Widok
Czy ze mną jest coś nie tak?
Pomóżcie mi. Jestem drugi raz mężatką i znowu problemy. Pierwszy mąż, pierwsza miłość, 20 lat ślub dziecko no i po prawie 7 latach małżeństwa rozwód. ( pił, bił, zdradzał) Chwilę przed rozwodem poznałam faceta przeciwieństwo jego. Po 30- stce, kawaler, ułożony, spokojny,co prawda miał dziecko, urodziło mu się jak miał 20 lat, wyjechał za chlebem a ona znalazła sobie innego. Twierdził że nie płacił nigdy alimentów bo ona nie chciała i że z córką ma dobry kontakt. Mój syn był nim zachwycony.Przeciwienstwo jego ojca. Facet spokojny który nigdy się nie złościł.Po siedmiu latach wyszłam za niego za mąż i to ja do tego dążyłam. Denerwowało mnie to jak mówił niby z żartem że coś jest jego. Po ślubie byłam pewna że będzie nasze nie jego. Nie widziałam w tym nic złego na początku.Dodam jeszcze że z moim synem nigdy się nie bawił, prawie wogóle nie rozmawiał.Dopiero później zauważyłam że on go traktuje jak powietrze. Na urodziny nie składał mu życzeń i zawsze miał jakieś wytłumaczenie. Ja starałam się go zawsze wytłumaczyć dobrze przed dzieckiem,wymyśliłam różne bzdury, żeby dzieciakowi nie było przykro.Doszło nawet do tego że opłatkiem przestał się z nim łamać, tłumacząc się tym że to młody powinien do niego podejść a nie on.Serce mi pękało bo wiedziałam że synowi jest przykro, ale też był uparty i często były z nim problemy. ( teraz już wiem dlaczego tak się działo) Tata założył nową rodzinę już mnie nie chce a mama ma nowego faceta itd.Brak ojca próbowałam mu jakoś zawsze wynagrodzić, miał wszystko co chciał i był moim jedynym dzieckiem, pierwszym wnukiem chowanym przy dziadkach. Jak miał 9 lat zmarła babcia jego ukochana i też to przeżył sam w sobie.Całymi dniami grał w komputer, prawie cały czas siedział w swoim pokoju a jak już wyszedł to zawsze coś na broił a mój partner tylko w takich momentach potrafił się do niego odezwać. Teraz to wiem że dziecko w taki sposób próbowało zwrócić na siebie jakąkolwiek uwagę.. W szkole też nie było kolorowo, byłam wzywana bo źle się zachowywał, chodź dobrze dość się uczył. Ojciec nigdy nie miał dla niego czasu tłumacząc się pracą później urodziło mu się dziecko miał dwóch pasierbow w podobnym wieku do mojego syna. Nie raz obiecał że po niego przyjedzie i nie przyjechał a jak już przyjechał zabierając go na weekend to potrafił go na drugi dzień z rana przywieść twierdząc że nie umie się zachować. Nie raz syn jak wracał od niego to płakał, oczywiście wymyślając że go coś boli, nigdy nie powiedział że było mu źle u taty ale ja wiedziałam że jest mu z jakiegoś powodu przykro. Skończył 15 lat i zaczęły się problemy. Zawsze jak już nie dawałam rady to mówiłam że ojciec przyjedzie i zrobi z nim porządek. Zawsze to jakoś działało aż do pewnego razu. Nie raz były mąż przyjechał i coś tam mu powiedział ale może ze trzy razy znalazł czas. A ostatnim razem jak przyjechał to wyglądało inaczej. Syn się pierwszy raz mu postawił, wykrzyczał że nie ma prawa go pouczać, gdzie był przez tyle lat, że jak go potrzebował to nigdy go nie był. Dla mnie to wyglądało jak błaganie o przytulnie. A mój były mąż jakby wogóle tego nie słyszał, zaczą odbijać piłeczkę, wykrzykując mu gdzie on był,że mogł do niego sam przyjechać itd. Syn widząc że on nie ma żadnego poczucia winy, machną ręką i wyszedł do pokoju. Mi serce pękało z żalu ja wiedziałam że kiedyś to nastąpi ale w życiu nie przypuszczałam że tak szybko. Wtedy zrozumiałam że dzieciństwo mojego dziecka już się skończyło.Teraz syn ma 16 lat a ja załamuje ręce. Proźby, groźby nic nie dociera. Zaczoł się rok szkolny, ledwo dostał się do tej szkoły co chciał ale zaraz go wyrzucą bo prawie wogóle do niej nie chodźi,a szkoła jest dość dobra.Z dnia na dzień jest coraz gorzej,zaczeły się używki, agresja nie do opanowania i z min na min inny nastrój. Próbowałam już wszystkiego, nawet straszył ośrodkiem a on nawet tym się nie przejmuje, mówi że czeka na to aż to zrobie.Ja już nie wiem jak z nim rozmawiać. Nie umie go zmusić żeby poszedł ze mną do jakiejś poradni,jestem bez silna. On mi zarzuca że jestem nie normalna psychiczna i że to ja powinnam się leczyć. Patrząc w żywe oczy kłamie jak z nut. Co ja mam robić pomocy.
