnia to niesamowita przygoda, nawet podążając ścieżką, która myślisz, że znasz, potrafi cię zaskoczyć.
Byłem dzisiaj wszamać lancz w Barze Chińczyk w Koleczkowie.
Tak mi wyszło, że zajechałem w okolicę o odpowiedniej porze, a że już kiedyś ten bar przyuważyłem, to zadecydowałem, że to kiedyś będzie dzisiaj.
Zamówiłem sobie wołowinę po syczuańsku. Z ryżem.
Było ..... dziwnie.
Ja bardzo lubię te chińską tandetę, bambusowe pałeczki, papierowe lampiony, przesłodzone ilustracje.
Ale było po prostu dziwnie.
Nie znam takiej kuchni syczuańskiej, jaką dostałem. Może to wpływ polonizacji potraw i jest to kuchnia typu fusion, może skutki walki o wynik ekonomiczny. Nie wiem, wiedzieć nie chcę.
Do głowy mi przyszło, że Ciacho by zamordowała kucharza za ten seler w jedzeniu.
A wołowina nawet koło polędwicy nie stała.
I było bardzo słodkie, jak dla mnie. I w ogóle nie syczuańskie.
Ale zjadłem, nie narzekam, a jedynie się dziwię, podziękowałem w obu językach i zajrzę tam raz jeszcze, tym razem poproszę o najostrzejszą rzecz, jaka podają, z nadzieją, że nie będzie to tasak.
Kuchnia to niesamowita przygoda, nawet podążając ścieżką, która myślisz, że znasz, potrafi cię zaskoczyć.
Na starej "1" czyli teraz bodaj DK91, tuz za krzyzowka w Dolnej Grupie, jest legendarna wrecz knajpa, gdzie daja zoladki drobiowe w najrozniejszych postaciach.
Znam ja od lat (jesli nie dziesiecioleci) i czasami zagladam. Zawsze jest w pip klientow, bo fama poszla w eter, znaczy CB ;)
I zajezdzam do nich ze 2 tyg temu. I rozczarowanie. Albo oni sie skaszanili, albo moje zoladki doprowadzilem do high-endu,,, bo sa o niebo smaczniejsze :)
> tym razem poproszę o najostrzejszą rzecz, jaka podają,
Kilka dni temu robilem jakas fuche w pizzerii po sasiedzku. Po robocie, pytaja sie "ile". Drobiazg. Pizze mi zrobcie, ale tak za 4-5h, w porze obiadowej.
O tej wlasnie porze dzwonia, ze jest do odbioru. Postarali sie. Nie dosc ze (jak sadze) to byl max, jaki wchodzi im do pieca, to zrobili taka, jaka lubie. Czyli mocno miesiwa i dosyc agresywna. Tym razem nie musialem jej doprawiac :)
Ale ta wielkosc.. 1/4 pozarlem. Druga cwiartke se zostawilem na poxniej. Polowe zanioslem sasiadowi, bo wiedzialem, ze nie dam rady.
Nazajutrz go spotykam. Zona nie chciala, syn nie chcial. On zezarl... ale cyt. "q.. co to bylo, ze piecze dwa razy ... bo i z drugiego konca tyz?"
No coz.. babeczki z pizzerii zdazyly poznac moj gust :D
Znam ja od lat (jesli nie dziesiecioleci) i czasami zagladam. Zawsze jest w pip klientow, bo fama poszla w eter, znaczy CB ;)
I zajezdzam do nich ze 2 tyg temu. I rozczarowanie. Albo oni sie skaszanili, albo moje zoladki doprowadzilem do high-endu,,, bo sa o niebo smaczniejsze :)
> tym razem poproszę o najostrzejszą rzecz, jaka podają,
Kilka dni temu robilem jakas fuche w pizzerii po sasiedzku. Po robocie, pytaja sie "ile". Drobiazg. Pizze mi zrobcie, ale tak za 4-5h, w porze obiadowej.
O tej wlasnie porze dzwonia, ze jest do odbioru. Postarali sie. Nie dosc ze (jak sadze) to byl max, jaki wchodzi im do pieca, to zrobili taka, jaka lubie. Czyli mocno miesiwa i dosyc agresywna. Tym razem nie musialem jej doprawiac :)
Ale ta wielkosc.. 1/4 pozarlem. Druga cwiartke se zostawilem na poxniej. Polowe zanioslem sasiadowi, bo wiedzialem, ze nie dam rady.
Nazajutrz go spotykam. Zona nie chciala, syn nie chcial. On zezarl... ale cyt. "q.. co to bylo, ze piecze dwa razy ... bo i z drugiego konca tyz?"
No coz.. babeczki z pizzerii zdazyly poznac moj gust :D
@BMtF:
Taka refleksja mnie naszla.. "Ciezki" przypadek z Ciebie ;)
Wyczailem kiedys portal "BedziePieklo" i wpadlem na pomysla, zeby Ci jakis wsciekly sos kupic.
Wtedy mi przywiozles swoj wlasny, z Red Savin. No kuxwa... z czym do ludu?
Na nozach i siekierach sie nie znam. Ale jak tylko wyczaje jakis high-end w necie, to chwile potem piszesz o sprzetach, ktore sa daleko dalej ;)
Nie ma rzeczy, ktorymi moglbym Ci frajde sprawic. Albo jestem zbyt ograniczony i jeszcze na nie nie wpadlem ;)
--
Ktos pamieta, jak sie jezyk na klawiaturze przelacza? Skrotem klawiszowym? Bo wlasnie pl mi wcielo a restart kompa nic nie dal :/
Taka refleksja mnie naszla.. "Ciezki" przypadek z Ciebie ;)
Wyczailem kiedys portal "BedziePieklo" i wpadlem na pomysla, zeby Ci jakis wsciekly sos kupic.
Wtedy mi przywiozles swoj wlasny, z Red Savin. No kuxwa... z czym do ludu?
Na nozach i siekierach sie nie znam. Ale jak tylko wyczaje jakis high-end w necie, to chwile potem piszesz o sprzetach, ktore sa daleko dalej ;)
Nie ma rzeczy, ktorymi moglbym Ci frajde sprawic. Albo jestem zbyt ograniczony i jeszcze na nie nie wpadlem ;)
--
Ktos pamieta, jak sie jezyk na klawiaturze przelacza? Skrotem klawiszowym? Bo wlasnie pl mi wcielo a restart kompa nic nie dal :/
Za seler bym zamordowała kazdego xD nie dosc,że wstrętny w smaku (szczególnie naciowy) to jeszcze uczula mnie jak cholera. Jest jeden wyjątek selerowy...surówka z selera z rodzynkami. No ale wiadomo, jem tylko kiedy mam ze sobą zestaw małego alergika xD
Niestety wszelkiego rodzaju kuchnie azjatyckie są zdecydowanie przystosowane do polskich podniebień. Bardziej słodkie niz ostre, płaskie w smaku.
Manson, zauważyłam,że wszelkie ostre sosy,ktore próbowałam (a próbowałam wielu) są dokładnie takie same w smaku...tepa ostrosc zwyczajnie piekąca w gardle, przelamana smakiem octu. Uwielbiam za to ostrość wasabi...ten moment kiedy czuć aż w nosie..no kocham xD
Niestety wszelkiego rodzaju kuchnie azjatyckie są zdecydowanie przystosowane do polskich podniebień. Bardziej słodkie niz ostre, płaskie w smaku.
Manson, zauważyłam,że wszelkie ostre sosy,ktore próbowałam (a próbowałam wielu) są dokładnie takie same w smaku...tepa ostrosc zwyczajnie piekąca w gardle, przelamana smakiem octu. Uwielbiam za to ostrość wasabi...ten moment kiedy czuć aż w nosie..no kocham xD
> wstrętny w smaku (szczególnie naciowy)
Corcia, Ty chyba po listonoszu jestes bo zuoelnie nie moja krew ;)
Podejrzewam, ze zabule w tym miesiacu za prad, jak za zboze, bo dwa dni suszyłem korzenie selera w piekarniku. Moj własny, dzialkowy. Nie przypuszczałem, ze tyle wody ma w sobie, żeby bokami wyciekała
Corcia, Ty chyba po listonoszu jestes bo zuoelnie nie moja krew ;)
Podejrzewam, ze zabule w tym miesiacu za prad, jak za zboze, bo dwa dni suszyłem korzenie selera w piekarniku. Moj własny, dzialkowy. Nie przypuszczałem, ze tyle wody ma w sobie, żeby bokami wyciekała
Ja już wiem. Wymyśliłem. Oni używają warzyw z mrożonej mieszanki. Tym sposobem mają a) w zestawie seler i b) warzywa w potrawie nie są chrupkie. Z mrożonki selera nie powybierają, więc walą go do potrawy.
