Widok
Konkubent się wymyka ;>
Mam problem. Mieszkam z konkubentem. Mamy dziecko. Jestesmy daleko od rodziny. Ja nie pracuje (zawodowo), on nas utrzymuje. Jedyna rodzina jest jego brat (kawaler).
Jakis czas temu synek (11 mcy) zachorowal. Konkubent laskawie zawiozl nas do lekarza, ale wracac musielismy sami. Ja z dzieckiem na rekach tramwajem i autobusem, bo on spieszyl sie do pracy (jest wlascicielem). Po ok tygodniu ja sie zarazilam. Przez tydzien ani razu mnie nie wyreczyl w niczym, zebym mogla nalykac sie prochow, zasnac i wyzdrowiec jak najszybciej. Dzis mija tydzien odkad choruję, a maly zaczal kaszlec. Ze mna jakby gorzej. Wczoraj konkubent mial miec "wolne". Wrocil z pracy o 17.30 (sklep zamyka o 14). Dzis ok. 12 (spal do 10) oznajmil ze o 13 wychodzi i bedzie malowal mieszkanie u brata (bo ten sie wyprowadza) zapytalam kto sie zajmie dzieckiem, a on ze jak dam kase na ekipe, to posiedzi. Powiedzialam, ze to nie moj problem. I tak poszedl. Wrocil, bo kupil mi syrop na kaszel. Wczesniej probowal mnie naprostowac tekstem: "myslalas, ze bedziemy miec dla siebie duzo czasu i na wszystko bedzie nas stac-czas sie obudzic". Ja juz nie reaguje na takie teksty. Wrocil o 17.30 a o 21 wyszedl z bratem na bilard i jeszcze nie wrocil.
Pociesza mnie mysl, ze nie mamy slubu i moge wrocic do rodzicow (300km stad). Czy warto sie z nim uzerac??
Jakis czas temu synek (11 mcy) zachorowal. Konkubent laskawie zawiozl nas do lekarza, ale wracac musielismy sami. Ja z dzieckiem na rekach tramwajem i autobusem, bo on spieszyl sie do pracy (jest wlascicielem). Po ok tygodniu ja sie zarazilam. Przez tydzien ani razu mnie nie wyreczyl w niczym, zebym mogla nalykac sie prochow, zasnac i wyzdrowiec jak najszybciej. Dzis mija tydzien odkad choruję, a maly zaczal kaszlec. Ze mna jakby gorzej. Wczoraj konkubent mial miec "wolne". Wrocil z pracy o 17.30 (sklep zamyka o 14). Dzis ok. 12 (spal do 10) oznajmil ze o 13 wychodzi i bedzie malowal mieszkanie u brata (bo ten sie wyprowadza) zapytalam kto sie zajmie dzieckiem, a on ze jak dam kase na ekipe, to posiedzi. Powiedzialam, ze to nie moj problem. I tak poszedl. Wrocil, bo kupil mi syrop na kaszel. Wczesniej probowal mnie naprostowac tekstem: "myslalas, ze bedziemy miec dla siebie duzo czasu i na wszystko bedzie nas stac-czas sie obudzic". Ja juz nie reaguje na takie teksty. Wrocil o 17.30 a o 21 wyszedl z bratem na bilard i jeszcze nie wrocil.
Pociesza mnie mysl, ze nie mamy slubu i moge wrocic do rodzicow (300km stad). Czy warto sie z nim uzerac??
przykra sytuacja i ciężko powiedzieć jak się w niej nie jest...ale ja pewnie bym z takim człwiekiem być nie chciała skoro dla niego ważniejszy bilard niż spędzić niedziele z panią i dzieckiem....może też nie odeszłabym jutro ale na pewno zastanowiłabym sie nad wróceniem do rodziców skoro ma pani gdzie wracać :) zycze powodzenia...
Jezu jak Wy zaraz wszystkich wywalacie ,jestem ciekawa gdyby taka sytuacja miała miejsce w Waszym domu ,to że konkubent chyba nic nie znaczy bo równie dobrze mógłby to byc mąż .Chyba trzeba każdemu dac szansę ,proponuje porozmawiac w spokoju może facet ma problemy w pracy może inne i dlatego tak odreagowuje stres ,wiem że nie powinien w ten sposób ale ludzie różnie reagują nie wiemy też jaki nacisk wywiera na niego "żona" faktem jest to że kobiety siebie wybielają z faceta robią najgorszego a wina leży po obu stronach rozmowa i jeszcze raz rozmowa nie można od razu pakowac maneli i wyprowadzac się .
Sorry ale klawiatura szwankuje
Sorry ale klawiatura szwankuje
Mielismy powazniejsza rozmowe. Kiedy na wszysztkih swietych chcialam wyslac go i dziecko do jego rodziny a sama pobyc w domu i odpoczac (przy okazji zadbac o dziecko). Skonczylo sie jego obietnicami ze bedzie w tygodniu wracal wczesniej zeby zajac sie dzieckiem i zebym mogla odpoczac i w weekendy mialam miec mozliwosc wyjscia gdzies samej lub w 3 i ze bedziemy sie starac. Powiedzialam ze nie widze naszej przyszlosci i ze tylko razem mieszkamy. Nie minal miesiac a nic sie nie zmienilo. Wychodzi tylko on, na tenisa, do brata, na bilard. W trojke w weekendy wychodzimy tylko do marketu, i to na jak najkrocej bo on chce odpoczac. Jak pojechal sam, wrocil po 4 godzinach. Do UP musialam jechac z chorym jeszcze dzieckiem, bo on nie mogl sie zajac, bo przeciez pracowal. Nie jestem swieta, ale przyjezdzajac tu zrezygnowalam doslownie ze wszystkiego. Nawet z pracy. On nie rezygnuje z niczego, bo zyje tak, jak zyl wczesniej. Doszla presja, ale ja nie wymuszalam na nim, ze mamy byc razem bo jest dziecko. On zdecydowal a ja zgodzilam sie bo chcialam zeby dziecko mialo ojca. Ale praktycznie go nie ma. Z dzieckiem spedzal wiecej czasu jak musial przyjezdzac do nas te 300 km (kiedy bylam z dzieckiem u rodzicow przez pierwsze 4 mce). Wtedy spedzalismy razem kilka godzin bez przerwy. Ale w tym wszystkim najgorsze jest to ze zmienil sie jego stosunek do mnie. Od poczatku mojego pobytu u niego. Jego jedynym obowiazkiem jest praca a cala reszta to cos dodatkowego. Az boje sie tego kiedy w koncu znajde prace. Obowiazkow tylko mi przybedzie. Ale przede wszystkim nie podoba mi sie ze dziecko musi to wszystko obserwowac, a z czasem zaczyna coraz wiecej rozumiec... Za uszami moge wiec miec to ze bywam zmeczona i zniechecona. Ze nie usmiecham sie i nie robie dobrej miny do zlej gry i po prostu nie chce mi sie z nim gadac, bo ciagle slysze to samo.
Dlaczego nazywasz go konkubentem?
Kiedyś to był Twój facet, kiedyś się w nim zakochałaś, było Wam dobrze razem, z Waszego związku powstało nowe życie - dziecko. Teraz jak się nie układa to już nie partner, ale konkubent? Nie piszesz o uczuciach - czujesz coś do niego?
Sytuacja jaką opisałaś nie należy do przyjemnych, ale mam wrażenie że ten opis powstał pod wpływem emocji i byćmoże napisany za parę dni wyglądałby zupełnie inaczej.
Obserwuję w bliskim towarzystwie zachowanie 2 kobiet zranionych przez mężczyzn - to wcześniejsze zranienie bardzo oddziałuje na ich teraźniejsze stosunki z facetami: są oni tym gorszym gatunkiem, nigdy nie zrozumieją kobiety, nigdy nie zrobią czegoś tak dobrze jak kobieta. Żal mi tych facetów. Ja bym nie wytrzymała na ich miejscu. Żal mi też tych kobiet, bo nie są w pełni szczęśliwe, a mogłyby być:(
Byćmoże Ty się tak nie zachowujesz, nie wiem, ale może warto zastanowić się jak czuje się druga strona?
Kiedyś to był Twój facet, kiedyś się w nim zakochałaś, było Wam dobrze razem, z Waszego związku powstało nowe życie - dziecko. Teraz jak się nie układa to już nie partner, ale konkubent? Nie piszesz o uczuciach - czujesz coś do niego?
Sytuacja jaką opisałaś nie należy do przyjemnych, ale mam wrażenie że ten opis powstał pod wpływem emocji i byćmoże napisany za parę dni wyglądałby zupełnie inaczej.
Obserwuję w bliskim towarzystwie zachowanie 2 kobiet zranionych przez mężczyzn - to wcześniejsze zranienie bardzo oddziałuje na ich teraźniejsze stosunki z facetami: są oni tym gorszym gatunkiem, nigdy nie zrozumieją kobiety, nigdy nie zrobią czegoś tak dobrze jak kobieta. Żal mi tych facetów. Ja bym nie wytrzymała na ich miejscu. Żal mi też tych kobiet, bo nie są w pełni szczęśliwe, a mogłyby być:(
Byćmoże Ty się tak nie zachowujesz, nie wiem, ale może warto zastanowić się jak czuje się druga strona?
Pewnie, ze pamietam nasze spotykanie sie, ta namietnosc i uczucie. Wszystko bylo prawdziwe. Prawda jest tez taka ze wtedy zylismy na innej stopie. On dobrze zarabial i ja rowniez. Pozniej on stracil prace, musial wyjechac z gdanska, liczyc straty itp itd. Ale nadal sie spotykalismy. Pozniej ja stracilam prace. I nagle musialam szukac nowej, a po 3 mcach okazalo sie ze jestem w ciazy. Z beztroskiego zycia nastapil zwrot o 180 stopni jeszcze zanim pojawilo sie dziecko. Ale miedzy nami niewiele to zmienilo. Prace znalazalm u niego w miescie i troche razem mieszkalismy. Pracowalam, ukrywalam ciaze i bylo mi bardzo ciezko. I wmowilam sobie, ze musi byc mi ciezko ze wzgledu na sytuacje. Ale z perspektywy czasu widze ze juz wtedy mimo ze mieszkalismy razem, bylam sama. On pozno wracal z pracy. Ja musialam wczesniej isc spac zeby wstac do pracy. Jak narzekalam ze jest mi ciezko, bo wmieszkaniu jest 30 st, na dworzu 40, winda nie dziala przez 3 tyg i na piate pietro musze chodzic po schodach, a co rano ide 15 minut pod gore na tramwaj, to nie potrafil wykazac sie empatia... Wiem, ze nie mogl nic na to poradzic, ale z nikim innym nie moglam porozmawiac. I jak tylko poszlam na zwolnienie, wrocilam do rodzicow. Naprawde dlugo docenialam to ze sie stara, imponowal mi swoja postawa itp itd, ale oddalilismy sie od siebie. I dosc szybko zdalam sobie sprawe ze jestesmy mniej wazni od jego pracy, brata i rodziny (ktorej tak wiele zawdzieczamy, ze mam nie podskakiwac). A przy swojej rodzinie pokazuje jaki z niego dumny ojciec i ze ja robie wszystko co mi powie. Mysle ze nalezy nam sie troche czasu z dala od siebie. Chociaz wiem ze nie wykorzysta go na zastanowienie sie, co dalej. Uznalam ze pojade do rodzicow w grudniu, zostane na swieta i nowy rok i jeszcze troche... I sprobuje znalezc prace.
Nie chce sie ludzic ze go zmienie, albo siebie. Dreczyc go swoimi wyrzutami i żądaniami zeby kazda chwile poswiecal nam a nie swoim przyjemnosciom, bo przeciez ja bez tego moge zyc.
Jest mi przykro, ale nie czuje sie zraniona. Bo dopiero teraz mamy okzaje sie dobrze poznac. Wczesniej nie bylo to mozliwe, bo moja mama od poczatku naszej znajomosci wtracala sie w ten zwiazek, wiec spotykalismy sie poza moim domem itd.
Nie chce sie ludzic ze go zmienie, albo siebie. Dreczyc go swoimi wyrzutami i żądaniami zeby kazda chwile poswiecal nam a nie swoim przyjemnosciom, bo przeciez ja bez tego moge zyc.
Jest mi przykro, ale nie czuje sie zraniona. Bo dopiero teraz mamy okzaje sie dobrze poznac. Wczesniej nie bylo to mozliwe, bo moja mama od poczatku naszej znajomosci wtracala sie w ten zwiazek, wiec spotykalismy sie poza moim domem itd.
as - czytając to co piszesz wiedze ze dojrzała jest twoja decyzja, ze nie działasz pod wplywaem impulsu
rób co Ci ituicja dyktuje
ja od siebie dodam że dziecko 10 mcy - wykańcza związek - brak czasu, coraz więcej dzieciak absorbuje, robi sie cięższy, nerwy czesem nie dają rady
ok 2 roku zycia robi się łatwiej
moze musicie to jakos przeczekac, może idz do pracy - pokażesz wtedy że nadala jestes atrakcyjna, pelnowartościwa, że też zarabiasz ...
rób co Ci ituicja dyktuje
ja od siebie dodam że dziecko 10 mcy - wykańcza związek - brak czasu, coraz więcej dzieciak absorbuje, robi sie cięższy, nerwy czesem nie dają rady
ok 2 roku zycia robi się łatwiej
moze musicie to jakos przeczekac, może idz do pracy - pokażesz wtedy że nadala jestes atrakcyjna, pelnowartościwa, że też zarabiasz ...