"Po siedmiu latach wyszłam za niego za mąż i to ja do tego dążyłam"
przez siedem lat nie zauważyłaś, ze Twój partner nie akceptuje Twojego dziecka? Nie składa mu życzeń na urodziny, nie łamie się opłatkiem, nie rozmawia z nim, nie bawi się??? Po co tak dążyłaś do ślubu?
Ja się nie dziwię że Twój syn rozrabia skoro tylko wtedy ktoś się nim interesuje. Piszesz że po śmierci babci grał cały dzień na komputerze - wtedy poszłaś do niego, przytulić, porozmawiać? Pewnie nie - miałaś świety spokój i było ok. Piszesz, ze serce Ci pękało a tyle lat pozwalałaś robić mu krzywdę, jego biologiczny ojciec, Twój obecny maż, Ty - wszyscy raniliście go brakiem uwagi i zainteresowania.
Nie wiem co masz zrobić z prawie dorosłym facetem - za dwa lata powie Ci, ze w ogóle możesz się odwalić ...
spróbuj może porozmawiać z nim ale nie strasz go ojcem, ośrodkiem czy nie wiadomo czym jeszcze - przyznaj sie do błędów, powiedz, że Ci przykro ale nie chcesz żeby sobie przez to zmarnował życie, że zachowanie typu "na złość mamie odmrożę sobie uszy" nie prowadzi do niczego dobrego, jest młody i tylko od niego zależy jak będzie wyglądało jego życie i szkoda żeby przez Was je zmarnował.
Może podziała to niego i zobaczy że sam sobie robi krzywdę.
przez siedem lat nie zauważyłaś, ze Twój partner nie akceptuje Twojego dziecka? Nie składa mu życzeń na urodziny, nie łamie się opłatkiem, nie rozmawia z nim, nie bawi się??? Po co tak dążyłaś do ślubu?
Ja się nie dziwię że Twój syn rozrabia skoro tylko wtedy ktoś się nim interesuje. Piszesz że po śmierci babci grał cały dzień na komputerze - wtedy poszłaś do niego, przytulić, porozmawiać? Pewnie nie - miałaś świety spokój i było ok. Piszesz, ze serce Ci pękało a tyle lat pozwalałaś robić mu krzywdę, jego biologiczny ojciec, Twój obecny maż, Ty - wszyscy raniliście go brakiem uwagi i zainteresowania.
Nie wiem co masz zrobić z prawie dorosłym facetem - za dwa lata powie Ci, ze w ogóle możesz się odwalić ...
spróbuj może porozmawiać z nim ale nie strasz go ojcem, ośrodkiem czy nie wiadomo czym jeszcze - przyznaj sie do błędów, powiedz, że Ci przykro ale nie chcesz żeby sobie przez to zmarnował życie, że zachowanie typu "na złość mamie odmrożę sobie uszy" nie prowadzi do niczego dobrego, jest młody i tylko od niego zależy jak będzie wyglądało jego życie i szkoda żeby przez Was je zmarnował.
Może podziała to niego i zobaczy że sam sobie robi krzywdę.