Kuchnia syczuańska jest pikantna, ale jej esencją jest subtelny balans pomiędzy pikantnością papryczek czili a mrowieniem ust i języka powodowanych dodatkiem pieprzu syczuańskiego. Tak naprawdę to wrażenie pikantności powinno wynikać właśnie z mrowienia spowodowanego pieprzem, a nie z ostrości użytych papryczek. No i warzywa musza być bezwzględnie chrupiące. No i polędwica musi być bezwzględnie bez błon. No i sezam do posypania potrawy powinien być uprażony na bieżąco, a nie pobrany z pudełeczka z uprażonym sezamem kiedyś tam.
Tyle wymyśliłem przez noc. Czniać świadome śnienie, podróże szamańskie to jest dopiero jazda. Gadałem dzisiaj ze Stephenem Kingiem. Nawet go podwoziłem, bo miał nogę w gipsie. Wcale nie jest taki czarnowłosy jak na zdjęciach, jest siwy. Pracowita miałem noc.
Ja do sosów papryki kiszę. Z czosnkiem i przyprawami. I dla mnie moje sosy nie mają tępej pikantności. Chociaż przy jedwabnych gardłach rodaków zapewne brzmią jak wrząca smoła.
Kuchnia syczuańska jest pikantna, ale jej esencją jest subtelny balans pomiędzy pikantnością papryczek czili a mrowieniem ust i języka powodowanych dodatkiem pieprzu syczuańskiego. Tak naprawdę to wrażenie pikantności powinno wynikać właśnie z mrowienia spowodowanego pieprzem, a nie z ostrości użytych papryczek. No i warzywa musza być bezwzględnie chrupiące. No i polędwica musi być bezwzględnie bez błon. No i sezam do posypania potrawy powinien być uprażony na bieżąco, a nie pobrany z pudełeczka z uprażonym sezamem kiedyś tam.
Tyle wymyśliłem przez noc. Czniać świadome śnienie, podróże szamańskie to jest dopiero jazda. Gadałem dzisiaj ze Stephenem Kingiem. Nawet go podwoziłem, bo miał nogę w gipsie. Wcale nie jest taki czarnowłosy jak na zdjęciach, jest siwy. Pracowita miałem noc.
Ja do sosów papryki kiszę. Z czosnkiem i przyprawami. I dla mnie moje sosy nie mają tępej pikantności. Chociaż przy jedwabnych gardłach rodaków zapewne brzmią jak wrząca smoła.
Trafiłeś sadyl w samo sedno, mój tata jest właśnie listonoszem xD
Spróbuj kiedyś zrobić pietruszkę albo właśnie seler confit, utopiony i długo podgrzewany (bo w sumie nie wiem czy można nazwać to smażeniem) w sporej ilości masła (swoją drogą to też super sposób na aromatyzowane masło klarowane więc 2 w 1). Wspaniale się takie właśnie warzywa korzenne "konfituje".
Mrożonkę łatwo poznac po rodzaju krojenia- wszystko super równe, maszynowe. Że też od razu się nie zorientowales :p ale to okropne, powinno się robić szybki stir fry, warzywka powinny być mocno skarmelizowane od zewnątrz za to w środku chrupiące.
My mamy w menu fajite, do niej dodaje się miks kolorowych papryk oraz czerwoną cebulę. Ostatnio mamy problem bo nie ma pracowników i ciągniemy z szefem kuchni sami cała restauracje i chcieliśmy sobie ulatwic, zamówiliśmy już pokrojony mix kolorowych papryk (umówmy się, krojenie 10kg papryk chwilę zajmuje) ale...przyszly takie jak ja to mówię skapcaniałe, mokre, żaden stir fry z nich nie wychodził więc niestety musieliśmy wrócić do starej szkoły żmudnego krojenia :p
Zaserwowali ci nieoczyszczona poledwice???? Serio??? O matulu...
Co do sezamu to jestem w stanie zrozumiec, jak jest ruch zazwyczaj i robi się na kilka patelni to jeszcze pierdoły w stylu sezam zwyczajnie zabierają niepotrzebnie czas i miejsce na palnikach więc tu można ich usprawiedliwić ;)
Zdecydowanie chętnie przetestowałam twoje sosy, robisz z miksu różnych papryczek czy każdy sos jest z innego rodzaju?
Spróbuj kiedyś zrobić pietruszkę albo właśnie seler confit, utopiony i długo podgrzewany (bo w sumie nie wiem czy można nazwać to smażeniem) w sporej ilości masła (swoją drogą to też super sposób na aromatyzowane masło klarowane więc 2 w 1). Wspaniale się takie właśnie warzywa korzenne "konfituje".
Mrożonkę łatwo poznac po rodzaju krojenia- wszystko super równe, maszynowe. Że też od razu się nie zorientowales :p ale to okropne, powinno się robić szybki stir fry, warzywka powinny być mocno skarmelizowane od zewnątrz za to w środku chrupiące.
My mamy w menu fajite, do niej dodaje się miks kolorowych papryk oraz czerwoną cebulę. Ostatnio mamy problem bo nie ma pracowników i ciągniemy z szefem kuchni sami cała restauracje i chcieliśmy sobie ulatwic, zamówiliśmy już pokrojony mix kolorowych papryk (umówmy się, krojenie 10kg papryk chwilę zajmuje) ale...przyszly takie jak ja to mówię skapcaniałe, mokre, żaden stir fry z nich nie wychodził więc niestety musieliśmy wrócić do starej szkoły żmudnego krojenia :p
Zaserwowali ci nieoczyszczona poledwice???? Serio??? O matulu...
Co do sezamu to jestem w stanie zrozumiec, jak jest ruch zazwyczaj i robi się na kilka patelni to jeszcze pierdoły w stylu sezam zwyczajnie zabierają niepotrzebnie czas i miejsce na palnikach więc tu można ich usprawiedliwić ;)
Zdecydowanie chętnie przetestowałam twoje sosy, robisz z miksu różnych papryczek czy każdy sos jest z innego rodzaju?
> Zaserwowali ci nieoczyszczona poledwice????
TO jest mały pikuś.
Będąc nastoletnim pacholęciem, trafiłem w barze na flaki z błoną. I tak, jak wcześniej uwilebiałem (ewenement wśród nastolatków) tak potem miałem przynajmniej 20-letni szlaban. Aż sam nie zacząłem robić.
Ze sposobem krojenia to nie do końca prawda. Robiłem niedawno barszcz ukraiński. Ugotowane w skórkach a jedynie wypłukane wcześniej buroki, przeciskałem przez jajcarę, czyli druciane sitko z oczkami rzędu 6x6 mm (większe gdzieś mi się zapodziało). Wyglądało to jak maszynowa krajanka... a nic z tych rzeczy :)
Tata listonosz...hmmm...
Wiesz _z_całą_pewnością_ ile masz rodzeństwa? ;>
TO jest mały pikuś.
Będąc nastoletnim pacholęciem, trafiłem w barze na flaki z błoną. I tak, jak wcześniej uwilebiałem (ewenement wśród nastolatków) tak potem miałem przynajmniej 20-letni szlaban. Aż sam nie zacząłem robić.
Ze sposobem krojenia to nie do końca prawda. Robiłem niedawno barszcz ukraiński. Ugotowane w skórkach a jedynie wypłukane wcześniej buroki, przeciskałem przez jajcarę, czyli druciane sitko z oczkami rzędu 6x6 mm (większe gdzieś mi się zapodziało). Wyglądało to jak maszynowa krajanka... a nic z tych rzeczy :)
Tata listonosz...hmmm...
Wiesz _z_całą_pewnością_ ile masz rodzeństwa? ;>
Jajcara w ogóle jest genialnym w swej prostocie urządzeniem.