Hmm golym okiem widac ze nie byl przygotowany na rodzine. Zyje dalej jak kawaler nie potrafi zajac sie ani dzieckiem ani tym bardziej pomoc Tobie. Zreszta co znaczy pomoc? To tak samo jego dziecko jak i Twoje wiec powinien sie nim zajmowac a nie pomagac. Niestety zycie wystawia nas na rozne proby. Fajnie jest zyc w zwiazku gdy nie ma problemow, gdy sa pieniadze ktore mozna beztrosko wydawac ot takie zycie bez wiekszych zobowiazan. Nie sztuka jest wtedy byc zgodna para a sztuka jest wspierac sie w trudnych sytuacjach. Miec chec i sile by robic cos dla tej drugiej osoby by poczula sie szczesliwa, dowartosciowana i wazna.
Z tego co opisalas troche sie napedzacie w kozi rog. Nie bede z nim gadac bo mi sie nie chce. Sprobuj wyobrazic sobie ze sie rozstajecie, wracasz do rodziny... czy tego tak naprawdę chcesz? jesli nie to usiadz z nim i porozmawiaj spokojnie. Krzyk nic nie da. Powiedz ze kiedys zwracalas mu uwage ale nic z tym nie zrobil. Mysle ze wiadrem zimnej wody bedzie powiedzenie mu jak sprawy stoją: jesli nic z tym nie zrobi straci rodzinę. Zapytaj jak to widzi, zapytaj w czym jest problem, nie unos sie honorem bo ja wolalabym porozmawiac jeszcze raz niz potem pluc sobie w brode ze czegos nie zrobilam. Jesli okaze sie ze ma dalej zamiar tak zyc to widocznie jest typem ktory nie potrafi odnalezc sie w dojrzalym zyciu.
Sprobuj, przynajmniej bedziesz wiedziala ze zrobilas wszystko by ratowac Wasz zwiazek.
Z tego co opisalas troche sie napedzacie w kozi rog. Nie bede z nim gadac bo mi sie nie chce. Sprobuj wyobrazic sobie ze sie rozstajecie, wracasz do rodziny... czy tego tak naprawdę chcesz? jesli nie to usiadz z nim i porozmawiaj spokojnie. Krzyk nic nie da. Powiedz ze kiedys zwracalas mu uwage ale nic z tym nie zrobil. Mysle ze wiadrem zimnej wody bedzie powiedzenie mu jak sprawy stoją: jesli nic z tym nie zrobi straci rodzinę. Zapytaj jak to widzi, zapytaj w czym jest problem, nie unos sie honorem bo ja wolalabym porozmawiac jeszcze raz niz potem pluc sobie w brode ze czegos nie zrobilam. Jesli okaze sie ze ma dalej zamiar tak zyc to widocznie jest typem ktory nie potrafi odnalezc sie w dojrzalym zyciu.
Sprobuj, przynajmniej bedziesz wiedziala ze zrobilas wszystko by ratowac Wasz zwiazek.
Myślę, ze facet nie dojrzał do założenia rodziny i wszystkich obowiązków z tym związanych. Dziewczyna pisała, że już z nim rozmawiała, ale efekt mizerny. Przemyśl sobie jakby wyglądał Twój powrót do rodziców, dobrze by było ich także poinformować o sytuacji. Nie ma co odwlekać, na coś trzeba się zdecydować.
Ale ona już z nim rozmawiała. Nie wiem ile razy, ale jeżeli ciągle rozmawiasz a to nic nie daje, to w końcu to nie ma sensu.
Wiem co pisze, bo jestem też w takiej sytuacji.
Z perspektywy czasu żałuję, że nie odeszłam wcześniej, jak dziecko było młodsze.
Jeżeli uważasz, że wyczerpałaś wszystkie możliwości rozmowy - odejdź. No i przede wszystkim jeżeli nie widzisz szans na poprawę - ja u siebie takich szans nie widzę.
Wiem co pisze, bo jestem też w takiej sytuacji.
Z perspektywy czasu żałuję, że nie odeszłam wcześniej, jak dziecko było młodsze.
Jeżeli uważasz, że wyczerpałaś wszystkie możliwości rozmowy - odejdź. No i przede wszystkim jeżeli nie widzisz szans na poprawę - ja u siebie takich szans nie widzę.
Powrót do rodzicow nie jest latwy. Tzn oni nie widza problemu, ale trudno mi bedzie dostosowac sie do ich zasad. Ale przynajmniej bede miala z kim zostawic dziecko zeby zalatwic swoje sprawy itp i na kim polegac. Uznalam ze jesli mam sie czuc sama tak jak teraz, to lepiej zebym byla sama naprawde. Bo wtedy jestem zdana na siebie i musze dac rade. I przynajmniej nie zastanawiam sie czy konkubent dotrzyma slowa czy znow zrobi nas w ch***. Bo tak mysle za kazdym razem gdy jest pozniej niz zapowiadal, albo gdy nie wywiazuje sie z obietnic.
Tydzien temu, kiedy powiedzial ze bedzie w domu o 15.30(zebym mogla sie podkurowac) a byl o 17.30 (bo klienci dluzej siedzieli, bo przyszedl dawny znajomy i wszystko sie przedluzylo) to nawet nie powiedzial sory. Powiedzialam ze dobrze ze ma z kim zostawic dziecko, bo ja nie mam takiej mozliwosci. A pozniej zrozumialam ze pewnie wstydzil sie powiedziec ze ma chore dziecko i musi szybko wracac do domu, albo taki tekst wogole nie przeszedl mu przez mysl.
Jakis czas temu myslam ze jak wszyscy jestesmy zdrowi, to latwo sie do tego przyzwyczaic i nie doceniac tego. Ale kiedy dziecko zachorowalo a pozniej ja, to nic sie nie zmienilo. Kiedy maly mial 39 st i podalam mu syrop, to konkubent uznal ze skoro nic sie nie dzieje to posiedzi dluzej w pracy. On nawet nie wie jak wyglada rozgoraczkowane dziecko, podczas gdy inni ojcowie potrafia "godzinami" nawijac o chorobach swoich dzieci. Mysle ze ta choroba, to po prostu byla proba i pomogla mi sie przekonac jaki jest jego stosunek do nas, czy do mnie i do dziecka.
Dodam, ze jak pierwszy raz dziecko mialo goraczke wieczorem, to po syrop musialam isc do sasiadki, ktorej nie znam, a ktorej dzieci slysze przez sufit. Bo na niego nie moglam liczyc. Jak jej powiedzialam, ze musialabym czekac godzine na lek to to nic nie powiedziala, a ja poczulam sie glupio.
Tydzien temu, kiedy powiedzial ze bedzie w domu o 15.30(zebym mogla sie podkurowac) a byl o 17.30 (bo klienci dluzej siedzieli, bo przyszedl dawny znajomy i wszystko sie przedluzylo) to nawet nie powiedzial sory. Powiedzialam ze dobrze ze ma z kim zostawic dziecko, bo ja nie mam takiej mozliwosci. A pozniej zrozumialam ze pewnie wstydzil sie powiedziec ze ma chore dziecko i musi szybko wracac do domu, albo taki tekst wogole nie przeszedl mu przez mysl.
Jakis czas temu myslam ze jak wszyscy jestesmy zdrowi, to latwo sie do tego przyzwyczaic i nie doceniac tego. Ale kiedy dziecko zachorowalo a pozniej ja, to nic sie nie zmienilo. Kiedy maly mial 39 st i podalam mu syrop, to konkubent uznal ze skoro nic sie nie dzieje to posiedzi dluzej w pracy. On nawet nie wie jak wyglada rozgoraczkowane dziecko, podczas gdy inni ojcowie potrafia "godzinami" nawijac o chorobach swoich dzieci. Mysle ze ta choroba, to po prostu byla proba i pomogla mi sie przekonac jaki jest jego stosunek do nas, czy do mnie i do dziecka.
Dodam, ze jak pierwszy raz dziecko mialo goraczke wieczorem, to po syrop musialam isc do sasiadki, ktorej nie znam, a ktorej dzieci slysze przez sufit. Bo na niego nie moglam liczyc. Jak jej powiedzialam, ze musialabym czekac godzine na lek to to nic nie powiedziala, a ja poczulam sie glupio.
Widać, że jesteś przez niego zraniona. Rani Cie to,że jest Ci ciężko, że on Cie nie rozumie, nie daje Ci wsparcia. Powinnaś z nim porozmawiać spokojnie, sprubować go zrozumieć, może on poprostu się przestraszył faktui że jest ojcem, może to dla niego tak trudne ze dlatego sie zdecydował uciekac od was, i moze sie boi tego że bedziesz miała do niego pretensje. faceci to straszne dzieciaki. Sprubuj z nim pogadać, spokojnie powiedz mu wszystko, co czujesz, to tak żeby przynajmniej zakonczyć waszą relacje w pokojowy sposób, odwaznie. Ja widze z opisów ze mimowszystko najlepszą decyzją było by go zostawić, chodzi tutaj przedewszystkim o twoje i dziecka zdrowie psychiczne, przez głupią decyzje albo tchurzostwo mozesz zmarnować całe zycie sobie i dziecku. A my ludzie jesteśmy o wiele silniejsi niż nam sie wydaje. Wiec napewno sobie poradzisz, i z czasem napewno spotkasz dojżałego mężczyzne który pokocha Ciebie i dziecko. Ratuj siebie samą, nie musisz tkwić w fatalnej sytuacji! nikt Cie do tego nie obliguje! Bardzo Ci współczuje i życze dużo siły wiary w siebie i szcześcia!
A on też nie czuje się "upupiony"? Tylko on zarabia, gdyby przestał przynosić kasę, to co wtedy? On też żyje w stresie. I tak musi czuć się jak ostani nieudacznik, skoro starcił dobrą pracę, a teraz ma mniejsze dochody z własnej działalności.
Zacznijcie ROZMAWIAĆ, bo jak na razie, to chyba tylko Ty przedstawiasz listę życzeń.
Znajdź jakiś sposób, zeby sprawdzić Wasze finanse, bo taki oddalający sie facet, to często objaw tego, że z kasą jest bardzo źle i gdzieś rośnie potężny dług.
Zacznijcie ROZMAWIAĆ, bo jak na razie, to chyba tylko Ty przedstawiasz listę życzeń.
Znajdź jakiś sposób, zeby sprawdzić Wasze finanse, bo taki oddalający sie facet, to często objaw tego, że z kasą jest bardzo źle i gdzieś rośnie potężny dług.
Nie mam takiej mozliwosci. Moge zapytac, ale on nie dzieli sie takimi informacjami. Nie raz bylo tak ze cos mu doradzalam (na podstawie szczatkowych informacji)ale korzystal z tego dopiero gdy po jakims czasie to samo powiedzial jego brat (z ktorym pracuje). Moje slowa znacza mniej niz brata, mamy itp. Wiekszosc decyzji takich jak kupno mieszkania, tv itp podejmowal bez konsultacji ze mna. Bo przeciez ja nie zarabiam i nie mam nic do powiedzenia. Nt mieszkania powiedzialam, ze dopoki nie pbede pracowac, to powinnismy wynajac i oszczedzac kase zeby bylo pozniej latwiej kupic. Ale kupil, z drugim bratem i jego zona. Nie jest rozrzutny, ale nie mam wplywu na jego decyzje. Ostatnio bylam mu potrzebna zeby zawiezc dziecko do jego rodizny ( na Wszystkich Swietych). Choc rozstanie nigdy ludzi nie zbliza, to mysle ze oboje potrzebujemy dystansu. Moze musi sie przekonac ze nie jestem w sytuacji bez wyjscia. Wiem, ze jesli zajmuje sie dzieckiem 7 dni w tygodniu, gotuje, sprzatam i piore, to mam prawo do jakiejs listy zyczen. Zwlaszcza ze nie o pieniadze mi chodzi. Podjal decyzje ktorych konsekwencje musi ponosic, ale to nie znaczy ze na tym koniec. Musi dac tez cos z siebie, umiec z czegos zrezygnowac i powiedziec bratu, ze nie zawsze moze z nim cos zrobic bo ma rodzine. Ale jesli sam przed soba nie potrafi sie do tego przyznac, to ja nic nie wskoram. On na sile probuje udawac, ze pojawienie sie dziecka nic nie zmienia, poza tym ze jest sie mniej wyspanym i "troche" biedniej sie zyje... wszelkie wyzeczenia to juz przesada i przyznanie sie do porazki.
To oznacza, że być może żyje w zbyt dużym stresie i szuka jakiegokolwiek miejsca, gdzie o tym stresie można zapomnieć.
Nie dorósł do rodziny? Być może, bo nie wygląda na to, żeby próbował ją założyć. Tylko "tak wyszło". Dletego teraz trzeba o ten związek powalczyć, a nie obrażać się, że jedno z partnerów nie zachowuje się idealnie.