Ja nie wiem dlaczego ja to zrobiłam, miałam chyba nadzieję że on się zmieni. Ze wszystkim co napisałaś zgadzam się w 100:% i wszystko to już przerobiłam, przyznałam się do swoich błędów i nawet powiedziałam że dla dobra jego jak będzie trzeba to się rozwiodę. Tłumaczyłam,mówiłam że też byłam młoda i rozumie że zakazany owoc najbardziej smakuje nawet dałam kilka przykładów co takie używki robią z człowieka, zaczyna się nie wannie a kończy tragicznie. Mamy w rodzinie kuzynke,dziewczyna dwadzieścia parę lat zostawiła dwójkę dzieci. Opowiadałem różne historie o takich dzieciach które nie mają wogóle rodziców, a on ma dwójkę tylko osobno, tłumaczyłam że tata nie ma dla niego czasu ale to nie znaczy że go nie kocha. Opowiadałam że nie którzy nie umieją swoich uczuć okazywać. Nawet list jak nie chciał rozmawiać potrafiłam przez pół nocy pisać,twierdził że go to nie obchodzi i nie będzie tego nawet czytał, ale mam nadzieję że czytał. Mówię że mam go tylko jednego i nie pozwolę mu się stoczyć na dno,że jest za mądrym chłopakiem żeby się zmarnować, on miał 6 lat i już grał w szachy. On to wszystko rozumie, ale ta złość w nim jest silniejsza i czasami wcale się nie dziwię. Zaczynałam wątpić czy mam na pewno rację z takim podejściem jakie mam do niego bo mój były i obecny mąż mają inne zdanie. Ojciec jego kazał mi iść przedstawić sprawę na policje że sobie nie radzę a obecny mój mąż nawet ma pretensje że np. parówki mu gotuje. A ja mam największy żal że dorosły człowiek nie może zrozumieć że to przez nas dorosłych tak się dzieje. Mojemu mężowi to nawet otwierałam strony z takimi tematami żeby poczytał na ten temat. Ale oczywiście on jest mądrzejszy. Prosiłam żeby spróbował tak się zachować jak ja bym chciała na próbę,wiem że to by dużo zmieniło,ale nie dał się przekonać pieprzony egoista. I właśnie najbardziej mnie to boli że dorosły nie może czegoś zrozumieć!a dziecko musi. On wie że się martwię i że źle robi ale nie chce się zmienić, a ja cały czas walczę z nim i z tym wszystkim do około i już naprawdę psychicznie jestem wykończona. Mam chęć czasami wyjść i nie wrócić bo za wszystko wszyscy mnie obwiniają. Głowę to mam chyba większą niż Google tyle na ten temat się naczytałam... Może powinnam naprawdę rozstać się z mężem ale bez niego będzie nam się żyło napewno gorzej finansowo i znowu dziecko nie będzie zadowolone bo np. nie będzie nas stać na coś. Nie wiem czy to ma większe teraz znaczenie czy nie....
Najgorsze jest to że wszyscy do około mówią że on miał za dobrze, że miał wszystko co chciał,może i tak. Jakbym wtedy wiedziała tyle co teraz to by było inaczej. Żadne pieniądze nie zastąpią dziecku pełnej rodziny,wtedy tego nie wiedziałam. Cały czas próbowałam mu jakoś wynagrodzić brak ojca, ale nic z tego nie wyszło jak widać...
Już pisałam ale nie wyświetla na forum. Jeszcze raz napisze. W poradni psychologicznej byliśmy, nic nie zauważyli nie pokojacego, wręcz przeciwnie. A co do terapii, mówiłaś o małżeńskiej, ja proponowałam mojemu mężowi nie raz terapię ale rodzinną nawet groziła rozstanie i na tym w sumie się kończyło. On uważa chyba że wszystko wie najlepiej,a tak naprawdę to nie umie nawet słuchać co się do niego mówi.
Szila - już samo to że szukasz rozwiązania świadczy na plus dla całej sytuacji. Trudno jest doradzić znając tylko Twój punkt widzenia i to opisany na forum, na pewno wielu ważnych szczegółów nie da się tu ująć. Ale:
- na terapię możesz iść sama - mogą być nawet zwykłe spotkania z psychologiem, dadzą Ci dużo do myślenia, psycholog podpowie Ci czego możesz spróbować by poprawić relacje w rodzinie. Ja też chciałam kiedyś iść na terapię małżeńską ale mąż nie chciał. Poszłam sama na kilka spotkań, psycholog popchnął mnie w odpowiednim kerunku, reszta sama się dokonała. Teraz jest super:) Jest nadzieja i dla Ciebie.
- czy Twój syn ma jakiekolwiek obowiązki? Jeśli ma 16 lat to te parówki może sobie ugotować sam. Może brakuje mu zadowolenia z siebie? Czy chodzi na jakieś zajęcia dodatkowe? Sport? Może ma jakieś hobby? Bo taki bunt może wynikać raz z wieku, a dwa z tego że on sam siebie uważa za nic nie wartego. Może daj mu voucher do parku linowego czy co tam go może zainteresować, i nawet jeśli pójdzie sam lub z kolegą (w sensie bez Was) to może wrócić z zapałem do życia - coś go może zainteresować.
A co mówią w szkole? Coś proponują? Czy Twój syn ma zdiagnozowaną jakąś dysfunkcję? Niedostosowanie społeczne? W takich przypadkach szkoła organizuje dla niego zajęcia z socjologiem, psychologiem, pedagogiem, czasem warsztaty, pomaga rodzinie, udziela informacji jak można pomóc dziecku (jakie instytucje, metody pracy, dostosowuje się też program, jeśli uczeń wagaruje to może mieć zapewnione lekcje w domu). Masz mało czasu, za chwilę do niczego go nie zmusisz (18 lat). Może warto byłoby pogadać z wychowawcą i zapytać co by doradził. Wiem jak to funkcjonuje bo sama jestem wychowawcą. Szukaj rozwiązań.
I przede wszystkim nie strasz że oddasz go ojcu którego nienawidzi, ani do ośrodka bo to tak jakbyś chciała się go pozbyć i mieć spokój. Będzie Ci coraz mniej ufał, a zaufanie to podstawa.