Jak sobie przypominam, jak kiedys się mozolnie kroiło ugotowane np. marchewki na sałątkę-pierdzioszkę, to sam nie wierzę, że człek miał takie samozaparcie. A teraz to i na to jestem za leniwy i kupuję stonkowego gotowca. Pokrojone w kosteczkę: marchewka, pietrucha, inkryminowany seler i coś tam jeszcze (z pewnośćią qqrydza GMO psikana glifosatem :)
Jak sobie przypominam, jak kiedys się mozolnie kroiło ugotowane np. marchewki na sałątkę-pierdzioszkę, to sam nie wierzę, że człek miał takie samozaparcie. A teraz to i na to jestem za leniwy i kupuję stonkowego gotowca. Pokrojone w kosteczkę: marchewka, pietrucha, inkryminowany seler i coś tam jeszcze (z pewnośćią qqrydza GMO psikana glifosatem :)
Teoretycznie mrożonkę łatwo poznać, ale kiedy jest utopiona w mazistym sosie już trudniej. Ja tam zresztą byłem po wrażenia ogólnokulinarne, a nie tropić kwalifikacje szefa kuchni do gwiazdki Miszlena.
Dania robią na widoku, bardzo ładnie. Są dwa taborety gazowe, jeden na ostro, drugi na lekko. Duże woki. Skośnooki kucharz. Pierdyliard miseczek, jak u Azjaty. Ale w te miseczki mu nie zaglądałem. Poza tym to bar, a nie restauracja, więc i jedzenie barowe, a nie restauracyjne.
>Zaserwowali ci nieoczyszczona poledwice???? Serio???
Moim zdaniem to była wołowina, ale nie z polędwicy.
Jak przyszedłem to jeden gostek brał na wynos, a jak siedziałem to jeszcze jeden przyszedł po kurczaka (kuciak w cieście) i też na wynos. Więc jakieś masakryczne obłożenie to chyba raczej nie było.
>Zdecydowanie chętnie przetestowałam twoje sosy, robisz z miksu różnych papryczek czy każdy sos jest z innego rodzaju?
Robię różnie, bo inaczej skąd bym wiedział w jakim kierunku iść? Niektóre są z jednego gatunku, niektóre mieszane. Najostrzejszy jaki zrobiłem to z trynidadzkiego skorpiona, diabeł przez pomyłkę trafił mi do kuchni, bo przylazł za zapachem. Nie róbcie tego w domu, bajer z otwieraniem okien na tę odmianę nie działa.
Dania robią na widoku, bardzo ładnie. Są dwa taborety gazowe, jeden na ostro, drugi na lekko. Duże woki. Skośnooki kucharz. Pierdyliard miseczek, jak u Azjaty. Ale w te miseczki mu nie zaglądałem. Poza tym to bar, a nie restauracja, więc i jedzenie barowe, a nie restauracyjne.
>Zaserwowali ci nieoczyszczona poledwice???? Serio???
Moim zdaniem to była wołowina, ale nie z polędwicy.
Jak przyszedłem to jeden gostek brał na wynos, a jak siedziałem to jeszcze jeden przyszedł po kurczaka (kuciak w cieście) i też na wynos. Więc jakieś masakryczne obłożenie to chyba raczej nie było.
>Zdecydowanie chętnie przetestowałam twoje sosy, robisz z miksu różnych papryczek czy każdy sos jest z innego rodzaju?
Robię różnie, bo inaczej skąd bym wiedział w jakim kierunku iść? Niektóre są z jednego gatunku, niektóre mieszane. Najostrzejszy jaki zrobiłem to z trynidadzkiego skorpiona, diabeł przez pomyłkę trafił mi do kuchni, bo przylazł za zapachem. Nie róbcie tego w domu, bajer z otwieraniem okien na tę odmianę nie działa.
A fachita dobra jest, właśnie wczoraj wracając do domqu kupiłem porządną garść papryk, żółtych i czerwonych, sprzedawca wiedział tylko, że to czili, wyglądają jak tajskie, a z tajskimi to jest tak, że licho wie czy są ostre czy mało ostre, dopóki się ich nie użyje. Mało tego, często jest tak, że jedna jest ostra, a druga słabo. I to te żółte częstokroć mają większy pałer od tych czerwonych.
Ale że w głowie miałem kesadilę z leśnymi grzybami (może już ostatnią grillowaną na dworze w tym sezonie?) to akurat ten miks niespodzinek tajskich byłby mi na rękę.
Ale fachitę może sobie tez bym zrobił. Jesień idzie, wczoraj znalazłem pierwszą gąsówkę, a to ostatni grzyb, który pojawia się przed zimą. Onegdaj fachita była musowo z wołowinki, ale od czasu jak świat poszedł naprzód robią ja nawet z kurczaka. Kuchnia mex i texmex jest gites.
Ale że w głowie miałem kesadilę z leśnymi grzybami (może już ostatnią grillowaną na dworze w tym sezonie?) to akurat ten miks niespodzinek tajskich byłby mi na rękę.
Ale fachitę może sobie tez bym zrobił. Jesień idzie, wczoraj znalazłem pierwszą gąsówkę, a to ostatni grzyb, który pojawia się przed zimą. Onegdaj fachita była musowo z wołowinki, ale od czasu jak świat poszedł naprzód robią ja nawet z kurczaka. Kuchnia mex i texmex jest gites.
Kilka dni temu w radyju, którego słucham, leciała dysputa nt. ostrości potraw.
Tak przy okazji info o nowej odmianie, bodaj 3,25 Mln w skali ...jak mu tam... Sq.. coś tam :)
Naga Jolka jawi się przy tym jak jakaś uboga krewna.
Prowadzący audycję, całkiem sensownie pytał słuchaczy: Czy powyżej pewnej wartości ma to jakikolwiek sens?
Konkursy, dostępne na YT, kto wszamie choćby Nagą Jolkę, czy skorpiona?
Coś o czym córuś pisała, czyli smak wasabi odczuwany nosem. Chrzan tak ma. Ale... umówmy się... to jest poziom ostrości mierzony w tysiącach (max) a nie milionach :)
Tak przy okazji info o nowej odmianie, bodaj 3,25 Mln w skali ...jak mu tam... Sq.. coś tam :)
Naga Jolka jawi się przy tym jak jakaś uboga krewna.
Prowadzący audycję, całkiem sensownie pytał słuchaczy: Czy powyżej pewnej wartości ma to jakikolwiek sens?
Konkursy, dostępne na YT, kto wszamie choćby Nagą Jolkę, czy skorpiona?
Coś o czym córuś pisała, czyli smak wasabi odczuwany nosem. Chrzan tak ma. Ale... umówmy się... to jest poziom ostrości mierzony w tysiącach (max) a nie milionach :)
W Gdyni jest taka mikrouliczka. Nazywa się Szkolna. Od 10 lutego odchodzi. I tam był bar z azjatyckim jedzeniem prowadzony przez Polkę. Miała męża Azjatę i wszystkiego jej nauczył. Zjadłem tam kiedyś pyszna kaczkę. Pokrojona w plasterki. Na wierzchu była chrupiąca, a w środku miękka. Tylko że od dawna tego baru już nie ma. Zastanawiam się nawet, czy dobrze pamiętam lokalizację. Bo takie to dobre było, że nie mogę uwierzyć, że splajtowali. Może się przenieśli ale nic nie mogę znaleźć w necie.
Idę sobie wina nalać i Kobrę powspominać. Owczarek niemiecki rodziców - wczoraj zdechł. Bardzo dobra śmierć, położyła się przy nogach i przestała oddychać. Stara była, a koncówka życia u owczarków to zwykle jest koszmarne cierpienie. Jej to nic nie było. Parę godzin przed śmiercią nad jeziorem hasała.
Idę sobie wina nalać i Kobrę powspominać. Owczarek niemiecki rodziców - wczoraj zdechł. Bardzo dobra śmierć, położyła się przy nogach i przestała oddychać. Stara była, a koncówka życia u owczarków to zwykle jest koszmarne cierpienie. Jej to nic nie było. Parę godzin przed śmiercią nad jeziorem hasała.
Na Szkolnej widziałem kiedyś niezwykle miła i ciepła informację.