Nie dorósł do rodziny? Być może, bo nie wygląda na to, żeby próbował ją założyć. Tylko "tak wyszło". Dletego teraz trzeba o ten związek powalczyć, a nie obrażać się, że jedno z partnerów nie zachowuje się idealnie.
wydaje mi sie, ze potrzebujecie czasu, nie mieliscie go, aby w ogole oswoic sie z nowa sytuacja, ani nie wiecie jak sie zyje we dwojke, a tym bardziej we trojke! nie dziwie sie Wam obojgu, ze to Was przerasta! moim zdaniem tez dziecko, to nie powod do wiecznego zmeczenia, zniechecenia i niezadowolenia! postaraj sie pomoc facetowi przebrnac, dostosowac sie, wydaje mi sie, ze my kobitki potrafimy zrozumiec wiecej i wiecej z siebie dac! przyjazd Waszej dwojki moze go osaczyl? moze facet nagle poczul, ze wolnosc sie skonczyla, a pewnie jestescie mlodzi i oboje chcielibyscie jeszcze zyc inaczej? Ty dojrzalas, jestes matka, matka dla dziecka moze gory przenosic, a facet musi dorosnac do ojcostwa, a Ty musisz mu pomoc! droga, ktora idziecie, to droga destrukcji, prowadzi wprost do rozstania! zmien nastawienie i ciesz sie tym, ze przede wszystkim nie musisz pracowac, to szczescie byc z dzieckiem, moc pomagac mu poznawac swiat! musisz tez pomoc swojemu facetowi odkryc to, ze to piekny okres w Waszym wspolnym zyciu!
Przeciez probowalam. Mieszkamy razem 6 miesiecy. Kiedy maly mial ok 5 miesiecy zaczal przesypiac noce. Wtedy konkubent uznal ze jest za maly zeby spac sam w pokoju. Bo mama i znajomi mowili ze moze sie udusic itp i nikt nie uslyszy. Na sile przeniosl moje lozko do pokoju dziecka. My od poczatku spimy osobno-na wspolny materac szkoda bylo kasy, nawet jesli ja chcialam kupic, ale sama nie bylam w stanie. I przez ok miesiac dziecko zaczelo sie budzic ok 5 razy w nocy, az czasem spalam z nim w moim lozku. wtedy karmilam piersia i bylo mi naprawde ciezko. Nie przyznal ze to byl blad. Sama wrocilam do drugiego pokoju, ale maly wciaz nie przesypial nocy, dopiero po odstawieniu. Rpobowalam na rozne sposoby to wszystko poukladac. Dac mu do zrozumienia ze w domu tez go potrzebujemy, pozniej ze swietnie radze sobie sama. Zeby mohgl sie wsypac w niedziele do poludnia, rano zabieralam dziecko na spacer na 2-3 godziny. Jak byl chory to tak samo. Mogl pospac, ogladac tv, odpoczac. Probowalam namawiac na wspolne spacery. Ale latem uznal ze nie bedzie wychodzil z domu po to zeby wyjsc na spacer z dzieckiem. Mowil ze woli pojezdzic na rowerze, poplywac w jeziorze, cos porobic.
Czy przesadzam, jesli uwazam ze ja z dzieckiem powinnismy byc dla niego najwazniejsi? Ze brat i jego mama i rodzina powinni znalezc sie na dalszym planie?
I to nie tak ze dziecko mnie unieszczesliwia. Teraz jestem z nim bardzo zwiazana. I jak ma drzemke to za nim tesknie... wiadomo, ze czasem jest trudniej jak nie chce jesc, spac czy dac sobie zmienic pampersa... Ale czuje ze w tym wszystkim trace siebie. Chcialabym czasem wyjsc z domu, nie patrzac na zegarek i nie majac w torbie pampersow. I miec poczucie ze dziecko jest w dobrych rekach i tez milo spedza czas. Ale odkad tu jestem nie mialam ani 1 takiego dnia. Nie mam mozliwosci pobyc ze soba. Nic z mojego poprzedniego zycia nie zostalo. Nawet mezczyzna z ktorym mieszkam jest inny :(
Czy przesadzam, jesli uwazam ze ja z dzieckiem powinnismy byc dla niego najwazniejsi? Ze brat i jego mama i rodzina powinni znalezc sie na dalszym planie?
I to nie tak ze dziecko mnie unieszczesliwia. Teraz jestem z nim bardzo zwiazana. I jak ma drzemke to za nim tesknie... wiadomo, ze czasem jest trudniej jak nie chce jesc, spac czy dac sobie zmienic pampersa... Ale czuje ze w tym wszystkim trace siebie. Chcialabym czasem wyjsc z domu, nie patrzac na zegarek i nie majac w torbie pampersow. I miec poczucie ze dziecko jest w dobrych rekach i tez milo spedza czas. Ale odkad tu jestem nie mialam ani 1 takiego dnia. Nie mam mozliwosci pobyc ze soba. Nic z mojego poprzedniego zycia nie zostalo. Nawet mezczyzna z ktorym mieszkam jest inny :(
as doskonale Ciebie rozumiem. Jak wcześniej napisałam jestem w podobnej sytuacji.
część dziewczyn, która pisze tu porady, nie rozumie Cię, bo tego nie przeszła. Na szczęście dla nich i życzę, aby nigdy do końca nie zrozumiały o co Ci chodzi.
Ja bym odeszła. zawsze możecie do siebie wrócić, jeżeli to rozstanie uświadomi mu ile stracił.
Ja już przerabiałam rozstania powroty. Tak naprawdę zmiana była na krótki czas. Ale może u Ciebie będzie lepiej
Chociaż niektórzy nigdy nie dorosną do roli męża i ojca.
ja podjęłam ostateczna decyzję. Żałuję, ze dopiero teraz.
część dziewczyn, która pisze tu porady, nie rozumie Cię, bo tego nie przeszła. Na szczęście dla nich i życzę, aby nigdy do końca nie zrozumiały o co Ci chodzi.
Ja bym odeszła. zawsze możecie do siebie wrócić, jeżeli to rozstanie uświadomi mu ile stracił.
Ja już przerabiałam rozstania powroty. Tak naprawdę zmiana była na krótki czas. Ale może u Ciebie będzie lepiej
Chociaż niektórzy nigdy nie dorosną do roli męża i ojca.
ja podjęłam ostateczna decyzję. Żałuję, ze dopiero teraz.
Ja mam 30, on 29. Mam wrazenie ze dla mnie to ostatni dzwonek zeby cos zmienic. To zaczyna robic sie toksyczne. Ludzilam sie ze np. niedziele beda nalezaly do ojca i syna. Ok-przez karmienie piersia nie bylo to mozliwe. Mimo ze prosilam zeby wracal do domu 0 19 (zamyka o 18) zebym mogla odciagnac mleko i zrobic zapasy na wypadek choroby itd. Ale, mimo obietnic (on mial 2 xw tygodniu wychodzic na basen i tenis i ja mialam miec 2 wieczory dla siebie) nie udalo sie. Teraz dziecko odstawione i chodzi jak szwajcarski zegarek. Stale pory karmienia, drzemki, spacer. Zmiana o 180 stopni. Jest duzo lepiej i przyjemniej sie nim zajmowac. Ale i niedzieli nie spedzamy razem. Zawsze ma cos do zrobienia. Cos wazniejszego i rzadko zwiazanego z praca. Nie zajmuje mu to calego dnia, ale ja musze zajmowac sie dzieckiem. Ta sytuacja to pewnie tez konsekwencja tego ze mu na to pozwolalam. Ale uwazalam ze lepiej zeby stopniowo sie do dziecka przyzywczajal. Zeby go nie przerazic. Co okazalo sie bledem. Mieszkamy razem od Wielkanocy. Tak zorganizowal przeprowadzke, ze wielkanoc spedzilismy w samochodzie. Mieszkanie brata wymalowal w 1 wieczor, a nasze mniejsze w 3 tygodnie. Czesto nic nie mowilam, zeby mu nie utrudniac, ale tak naprawde nie docenia niczego co robie. Ani razu nie wypomnialam mu ze zmylam za niego naczynia, on robi to za kazdym razem.
Poniewaz u rodzicow mam lekarza, co jakis czas na pare dni wyjezdzalam z dzieckiem. Raz nawet na 2 tygodnie. Mial okazje odpoczac, zatesknic. Ja bylabym w siodmym niebie, gdybym miala taka mozliwosc. Ale tesknilabym. Ale u niego tego nie zauwazylam.
Jak mowie ze chcialabym miec dzien dla siebie (w odomysle niedzielę) to on mowi ze dopoki nie pracuję to nie stac nas na opiekunke dla dziecka zebym mogla sobie porobic to na co mam ochote. Nie wyobraza sobie spedzic caly dzien z dzieckiem.
Jak przyjechalismy, to maly z najgorszego wyrosl. Ale on nie docenia tego ze nie musial wstawac co 2 godziny, sluchac krzykow przy napadzie kolki, inhalowac dziecko przy zapaleniu oskrzeli, takze noca, zrywac sie na ostry dyzur. Wiedzial o wszystkim, ale w nocy smacznie spal w swoim mieszkaniu. Wg niego wszystko mi sie nalezy, bo jestem matka i siedze w domu z dzieckiem. Jego mama zasuugerowala mu ze moge miec depresje, po tym jak po nocy z 5 pobudkami, zdrzemnelam sie jakas godzinke w ciagu dnia. Tylko ze on nie wiedzial jak wygladala noc, bo nie spal z nami tylko z bratem w innym pokoju. Ogladali do pozna tv, pili piwo i grali w pokera, podczas gdy ja bylam sama z dzieckiem. Ostatnio powiedzialam mu ze pojade do jego rodziny pod warunkiem ze bedzie spal z dzieckiem. Zgodzil sie ale spalismy w 3 w jednym lozku. Jak dziecko zasnelo, ja poszlam sie wykapac aon mial z nim zostac. Ale uznal ze skoro zasnal to nie musi przy nim siedziec i poszedl do pokoju na piwo, pokera i tv. Jak wrocilam, dziecko nie spalo plakalo i za pare minut na bank lezaloby na podlodze. Na szczescie zaraz po mnie wszedl do pokoju i moze zrozumial na czym polega opieka nad dzieckiem.
Chyba nie przesadzam ze czuje sie samotna. Razem tak naprawde jezdzimy na zakupy. Jesli mam byc samotna matka to nie chce z nim mieszkac. Co takiego mam mu powiedziec zeby to wszystko w koncu zrozumial? NIe przelewa nam sie, ale wydaje mi sie ze spory zastrzyk gotwki nie rozwiazalby tych problemow. Bo on i tak mialby ciekawsze pomysly na spedzanie czasu. A ja z superkosmetykami i ciuchami i rozrywkami i opiekunkami do dziecka wciaz wiedzialabym ze nie ma takiego ojca jakiego najbardziej potrzebuje.
Poniewaz u rodzicow mam lekarza, co jakis czas na pare dni wyjezdzalam z dzieckiem. Raz nawet na 2 tygodnie. Mial okazje odpoczac, zatesknic. Ja bylabym w siodmym niebie, gdybym miala taka mozliwosc. Ale tesknilabym. Ale u niego tego nie zauwazylam.
Jak mowie ze chcialabym miec dzien dla siebie (w odomysle niedzielę) to on mowi ze dopoki nie pracuję to nie stac nas na opiekunke dla dziecka zebym mogla sobie porobic to na co mam ochote. Nie wyobraza sobie spedzic caly dzien z dzieckiem.
Jak przyjechalismy, to maly z najgorszego wyrosl. Ale on nie docenia tego ze nie musial wstawac co 2 godziny, sluchac krzykow przy napadzie kolki, inhalowac dziecko przy zapaleniu oskrzeli, takze noca, zrywac sie na ostry dyzur. Wiedzial o wszystkim, ale w nocy smacznie spal w swoim mieszkaniu. Wg niego wszystko mi sie nalezy, bo jestem matka i siedze w domu z dzieckiem. Jego mama zasuugerowala mu ze moge miec depresje, po tym jak po nocy z 5 pobudkami, zdrzemnelam sie jakas godzinke w ciagu dnia. Tylko ze on nie wiedzial jak wygladala noc, bo nie spal z nami tylko z bratem w innym pokoju. Ogladali do pozna tv, pili piwo i grali w pokera, podczas gdy ja bylam sama z dzieckiem. Ostatnio powiedzialam mu ze pojade do jego rodziny pod warunkiem ze bedzie spal z dzieckiem. Zgodzil sie ale spalismy w 3 w jednym lozku. Jak dziecko zasnelo, ja poszlam sie wykapac aon mial z nim zostac. Ale uznal ze skoro zasnal to nie musi przy nim siedziec i poszedl do pokoju na piwo, pokera i tv. Jak wrocilam, dziecko nie spalo plakalo i za pare minut na bank lezaloby na podlodze. Na szczescie zaraz po mnie wszedl do pokoju i moze zrozumial na czym polega opieka nad dzieckiem.