Podsumowując: ja bym zaczęła od obowiązków (drobne zakupy, przygotowanie obiadu, najlepiej razem). Może dasz mu kasę na farbę i wałki, niech sobie przemaluje swój pokój, choćby miało być na czarno zgódź się, zaufaj mu. Niech zrobi to po swojemu i będzie z tego dumny. Przy okazji nauczy się czegoś.
Rolą rodzica przy tzw. trudnym dziecku jest tak kształtować rzeczywistość wokół niego, by mieć za co go chwalić. Czasem jest trudno (przecież nie będziesz chwalić za palenie papierosów albo wstanie z łóżka), ale można np. sprowokować do podania jakiejś rzeczy i podziękować, do wniesienia zakupów i powiedzieć że dobrze mieć syna który Cię wyręczy w noszeniu ciężarów. Takie pierdoły, ale budują więź. Z małymi dziećmi jest o wiele prościej, teraz to już problem urósł, ale życzę Ci powodzenia i trzymam kciuki. Nie będzie łatwo ale dużo da się zrobić.
- na terapię możesz iść sama - mogą być nawet zwykłe spotkania z psychologiem, dadzą Ci dużo do myślenia, psycholog podpowie Ci czego możesz spróbować by poprawić relacje w rodzinie. Ja też chciałam kiedyś iść na terapię małżeńską ale mąż nie chciał. Poszłam sama na kilka spotkań, psycholog popchnął mnie w odpowiednim kerunku, reszta sama się dokonała. Teraz jest super:) Jest nadzieja i dla Ciebie.
- czy Twój syn ma jakiekolwiek obowiązki? Jeśli ma 16 lat to te parówki może sobie ugotować sam. Może brakuje mu zadowolenia z siebie? Czy chodzi na jakieś zajęcia dodatkowe? Sport? Może ma jakieś hobby? Bo taki bunt może wynikać raz z wieku, a dwa z tego że on sam siebie uważa za nic nie wartego. Może daj mu voucher do parku linowego czy co tam go może zainteresować, i nawet jeśli pójdzie sam lub z kolegą (w sensie bez Was) to może wrócić z zapałem do życia - coś go może zainteresować.
A co mówią w szkole? Coś proponują? Czy Twój syn ma zdiagnozowaną jakąś dysfunkcję? Niedostosowanie społeczne? W takich przypadkach szkoła organizuje dla niego zajęcia z socjologiem, psychologiem, pedagogiem, czasem warsztaty, pomaga rodzinie, udziela informacji jak można pomóc dziecku (jakie instytucje, metody pracy, dostosowuje się też program, jeśli uczeń wagaruje to może mieć zapewnione lekcje w domu). Masz mało czasu, za chwilę do niczego go nie zmusisz (18 lat). Może warto byłoby pogadać z wychowawcą i zapytać co by doradził. Wiem jak to funkcjonuje bo sama jestem wychowawcą. Szukaj rozwiązań.
I przede wszystkim nie strasz że oddasz go ojcu którego nienawidzi, ani do ośrodka bo to tak jakbyś chciała się go pozbyć i mieć spokój. Będzie Ci coraz mniej ufał, a zaufanie to podstawa.
Podsumowując: ja bym zaczęła od obowiązków (drobne zakupy, przygotowanie obiadu, najlepiej razem). Może dasz mu kasę na farbę i wałki, niech sobie przemaluje swój pokój, choćby miało być na czarno zgódź się, zaufaj mu. Niech zrobi to po swojemu i będzie z tego dumny. Przy okazji nauczy się czegoś.
Rolą rodzica przy tzw. trudnym dziecku jest tak kształtować rzeczywistość wokół niego, by mieć za co go chwalić. Czasem jest trudno (przecież nie będziesz chwalić za palenie papierosów albo wstanie z łóżka), ale można np. sprowokować do podania jakiejś rzeczy i podziękować, do wniesienia zakupów i powiedzieć że dobrze mieć syna który Cię wyręczy w noszeniu ciężarów. Takie pierdoły, ale budują więź. Z małymi dziećmi jest o wiele prościej, teraz to już problem urósł, ale życzę Ci powodzenia i trzymam kciuki. Nie będzie łatwo ale dużo da się zrobić.
Szila nie jestes zla matka! Bylas i jestes dobra staralas sie robic aby twoje dziecko wszystko mialo... Poswiecalas sie mu...poswiecasz.... Rozumiem cie ze chciałaś sobie ułożyć zzycie na nowi to normalne.... 99% facetow uwaza ze nie jego dziecko to nie jevo problem i ma je gleboko.... Glowa do gory nie martw sie syn rośnie zalozy rodzine. I juz na to wszystko bedzie patrzeć inaczej zobaczysz. A ty i twoj maz bedziecie razem i na starosc bedziesz miala z kim porozmawiac bo wiadomo jak to mlodzi zapracowanie itp. Trzymaj sie Ciepło
" Tak jestem złą matką. Chodź wychowywałam się w pełnej kochającej się rodzinie i byłam również złym dzieckiem... "
Szila - nie jesteś zła matką, i nie ma złych dzieci, są tylko wymagające. Nie będę analizować Twojej sytuacji rodzinnej i tego, ze Ty sprawiałaś trudności a Twój brat nie - takie rzeczy robi się przez wiele godzin terapii a nie na forum na podstawie kilku zdaniowej wypowiedzi.