Brzmiała mniej więcej tak:
"Zaparkowałeś na terenie prywatnym. Nie rób tego więcej. Nowe opony będą cię kosztować więcej niż bilet parkingowy"*
Nie kojarzę tam knajpy, choć od frontu jest ich w pip. Niekoniecznie splajtowali. Mogli się gdzieś przeflancować albo wyjechać i robić to samo za ojro a nie za peelzety...
---
* nie musze chyba dodawać, że zaparkowałem wówczas dwa razy. Pierwszy i ostatni :)
Brzmiała mniej więcej tak:
"Zaparkowałeś na terenie prywatnym. Nie rób tego więcej. Nowe opony będą cię kosztować więcej niż bilet parkingowy"*
Nie kojarzę tam knajpy, choć od frontu jest ich w pip. Niekoniecznie splajtowali. Mogli się gdzieś przeflancować albo wyjechać i robić to samo za ojro a nie za peelzety...
---
* nie musze chyba dodawać, że zaparkowałem wówczas dwa razy. Pierwszy i ostatni :)
> Kobrę powspominać
Mojego Helmuta, o którym nie raz pisałem na Forum, moi rodzice, do których trafił, zabili
Po bodaj 2 latach bytności u nich, ganiając po lesie, Helmut wcześniej dostawał zadyszki ode mnie.
Dziesiątki razy tłumaczyłem.. przekonywałem.. jak grochem o ścianę.
Nadmiar żarcia, niedomiar ruchu. Serce nie wydoliło. Też szybciutko odszedł, nie męcząc się.
Mojego Helmuta, o którym nie raz pisałem na Forum, moi rodzice, do których trafił, zabili
Po bodaj 2 latach bytności u nich, ganiając po lesie, Helmut wcześniej dostawał zadyszki ode mnie.
Dziesiątki razy tłumaczyłem.. przekonywałem.. jak grochem o ścianę.
Nadmiar żarcia, niedomiar ruchu. Serce nie wydoliło. Też szybciutko odszedł, nie męcząc się.
@Kruku:
Poruszyłeś kiedyś na Forum temat "aja"
Przypomniało mi się to bo własnie to zrobiłem, o czym pisałeś.
I sie chwilę nad tym zastanowiłem Zatrąci seksizmem :D
U kobiety empatia, wsłuchanie się w słowa i ew. komentarz dotyczący współczucia czy łaczenia się w bólu są w miarę naturalne. Choć nie wiem, ile w tym szczerości.
Ja, zupełnie odruchowo, nie zastanwiając się nad tym, przytoczyłem podobną sytuację, która mnie samego spotkała. Między wierszami: mamy zbliżone doświadczenia, wiem co czujesz.
Empatia wyrażona bez słow.
Bo poza rurkowcami, mało który facet uzewnętrznia swe emocje, o mówieniu czy pisaniu o nich nie wspominając :D
Poruszyłeś kiedyś na Forum temat "aja"
Przypomniało mi się to bo własnie to zrobiłem, o czym pisałeś.
I sie chwilę nad tym zastanowiłem Zatrąci seksizmem :D
U kobiety empatia, wsłuchanie się w słowa i ew. komentarz dotyczący współczucia czy łaczenia się w bólu są w miarę naturalne. Choć nie wiem, ile w tym szczerości.
Ja, zupełnie odruchowo, nie zastanwiając się nad tym, przytoczyłem podobną sytuację, która mnie samego spotkała. Między wierszami: mamy zbliżone doświadczenia, wiem co czujesz.
Empatia wyrażona bez słow.
Bo poza rurkowcami, mało który facet uzewnętrznia swe emocje, o mówieniu czy pisaniu o nich nie wspominając :D
Forum to jeszcze co innego, tak myślę. Tu się rzuca w przestrzeń różne refleksje. Nie jest to normalny dialog. Mnie to pasi, że często jedno słowo jest punktem zaczepienia, taką zwrotnicą na torach. Przez to wątki pną się w sposób zupełnie nieprzewidywalny. Jak bluszcz. TAk se tłumaczę, że to jest fajne, bo sam to chyba najczęściej robię.
A z Kobrą to prawda jest taka, że była nieco sajko. Spokojna i zrównoważona, ale wybudzona w środku nocy reagowała właśnie jak Kobra. Skasowała zatem kiedyś chińskiego grzywacza, białą kotkę i, co najgorsze, Rudego dostojnego kota. Rudy miał 18 lat i był na wykończeniu. To był kot wybitny. Miał taki psi charakter. Pamiętam jak wróciłem w nocy i poszedłem do małego pokoiku, gdzie stał sprzęt nagrywający. Audycję MiniMax regularnie nagrywałem od północy do 3 nad ranem w niedzielę. Przywitał mnie tam mały rudy kotek, którego rodzice tego dnia przywieźli ze wsi. Kawał czasu. Kobra go po prostu poharatała. Dostał antybiotyki, wszystko się ładnie zagoiło, ale organizm był za słaby i sobie zgasł którejś nocy.
A z Kobrą to prawda jest taka, że była nieco sajko. Spokojna i zrównoważona, ale wybudzona w środku nocy reagowała właśnie jak Kobra. Skasowała zatem kiedyś chińskiego grzywacza, białą kotkę i, co najgorsze, Rudego dostojnego kota. Rudy miał 18 lat i był na wykończeniu. To był kot wybitny. Miał taki psi charakter. Pamiętam jak wróciłem w nocy i poszedłem do małego pokoiku, gdzie stał sprzęt nagrywający. Audycję MiniMax regularnie nagrywałem od północy do 3 nad ranem w niedzielę. Przywitał mnie tam mały rudy kotek, którego rodzice tego dnia przywieźli ze wsi. Kawał czasu. Kobra go po prostu poharatała. Dostał antybiotyki, wszystko się ładnie zagoiło, ale organizm był za słaby i sobie zgasł którejś nocy.
Jakbyśmy nie próbowali oswoić śmierci za pomocą różnych religii, filozofii czy mechanizmów wyparcia, to ona i tak będzie zawsze dla nas pewnym dyskomfortem. Bo jest po prostu skutkiem zła, co rozlało się po świecie. Zniknie zło - zniknie i śmierć.
https://www.youtube.com/watch?v=SZhLlkn6zmY
https://www.youtube.com/watch?v=SZhLlkn6zmY
Znajomy Forum bezceremonialnie obudzil mnie w srodku nocy, w niedziele, o 12:30
Pozbieralem fragmenty siebie do kupy i zaczalem sie zastanawiac.. co ja wczoraj robilem?
Przypomniala mi sie akcja, jak wnosilem kilkadziesiat kilo zwarzonego miesa do klatki obok.
Nie bardzo kumam, czemu przeszedlem na angielski, dobijajac sie do goscia z tekstem "Who you"
W koncu ten worek miesa przygarnal. Z grubsza na jego zone wyglądał.
Jak parę tygodni temu targałem mu koleżankę żony to chociaż miało toto jakąś figurę
Ot.. urok dzielni :D
Pozbieralem fragmenty siebie do kupy i zaczalem sie zastanawiac.. co ja wczoraj robilem?
Przypomniala mi sie akcja, jak wnosilem kilkadziesiat kilo zwarzonego miesa do klatki obok.
Nie bardzo kumam, czemu przeszedlem na angielski, dobijajac sie do goscia z tekstem "Who you"
W koncu ten worek miesa przygarnal. Z grubsza na jego zone wyglądał.
Jak parę tygodni temu targałem mu koleżankę żony to chociaż miało toto jakąś figurę
Ot.. urok dzielni :D
Tak btw... przy okazji tej koleżanki, naszła mnie taka autorefleksja.
Jak wsponinałem, figura calkiem całkiem. Gacie na kolanach. Biustonosz pod brodą.
Wówczas sobie zdałęm sprawę, że się starzeję. Mój organizm nie jest już w stanie wchłonąć w siebie takiej ilości alko, żeby toto stało się dla mnie atrakcyjne :D
Jak wsponinałem, figura calkiem całkiem. Gacie na kolanach. Biustonosz pod brodą.