Chyba nie przesadzam ze czuje sie samotna. Razem tak naprawde jezdzimy na zakupy. Jesli mam byc samotna matka to nie chce z nim mieszkac. Co takiego mam mu powiedziec zeby to wszystko w koncu zrozumial? NIe przelewa nam sie, ale wydaje mi sie ze spory zastrzyk gotwki nie rozwiazalby tych problemow. Bo on i tak mialby ciekawsze pomysly na spedzanie czasu. A ja z superkosmetykami i ciuchami i rozrywkami i opiekunkami do dziecka wciaz wiedzialabym ze nie ma takiego ojca jakiego najbardziej potrzebuje.
to moze powinnas z innej beczki? poznac w necie dziewczyny podobne do Ciebie, tzn. z maluchami, ktorych mezowie przesiaduja w pracy, chodzic sobie na takie zloty, moze poszukac pracy i oznajmic chlopu, ze dziecko pojdzie do zlobka jak skonczy np. 18m-cy i takie tam. pokazac mu, ze na sobie samej tez Ci zalezy! moze sama wpedzasz sie w role "wycieraczki"? moze facet, nie zdajac sobie nawet z tego sprawy, takiej Cie nie szanuje? a wiesz, faceci to z natury egoisci ;)
A możesz napisać co Ty robisz dla niego odkąd pojawiło się dziecko? Czy nie było przypadkiem tak że gdy urodziłaś nie pozwalałas mu wykonywać zbyt wielu czynności przy maleństwie bo "sama zrobię to lepiej", bo " może jeszcze zrobi mu krzywdę?" to takie luźne pytanie. Czasami kobiety tak robią i w końcu facet ma dość i odsuwa się od obowiązków...trzeba starać się to naprawić. Ty z góry przesądasz że sie nie da, ze rozmawialas itd ale czasami nie wystarczy jedna rozmowa. Jesli mialabys tak z gory przesadzone to bys nie zakladala watku wiec jednak Ci zalezy :)
często wracasz do tematu rodzicow ale tak naprawde WYDAJE MI SIE ze wcale nie chcesz do nich wracac, czy czesto powtarzalas partnerowi ze mozesz do nich wrocic? straszac go tym? stad moglo powstac nic nie robienie sobie z tego: "pogada i jej przejdzie, ile razy tak mowila" nie wiem ciezko ocenic sytuacje.
Dla Ciebie na pewno jest ciezki brak pracy i to ze nie zarabiasz, czujesz sie przez to na jego lasce a to nie poprawia samopoczucia ani Tobie ani jemu.
Moge zapytac czy mieliscie w ogole w planach wziać slub? jesli to zbyt osobiste nie odpowiadaj.
często wracasz do tematu rodzicow ale tak naprawde WYDAJE MI SIE ze wcale nie chcesz do nich wracac, czy czesto powtarzalas partnerowi ze mozesz do nich wrocic? straszac go tym? stad moglo powstac nic nie robienie sobie z tego: "pogada i jej przejdzie, ile razy tak mowila" nie wiem ciezko ocenic sytuacje.
Dla Ciebie na pewno jest ciezki brak pracy i to ze nie zarabiasz, czujesz sie przez to na jego lasce a to nie poprawia samopoczucia ani Tobie ani jemu.
Moge zapytac czy mieliscie w ogole w planach wziać slub? jesli to zbyt osobiste nie odpowiadaj.
"Kiedys traktowałam ludzi dobrze, dzisiaj z wzajemnością..."
As - po przeczytaniu kilku Twoich postów czuję że naprawdę jest Ci ciężko, sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana niż się wydawało na początku. Tylko - dlaczego?
Myślę że każda z dziewczyn które tu się wypowiadają ma dużo racji. Daleka byłabym od kategorycznych decyzji typu: "zostaw go", lub "bądź z nim mimo wszystko". Fakt, wydaje się że już się zaplątaliście (oboje) w przykrości, niedopowiedzenia, problemy finansowe i logistyczne. Może warto zacząć z innej strony, i zamiast skupiać się na problemach - skupić się na rozwiązaniach?
Jak mówiła chyba Agnes: poszukać znajomych (mieszkasz tu już kilka miesięcy, powinnaś mieć już jakieś koleżanki, choćby z placu zabaw, a jak nie to poszukać nawet w necie, dużo takich wątków).
Polecam też... głupio to zabrzmi, ale kilku moim znajomym pomogło... przeczytaj sobie książkę Sekret. O sile pozytywnego myślenia. Mi pomogło przetrwać mobbing w pracy, znaleźć inną pracę, koleżanka latami starała się o dziecko i nic, czasem wystarczy spojrzeć na problemy z innej strony i jest łatwiej je pokonać...
Myślę że każda z dziewczyn które tu się wypowiadają ma dużo racji. Daleka byłabym od kategorycznych decyzji typu: "zostaw go", lub "bądź z nim mimo wszystko". Fakt, wydaje się że już się zaplątaliście (oboje) w przykrości, niedopowiedzenia, problemy finansowe i logistyczne. Może warto zacząć z innej strony, i zamiast skupiać się na problemach - skupić się na rozwiązaniach?
Jak mówiła chyba Agnes: poszukać znajomych (mieszkasz tu już kilka miesięcy, powinnaś mieć już jakieś koleżanki, choćby z placu zabaw, a jak nie to poszukać nawet w necie, dużo takich wątków).
Polecam też... głupio to zabrzmi, ale kilku moim znajomym pomogło... przeczytaj sobie książkę Sekret. O sile pozytywnego myślenia. Mi pomogło przetrwać mobbing w pracy, znaleźć inną pracę, koleżanka latami starała się o dziecko i nic, czasem wystarczy spojrzeć na problemy z innej strony i jest łatwiej je pokonać...
no wiem wiem ze sie odbije
ja tylko sugeruję nie napisze co powinna babka zrobić ... tylko ona wie jak jest naprawdę
ok 2 roku życia nawet jak będzie samotna to powoli wroci do niej dawne życie, rodzice się przyzwyczają - pomogą a ona ułoży sobie NOWE zycie - jesli taka jest jej wola
dziecko przez pierwsze dwa lata daje do wiwatu ale to mija:) + mama uczy się wilu rzeczy na własnych błedach, chocby tego że syrop na gorączke i czopki tzreba mieć ZAWSZE W DOMU i nie przeterminowane
i prebiotyki :)
głowa do góry
ja tylko sugeruję nie napisze co powinna babka zrobić ... tylko ona wie jak jest naprawdę
ok 2 roku życia nawet jak będzie samotna to powoli wroci do niej dawne życie, rodzice się przyzwyczają - pomogą a ona ułoży sobie NOWE zycie - jesli taka jest jej wola
dziecko przez pierwsze dwa lata daje do wiwatu ale to mija:) + mama uczy się wilu rzeczy na własnych błedach, chocby tego że syrop na gorączke i czopki tzreba mieć ZAWSZE W DOMU i nie przeterminowane
i prebiotyki :)
głowa do góry
AS - to co piszesz to dla mnie bardzo przykre - przykro mi ze kobieta z dzieckiem tak cierpi a ojciec ma to gdzieś
jesteście juz dojrzali więc raczej dojrzałość nie matu nzaczenia, a może On nie chce już być z Toba? moze to nie to? Sam nie wie co zrobić bo jest dziecko ... może jedyną szansą dla Was to rozstanie ...
wiem przykre to co piszę - ale kiedyś to sie zabliźni i bedzie tylko mglistym wspomnieniem, zadumą w objęciach innego faceta, takiego który bedzie Cie szanował ...
jesteście juz dojrzali więc raczej dojrzałość nie matu nzaczenia, a może On nie chce już być z Toba? moze to nie to? Sam nie wie co zrobić bo jest dziecko ... może jedyną szansą dla Was to rozstanie ...
wiem przykre to co piszę - ale kiedyś to sie zabliźni i bedzie tylko mglistym wspomnieniem, zadumą w objęciach innego faceta, takiego który bedzie Cie szanował ...
chyba nie jestes dla niego najważniejsza a powinnaś być. Ja np. jestem najważniejsza dla swojego męża i nie ważne czy pracuję czy nie to tak samo mnie szanuje, chce mi we wszystkim pomagać, moje słowo zawsze się liczy bardziej od innych.Tu u ciebie się wydaje,że jak ty nie zarabiasz to on uważa,ze nie masz glosu. Tak to odebrałam. Niektorzy faceci tak mają.Ja osobiście bym sie wyniosła do rodziców. Wiadomo,że z rodzicami bywa różnie ale moze staniesz dzięki temu na nogi, a jak mu zależy to niech się postara. Za bardzo się ubezwłasnowolniłaś, liczysz na lego wsparcze, a tu lipa. Ale bywają też tacy faceci, którzy się autentycznie opiekują dziećmi, zalezy im,zeby pomóc i być z żoną, nie biegają sobie gdzieś na bilardy jakby rodziny nie mieli. Nie trać czasu na kogoś takiego, myśl o sobie.
Znam kilka babek,które odeszly od takich partnerów i na prawdę nie żałują. na początku trzeba przetrzymać a potem sie uklada. Wzmocni cie to, zyskasz poczucie wlasnej wartości i pewnie poznasz kogoś odpowiedniego.Jak siebie nie szanujemy to nikt nas nie uszanuje również.
Znam kilka babek,które odeszly od takich partnerów i na prawdę nie żałują. na początku trzeba przetrzymać a potem sie uklada. Wzmocni cie to, zyskasz poczucie wlasnej wartości i pewnie poznasz kogoś odpowiedniego.Jak siebie nie szanujemy to nikt nas nie uszanuje również.
Jak przyjechal na poporodowke, od razu mu dalam dziecko do reki. Siedzial z nami w szpitalu dlugie godziny. Mimo ze w sali bylo 30 st goraca a na zew -20. Jak zasugerowalam mu przewijanie to sie smial, ze jego drugi brat pewnie nigdy tego nie robil (a ma 2 dzieci) ale nauczyl sie. Wyszlam z zalozenia, ze o dzieciach nie mam zielonego pojecia, a on ma wieksze bo ma chrzesniaczke. U mnie w rodzinie to pierwsze dziecko. Nie oszczedzalam go. Jak maly nie plakal to mial go na rekach, machal mu zabawkami, pomagal mi zrobic obiad, lub robil za mnie, jak dziecko chcialo jesc czy spac. Ale tak bylo u moich rodzicow. Wszystko sie zmienilo po naszym przyjezdzie. Wyszedl do pracy o 9, zamknal drzwi i wrocil o 21. Po 4 miesiacach w czasie ktorych mieszkalam z rodzicami, ale nie naduzywalam ich goscinnosci i nie wciskalam dziecka przy kazdej okazji, przezylam niemaly szok. Łudzilam sie ze bedzie sobota i niedziela to odpoczne i nie bede sama. Wtedy dziecko bylo mniejsze i mniej kontaktowe a ja bylam na jego kazde żądanie. Psychicznie bylo to dla mnie trudne. Nie tylko niewyspanie.Co robie dla niego. Siedze w domyu-wychowuje dziecko, gotuje, sprzatam-wszystko w miare mozliwosci. Kiedy on przychodzi z pracy nie musi nic robic. Dziecko juz spi. Zeby w tygodniu nas gdzies zawiezc raczej nie wchodzi w gre. Moj budzet jest niewielki, wiec czasem dyskutujemy nad zakupami. Glownie tymi dla dziecka. Na jego urtodziny kupilam mu cukierki do pracy, zrobilam tort (co nie bylo latwe z malym dzieckiem, zwlaszcza obslga miksera, ktorego panicznie sie boi) pojechalam do CH i kupilam mu koszule i wykupilam grupona na spa z rybkami. Fizycznie nie bylo to dla mnie latwe, ale tez i finansowo, bo moj budzet jest maly, ale nie wypominam mu tego.
U rodzicow nie jest latwo. Na wszystkim oszczedzaja. Jedzeniu, wodzie, pradzie, gazie i ogrzewaniu. Nie przelewa im sie a maja duze mieszkanie na utrzymaniu, ktore zzera wiecej niz jedna pensje, a mimo to staraja sie mi pomagac... Tu zyje mi sie wygodniej. Chociazby takie pisanie jak dzisiaj u rodzicow nie przejdzie ;). Ale czuje ze tam mam szanse spotkac sie ze znajomymi i rodzina, dziecko tez ma szanse pobyc z ludzmi. I chcialabym po jakims czasie sie uniezaleznic.
Z drugiej strony wolalabym zeby sytuacja z konkubentem sie poprawila, ale musze liczyc sie z tym ze zostane sama. Moja mama za nim "nie przepada" i jego przyjazdy do gdanska sa trudne, rowniez dla mnie( chociaz zawsze trzymmalam jego strone).
O slubie byla mowa jak powiedzialam o ciazy. Ale temat ucichl. Znalazlam zaraz po tym prace i nie wyobrazalam sobie brac udzialu w tych przygotowaniach no i suknia z brzuchem to dla mnie obciahch. Poza tym od zawsze uwazalam, ze dziecko nie powinno byc powodem do malzenstwa.
Nie mowilam mu ze wroce do rodzicow. Raz w rozmowie, w ktorej zasugerowal, ze gdyby nie jego rodzina, to nie mialabym gdzie mieszkac, powiedzialam ze MIALABYM.
