Widok
Bezinteresowna pomoc s****a-tata, dar życia s****a-tata. Z tematu aż wylewa się infantylizm. Jedyny powód tego dawstwa to kasa za to. Gdyby nie kasa, to nikt by bezinteresownie nie ciagał się na własne życzenie po klinikach. Temat pewnie założony przez jakąś bezrobotną babę, która skoro nie może/ nie chce pracować, to będzie sprzedawać po kolei części swojego ciała ;) Też sposób.
Z tego co czytałam jest to ok 4 tys. Ale czy rzeczywiście - to nie wiem. Myślę jednak, że kobiety, które decydują zostać się dawczynią kierują się innymi aspektami, i rekompensata pieniężna nie jest tu najistotniejsza. Poza tym poza wynagrodzeniem pieniężnym jest też szereg badań, za które dawczynie nie muszą płacić. A normalnie pewnie musiałyby wydać z kilka tysiączków.
wydaje mi się, że kasa to tylko dodatek do całości. po pierwsze to na pokrycie podstawowych kosztów tj. dojazdy czy nianai dla dziecka, po drugie badania są tak jak mówisz, chyba bardziej wartosciowe w tej sytuacji. mi tez - być może w mej wrodzonej naiwnosci :) - się wydaje, że jeśli ktoś się decyduje na taki ruch, to raczej z dobroci serca :)
Przedwczesna menopauza? Ciąganie po sądach w sprawie alimentów? Momentami nie wierzę w to co czytam. Nie chce się powtarzać, bo "Andzia" już w sumie wszystko wytłumaczyła, ale oprócz zastrzyków, czasu i zaangażowania w procesie dawstwa nic nie tracimy. Żadna pobrana komórka nie jest też zmarnowana, zaprzepaszczona. Jeżeli nie zostanie wykorzystana u jednej z niepłodnych matek, to zostanie wytkorzystana u innej, a takich nie brakuje. Zapewniam. Czarny rynek handlu komórkami jajowymi to odrębny temat. Bezpiecznie i anonimowo proces dawstwa prowadzą tylko profesjonalne kliniki leczenia niepłodności. Wszystko przebiega w spokoju, profesjonalnie i przy ogromnej trosce o dawczynie. Do niczego nie jest zmuszana, ani namawiana. Poza tym dawczyni towarzyszy zespół wykwalifikowanych lekarzy i PSYCHOLOG. To jak dawstwo krwi, czy oddanie szpiku. Po prostu pomagasz stworzyć rodzinę i dajesz tym samym szczęście. Jeśli chodzi o pieniądze. Nie jest tajemnicą, że za takie dawstwo (ze wzgledu na powagę sytuacji i poświecenie) płacą tzw. "zadośćuzynienie". To zwrot kosztów za poświęcony czas, zaangażowanie. Zwracana kwota to w zależności od kliniki ok. 4 000 zł. Dodatkowo, dawczyni ma zrobione badania o wartości też kilku tysięcy. Myślę, że to po prostu godne potraktowanie dawczyni, za to co robi. I tak... mój stosunek emocjonalny do tego tematu wynika stąd, że inaczej nie miałabym mojego Wojtusia.
Dawczyni komórek dostaje zwrot kosztów za ewentualne dojazdy do kliniki, zaangażowanie, opcjonalnie urlop w pracy. Kwota jest ryczałtowa, 4 000 zł (trzeba później rozliczyć w PIT). Wszystkie badania, którym poddawana jest dziewczyna zanim zostanie od niej pobrana komórka jajowa są bezpłatne. ale normalnie kosztowałyby chyba ok. ok. 3 500 zł. Czyli też dużo. Ale oczywiście nie o pieniądze tu chodzi.
Widzę, że jest tu więcej dawczyń - ale super! Ja również oddałam komórki jajowe. Na V roku studiów, czyli minął już jakoś rok. Miałam swoje obawy, ale nie odczułam żadnych większych konsekwencji. Zdecydowałam się, bo moja siostra cioteczna korzystała z banku komórek i opowiedziała nam swoją historię, jak długo z mężem walczyli o maluszka i udało się dopiero po skorzystaniu z komórek jajowych innej kobiety. Powiedziała, że kobiet, które decydują się wspomóc bezpłodne pary jest naprawdę mało. Nic mnie to nie kosztowało więc zdecydowałam się pomóc. Jak mam zły dzień to myślę sobie wtedy, że może kogoś w ten sposób uszczęśliwiłam, pomogłam...
Najpierw długo myślałam nad tą decyzją. Nie podjęłam jej pochopnie, bo trochę się obawialam. Może nawet nie konsekwencji, a ewentualnego bólu. Na widok krwi mdleje, ale w końcu zdecydowałam się i wypełniłam formularz zgłoszeniowy na stronie kliniki. wypełniłam też dość szczegółowa ankietęm która zawierała głównie pytanie o dolegliwości, hitorię chotób itd. Po mniej więcej 3 dniach odebrałam telefon z zaproszeniem do kliniki na wizytę. Poszłam na wizytę tam bardzo miła pani koordynator przedstawiła mi całą procedurę jak to będzie wyglądało po kolei ile potrwa itd. Od razu została mi też pobrana krew. Skorzystałam też z konsultacji psychologicznej. Psycholog pytała mnie o powód decyzji i czy jestem pewna itd. Fajnie, bo do niczego nikt mnie nie zmuszał. Potem miałam zestaw badań. Z tego co pamiętam robili mi AMH, TSH, badanie krwi, USG, badania infekcyjne, kariotyp. Na wyniki czekałam mniej więcej 2 tygodnie. Potem dostałam leki, które brałam, aby stymulować rozwój komórej jajowych. Odbyłam w tym czasie kilka wizyt w klinice. I potem już był zabieg pobrania jajeczek. Trwał może 20 minut. I po 4 godzinach wyszłam do domu. Lekarz zalecił, abym tego dnia odpoczywała nie przemęczała się. Tak też zrobiłam, chociaż nie czułam się jakoś słabo. Raczej normalnie. Na koniec oczywiście dostałam zwrot kosztów - 4 000 zł. Po 2,5 roku poddalam się zabiego znowu. Już wiedziałam co robić. W tej samej klinice, na tych samych zasadach. I tutaj również nie odczułam większych dolegliwości. Ale muszę też przyznać, że mam silny organizm. Wiem, że kobiety różnie reagują.
Owszem sa kobiety, ktore robia to dla kasy a sa tez takie, ktore chca pomoc. Nie czytasz w cudzych myslach, wiec nie oceniaj. Sama jestem dawczynia, nie dla kasy a dla tego, ze w zeszlym roku uslyszalam, ze przechodze wczesna menopauze. Zdecydowalam sie na dawstwo, bo dzieki temu moglam skorzystac z badan. Dzieki badaniom wiem, ze na sto procent nie mam menopauzy a lekarz stawiajacy taka diagnoze zlapal sie za glowe widzac jak duzy zasob jajeczek mam w jajnikach. A drugi powod to wiem co czuje kobieta kiedy slyszy, ze byc moze nigdy juz nie bedzie mama.