Wówczas sobie zdałęm sprawę, że się starzeję. Mój organizm nie jest już w stanie wchłonąć w siebie takiej ilości alko, żeby toto stało się dla mnie atrakcyjne :D
Nie wiem @sadyl na jakiej dzielni mieszkasz ale zazdraszczam :)
I nie sądziłam że aż tak wiele osób lubi kuchnię azjatycką, chociaz Polska jest uboga w pelni azjatyckie skladniki...bardzo ciezko o świeże przyprawy dobrej jakości :( generalnie cienko u nas z lokalnymi produktami nawet swojskimi przez brak sieci małej, detalicznej dystrybucji
jak kiedyś zrobiłam sos z papryczką habanero, to tylko ja byłam w stanie to zjeść
reszta rodziny odmówiła współpracy, co więcej do tej pory mi wypomina próbę zamachu na ich życie
I nie sądziłam że aż tak wiele osób lubi kuchnię azjatycką, chociaz Polska jest uboga w pelni azjatyckie skladniki...bardzo ciezko o świeże przyprawy dobrej jakości :( generalnie cienko u nas z lokalnymi produktami nawet swojskimi przez brak sieci małej, detalicznej dystrybucji
jak kiedyś zrobiłam sos z papryczką habanero, to tylko ja byłam w stanie to zjeść
reszta rodziny odmówiła współpracy, co więcej do tej pory mi wypomina próbę zamachu na ich życie
Dzielnia jak dzielnia. Słynna z patologii, ale tak naprawdę więcej w tym legendy niż prawdy. To coś w klatce obok, to pierwszy tak poważny przypadek :)
Kuchnię azjatycką lubię za krótką obróbkę termiczną. Coś kompletnie różnego od naszej, gotowanej godzinami.
Tłumaczę to tym, że u nas baba zostawała w domu i miała czas na pichcenie. A tam wszyscy szli na pole ;)
Kuchnię azjatycką lubię za krótką obróbkę termiczną. Coś kompletnie różnego od naszej, gotowanej godzinami.
Tłumaczę to tym, że u nas baba zostawała w domu i miała czas na pichcenie. A tam wszyscy szli na pole ;)
Nie wiem jak u Ciebie, ale na siedzenie w domu i tylko pichcenie stać było tylko nieliczne, bogate rodziny
Większość znanych mi kobiet orała i w domu i w zagrodzie a nawet w polu
Tu raczej chodzi o klimat, warzywa i małą ilość mięsa używanego do gotowania
Z azjatyckich dań wymagających więcej niż jednego dnia przygotowania mamy pieczonego świniaka zwanego na filipinach "lachon" i słynną kaczkę po pekińsku co najmniej doba roboty
nie mówiąc już o wspomnianej przez Mansona wieprzowinie , która powinna być odpowiednio zamarynowana
po prostu kuchnia azjatycka to całkiem inne smaki, całkiem inny sposób obróbki i całkiem inne składniki
po prostu ta hata jest w co innego bogata bo z innej strony świata jest
Większość znanych mi kobiet orała i w domu i w zagrodzie a nawet w polu
Tu raczej chodzi o klimat, warzywa i małą ilość mięsa używanego do gotowania
Z azjatyckich dań wymagających więcej niż jednego dnia przygotowania mamy pieczonego świniaka zwanego na filipinach "lachon" i słynną kaczkę po pekińsku co najmniej doba roboty
nie mówiąc już o wspomnianej przez Mansona wieprzowinie , która powinna być odpowiednio zamarynowana
po prostu kuchnia azjatycka to całkiem inne smaki, całkiem inny sposób obróbki i całkiem inne składniki
po prostu ta hata jest w co innego bogata bo z innej strony świata jest
Wołowina, to była zdecydowanie wołowina.
Wieprzowinę Manson poważa tylko tradycyjnie. Na przykład w postaci kolanek zakopanych w kiszonej kapuście z garścią suszonych grzybów i śliwek oraz owocami jałowca, nawalonych na skwarki z świeżego boczku przetopione z cebulą. Dokładnie takich jakie pyrkają od przedwczoraj na jego kuchni.
Wieprzowinę Manson poważa tylko tradycyjnie. Na przykład w postaci kolanek zakopanych w kiszonej kapuście z garścią suszonych grzybów i śliwek oraz owocami jałowca, nawalonych na skwarki z świeżego boczku przetopione z cebulą. Dokładnie takich jakie pyrkają od przedwczoraj na jego kuchni.
We dworkach kobiety nie musiały pracować. Wszystko, co istotne jest zawarte w Panu Tadeuszu. U chłopów było ciężko, ale dawali sobie radę. Podatki były kilkukrotnie niższe. Zresztą, jeśli dzieci było dziesięcioro to kobieta lekko nie miała. Musiałbym przemyśleć sprawę, żeby odpowiedzieć, jakie to miało przełożenie na kuchnię. Weim, że na pewno miało wpływ na sposób widzenia świata. Mężczyzna widzi tunelowo, a kobieta szerokokątnie. Facet musiał zmierzać do celu, jelenia tropić, z pługiem iść przed siebie do upatrzonego punktu itp. A kobieta musiała ogarniać całą gromadę dzieciaków, co razłaziły się na wszystkie strony. Dlatego mężczyźni dużo lepiej prowadzą w nocy. Jadą jak przecinaki, widząc drogę oświetloną przez reflektory i fosforyzujące znaki. A kobieta ma wieczne stres, czy coś z boku nie wybiegnie. Chciałaby widzieć wszystko, a nie może. Jak facet szuka sera w lodówce, to nie ma co mu potem awantury robić, ze nie zapercepował braku mleka albo spleśniałego pomidora. Nie wolno też się na niego wściekać, że odwraca głowę za zgrabną d*pcią. Bo kobieta tak samo zwraca uwagę na mijanych facetów, tylko że widzi całą panoramę, a nie jeden punkt i nie musi nawet głowy obracać. Jak się komuś związki porozpadały przez takie nieporozumienia to trudno. Było się uczyć.
Wieprzowina dobra jest w a-dongu w postaci golonki. Nie przypomina naszej polskiej, bo jest w plasterkach i wymieszana z dodatkami. Jadłem niedawno na ostro i było ok. Zastrzegam, ze nie jestem smakoszem i nie mam dużej bazy porównawczej.
Wieprzowina dobra jest w a-dongu w postaci golonki. Nie przypomina naszej polskiej, bo jest w plasterkach i wymieszana z dodatkami. Jadłem niedawno na ostro i było ok. Zastrzegam, ze nie jestem smakoszem i nie mam dużej bazy porównawczej.
Namówilista mnie na tę chińszczyznę.
Kolanka poczekają. Zresztą sedno dobrej kapusty kiszonej tkwi w zasmażaniu jej do tego poziomu, ż zaczyna się lekko przypalać, potem szybkie wymieszanie, deglasacja i proces przypalania na nowo. Dlatego najlepszy bigos to taki, co się go podgrzewa, a potem zamraża. Ale bigos to będę robić jak przyjdą mrozy, bo wtedy parujący gar wstawiam do sieni i nazajutrz wyjmuję zamrożoną bryłę.
A dzisiaj gęsia wątróbka smażona na krótko z kapustą pekińską, cebulą, marchwią i żółtą tajską papryczką, na słodko-kwaśno. Do tego ryż.
A w temacie kobiet i mężczyzn to Szuroczka zawsze mówiła, że nam się inaczej układają bruzdy na czole. Kobiecie pionowo ("Gdzie masz wypłatę?"), a facetowi poziomo ("Jaką wypłatę?") xD
Kolanka poczekają. Zresztą sedno dobrej kapusty kiszonej tkwi w zasmażaniu jej do tego poziomu, ż zaczyna się lekko przypalać, potem szybkie wymieszanie, deglasacja i proces przypalania na nowo. Dlatego najlepszy bigos to taki, co się go podgrzewa, a potem zamraża. Ale bigos to będę robić jak przyjdą mrozy, bo wtedy parujący gar wstawiam do sieni i nazajutrz wyjmuję zamrożoną bryłę.
A dzisiaj gęsia wątróbka smażona na krótko z kapustą pekińską, cebulą, marchwią i żółtą tajską papryczką, na słodko-kwaśno. Do tego ryż.