Nie chcialam zeby czul sie szantazowany i sama nie bylam pewna czy spelnilabym ta grozbe. Wiem ze wiele kobiet ma podobne dylematy. Ale ja nie lubie byc straszona wiec sama nie strasze, tylko dzialam:).
U rodzicow nie jest latwo. Na wszystkim oszczedzaja. Jedzeniu, wodzie, pradzie, gazie i ogrzewaniu. Nie przelewa im sie a maja duze mieszkanie na utrzymaniu, ktore zzera wiecej niz jedna pensje, a mimo to staraja sie mi pomagac... Tu zyje mi sie wygodniej. Chociazby takie pisanie jak dzisiaj u rodzicow nie przejdzie ;). Ale czuje ze tam mam szanse spotkac sie ze znajomymi i rodzina, dziecko tez ma szanse pobyc z ludzmi. I chcialabym po jakims czasie sie uniezaleznic.
Z drugiej strony wolalabym zeby sytuacja z konkubentem sie poprawila, ale musze liczyc sie z tym ze zostane sama. Moja mama za nim "nie przepada" i jego przyjazdy do gdanska sa trudne, rowniez dla mnie( chociaz zawsze trzymmalam jego strone).
O slubie byla mowa jak powiedzialam o ciazy. Ale temat ucichl. Znalazlam zaraz po tym prace i nie wyobrazalam sobie brac udzialu w tych przygotowaniach no i suknia z brzuchem to dla mnie obciahch. Poza tym od zawsze uwazalam, ze dziecko nie powinno byc powodem do malzenstwa.
Nie mowilam mu ze wroce do rodzicow. Raz w rozmowie, w ktorej zasugerowal, ze gdyby nie jego rodzina, to nie mialabym gdzie mieszkac, powiedzialam ze MIALABYM.
Nie chcialam zeby czul sie szantazowany i sama nie bylam pewna czy spelnilabym ta grozbe. Wiem ze wiele kobiet ma podobne dylematy. Ale ja nie lubie byc straszona wiec sama nie strasze, tylko dzialam:).
Otóż tacy są faceci, nie wszyscy, ale większość miga się jak może.
Natomiast zobacz co ty chcesz zrobić. Jesteś uzależniona całkowicie od niego , jest ci źle i chcesz go zostawić i wrócić do rodziców, gdzie też będziesz musiała się podporządkować. Moja rada jest taka, żebyś zmianę zaczęła od siebie. Dziecko do przedszkola, czy do opiekunki, a ty do pracy.
Natomiast zobacz co ty chcesz zrobić. Jesteś uzależniona całkowicie od niego , jest ci źle i chcesz go zostawić i wrócić do rodziców, gdzie też będziesz musiała się podporządkować. Moja rada jest taka, żebyś zmianę zaczęła od siebie. Dziecko do przedszkola, czy do opiekunki, a ty do pracy.
dokladnie to samo sobie pomyslalam: ze ucieczka do rodzicow niczego nie zmieni! tam tez bedzie Ci zle! trzeba niestety dorosnac i wziac odpowiedzialnosc za swoje zycie i swoje czyny... oczywiscie dotyczy to i Ciebie i Twojego faceta! jestescie rodzina, macie dziecko, to jest bardzo duzo! a zycie jest krotkie :) taki slogan... ale zawsze bardzo na czasie :)
"Otóż tacy są faceci, nie wszyscy, ale większość miga się jak może. "
kkasia1 - to jest bardzo krzywdzące co piszesz o facetach, nie jest to prawdą, w moim otoczeniu nie znam żadnego taty który by się "migał"
są lepsi i gorsi, ale żaden mój znajomy się NIE MIGA - ŻADEN a mam ich całkiem sporo w otoczeniu bliższym i dalszym
I zaden nie traktuje kobiety tak jak to juest tu opisane
sprawa tu opisana jest zła ale nie dotyczny - jak to ujelaś - "większości"
kkasia1 - to jest bardzo krzywdzące co piszesz o facetach, nie jest to prawdą, w moim otoczeniu nie znam żadnego taty który by się "migał"
są lepsi i gorsi, ale żaden mój znajomy się NIE MIGA - ŻADEN a mam ich całkiem sporo w otoczeniu bliższym i dalszym
I zaden nie traktuje kobiety tak jak to juest tu opisane
sprawa tu opisana jest zła ale nie dotyczny - jak to ujelaś - "większości"
Większość, dlatego, że ja tak myślę, forumka wyżej tak myśli to jest 2:1 dla nas. Daje to większość ;). Tylko nie róbmy teraz licytacji kto da więcej.
Chociaż z drugiej strony cię rozumiem, że skoro obracasz się w gronie idealnych facetów to moja wypowiedź wydała ci się krzywdząca, bo gdybyś ty napisała, że większość facetów chętnie garnie się do obowiązków domów, to bym pomyślała, że jesteś jakaś dziwna, bo to niemozliwe ;)
Chociaż z drugiej strony cię rozumiem, że skoro obracasz się w gronie idealnych facetów to moja wypowiedź wydała ci się krzywdząca, bo gdybyś ty napisała, że większość facetów chętnie garnie się do obowiązków domów, to bym pomyślała, że jesteś jakaś dziwna, bo to niemozliwe ;)
Dejwi to super że nikogo takiego nie znasz ( może też być ktoś z twoich znajomych taki a ty nie musisz o tym wiedzieć) o moim facecie też wszyscy myśleli ( i niektórzy myślą do dziś) że jest super kochającym tatą,szanuje swoje dzieci i kobietę,stanie za nami murem,że my jesteśmy ważniejsi jak koledzy,niestety parę osób się zdziwiło jak zobaczyło jak jest naprawdę ,że on tylko dobrym i kochającym tatą jest tylko na pokaz,a tak naprawdę uznaje czubek własnego nosa i uważa że tylko on ma prawa,jak 2 dni z dziećmi w domu posiedzi,( większość dnia siedzi na fotelu i ma wszystko w pupie) to już jest wielce zmęczony ale jak ja z brzuchem zapierniczałam i były dni że nie mogłam się podnieść z łóżka bo miałam takie skurcze to jestem nierobem,fleją,leniem itd .i ciąża to nie choroba,jak wracam z pracy zmęczona to wymyślam .Niestety nie znasz wszystkich dobrze ,ja u mojej koleżanki też nic nie widziałam tylko dobrą kochającą się rodzinę,bardzo się pomyliłam jak zobaczyłam to "od środka" ona zapieprzała wypruwała flaki aby było wszystko opłacone,dziecko nakarmione ,w domu czysto a jej mąż tylko głupa palił chlał i nawet do pracy nie chodził bo miał w pupie ,łaził z koleżkami i miał wieczne pretensje o wszystko.
Nie rozumiem jak możecie doradzać tak drastyczny krok jak wyprowadzka?? Przecież oni mają dziecko!
Sama jestem dzieckiem z rozbitej rodziny i wiem jakie to bolesne dla dziecka nie mieć ojca. Wiem jak to jest zmyślać różne historie przed koleżankami, że niby tata zabrał mnie do kina itp.
Moja rada jest taka: zrób wszystko, co w Twojej mocy aby uratować Waszą rodzinę, bo wyprowadzką nie zmienisz jedynie swojego życia a przede wszystkim życie swojego dziecka...
Sama jestem dzieckiem z rozbitej rodziny i wiem jakie to bolesne dla dziecka nie mieć ojca. Wiem jak to jest zmyślać różne historie przed koleżankami, że niby tata zabrał mnie do kina itp.
Moja rada jest taka: zrób wszystko, co w Twojej mocy aby uratować Waszą rodzinę, bo wyprowadzką nie zmienisz jedynie swojego życia a przede wszystkim życie swojego dziecka...
Dla mnie opis jej sytuacji nie jest nie wiadomo jak dramatyczny. Sama mam męża i trochę starsze dziecko od autorki wątku i bywają sytuacje gdzie mój mąż zachowuje się tragicznie a wiem, że bardzo nas kocha. Faceci po prostu nie kumają czasem pewnych rzeczy i tyle.
Trzeba rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Rozłąka to dla mnie ostateczność.
Trzeba rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Rozłąka to dla mnie ostateczność.
każdy psycholog ci powie,że na siłę nie ratuje się rodziny bo jest dziecko. To bardzo błędne myślenie. dziecko powinno żyć ze szczęśliwym rodzicem chociażby jednym, a nie patrzeć na toksyczny związek. mam znajomą, ojciec furiat i odeszła do mamy właśnie. Teraz jest w szczęśliwym zwiążku, dzieciak mówi tato do jej obecnego męża.
Druga też u mamy;) ta to miała jazdy bo jej były narobil jak chciala odejsć. Jest sama z dzieckiem ale ma pomoc rodziców i coś sie też w sprawach uczuciowych dzieje. I mam kolezankę nr 3 tez nawiała od faceta z dzieckiem i równiez nie żałuje. Plus jeszcze kilka znajomych dalszych z takimi problemami i wszystkie ciesza się,ze zaczeły nowe życie, dzieci od tego nie cierpią, pewnie,ze chcą pełnej rodziny ale na siłę tkwienie w złym związku daje im niezbyt dobry start jeżeli chodzi o obserwacje i przyszłe budowanie relacji. Jedna moja koleżanka miała taką rodzinkę, co rodzice jak pies z kotem i teraz w dorosłym zyciu nie umie sobie znaleźć partnera bo pamieta swojego ojca i nie chce mieć tak jak matka.
Mamy jedno życie, po pierwsze trzeba mieć dobre znanie o sobie, a po drugie zadać sobie pytanie jak chce się żyć jak nie tak, to trzeba to zmienić i tyle. Chcieć to móc.
Druga też u mamy;) ta to miała jazdy bo jej były narobil jak chciala odejsć. Jest sama z dzieckiem ale ma pomoc rodziców i coś sie też w sprawach uczuciowych dzieje. I mam kolezankę nr 3 tez nawiała od faceta z dzieckiem i równiez nie żałuje. Plus jeszcze kilka znajomych dalszych z takimi problemami i wszystkie ciesza się,ze zaczeły nowe życie, dzieci od tego nie cierpią, pewnie,ze chcą pełnej rodziny ale na siłę tkwienie w złym związku daje im niezbyt dobry start jeżeli chodzi o obserwacje i przyszłe budowanie relacji. Jedna moja koleżanka miała taką rodzinkę, co rodzice jak pies z kotem i teraz w dorosłym zyciu nie umie sobie znaleźć partnera bo pamieta swojego ojca i nie chce mieć tak jak matka.
Mamy jedno życie, po pierwsze trzeba mieć dobre znanie o sobie, a po drugie zadać sobie pytanie jak chce się żyć jak nie tak, to trzeba to zmienić i tyle. Chcieć to móc.
wspierania, i owszem! ale widocznie wsparcie rodzicow rozumiemy inaczej. ale nie o to chodzi..
moze jesli o rodzicach mowa, moze powinnas (pisze do autorki watku) raz na jakis czas, dla poprawienia samopoczucie, wyjechac na kilka dni do rodzicow wlasnie, sama z dzieckiem? nawet jesli rodzice jeszcze pracuja, zawsze mozesz liczyc na wolniejsze wieczory, umowic sie z przyjaciolkami, wyjsc do kina, nawet samotnie! odetchnac... to wlasnie wsparcie rodzicow :)
moze jak potesknicie sobie dorobine za soba bedzie lepiej? nie pisze o rozstaniu! tylko o kilkudniowych wakacjach dla Ciebie!
moze jesli o rodzicach mowa, moze powinnas (pisze do autorki watku) raz na jakis czas, dla poprawienia samopoczucie, wyjechac na kilka dni do rodzicow wlasnie, sama z dzieckiem? nawet jesli rodzice jeszcze pracuja, zawsze mozesz liczyc na wolniejsze wieczory, umowic sie z przyjaciolkami, wyjsc do kina, nawet samotnie! odetchnac... to wlasnie wsparcie rodzicow :)
moze jak potesknicie sobie dorobine za soba bedzie lepiej? nie pisze o rozstaniu! tylko o kilkudniowych wakacjach dla Ciebie!