Naprawdę ciężko jest podać jakiś przepis na zbuntowanego nastolatka - a już tym trudniej w przypadku nastolatka, który jest zraniony, zagubiony - to nie jest "zwykły" bunt, to szukanie odpowiedzi na podstawowe pytania. Jak ktoś wyżej napisał - to jak on się teraz zachowuje to efekt kilkunastu lat tego jak był traktowany, ja bym mimo wszystko nie odpuszczała - gadała, gadała i gadała do niego na okrągło :) aż będzie krzyczał ze złości - Ty nie krzycz, nie strasz, mów że kochasz, ze Ci zależy i niech on pomoże Ci naprawić wszystko. Dla dziecka (niezależnie od tego czy ma lat 6, 16 czy 26) najważniejsze jest poczucie ze komuś zależy, że jest ktoś kto będzie zawsze - nawet gdy wszystko inne zawiedzie. Myślę, że skoro szukasz pomocy, rady to znaczy, ze naprawdę chcesz mu pomóc a to już połowa sukcesu :) Trzymam kciuki za drugą połowę :)
Szila - nie jesteś zła matką, i nie ma złych dzieci, są tylko wymagające. Nie będę analizować Twojej sytuacji rodzinnej i tego, ze Ty sprawiałaś trudności a Twój brat nie - takie rzeczy robi się przez wiele godzin terapii a nie na forum na podstawie kilku zdaniowej wypowiedzi.
Naprawdę ciężko jest podać jakiś przepis na zbuntowanego nastolatka - a już tym trudniej w przypadku nastolatka, który jest zraniony, zagubiony - to nie jest "zwykły" bunt, to szukanie odpowiedzi na podstawowe pytania. Jak ktoś wyżej napisał - to jak on się teraz zachowuje to efekt kilkunastu lat tego jak był traktowany, ja bym mimo wszystko nie odpuszczała - gadała, gadała i gadała do niego na okrągło :) aż będzie krzyczał ze złości - Ty nie krzycz, nie strasz, mów że kochasz, ze Ci zależy i niech on pomoże Ci naprawić wszystko. Dla dziecka (niezależnie od tego czy ma lat 6, 16 czy 26) najważniejsze jest poczucie ze komuś zależy, że jest ktoś kto będzie zawsze - nawet gdy wszystko inne zawiedzie. Myślę, że skoro szukasz pomocy, rady to znaczy, ze naprawdę chcesz mu pomóc a to już połowa sukcesu :) Trzymam kciuki za drugą połowę :)
Szila nie piszę ze jesteś złą matką fajnie, że chcesz naprawić to ile się da nie wiem jakie są twoje relacje z partnerem.
Poradzić ci mogę tylko tyle abyś nie rozmawiała ze swoim synem w tonie pretensji, nie groziła ojcem ośrodkami. Może porozmawiaj z nim szczerze, przyznaj się do błędów powiedz, że go kochasz wierzysz w niego ze jest fajnym młodym facetem. Poróbcie coś razem coś coś co lubi wez go na kręgle bilard konie itp zależnie co lubi twój syn. Nie ciągaj ze sobą męża bo nie zmusisz go do nagłej sielanki rodzinnej skoro nie angażował się wcześniej to teraz będzie kulą u nogi. I to z synem relacje masz naprawiać jeśli chcesz z mężem to osobna sprawa. Martab proponuje ci zakup biletów i wyjście z kolegami jak dla mnie to znowu próba przekupstwa tak jak zakup kolejnej zabawki z resztą jej posta się prawie zgadzam.
Kolejna sprawa jak już ci jakoś pójdzie zapewne jak po grudzie ale pójdzie to pamiętaj jak zrobisz krok do przodu to nierób dwóch do tyłu uzbrój się w cierpliwość. Moja mam tez niby chciała nadrabiać czas nawet jej to szło ale co z tego jak się otworzyłam przed nią to zaraz naśmiewała się z moich problemów wtedy olbrzymich albo "zdradzała" moje tajemnice tacie albo innym osobom.