A w temacie kobiet i mężczyzn to Szuroczka zawsze mówiła, że nam się inaczej układają bruzdy na czole. Kobiecie pionowo ("Gdzie masz wypłatę?"), a facetowi poziomo ("Jaką wypłatę?") xD
> Mr Sadyl też ponoć potrafi ogarniać wszystko katem oka. Całą psychologię szlag by trafił, gdyby anegdotycznie zacząć się z nią rozprawiać
Bo ja "wzorcowym" facetem nie jestem. Odróżniam turkus od seledynu :)
Jeśli chodzi o jazdę nocną, moje oko działa jak musze czy inne owadzie. Widzę z daleka wyłacznie lampki czy odblaski, ale wystarczy, że coś mi w cieniach nie zagra, jakiś minimalny ruch dostrzeżony kątem oka i deptam hamulec. Parę żyć (ludzkich i zwierzęcych) dzięki temu ocaliłem.
BTW:
Przed chwilą był u mnie najbardziej znienawidzony przez sukę gość. Czyli listonosz.
Przyniósł mi pocztówkę z Bzowa. Prawie całą czarna.
Widać tylko światła reflektorów i nr rej. Gęby kierowcy ni chu chu...
I jak mam się do niej ustosunkować, wskazując kierowcę? ;>
Bo ja "wzorcowym" facetem nie jestem. Odróżniam turkus od seledynu :)
Jeśli chodzi o jazdę nocną, moje oko działa jak musze czy inne owadzie. Widzę z daleka wyłacznie lampki czy odblaski, ale wystarczy, że coś mi w cieniach nie zagra, jakiś minimalny ruch dostrzeżony kątem oka i deptam hamulec. Parę żyć (ludzkich i zwierzęcych) dzięki temu ocaliłem.
BTW:
Przed chwilą był u mnie najbardziej znienawidzony przez sukę gość. Czyli listonosz.
Przyniósł mi pocztówkę z Bzowa. Prawie całą czarna.
Widać tylko światła reflektorów i nr rej. Gęby kierowcy ni chu chu...
I jak mam się do niej ustosunkować, wskazując kierowcę? ;>
Kiedyś mi zwierzątko futerkowe też wybiegło. Usłyszałem tylko dwa stuknięcia w podwozie, a jak spojrzałem w lusterko, to ze zdziwieniem spostrzegłem, że pobiegło dalej. Mam duże wątpliwości, czy wylizało się z tego.
Wstydziliby się tak ścigać ludzi, jak im zdjęcie nie wyszło. To nie są aparaty za 50 zł tylko profesjonalne sprzęty. Flesz powinien dobrze podświetlić twarz kierowcy. Kiedyś mi przysłali bez zdjęcia. Wykorzystałem to, że nieco wcześniej zgubiłem tablicę rejestracyjną i miałem w dowodzie stempel potwierdzający to. Napisałem, że ani się nie przyznaję ani nie zaprzeczam, lecz po prostu prosze o zdjęcie. Już się nie odezwali. To było ITD. O dziwo wcale nie jechałem z żadną Kasią. A, jak wiadomo, to z Kasią ci się upiecze,
Wstydziliby się tak ścigać ludzi, jak im zdjęcie nie wyszło. To nie są aparaty za 50 zł tylko profesjonalne sprzęty. Flesz powinien dobrze podświetlić twarz kierowcy. Kiedyś mi przysłali bez zdjęcia. Wykorzystałem to, że nieco wcześniej zgubiłem tablicę rejestracyjną i miałem w dowodzie stempel potwierdzający to. Napisałem, że ani się nie przyznaję ani nie zaprzeczam, lecz po prostu prosze o zdjęcie. Już się nie odezwali. To było ITD. O dziwo wcale nie jechałem z żadną Kasią. A, jak wiadomo, to z Kasią ci się upiecze,
Byłem kiedyś naocznym świadkiem, jak kocur wpadł pod auto. Przekręcił się pod nim jak młynek, ze dwa pełne obroty.. po czy dał dyla.
Czy przeżył, czy stres tak zadziałał.. nie wiem.
Parę dni temu wyskoczyłem gościowi na czołówkę. Bo lis mi się wpatoczył. W mieście, nie na trasie.
Głowy nie dam, ale chyba na Stoczniowców.
Lis przeżył, Ja też.
Parę lat temu gadałęm z gościem, który akurat robił C+E. Dobra szkoła musiała być, bo uczyli opanowania pierwszego odruchu.
Mając kilkanaście (czy więcej) ton na plecach nie da się bezkarnie.
Czy przeżył, czy stres tak zadziałał.. nie wiem.
Parę dni temu wyskoczyłem gościowi na czołówkę. Bo lis mi się wpatoczył. W mieście, nie na trasie.
Głowy nie dam, ale chyba na Stoczniowców.
Lis przeżył, Ja też.
Parę lat temu gadałęm z gościem, który akurat robił C+E. Dobra szkoła musiała być, bo uczyli opanowania pierwszego odruchu.
Mając kilkanaście (czy więcej) ton na plecach nie da się bezkarnie.
ooo dziadek sadyl, nawet ci to pasuje :) przyjmij gratulacje !
może jakieś bobo-party zorganizuj ;) ?
Przypomniał mi się kawał
Wraca tata z trasy i od progu woła radośnie :
"dzieci! dzieci! przywiozlem wam kotka!"
dzieci zachwycone pytają "a gdzie go masz"?
tata odpowiada "aaa trochę na zderzaku, resztę w nadkolu"
może jakieś bobo-party zorganizuj ;) ?
Przypomniał mi się kawał
Wraca tata z trasy i od progu woła radośnie :
"dzieci! dzieci! przywiozlem wam kotka!"
dzieci zachwycone pytają "a gdzie go masz"?
tata odpowiada "aaa trochę na zderzaku, resztę w nadkolu"
Okropna jesteś :D
Ale ciutkę w temacie. Mam przeczulicę węchową. Zajrzałem do sąsiada: "Kiełbasę na cebulce smażyłeś?" Jop. Skąd wiesz? Wyczułem.
Właże do siebie do chaty i wali mi po nosie smród, Kurcze... suki nie podejrzewam a ja sie ostro z rańca zmacerowałem w wannie, zatem błedny trop.
Suka tematu nie podjęła. Musiałem sam latać po chacie z nosem przy podłodze. Aż znalazłem.
Jeden słoik mi się rozsczalnił. Ogony w kapuście. Aromat Centralki to przy tym pikuś :)
Ale ciutkę w temacie. Mam przeczulicę węchową. Zajrzałem do sąsiada: "Kiełbasę na cebulce smażyłeś?" Jop. Skąd wiesz? Wyczułem.
Właże do siebie do chaty i wali mi po nosie smród, Kurcze... suki nie podejrzewam a ja sie ostro z rańca zmacerowałem w wannie, zatem błedny trop.
Suka tematu nie podjęła. Musiałem sam latać po chacie z nosem przy podłodze. Aż znalazłem.
Jeden słoik mi się rozsczalnił. Ogony w kapuście. Aromat Centralki to przy tym pikuś :)
Ogony!!! Pamiętam jak za dzieciaka babcia gotowała wieprzowe ogonki. Przepadałam za nimi :) ale ja to w ogóle jestem nauczona jeść takie rzeczy, których większość się brzydzi...wątróbki, serca, móżdżki, ozorki (a te w sosie chrzanowym opanowałam do perfekcji!).
A bigos... Z rzadka robię ale jak już robię to 3 dni gotuję ;) i na porządnej wiejskiej wędzonce. Po czym część wekuję, część mrożę, część rozdaję po znajomych xD
A bigos... Z rzadka robię ale jak już robię to 3 dni gotuję ;) i na porządnej wiejskiej wędzonce. Po czym część wekuję, część mrożę, część rozdaję po znajomych xD
Odkryłem kolejny kwiatek.
Rozszczelniony słoik z pomidorówką.
Ale ten nie zdążył dać wrażeń węchowych. Jest jeszcze ok. Suka go wciągnie.
Nie dziwoląg, bo nie pasteryzowany ale jedynie zamykany na gorąco. Do szybkiego pożarcia.
Kiedyś liczyłem koszt bigosu, jaki robię. Samych składników o czasie prądzie czy gazie nie mówiąc.
Wyszło mi, że na 3kg bigosu (więcej nie mam w czym zrobić) wchodzi mi wkładu za jakieś 100 zł
Głównie wołowina oczywiście...I to cięzko dostępna, bo ogony.
Rozszczelniony słoik z pomidorówką.
Ale ten nie zdążył dać wrażeń węchowych. Jest jeszcze ok. Suka go wciągnie.