Mawa, ale oni sa ze soba na prawde krotko! i to jeszcze zdaje sie wiekszosc czasu "na odleglosc"... wiem, ze pewnie niekeidy nie ma sensu, ale z tego co pisze autorka, nie wydaje mi sie, ze dzieja sie takie rzeczy, zeb odejsc od faceta, sorry...
niestety, w najblizszej rodzinie mam podobna sytuacje, trzyma ich przy sobie troche wiecej niz dziecko, ale kobieta caly czas suszy chlopu glowe, ciagle ma jakies pretensje, opowiada niestworzone historie o chlopaku, zali sie wszystkim itp. itd. piszac o tym przykladzie, nie chce mowic, ze autorka ponosi cala wine, ale znamy tylko jej punkt, dlatego nie mozna kategorycznie radzic jej zeby odeszla... skad my wiemy co sie dzieje w ich zyciu tak na prawde? moze doradzajac: "odejdz od niego" krzywdzimy chlopaka? skad mamy pewnosc?
niestety, w najblizszej rodzinie mam podobna sytuacje, trzyma ich przy sobie troche wiecej niz dziecko, ale kobieta caly czas suszy chlopu glowe, ciagle ma jakies pretensje, opowiada niestworzone historie o chlopaku, zali sie wszystkim itp. itd. piszac o tym przykladzie, nie chce mowic, ze autorka ponosi cala wine, ale znamy tylko jej punkt, dlatego nie mozna kategorycznie radzic jej zeby odeszla... skad my wiemy co sie dzieje w ich zyciu tak na prawde? moze doradzajac: "odejdz od niego" krzywdzimy chlopaka? skad mamy pewnosc?
nie czytałam całego wątku, tylko początek i koniec, więc nie wiem czy znam całą historię.
u mnie jakiś czas temu działo się podobnie - mąż znikał, bo "musiał" coś załatwić, jak zaczynałam poważną rozmowę, to kręcił. ja wciąż z dzieckiem sama. do tego zmyślał o mnie swoim rodzicom że zostawiam go z dzieckiem samego, że on musi gotować czy inne brednie. doszło do tego, że znalazłam przez przypadek jego ogłoszenia w dziale "towarzyskie". najpierw niedowierzałam, ale sprawdziłam jego skrzynkę mailową i się nie myliłam.
zdradzał mnie od wielu miesięcy. mało tego, spotykał się z jakąś babą, a jednocześnie pisał z inną czułe słówka, czyli zdradzał ją z następną...
nawet nie miał odwagi się przyznać!
moje dziecko niedawno skończyło roczek, a my już na pewno nie będziemy razem...
Autorko wątku, życzę Ci, żeby twoja historia zakończyła się zupełnie inaczej...
u mnie jakiś czas temu działo się podobnie - mąż znikał, bo "musiał" coś załatwić, jak zaczynałam poważną rozmowę, to kręcił. ja wciąż z dzieckiem sama. do tego zmyślał o mnie swoim rodzicom że zostawiam go z dzieckiem samego, że on musi gotować czy inne brednie. doszło do tego, że znalazłam przez przypadek jego ogłoszenia w dziale "towarzyskie". najpierw niedowierzałam, ale sprawdziłam jego skrzynkę mailową i się nie myliłam.
zdradzał mnie od wielu miesięcy. mało tego, spotykał się z jakąś babą, a jednocześnie pisał z inną czułe słówka, czyli zdradzał ją z następną...
nawet nie miał odwagi się przyznać!
moje dziecko niedawno skończyło roczek, a my już na pewno nie będziemy razem...
Autorko wątku, życzę Ci, żeby twoja historia zakończyła się zupełnie inaczej...
na pewno wiesz co mowisz :) ja glownie teoretyzuje, ale...
sama wiem, ile trwalo nasze "docieranie sie" w zwiazku i nie bylo jeszcze dzieci... dlatego w ogole wlaczylam sie do rozmowy. nie jest prosto ludziom nagle mieszkac ze soba, ze swoimi przyzwyczajeniami, nawykami itp. nagle ktos wchodzi w nasze szycie, przestawia, je, uklada! super, jak jest milosc, wspolnota dusz, jakos sobie poradzimy, ale jak do tego wszystkiego dochodza jeszcze obowiazki zwiazane z dzieckiem, i to nielatwe obowiazki, bo zupenie nowe, nieznane? to na pewno jest ciezko! i to kazdej ze stron! no, moze dziecko najmniej z tego wszystkiego kuma, ale spokoj chcialoby miec na pewno ;)
sama wiem, ile trwalo nasze "docieranie sie" w zwiazku i nie bylo jeszcze dzieci... dlatego w ogole wlaczylam sie do rozmowy. nie jest prosto ludziom nagle mieszkac ze soba, ze swoimi przyzwyczajeniami, nawykami itp. nagle ktos wchodzi w nasze szycie, przestawia, je, uklada! super, jak jest milosc, wspolnota dusz, jakos sobie poradzimy, ale jak do tego wszystkiego dochodza jeszcze obowiazki zwiazane z dzieckiem, i to nielatwe obowiazki, bo zupenie nowe, nieznane? to na pewno jest ciezko! i to kazdej ze stron! no, moze dziecko najmniej z tego wszystkiego kuma, ale spokoj chcialoby miec na pewno ;)
tak agnes docieranie ... ale jak skoro koleś się autorki wstydzi, ucieka, spuzni, robi wszystko byle nie być w domu, jak jest to nie chce się docierać woli, cytuję, "coś porobić", nie poczówa sie nawet do zostania z dzieciekeim ... to wygląda jakby chciał WSTAC I WYJŚĆ by nigy nie wrócić i odciąć się tez od dziecka :((((((
Droogie forumki.... :)
Jak to mowia najedzony głodnego nie zrozumie. Wiekszosc z Was-przynajmniej tak piszecie- macie szczesliwe rodziny, kochajacych mezow. Przed as jest wazna decyzja do podjecia. Ja osobiscie jetsem w takiej samej-prawie sytuacji. Prawi robi roznice, wiem,ale sa one bardzo do siebie podobne. Stad tez moja propozycja by as napisala do mnie maila. Slusznie ktos napisal, zaczac od siebie, znalezc prace, dziecie do zlobka... ja tez rozmyslalam wracac "do siebie" bo tez nikogo tu nie mam, ale wrocic zawsze mozna, zawsze wracac do mamusi? Ja mamusi nie mam wiec mi jest trudniej. Ale as moze sprobuj tu, daj sobie szanse, do mamy zawsze mozesz wrocic. Ja podjelam decyzje ze sprobuje, musze,a jak nei wyjdzie twedy spakuje mandźur i wróce. POWODZEENIA!!
Jak to mowia najedzony głodnego nie zrozumie. Wiekszosc z Was-przynajmniej tak piszecie- macie szczesliwe rodziny, kochajacych mezow. Przed as jest wazna decyzja do podjecia. Ja osobiscie jetsem w takiej samej-prawie sytuacji. Prawi robi roznice, wiem,ale sa one bardzo do siebie podobne. Stad tez moja propozycja by as napisala do mnie maila. Slusznie ktos napisal, zaczac od siebie, znalezc prace, dziecie do zlobka... ja tez rozmyslalam wracac "do siebie" bo tez nikogo tu nie mam, ale wrocic zawsze mozna, zawsze wracac do mamusi? Ja mamusi nie mam wiec mi jest trudniej. Ale as moze sprobuj tu, daj sobie szanse, do mamy zawsze mozesz wrocic. Ja podjelam decyzje ze sprobuje, musze,a jak nei wyjdzie twedy spakuje mandźur i wróce. POWODZEENIA!!
Bardzo cenie sobie Wasze wsparcie. Wiem ze sytuacja nie jest tragiczna. Nie ma wyzwisk, awantur, bicia, alkoholizmu, zdrady, hazardu, narkomanii itp itd. Ale nie czuje sie szczesliwa. Czuje sie osaczona. Dziecko juz nie jest problemem z ktorym sobie nie radze. Przyzwyczailam sie ze jestesmy nierozlaczni.
Nie mam mozliwosci powiedzenia tego co mnie boli, co mi przeszkadza, uslyszenia jakiegokolwiek zapewnienia ze mu zalezy.
Czy jak znajde prace i cos zarobie to mam sie ludzic ze on bedzie pracowal mniej i spedzal z dzieckiem wiecej czasu? Wtedy jedynie jego wymowki o zywicielu rodzinie czy jedytnej pracujacej osobie straca moc, ale nic sie nie zmieni. A czy ja przez to nabede prawo zeby wieczorem pojsc na fitnes, do fryzjera czy kosmetyczki albo w sobote na zakupy? Otoz nie. Nadal bede musiala zajmowac sie dzieckiem do tej pory dla jego wygody. Nie moge powiedziec zebym nie probowala zmienic tej sytuacji. Ale skoro ona sie nie zmienia pomimo jego niewymuszonych przez mnie niespelnionych obietnic, to chyba nie pozostaje mi nic innego tylko dac mu do zrozumienia ze nie zamierzam bezczynnie dostosowywac sie do jego wizji nowoczesnej rodziny.
A ta wizja ewoluuje. Na poczatku kobieta zajmuje sie domem i dzieckiem, a mezczyzna ich utrzymuje. A teraz kobieta zajmuje sie domem i dzieckiem i chodzi do pracy, a mezczyzna chodzi do pracy.
Naprawde probowalam go zrozumiec, ze mu tez jest ciezko itd. Ale to mi przypadly wszystkie nowe obowiazki i zupelnie nowa rzeczywistosc z dala od tego co lubie. Dla niego praca nie jest niczym nowym.
Dodam ze przez ponad rok, co tydzien lub 2, widywalismy sie mimo tych 300 km. A teraz jestesmy razem 4 rok...
Nie mam mozliwosci powiedzenia tego co mnie boli, co mi przeszkadza, uslyszenia jakiegokolwiek zapewnienia ze mu zalezy.
Czy jak znajde prace i cos zarobie to mam sie ludzic ze on bedzie pracowal mniej i spedzal z dzieckiem wiecej czasu? Wtedy jedynie jego wymowki o zywicielu rodzinie czy jedytnej pracujacej osobie straca moc, ale nic sie nie zmieni. A czy ja przez to nabede prawo zeby wieczorem pojsc na fitnes, do fryzjera czy kosmetyczki albo w sobote na zakupy? Otoz nie. Nadal bede musiala zajmowac sie dzieckiem do tej pory dla jego wygody. Nie moge powiedziec zebym nie probowala zmienic tej sytuacji. Ale skoro ona sie nie zmienia pomimo jego niewymuszonych przez mnie niespelnionych obietnic, to chyba nie pozostaje mi nic innego tylko dac mu do zrozumienia ze nie zamierzam bezczynnie dostosowywac sie do jego wizji nowoczesnej rodziny.
A ta wizja ewoluuje. Na poczatku kobieta zajmuje sie domem i dzieckiem, a mezczyzna ich utrzymuje. A teraz kobieta zajmuje sie domem i dzieckiem i chodzi do pracy, a mezczyzna chodzi do pracy.
Naprawde probowalam go zrozumiec, ze mu tez jest ciezko itd. Ale to mi przypadly wszystkie nowe obowiazki i zupelnie nowa rzeczywistosc z dala od tego co lubie. Dla niego praca nie jest niczym nowym.
Dodam ze przez ponad rok, co tydzien lub 2, widywalismy sie mimo tych 300 km. A teraz jestesmy razem 4 rok...
"Jak to mowia najedzony głodnego nie zrozumie. Wiekszosc z Was-przynajmniej tak piszecie- macie szczesliwe rodziny, kochajacych mezow"
Dokładnie,ja nie mam gdzie się podziać z dziećmi ,a ratować naprawdę już nie ma czego bo nie raz próbowałam.....tylko on jak się napije to ma ochotę na przytulanie,ja się obracam bo nie mam ochoty go nawet przytulić bo czuje obrzydzenie ,wtedy on się oburza bo jestem nieczuła....a jak ja chcę porozmawiać na spokojnie to bez efektu,tylko się wykręca i wymiguje,jakiś czas temu byli goście on udawał że jest ok och i ach,ja przestałam robić dobrą minę do złej gry bo nie potrafię po prostu, siedziałam jakiś czas cicho ale mam dość,i teraz jestem be bo odważyłam się podnieść głos i powiedzieć prawdę (a ta boli najbardziej) jestem czarną owcą bo prawda w tym domu to nieznane pojęcie.
Dokładnie,ja nie mam gdzie się podziać z dziećmi ,a ratować naprawdę już nie ma czego bo nie raz próbowałam.....tylko on jak się napije to ma ochotę na przytulanie,ja się obracam bo nie mam ochoty go nawet przytulić bo czuje obrzydzenie ,wtedy on się oburza bo jestem nieczuła....a jak ja chcę porozmawiać na spokojnie to bez efektu,tylko się wykręca i wymiguje,jakiś czas temu byli goście on udawał że jest ok och i ach,ja przestałam robić dobrą minę do złej gry bo nie potrafię po prostu, siedziałam jakiś czas cicho ale mam dość,i teraz jestem be bo odważyłam się podnieść głos i powiedzieć prawdę (a ta boli najbardziej) jestem czarną owcą bo prawda w tym domu to nieznane pojęcie.
a co to "mandżur"? to slang?
http://www.miejski.pl/slowo-Mand%C5%BCur
http://www.miejski.pl/slowo-Mand%C5%BCur
Chłopak miał kobietę na odległość i był szczęśliwy. Często ludzie najpierw zamieszkują ze sobą, docierają się bo związek na odległość nawet przez 10 lat nie pozwoli sie dotrzeć tak jak wspólne mieszkanie ze sobą. Potem pojawia się dziecko. Wy zamieszkaliście ze sobą a mało tego od razu z dzieckiem. Pojawienie sie dziecka to cudowna sprawa ale nawet najbardziej kochające się małżeństwa mają często problemy-brak czasu, zmeczenie, wyladowywanie nerwow na sobie itd. Wy nie dosc ze musicie sie dotrzec to pogodzic trudna sytuacje finansowa ze wspolnym wsparciem przy wychowywaniu Waszego maluszka. To ogromny sprawdzian uczuć i tylko Wy wspolnymi silami mozecie doprowadzic do szczesliwego zakonczenia. Czy on nie robi naprawdę NIC czym okazuje Tobie wsparcie i milosc? Znamy tylko relację z Twojej strony ale prawda z reguły lezy po srodku.