Kolejna fajna sprawa dla mnie wtedy to był sport codzienne treningi biegowe czy pogoda czy nie pogoda wybiegana samotnie codzienna godzina pozwalała mi się wyciszyć, poukładać myśli. A piłka po awanturze wyżyć spalić złość.
dobrego psychologa tez polecam nie musisz ciągnąć na siłe syna i męża możesz iść do niego sama ze sobą
Poradzić ci mogę tylko tyle abyś nie rozmawiała ze swoim synem w tonie pretensji, nie groziła ojcem ośrodkami. Może porozmawiaj z nim szczerze, przyznaj się do błędów powiedz, że go kochasz wierzysz w niego ze jest fajnym młodym facetem. Poróbcie coś razem coś coś co lubi wez go na kręgle bilard konie itp zależnie co lubi twój syn. Nie ciągaj ze sobą męża bo nie zmusisz go do nagłej sielanki rodzinnej skoro nie angażował się wcześniej to teraz będzie kulą u nogi. I to z synem relacje masz naprawiać jeśli chcesz z mężem to osobna sprawa. Martab proponuje ci zakup biletów i wyjście z kolegami jak dla mnie to znowu próba przekupstwa tak jak zakup kolejnej zabawki z resztą jej posta się prawie zgadzam.
Kolejna sprawa jak już ci jakoś pójdzie zapewne jak po grudzie ale pójdzie to pamiętaj jak zrobisz krok do przodu to nierób dwóch do tyłu uzbrój się w cierpliwość. Moja mam tez niby chciała nadrabiać czas nawet jej to szło ale co z tego jak się otworzyłam przed nią to zaraz naśmiewała się z moich problemów wtedy olbrzymich albo "zdradzała" moje tajemnice tacie albo innym osobom.
Kolejna fajna sprawa dla mnie wtedy to był sport codzienne treningi biegowe czy pogoda czy nie pogoda wybiegana samotnie codzienna godzina pozwalała mi się wyciszyć, poukładać myśli. A piłka po awanturze wyżyć spalić złość.
dobrego psychologa tez polecam nie musisz ciągnąć na siłe syna i męża możesz iść do niego sama ze sobą
Nie wszyscy mnie chyba dobrze zrozumieli,ja mam świadomość tego dlaczego mój syn tak się zachowuje a nie inaczej. Pisałam że jak zaczęły się problemy to szukałam na wszystko odpowiedzi. Nie zdawałam sobie z tego sprawy że takie sytuacje aż tak bardzo odbijają się na dziecku, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam,nie słyszałam nie doświadczyłam. Myślałam że skoro dziecku,, nic" nie brakuje, czyli ma co jeść co ubrać nie jest bity nie słucha awantur ma kochającą mamę itd hmm... ,, normalny dom" to jest wszystko ok. Teraz już Wiem. W tym niby pięknym domu zabrakło najważniejszego, czyli życia wspólnego. Zawsze mnie to drażniło że mój mąż tylko odzywał się do niego w chwili w której mógł go skrytykować. Nigdy się z tym nie godziłam i nigdy nie zwracałam mu uwagi przy dziecku. Zawsze uważałam żeby karać trzeba również wychowywadz. Na początku tak się go nie czepiał to narastało z czasem. Nie chciałam mówić przy dziecku takich żeczy bo myślałam że takim zachowaniem pomyśli że ja mu daje na to złe zachowanie przyzwolenie.Lata mijały dziecko coraz mądrzejszy, sytuacja się powtarza i słyszę Ty zawsze stoisz po jego stronie . Starałam się tłumaczyć że tak nie jest, wtedy chodziło mi o to żeby mu wpoić że szacunek zawsze trzeba mieć do starszych. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego że to dziecko już tak cierpi tylko nie wie jak to pokazać. Wiem,! dużo czasu potrzebowałam żeby się o tym dowiedzieć, za dużo. Już wiem że najpierw trzeba okazać szacunek komuś a później wymagać zwłaszcza dziecku! . Gdybym wiedziała wtedy to co teraz nigdy nie budowałabym swojego szczęście na nie szczęściu swojego dziecka. myślałam że jak ja będę szczęśliwa to i on BZDURA.!!! Padło pytanie czy syn był już kierowany do jakiejś poradni pisałam że tak. W podstawówce nas skierowali bo źle się zachowywał. Poradnia nic nie pokojacego nie zauważyła, wręcz przeciwnie. Syn się dość dobrze uczył, jeden z pierwszych oddawał sprawdziany jakby pisał z pamięci i zawsze była dobra ocena. Nie musiał siedzieć nad książkami, wszystko wchodziło mu do głowy samo. Wspomniałam że w szachy już grał jak miał 6 lat a w tej grze trzeba myśleć. Ja osobiście nie umie Babcia go nauczyła i tylko grał z nią..