Nie dziwoląg, bo nie pasteryzowany ale jedynie zamykany na gorąco. Do szybkiego pożarcia.
Kiedyś liczyłem koszt bigosu, jaki robię. Samych składników o czasie prądzie czy gazie nie mówiąc.
Wyszło mi, że na 3kg bigosu (więcej nie mam w czym zrobić) wchodzi mi wkładu za jakieś 100 zł
Głównie wołowina oczywiście...I to cięzko dostępna, bo ogony.
Widać, że znasz kuchnię tylko od "zachrystii" :D
Na 3 kg bigosu wchodzi przynajmniej z 3-4 kg ogonów wołowych. Coś koło 20 zł/hg.
Po obraniu większość trafia z sucze kły albo do śmietnika. Wywar zostaje, jako baza.
Kiełbasa za 10 zł nie ma racji bytu w mojej kuchni. Sensowna zaczyna się od 30 ... a i tu nie ma 100% pewności.
Kapusta, koncentrat pom. czy przyprawy już dużo nie wnoszą do ceny.
Na 3 kg bigosu wchodzi przynajmniej z 3-4 kg ogonów wołowych. Coś koło 20 zł/hg.
Po obraniu większość trafia z sucze kły albo do śmietnika. Wywar zostaje, jako baza.
Kiełbasa za 10 zł nie ma racji bytu w mojej kuchni. Sensowna zaczyna się od 30 ... a i tu nie ma 100% pewności.
Kapusta, koncentrat pom. czy przyprawy już dużo nie wnoszą do ceny.
Też nie wierzę ile kilo czego jestem w stanie wpakować do gara... a potem raptem kilka słoików wyłazi.
Ale Ci, co mieli okazję jeść, wiedzą, że rzeczywiście tak jest. I nikt poza mną nie podżera po drodze :)
Koleżanka, której czasami jakiś słoik podrzucam, bo sama nie ma czasu pichcić, od wejścia go rozcieńcza. Zna już moją kuchnię. I jej słoik mojej np. zupy styka na trzy dni obiadów.
Ale Ci, co mieli okazję jeść, wiedzą, że rzeczywiście tak jest. I nikt poza mną nie podżera po drodze :)
Koleżanka, której czasami jakiś słoik podrzucam, bo sama nie ma czasu pichcić, od wejścia go rozcieńcza. Zna już moją kuchnię. I jej słoik mojej np. zupy styka na trzy dni obiadów.
Ze 2-3 lata temu miałem warunki ku temu. Ugotowałem wówczas bodaj 8 słoików meduzy bazowej.
Poszło na to ze 20 kg nóżek, golonek itp.
I dwa dni obróbki. Jeden gotowania, drugi (letko z 8h) obierania.
Ale z 1 słoika meduzy bazowej wychodzi mi, po dorzucenia mięcha i warzyw, przynajmniej ze 2 kg meduzy docelowej.
Teraz już nie mam dostępu do "fachowej" kuchni z dużymi garami. Ale jak kilka m-cy temu we własnej kuchni zrobiłem bodaj 4 słoiki meduzy bazowej, to i tak wykorzystałem wszystkie dostępne gary i palniki :)
Poszło na to ze 20 kg nóżek, golonek itp.
I dwa dni obróbki. Jeden gotowania, drugi (letko z 8h) obierania.
Ale z 1 słoika meduzy bazowej wychodzi mi, po dorzucenia mięcha i warzyw, przynajmniej ze 2 kg meduzy docelowej.
Teraz już nie mam dostępu do "fachowej" kuchni z dużymi garami. Ale jak kilka m-cy temu we własnej kuchni zrobiłem bodaj 4 słoiki meduzy bazowej, to i tak wykorzystałem wszystkie dostępne gary i palniki :)
Jest z ziemniakami. Nazywa się grule i znajduje się na Przymorzu, koło sklepu zoologicznego przy rynku. Polecam ziemniaki po gdańsku. Trudno żebym nie polecał właśnie tych, bo byłem tylko raz i tylko takie próbowałem. Oprócz tego jest tam piękny kaszubski zwyczaj wykładania chleba, smalcu i ogórka. Można sobie nałożyć czekając na zamówienie. Śmieszne, jest taki samozwańczy pirat, co na niego skargi były że ludzi zaczepia. Gdzieś daleko w Polsce w mordę dostał i do szpitala trafił, bo zajumał komuś chleb ze smalcem. Tłumaczył potem policji, że myślał że mu wolno bo u nas na Kaszubach taki zwyczaj. Dzięki temu, że usłyszalem tę historię to w ogóle wiem, że se wolno nakładać i jeść bez krępacji i za free. Tak jest np. też w sławnym mulku za Gdynią. Też polecam
Przez te skojarzenia to ja kiedyś kipnę, zadławię się albo wpadnę pod tramwaj. No dzięki Doppelinka:-))
Na co Ci drugi mąż? Kochanka sobie wyfasuj.
Przychodzi baba do lekarza i mówi:
- Panie doktorze, mój mąż mi zdecydowanie nie wystarcza.
- To niech pani sobie znajdzie kochanka.
- No w zasadzie to ja mam kochanka, ale on też mi nie wystarcza.
- To niech pani sobie znajdzie drugiego.
- Panie doktorze, ja mam w ogóle 8 kochanków, i oni też mi nie wystarczają.
- Ooooo, to pani jest chora.
- No właśnie panie doktorze, i czy pan by mógł mi to napisać na kartce? Bo mój mąż mówi, że jestem q...
Na co Ci drugi mąż? Kochanka sobie wyfasuj.
Przychodzi baba do lekarza i mówi:
- Panie doktorze, mój mąż mi zdecydowanie nie wystarcza.
- To niech pani sobie znajdzie kochanka.
- No w zasadzie to ja mam kochanka, ale on też mi nie wystarcza.
- To niech pani sobie znajdzie drugiego.
- Panie doktorze, ja mam w ogóle 8 kochanków, i oni też mi nie wystarczają.
- Ooooo, to pani jest chora.
- No właśnie panie doktorze, i czy pan by mógł mi to napisać na kartce? Bo mój mąż mówi, że jestem q...
A nie wątróbkę?
Przyznam, że Milczenie Owiec, to była jedna z ostatntich fabuł, jakie czytałem. Sporo przed filmem.
Jest w niej wątek kompletnie w filmie przemilczany, czyli burza w mózgu Clarice. Bo z jednej strony.. fajna zagadka. I Lecter... a z drugiej.. szkoła i egzaminy
Jak oglądałem film, to z nastawieniem, że taką fabułę można wyłacznie skaszanić. Ale nieprawda.
Foster i Hopkins wydźwignęli to na mistrzostwo.
Przyznam, że Milczenie Owiec, to była jedna z ostatntich fabuł, jakie czytałem. Sporo przed filmem.
Jest w niej wątek kompletnie w filmie przemilczany, czyli burza w mózgu Clarice. Bo z jednej strony.. fajna zagadka. I Lecter... a z drugiej.. szkoła i egzaminy
Jak oglądałem film, to z nastawieniem, że taką fabułę można wyłacznie skaszanić. Ale nieprawda.
Foster i Hopkins wydźwignęli to na mistrzostwo.
Dobrze pamiętam.
Pierwszy z brzegu naprzykład, jaki wujek Gugiel mi podsunął:
https://plus.dziennikbaltycki.pl/magia-kina-magia-wina/ar/11755558
Pierwszy z brzegu naprzykład, jaki wujek Gugiel mi podsunął:
https://plus.dziennikbaltycki.pl/magia-kina-magia-wina/ar/11755558
Jeszcze wtedy te żydowskie nagrody filmowe były miarodajne i coś warte. Zgarnęli wielkiego szlema jako jedni z trzech w historii. Lotowi nad kukułczym gniazdem też się to udało i jeszcze czemuś tak staremu, że już zapomniałem tytułu, mimo że minutę temu sprawdzałem w wikipedii. Szkoda, ze Foster nie zagrała w kontynuacji. Bo film był przyzwoity i też na podstawie książki tego samego autora. Nie cierpię jak inny aktor gra tę samą postać. Ford w Blade Runnerze zagrał i zrobili dzieło wybitne. Zaskoczenie roku jak dla mnie. Spodziewałem się luźnego nawiązania albo w ogóle remake'u w stylu nowego Robocopa i nawet nie wiedziałem, że Forda tam zobaczę. A jest to coś pięknego, pomysłowego i z bardzo ładną dziewczyną-hologramem.