"Kiedys traktowałam ludzi dobrze, dzisiaj z wzajemnością..."
Hm, jeśli "byliście ze sobą" wcześniej nawet kilka lat, ale widywaliście się co tydzień lu dwa, to ja bym tego nawet nie nazwała związkiem. Razem zaczęliście być dopiero po Twojej przeprowadzce z dzieckiem do niego. To faktycznie trochę trudno zaczynać budować związek w takich warunkach - już z dzieckiem, które wymaga wiele uwagi pracy, a nawet nie mieliście szansy się wspólnie do tego przygotować. Bo przecież ani w czasie ciąży, ani przez prawie pół roku życia waszego dziecka jego nie było przy Tobie. Czy Wy wogóle zastanawialiście się wcześniej, czy chcecie tak naprawdę żyć razem jako rodzina, czy zostaliście postawieni przed faktem dokonanym?
Moim zdaniem tu wogóle nie ma mowy o jakimś "ratowaniu związku", tylko trzeba go po prostu stworzyć od początku. I jasno sobie powiedzieć, czego każde z Was oczekuje. Bo może Wy wcale nie powinniście być razem.
Moim zdaniem tu wogóle nie ma mowy o jakimś "ratowaniu związku", tylko trzeba go po prostu stworzyć od początku. I jasno sobie powiedzieć, czego każde z Was oczekuje. Bo może Wy wcale nie powinniście być razem.
Tez mylse o tym con robi dla nas (a takze dla siebie). Czasem rano (ok.7-8) wstaje pierwszy do dziecka. Przewija go i daje mu mleko i pobawi sie. Ja moge pospac pol godziny dluzej. Kiedys kapalam dziecko co 2 dzien. On chcial zeby go kapac codziennie (mama mu tak powiedziala). Wiec powiedzialam ze skoro tak chce to bedziemy kapac na zmiane. Trwalo to jakies 2 tyg. Razem jezdzimy do marketu. Glownie po zywnosc. Ale ostatnio body byly za 6 pln i chcialam poszukac czegos dla dziecka. Wygladalo to tak ze ja z dzieckiem na reku przewracalam ciuchy w wielkim koszu a on poszedl do kasy. Znalazlam 1 szt i mialam dosc. W niedziele kupil mi syrop i tabletki. Czasem jak wieczorem napisze zeby kupil dziecku spray do nosa, to kupi. Nie wiem, co jeszcze moge dodac. Wyrzuca smieci, bo ja z dzieckiem w wozku nie mam mozliwosci, ale 2 worki juz czekaja na balkonie. Bez dziecka nie wychodze z domu, bo musialabym je zostawic samo. Czasem zdarza sie ze w weekendy robi nam obiad, ale zazwyczaj jest to tylko niedziela. Wczesniej zylismy samymi przyjemnosciami. Imprezy, wyjazdy, wycieczki, koncerty, restauracje. Odpowiadalo mi ze widujemy sie w weekendy. Ja moglam w tygodniu robic to na co mialam ochote. Popracowac dluzej, chodzic na silownie, spotykac sie ze znajomymi, do kina, na imprezy, na zakupy. Rozmawiac przez telefon-nie musialam pod nikogo ukladac sobie plan dnia i nikogo nie zaniedbywalam. A jak przyjezdzal spedzalismy ten czas we dwoje. Z jego strony zdrada raczej nie wchodzila w gre. I gdyby udalo nam sie zamieszkac razem jeszcze przed dzieckiem, ale tez kiedy oboje mieszkalismy w tym samym miescie i dobrze zarabialismy, to raczej nam by to nie przeszkadzalo. Nie jestem osoba ktora wymaga pelnego zaangazowania juz na etapie spotykania sie. Ale kiedy pojawilo sie dziecko,a ja nie moge na niego liczyc, to mam prawo do niezadowolenia. Dodam ze on wraca z pracy najczesciej nie przed 23 i nierzadko ja juz spie. Nie pisze tu o kims kto wraca do domu o 18 i chce sobie co jakis czas porobic cos poza domem.
A wracjaac do sedna, nie wiem co on jeszcze moze dla nas robic. Potrzebuje jakiejs podpowiedzi, bo wydaje mi sie ze wszystko napisalam. Moge dodac ze nie bije, nie krzyczy, nie wyzywa... ;)
A wracjaac do sedna, nie wiem co on jeszcze moze dla nas robic. Potrzebuje jakiejs podpowiedzi, bo wydaje mi sie ze wszystko napisalam. Moge dodac ze nie bije, nie krzyczy, nie wyzywa... ;)
Jeszcze jedno mi przyszło do głowy: to bardzo na Twoją niekorzyść, że jednak nie wzięliście ślubu. Nie mówię, że trzeba było to zrobić w momencie, kiedy dowiedzieliście się o ciąży, ale w momencie, kiedy zdecydowałaś się zostawić wszystko, przenieść się do niego i zajmować Waszym dzieckiem. Pomyśl sobie, że ty nie pracujesz zawodowo, a on tak, i to chyba całkiem sporo. Gdybyście byli małżeństwem wszystko to, czego dorabia się teraz byłoby waszą wspólną własnością. A tak on robi "karierę" i prawdopodobnie też jakieś pieniądze, a Ty za darmo zajmujesz się jego domem i dzieckiem, pierzesz skarpety i takie tam. Już trzeba było olać te przygotowania i "ojej, z brzuchem w sukni ślubnej" i wziąć sam cywilny bez żadnego halo.
as, ja na Twoim miejscu zabrałabym część rzeczy i wyjechała. Jak we fraszce o zdrowiu: "Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz". Może jak Was straci, zobaczy, że masz siłę od niego odejść, to coś dotrze do KOnkubenta. Nie tkwij w tym na siłę, bo frustrację odczuwa dziecko. Lepiej, żeby miało 2 szczęśliwych rodziców osobno, niż razem nieszczęśliwych.
powodzenia!
powodzenia!
Przeczytalam caly watek i rozumiem Twoje rozczarowanie bo chyba tak to mogę nazwać..moim zdaniem jestes tym wszystkim mega zmeczona, twoj facet nie jest wymarzonym kandydatem na ojca, ale nim jest..
czy mowicie sobie,ze sie kochacie? (kochasz go?)
czy jest miedzy wami seks? ( mimo wszystko seks jest wazny w zwiazku)
czy on mowi,ze kocha wasze dziecko?
nie chce tu nikogo osadzac..decyzja nalezy do Ciebie..ja poprosilabym go o rozmowe, zaznaczyla,ze nie chce sie klocic tylko spokojnie porozmwiac, niech spokojnie Cie wyslucha, dziecko niech sobie spi w tym czasie by Wam nie przeszkadzalo..
powiedz mu po raz ostatni jak sie czujesz w tym zwiazku, w jego mieszkaniu, w cieniu jego rodziny itd...powiedz czego chcesz od zycia- przeciez wiele nie wymagasz, chcesz 2 razy w tyg wyjsc, odpoczac itd., powiedz,ze ten zwiazek sie rozpada,zapytaj go czy on tego nie widzi..czy on tego chce?
jesli p otej rozmowie nic sie nie zmieni, wyprowadzsei bo NIESZCZESLIWA MAMA TO NIESZCZESLIWE DZIECKO
a tak do anek - taka uwaga - nawet jesli mieliby slub to wszystko i tak byloby jego, chyba,ze w akcie notarialnym mieszkania by widnialo jej imie i nazwisko..nie ma czegos takiego jak wspolna wlasnosc.. ona moglaby jedynie przed sadem wykazac sie tym,ze nie pracowala ale dbala o dom itd ale zadne rzeczy materialne nie bylby jej - jego mieszkanie a wiec wszystko co w tym mieszkaniu nalezy do niego (chyba,ze ona mialaby na fakturze swoje dane) niestety takie jest nasze prawo..wieszkosc ludzi mysli tak jak anek, ale niestety tak nie jest..i mogliby byc nawet 10-15lat po slubie, jak nie bylaby dopisana do aktu wlasnosci nie ma nic..
czy mowicie sobie,ze sie kochacie? (kochasz go?)
czy jest miedzy wami seks? ( mimo wszystko seks jest wazny w zwiazku)
czy on mowi,ze kocha wasze dziecko?
nie chce tu nikogo osadzac..decyzja nalezy do Ciebie..ja poprosilabym go o rozmowe, zaznaczyla,ze nie chce sie klocic tylko spokojnie porozmwiac, niech spokojnie Cie wyslucha, dziecko niech sobie spi w tym czasie by Wam nie przeszkadzalo..
powiedz mu po raz ostatni jak sie czujesz w tym zwiazku, w jego mieszkaniu, w cieniu jego rodziny itd...powiedz czego chcesz od zycia- przeciez wiele nie wymagasz, chcesz 2 razy w tyg wyjsc, odpoczac itd., powiedz,ze ten zwiazek sie rozpada,zapytaj go czy on tego nie widzi..czy on tego chce?
jesli p otej rozmowie nic sie nie zmieni, wyprowadzsei bo NIESZCZESLIWA MAMA TO NIESZCZESLIWE DZIECKO
a tak do anek - taka uwaga - nawet jesli mieliby slub to wszystko i tak byloby jego, chyba,ze w akcie notarialnym mieszkania by widnialo jej imie i nazwisko..nie ma czegos takiego jak wspolna wlasnosc.. ona moglaby jedynie przed sadem wykazac sie tym,ze nie pracowala ale dbala o dom itd ale zadne rzeczy materialne nie bylby jej - jego mieszkanie a wiec wszystko co w tym mieszkaniu nalezy do niego (chyba,ze ona mialaby na fakturze swoje dane) niestety takie jest nasze prawo..wieszkosc ludzi mysli tak jak anek, ale niestety tak nie jest..i mogliby byc nawet 10-15lat po slubie, jak nie bylaby dopisana do aktu wlasnosci nie ma nic..
Dejwi z tego co pamietam, w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym nie ma slowa na temat wzajemnej pomocy -takze finansowej konkubinie badz partnerowi po rozstaniu. Nie ma obowiazku palcenia alimentow na konkubine,czy matke swojego dziecka..jesli byliby malzenstwem mialaby szanse na alimenty,ale nie jest powiedziane,ze by je otrzymala na siebie..
Przez przypadek powiadasz...hm...ciekawe co Ty przez przypadek robiłaś w dziale "Towarzyskie"? ;-)
A swoją drogą dobrze, że się tam znalazłaś i odkryłaś prawdę.
P.S: Dziewczyny zajrzyjcie w działy "Spotkajmy się", "szukam pewnej osoby", "sex" - ile tam jest młodych, żonatych facetów szukajacych luznej znajomosci bez zobowiazan. Przerazające.
Zajrzyjcie i drżyjcie !!
A swoją drogą dobrze, że się tam znalazłaś i odkryłaś prawdę.
P.S: Dziewczyny zajrzyjcie w działy "Spotkajmy się", "szukam pewnej osoby", "sex" - ile tam jest młodych, żonatych facetów szukajacych luznej znajomosci bez zobowiazan. Przerazające.
Zajrzyjcie i drżyjcie !!
haha u mnie podobnie. Moj byly konkubnent ma jedno dziecko z pierwsza konkubentka, ze mna-druga konkubentka drugie dziecko, teraz ma trzecia laske i pewnie kolejne dziecko bedzie mial. I u mnie i u tej pierwszej bylo milo jak nie bylo dzieci, jak sie pojawily to koniec. Pierwsza podobno zdradzal ( nie ze mna), mnie na pewno zdradzal i to nie z jedna, mial 2 plus ja w domu;) Ma wlasna firme, pracowal do pozna, wyjezdzal zalatwiac interesy i sie okazalo ze zabieral ze soba kochanki na zmiane. Teraz nota bene jest z kochanka nr 1, ktora "zdradzal" ze mna, czyli swoja oficjalna kobieta i z kochanka nr 2. Obydwie wiedzialy ze ma mnie, ale ze mna nie rozmawia ani nie sypia itp bzdety ;) .. ale kochanki nie wiedzialy o sobie:) To jest facet co? I co ja mam powiedziec? Cale szczescie ja sie dowiedzialam o nich..:) Poniewaz konkubentka nr 1 nie ostrzegla mnie co to za pupek- a szkoda, chcialam poznac i ostrzec kochanke nr 1 i powiedzialam jej o tym, ale olala to, widocznie je nie przeszkadza taki koles - ale rozumiem ja, w koncu ma 36 lat i wogole ktos sie w koncu trafil;) Mila historia:)?
Wiec jesli Twoj facet nie ma czasu zeby spedzac go z Toba to olej go.
Wiec jesli Twoj facet nie ma czasu zeby spedzac go z Toba to olej go.
stokrotka, no właśnie w polskim prawie jest tak, że wszystko czego małżonkowie "dorobią się" w czasie trwania małżeństwa jest ich wspólną własnością, chyba, że mają rozdzielność majątkową. Jeśli mieszkanie jest kupione przez jedno z nich przed ślubem, to jest tylko jego, ale jeśli po, to drugie może się po ewentualnym rozwodzie domagać połowy jego wartości. Nawet jeśli nigdzie nie jest wymienione jako współwłaściciel. Tak samo z zakupionym po ślubie samochodem, telewizorem czy parą skarpet :P Również pieniądze zarobione w tym okresie są wspólne, nawet, jeśli tylko jedna osoba pracuje. Zresztą podział majątku po rozwodzie nie jest taki prosty i oczywisty, często musi to robić sąd, ale na pewno w takim wypadku niepracująca żona nie zostaje z niczym.