( przypominam że zmarła jak miał 9 lat) W drugiej klasie gimnazjum organizowali turniej w szkole, właśnie w szachy. Nie chciał się zgłosić bo już zapomniał bo to i tamto... Po dłuższych namowach się zgłosił. Zajął drugie miejsce w szkole. Padło pytanie o zainteresowania. Grał 6 lat w siatkówkę, co wakacje wyjeżdżał na obozy siatkarskie. W domu około 100 medali dyplomów, nie tylko z siatkówki.Ale co z tego... teraz już Wiem nikt go za to nie chwalił, oczywiście ja chwaliłam. Starał się długo o czyjąś pozytywną uwagę, chodźi mi tu o mojego męża. Ja wiem że to ja mu zapewniłam takie dzieciństwo i głównie ja ponoszę odpowiedzialność za to co teraz się dzieje.Nie mogę zrozumieć jak mogę kochać takiego człowieka i jak można kochać niby kogoś i tak ranić osobę która jest dla niej wszystkim. Ja nie wymagałam od niego nigdy żeby go kochał ale szanował. Powtarzam mój mąż jako mąż jest super, ale jako ojciec i ojczym do bani, ładnie ujmując. Kocham go ale przychodzą takie momenty w których go nie nawidze, Wtedy przypomina mi się wszystko, każda zła sytuacja. Zadaje sobie pytanie. Czy on wogóle ma uczucia??? Przechodzą mi przez głowę myśli taki czy to naprawdę jest miłość? Czy może strach zostać samemu bo może ja poprostu jestem uzależniona od faceta bo żyje cały czas z kimś.Naprawde dużo o tym myślę. Zdziwiłam się że nikt nie pisał nic negatywnego o nim bo ja podświadomie uważam że głównym powodem jest mój mąż., wiem ja go wypuściłam do domu to był mój wybór. Ale nasówa mi się pytanie coraz częściej czy ja powinnam żyć z takim człowiekiem który tak bardzo krzywdzi moje dziecko...
Chłopak źle nie gada, bo rzeczywiście Ty pierwsza powinnaś zacząć się leczyć. I nie piszę tego złośliwie, tylko autentycznie tak uważam. Poszukaj pomocy specjalisty, centrum interwencji kryzysowej lub ośrodka dla uzależnionych jeżeli on rzeczywiście coś pobiera. Pomóż sobie a będziesz umiała pomóc chłopakowi.
Masz racje, trudno jest zyc z taka osoba jak Twoj maz... zero chwalenia, za to duzo krytyki... Powtarzasz ze to Twoja wina ze syn mial takie dziecinstwo, moim zdaniem niepotrzebnie bierzesz całą (lub co najmniej wiekszosc) winy na siebie. Zeby Cie to przypadkiem nie przytloczylo bo wtedy juz calkiem sie zablokujesz i jak tu myslec konstruktywnie o zmianach? Za tą sytuacje jest odpowiedzialny zwlaszcza Twoj maz... ale pewnie tego nie zrozumie...
Dlatego nie szukalabym sposobow na to by mąż docenil syna. Skoro tyle lat probowalas do meza dotrzec bez skutku to raczej marne szanse ze teraz cos sie zmieni, zwlaszcza ze nie chce isc na terapie. Na terapie moglabys pojsc sama jesli juz, a psycholog by Ci powiedzial jak masz rozmawiac z mezem. Wiem co mowie, sama to przeszlam.
Nie odpowiem Ci czy warto byc z Twoim mezem. Ale mysle ze rozwod to ostatecznosc. Nie musi byc rozwiazaniem.
Moi rodzice sie rozwiedli, tu juz akurat faktycznie trzeba bylo, nie bede sie wdawac w szczegoly. Ale bardzo brakowalo mi faceta ktory moglby pelnic role mojego ojca. Zwlaszcza w okresie dorastania...
Z tym voucherem to bron boze nie chodzilo mi o przekupowanie syna. To byl tylko przyklad. Chodzi mi bardziej o to, by umozliwic Twojemu synowi by sam byl z siebie zadowolony. Stad pomysl ze sportem, malowaniem pokoju itp. Nie znam Twojego syna i nie wiem co by go zainteresowalo. Proba przekupstwa to by byla gdybys dala mu nowy telefon, laptopa itp. A to chodzi o to zeby dac mu mozliwosc by cos ciekawego ZROBIL sam. I mąż nie musi go docenic (pewnie i tak nawet o tym nie pomysli), ale wazne by Twoj syn sam poczul sie cos wart we wlasnych oczach.
Tak naprawde nikt nie jest w stanie sprawic zebysmy byli szczesliwi. To czlowiek sam musi odnalezc sposob na swoje szczescie.
Dlatego nie szukalabym sposobow na to by mąż docenil syna. Skoro tyle lat probowalas do meza dotrzec bez skutku to raczej marne szanse ze teraz cos sie zmieni, zwlaszcza ze nie chce isc na terapie. Na terapie moglabys pojsc sama jesli juz, a psycholog by Ci powiedzial jak masz rozmawiac z mezem. Wiem co mowie, sama to przeszlam.