Edit. Grasica u dra też się pojawiała. Bo tak mi się tylko ten gruczoł kojarzy. Może w innym miejscu, może kwestia tłumaczenia....
Edit. Grasica u dra też się pojawiała. Bo tak mi się tylko ten gruczoł kojarzy. Może w innym miejscu, może kwestia tłumaczenia....
Blade Runner to dla mnie majstersztyk. Nie za względu na rolę Forda. Odegrał ją przyzwoicie.
Nie też ze względu na prześliczną Sean Young.
Jakbym miał wskazać aktora, który tam "zabłysnął" to byłby to Rutger Hauer.
Ale w tym filmie głównie zagrał doskonały scenriusz i świetna reżyseria.
PS: z grasicą jest coś na rzeczy, bo mi się też telepie w głowie, że Lecter o niej mówił.
Może -jak piszesz- w innym miejscu a może kwestia tłumaczenia.
Nie też ze względu na prześliczną Sean Young.
Jakbym miał wskazać aktora, który tam "zabłysnął" to byłby to Rutger Hauer.
Ale w tym filmie głównie zagrał doskonały scenriusz i świetna reżyseria.
PS: z grasicą jest coś na rzeczy, bo mi się też telepie w głowie, że Lecter o niej mówił.
Może -jak piszesz- w innym miejscu a może kwestia tłumaczenia.
To obejrzyj Blade Runner 2049. Film teoretycznie skazany na hejt nie tylko się broni, ale dorównuje pierwszej części. I nie rozstrzyga najważniejszego dylematu, który pojawił się po wypuszczeniu wersji reżyserskiej.
To już wszyscy wiedzą, na czym polega geniusz wersji reżysreskiej? Jak nie to uwaga: spoiler alert!
Tam są dodane właściwie tylko dwie sceny. Dodane są subtelnie, łatwo w ogóle je przegapić a przynajmniej zignowować. Łowcy Androidów śni się jednorożec. A pod koniec filmu jego partner zostawia mu origami - jednorożca właśnie. Ergo: firma zna sny Decarda, czyli on sam musi być replikantem. I ten dylemat, czy Decard jest replikantem czy nie na nowo odkurzył i wyciągnął na światło dzienne ten film. Reżyser stwierdził, że tak. W opowiadaniu Dicka nic o tym nie było. A fani są podzieleni. Z jednej strony film dostaje ogromną głębię, a z drugiej motywacje Rutgera Hauera spłycają się i stają się banalne. Jeśli chodzi o BR 2049 to tyle tylko zdradzę, że tego jednoznacznie nie rozstrzyga. I to jest piękne. Dyskusja może trwać i trwa mać!
To już wszyscy wiedzą, na czym polega geniusz wersji reżysreskiej? Jak nie to uwaga: spoiler alert!
Tam są dodane właściwie tylko dwie sceny. Dodane są subtelnie, łatwo w ogóle je przegapić a przynajmniej zignowować. Łowcy Androidów śni się jednorożec. A pod koniec filmu jego partner zostawia mu origami - jednorożca właśnie. Ergo: firma zna sny Decarda, czyli on sam musi być replikantem. I ten dylemat, czy Decard jest replikantem czy nie na nowo odkurzył i wyciągnął na światło dzienne ten film. Reżyser stwierdził, że tak. W opowiadaniu Dicka nic o tym nie było. A fani są podzieleni. Z jednej strony film dostaje ogromną głębię, a z drugiej motywacje Rutgera Hauera spłycają się i stają się banalne. Jeśli chodzi o BR 2049 to tyle tylko zdradzę, że tego jednoznacznie nie rozstrzyga. I to jest piękne. Dyskusja może trwać i trwa mać!
Z pewnością wersję reżyserską oglądałem ale scenę z jednorożcem musiałm przegapić.
Ale to nieistotne, bo poddanie "autentyczności" Dekardta w wątpliwość nastąpiło wcześniej, w trakcie rozmowy Dekartda z Rachel.
Jak to sprawdzi? Może se oczywiście flaki wypruć, żeby sprawdzić, czy nie sztuczne.Ale nawet jeśli?... Może być świetna imitacja.
A przede wszystkim... czy sztuczydło, obarczone całym życiem we wspomnieniach, nie jest człowiekiem?
Film pyta o definicję człowieczeńśwa... i odpowiedzi nie znajduje.
Nawet nie wiedziałem, że sequel nakręcili. Obejrzę z pewnością.
Ale to nieistotne, bo poddanie "autentyczności" Dekardta w wątpliwość nastąpiło wcześniej, w trakcie rozmowy Dekartda z Rachel.
Jak to sprawdzi? Może se oczywiście flaki wypruć, żeby sprawdzić, czy nie sztuczne.Ale nawet jeśli?... Może być świetna imitacja.
A przede wszystkim... czy sztuczydło, obarczone całym życiem we wspomnieniach, nie jest człowiekiem?
Film pyta o definicję człowieczeńśwa... i odpowiedzi nie znajduje.
Nawet nie wiedziałem, że sequel nakręcili. Obejrzę z pewnością.
No. Dość dużo o tym teraz piszę, ale takie fantastyczne zaskoczenia to mi się często nie zdarzają. Wpadła mi w ręce płyta DVD, jako człowiek z lekką prozopagnozją nie zwróciłem nawet uwagi, że na okładce jest Harrison Ford mimo że każdy wie ;), że najfajniejsi aktorzy ever to są pan Ford i pan Eastwood, a potem to już tylko szczenoopad, wygaszenie świateł i nalanie całej szklanki nalewki żeby nie przerywać oglądania i nie psuć klimatu. Zrobili po prostu całkiem nową jakość, w której jest wszystko: psychodela, muzyka, efekty, ważne pytania i dobrzy aktorzy.
Przez inne miejsca też się można dostać do serca... XD tak tylko...nadmieniam :p
Kiedyś gdzies w internecie rzuciło mi się w oczy fajne hasło... "Ożeń się nie z kobietą piękna acz potrafiąca gotować. Uroda przemija, głód nigdy."
Kiedyś gdzies w internecie rzuciło mi się w oczy fajne hasło... "Ożeń się nie z kobietą piękna acz potrafiąca gotować. Uroda przemija, głód nigdy."
INSTAGRAM: unbake_my_heart_
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
wspominkowo.
Kiedys, lata temu (2002-2006 z pewnoscia) na terenie mariny w Gdyni (na granicy basenu jachtowego i plazy),lekko ukryta w krzakach stala buda, w ktorej sprzedawali m. in. smazona kaszanke. Była najlepsza, jaka jadlam.
Choc ostatnimi czasy, na ryneczku w Orlowie odkrylam bardzo podobna (choc trzeba ja w domu samemu usmazyc). Jest z kaszy gryczanej wymiesznej z jeczmienna i ma w srodku watrobke.. Jest pyszna.
Kiedys, lata temu (2002-2006 z pewnoscia) na terenie mariny w Gdyni (na granicy basenu jachtowego i plazy),lekko ukryta w krzakach stala buda, w ktorej sprzedawali m. in. smazona kaszanke. Była najlepsza, jaka jadlam.
Choc ostatnimi czasy, na ryneczku w Orlowie odkrylam bardzo podobna (choc trzeba ja w domu samemu usmazyc). Jest z kaszy gryczanej wymiesznej z jeczmienna i ma w srodku watrobke.. Jest pyszna.
Obstawiałbym, że wszędzie tam, gdzie spacerują rodziny z dziećmi. W końcu dzieciaki uwielbiają lody, parki na przykład. Albo niedaleko plaży? W końcu świetnie jest zjeść pyszne lody dla ochłody po wyjściu z plaży. Jak dla mnie to szczyt marzeń w upalny dzień. Ale jeśli chcesz faktycznie założyć biznes i rozpocząć działanie w branży, to dobrze jest od razu zainwestować w dobry sprzęt, jak ten https://mk-komi.pl/nasze-maszyny/wyposazenie-lodziarni/frezery/ żeby działać skutecznie i bez niepotrzebnych awarii czy przestojów.