Nie odpowiem Ci czy warto byc z Twoim mezem. Ale mysle ze rozwod to ostatecznosc. Nie musi byc rozwiazaniem.
Moi rodzice sie rozwiedli, tu juz akurat faktycznie trzeba bylo, nie bede sie wdawac w szczegoly. Ale bardzo brakowalo mi faceta ktory moglby pelnic role mojego ojca. Zwlaszcza w okresie dorastania...
Z tym voucherem to bron boze nie chodzilo mi o przekupowanie syna. To byl tylko przyklad. Chodzi mi bardziej o to, by umozliwic Twojemu synowi by sam byl z siebie zadowolony. Stad pomysl ze sportem, malowaniem pokoju itp. Nie znam Twojego syna i nie wiem co by go zainteresowalo. Proba przekupstwa to by byla gdybys dala mu nowy telefon, laptopa itp. A to chodzi o to zeby dac mu mozliwosc by cos ciekawego ZROBIL sam. I mąż nie musi go docenic (pewnie i tak nawet o tym nie pomysli), ale wazne by Twoj syn sam poczul sie cos wart we wlasnych oczach.
Tak naprawde nikt nie jest w stanie sprawic zebysmy byli szczesliwi. To czlowiek sam musi odnalezc sposob na swoje szczescie.
Nie można Twojego postu nie skomentować. To co się dzieje teraz z Twoim synem jest wynikiem lat zaniedbania. I bicie się teraz w pierś i mówienie moja wina, co dobrze że chociaż o tym wiesz, nie rozwiąże problemu.
Szukanie rozwiazania na forum to też nie do końca odpowiednie miejsce.
Po nieudanym pierwszym małżeństwie, jak mogłaś się zwiazać z człowiekiem, który nie akceptuje Twojego syna, osoby która powinna być dla Ciebie najważniejsza. Przecież po krótkim czasie znajomości widać jaki jest stosunek przyszłego partnera do naszego dziecka. Nie rozumiem jak mogłaś to zbagatelizować. Rozumiem, że samej było Ci ciężko i chciałaś znaleźć swoje szczeście u boku nowego partnera, ale nie kosztem dziecka.
A jak siedział całymi dniami przed komputerem to nie przyszło Ci do głowy, że to nie jest dobre dla niego. Brak wspólnego spedzania czasu. Ogólnie rodzicielska porażka.
Po latach zaniedbań teraz wołasz o pomoc. A Twoj syn woła do Ciebie o pomoc przez tyle lat na swój sposób.
Pójdziecie do terapeuty do psychologa bo sama tego nie ogarniesz i nie próbuj sama lepiej.
Szukanie rozwiazania na forum to też nie do końca odpowiednie miejsce.
Po nieudanym pierwszym małżeństwie, jak mogłaś się zwiazać z człowiekiem, który nie akceptuje Twojego syna, osoby która powinna być dla Ciebie najważniejsza. Przecież po krótkim czasie znajomości widać jaki jest stosunek przyszłego partnera do naszego dziecka. Nie rozumiem jak mogłaś to zbagatelizować. Rozumiem, że samej było Ci ciężko i chciałaś znaleźć swoje szczeście u boku nowego partnera, ale nie kosztem dziecka.
A jak siedział całymi dniami przed komputerem to nie przyszło Ci do głowy, że to nie jest dobre dla niego. Brak wspólnego spedzania czasu. Ogólnie rodzicielska porażka.
Po latach zaniedbań teraz wołasz o pomoc. A Twoj syn woła do Ciebie o pomoc przez tyle lat na swój sposób.
Pójdziecie do terapeuty do psychologa bo sama tego nie ogarniesz i nie próbuj sama lepiej.
to nie ty jesteś nietypowa czy coś,
takie jest porypany ten świat, większość związków jest nie udanych, życie to ciągłe kompromisy, wyrzeczenia itd, nikt tego nie zniesie, zaczyna się robienie z igły widły, itd, wszystko się rozpada.
szkoda tylko ze zawsze cierpią na tym dzieci, a my dorośli zaślepienie miłością pewnych rzeczy nie widzimy, albo nie chcemy widzieć.
Cięzko będzie nadrobic stracone lata z synem, dotarcie do niego, ale jeszcze jest nadzieja,
czasem lepiej być samemu, niż twkić w bagnie.
takie jest porypany ten świat, większość związków jest nie udanych, życie to ciągłe kompromisy, wyrzeczenia itd, nikt tego nie zniesie, zaczyna się robienie z igły widły, itd, wszystko się rozpada.
szkoda tylko ze zawsze cierpią na tym dzieci, a my dorośli zaślepienie miłością pewnych rzeczy nie widzimy, albo nie chcemy widzieć.
Cięzko będzie nadrobic stracone lata z synem, dotarcie do niego, ale jeszcze jest nadzieja,
czasem lepiej być samemu, niż twkić w bagnie.