WITAJ
WIEM ŻE CI CIĘŻKO JEST I SKORO PRÓBOWAŁAŚ JUŻ WSZYSTKIEGO I NIE SKUTKUJE DOBRZE ROBISZ WYJEŻDŻAJĄC DO RODZICÓW TO DA WAM CZAS NA ZASTANOWIENIE SIE CO DLA CIEBIE I PARTNERA JEST WAZNE ALE Z TEGO CO OPISUJESZ Z TEJ MAKI CHLEBA NIE BEDZIE DOROSLEJ OSOBY NIE DA SIE ZMIENIC TAK JAK PISZESZ. CZASAMI LEPIEJ SIE ROZSTAC W ZGODZI I SZACUNKU NIZ DRZEC ZE SOBA KOTY I PALAC DO SIEBIE NIENAWISCIA. MACIE DZIECKO I LEPIEJ BEDZIE DLA NIEGO JAK BEDZIE WIDZIAL RODZICOW ZGODNYCH TO CO ZE NIE BEDZIECIE RAZEM DZISIAJ TO JUZ NORMALNE . JA PRZECHODZILAM TAKI CIEZKI KRYZYS GDY MOJ SYN MIAL 3 LATKA PARTNER -KONKUBENT TEZ MI SIE WYMYKAL IPREZY KOLEDZY ITP WSZYSTKO BYLO WAZNE TYLKO NIE MY. DZISIAJ SYN MA LAT 13 JA JESTEM JUZ ZONA TEGOZ PARTNERA UDALO NAM SIE DOTRZEC DOJRZEC ALE OBOJE SIE POSTARALISMY I UDALO SIE . TEGO TEZ TOBIE Z CALEGO SERCA ZYCZE ;-D
WIEM ŻE CI CIĘŻKO JEST I SKORO PRÓBOWAŁAŚ JUŻ WSZYSTKIEGO I NIE SKUTKUJE DOBRZE ROBISZ WYJEŻDŻAJĄC DO RODZICÓW TO DA WAM CZAS NA ZASTANOWIENIE SIE CO DLA CIEBIE I PARTNERA JEST WAZNE ALE Z TEGO CO OPISUJESZ Z TEJ MAKI CHLEBA NIE BEDZIE DOROSLEJ OSOBY NIE DA SIE ZMIENIC TAK JAK PISZESZ. CZASAMI LEPIEJ SIE ROZSTAC W ZGODZI I SZACUNKU NIZ DRZEC ZE SOBA KOTY I PALAC DO SIEBIE NIENAWISCIA. MACIE DZIECKO I LEPIEJ BEDZIE DLA NIEGO JAK BEDZIE WIDZIAL RODZICOW ZGODNYCH TO CO ZE NIE BEDZIECIE RAZEM DZISIAJ TO JUZ NORMALNE . JA PRZECHODZILAM TAKI CIEZKI KRYZYS GDY MOJ SYN MIAL 3 LATKA PARTNER -KONKUBENT TEZ MI SIE WYMYKAL IPREZY KOLEDZY ITP WSZYSTKO BYLO WAZNE TYLKO NIE MY. DZISIAJ SYN MA LAT 13 JA JESTEM JUZ ZONA TEGOZ PARTNERA UDALO NAM SIE DOTRZEC DOJRZEC ALE OBOJE SIE POSTARALISMY I UDALO SIE . TEGO TEZ TOBIE Z CALEGO SERCA ZYCZE ;-D
twój konkubent, musi dorosnąć,
juz widzi u siebie uplyw czasu, jeszcze do tego został ojcem.. facetom sie z tymi (dla wiekszosci kobiet oczywistymi i naturalnymi kolejami losu) rzeczami jakos trudniej oswoic, moj od kiedy bylam w drugiej ciazy ciagle ma egzystencjonalne "doly" ze juz nie jest mlody... normalnie do grobu sie polozyc...
ucieka z domu bo nie chce dopuscic do siebie mysli ze to juz "koniec" betroskiego zycia... ale to nie prawda ze koniec zycia wsrod ludzi juz nie bedziecie prowadzic, uswiadom mu to jakos, i moze rzecz w tym zebyscie wychodzili razem a nie osobno?!?!? nawet zatrudnijcoie nianie jak nie ma kto zostac z dzieckiem, ale on ma rodzine niech brat popilnuje wam spiacego dziecka a wy na miasto!!!
juz widzi u siebie uplyw czasu, jeszcze do tego został ojcem.. facetom sie z tymi (dla wiekszosci kobiet oczywistymi i naturalnymi kolejami losu) rzeczami jakos trudniej oswoic, moj od kiedy bylam w drugiej ciazy ciagle ma egzystencjonalne "doly" ze juz nie jest mlody... normalnie do grobu sie polozyc...
ucieka z domu bo nie chce dopuscic do siebie mysli ze to juz "koniec" betroskiego zycia... ale to nie prawda ze koniec zycia wsrod ludzi juz nie bedziecie prowadzic, uswiadom mu to jakos, i moze rzecz w tym zebyscie wychodzili razem a nie osobno?!?!? nawet zatrudnijcoie nianie jak nie ma kto zostac z dzieckiem, ale on ma rodzine niech brat popilnuje wam spiacego dziecka a wy na miasto!!!
Na brata nie mozemy liczyc. A jego rodzina mieszka 100 km stad. Nie stac nas na opiekunke, na wyjscie na miasto itp. Nie truje mu, ze nie ma na nic kasy, ze przeciez ego przyjemnosci tez kosztuja, podczas gdy ja nawet do fryzjera nie moge pojsc.
Teraz po tych wszystkich postach, boli mnie to ze on tez nie jest szczesliwy. Twierdzi, ze moje nastawienie jemu tez sie udziela, ale nie rozumie co jest tego przyczyna.
Zalezy mi na jego szczesciu, ale jemu tez musi zalezec. Czasem mysle, ze moze lepiej zeby mnie zdradzil. Przynajmniej wszystko bedzie jasne, a mi nie bedzie juz przykro...
Teraz po tych wszystkich postach, boli mnie to ze on tez nie jest szczesliwy. Twierdzi, ze moje nastawienie jemu tez sie udziela, ale nie rozumie co jest tego przyczyna.
Zalezy mi na jego szczesciu, ale jemu tez musi zalezec. Czasem mysle, ze moze lepiej zeby mnie zdradzil. Przynajmniej wszystko bedzie jasne, a mi nie bedzie juz przykro...
as@
to,że Twój facet tak się zachowuje nie jest Twoja winą, po prostu facet nie dorósł i tyle. Nie moze być tak,że on chodzi gdzie chce i na wszystko go stać a Ciebie nie, bo w końcu oszalejesz. Prawda jest taka,że jak sie chce spedzic czas z drugą osoba to nie przeszkadza w tym brak kasy, tylko chęci sie liczą. Odnoszę wrażenie ,że wielu facetów obarcza opieką, wychowaniem nad dzieckiem kobiecie, bo przecież taki mamy obowiazek a oni jakie mają? I mają trudności w rozmawianiu na powazne tematy.
Ze sposobu w jaki piszesz stwierdzam,że jesteś ogarnięta intelektualnie,więc bedziesz wiedziałą co zrobić w tej trudnej sytuacji
Zycze Ci wszystkiego dobrego,trzymaj sie
to,że Twój facet tak się zachowuje nie jest Twoja winą, po prostu facet nie dorósł i tyle. Nie moze być tak,że on chodzi gdzie chce i na wszystko go stać a Ciebie nie, bo w końcu oszalejesz. Prawda jest taka,że jak sie chce spedzic czas z drugą osoba to nie przeszkadza w tym brak kasy, tylko chęci sie liczą. Odnoszę wrażenie ,że wielu facetów obarcza opieką, wychowaniem nad dzieckiem kobiecie, bo przecież taki mamy obowiazek a oni jakie mają? I mają trudności w rozmawianiu na powazne tematy.
Ze sposobu w jaki piszesz stwierdzam,że jesteś ogarnięta intelektualnie,więc bedziesz wiedziałą co zrobić w tej trudnej sytuacji
Zycze Ci wszystkiego dobrego,trzymaj sie
AS a może On jest taki smutny bo widzi za TY z nim nie jesteś szczęsliwa
faceci nie wywalają emocji i czesto jak mają problem to go "nie pokazą światu" ... moze Ty masz taki typ w domu, może te jego ucieczki są formą na przemyslania, na placz czy smutek
kochana wczesniej zyliscie ja PTASZKI - wolne, latające, śpiewające ...
a teraz ten trzeci ptaszek podciął Wam skrzydła a wasz umysł nie zdawala sonbie sprawy z konsekwencji
POCIESZĘ CIĘ - skrzydła odrosną, CO WIECEJ Wasza dzidzia będzie latac z Wami a WY jak sępy bedziecie jeje RAZEM bronić!!
OO - może tak wersja przemysleń na dziś ??
oj biedulka jesteś ... ale dasz rade ... dałaś rade 4 mca sama z noworodkiem!! A TO WIELKIE :)
faceci nie wywalają emocji i czesto jak mają problem to go "nie pokazą światu" ... moze Ty masz taki typ w domu, może te jego ucieczki są formą na przemyslania, na placz czy smutek
kochana wczesniej zyliscie ja PTASZKI - wolne, latające, śpiewające ...
a teraz ten trzeci ptaszek podciął Wam skrzydła a wasz umysł nie zdawala sonbie sprawy z konsekwencji
POCIESZĘ CIĘ - skrzydła odrosną, CO WIECEJ Wasza dzidzia będzie latac z Wami a WY jak sępy bedziecie jeje RAZEM bronić!!
OO - może tak wersja przemysleń na dziś ??
oj biedulka jesteś ... ale dasz rade ... dałaś rade 4 mca sama z noworodkiem!! A TO WIELKIE :)
no wlasnie jego stac a Ciebie nie...
ja mam podobnie z zachciankami meza - nauczylam sie tez nie oszczedzac na sobie(no to znaczuy w granicch rozsadku bo to ze on w pracy a ty w domu to nie znaczy ze jestes na jego utrzymaniu, jak chce to niech oplaci opiekunke a ty idz do pracy i bedziecie mieli kasy po rowno- no i kasa i jej podzial w domach to czesta kosc niezgody , moze musicie ustalic jane zasady.my tak mamy i nie ma wiekszych pretensji choc i tak M zawsze sobie na ciut wiecej pozwakla, lubi zaszalec np na spacerze
i naprawde nie mysl ze nie macioe na kogo liczyc, nawet moze sie zdziwisz jak sie okarze ze jak spytasz o opieke(npo wiadomo moze akurat jednego dnia komus nie pasowac) ze sie okarze ze ktos z checia posiedzi z dzieckiem, a wys obie wyfruniecie razem z gniazda, bo osobno to dla mnie nie jest dobry pomysl zwlaszcza jak wam sie "nieuklada",
a powiedz ze dzis nie robisz obiadu(weekend) i idziecie razem do knajpy itp... dziecko trzeba "uspoleczniac" ;P zawsze sie znajdzie jakis fajny argument. NIECH WYDAJE NA CIEBIE WAS KASE EKSTRA A NIE TYLKO NA SIEBIE!!!!
co do spania osobno, spytaj sie Go czy tak mu przeszkadzasz w lozku?niewygodnie mu dzielic z kims loze? a dziecklo juz jest na tyle duze ze moze spac samo, ba powinno sie nauczyc spac samo w pokoju(zwlaszcza jak nie masz z tym problemu , bo zajakis czas sie przyzwyczai do wiecznej obecnosci kogos w pokoju i juz nie bedzie tak latwo)
on jeszcze moze "bac sie dziecka" nie wie w co ma sie z takim bajtlkem bawic, ale jeszcze troche... i pilka w ruch
masz duzego chlopca i malego chlopca w domu, pierwsze 2 lata zycia dziecka mocno zmienia zycie ustabilizowanych par ktore zyly pod jednym dachem nawet latami (nagle nowe problemy,przemeczenie, nieodnajdywanie sie w nowej roli i duzo sie ludzi rozchodzi)
pogadajcie , przedstaw mu na chlodno jak Twój dzien wyglada, (nieplanowaliscie dziecka w tej chwili, tak?) ze ty tez wolalabys inaczej, ze dziecko bylo i dla Ciebie niespodzianka, ale kochaliscie sie razem, na dziecko go nie łapałaś tylko tak wyszlo samo, i ty tez ponosisz "koszty" waszej milosci. pogadaj ze ty tez chcesz z nim wyjsc na spacer,
potrzebujesz GO (dokladnie tak powiedz facetow to rusza) ze wielu rzeczy nie jestes w stanie sama ogarnac...
moze to taki typ co sie smial z kolegow ze pantoflarze sioe po slubie/dzieciach robia a teraz próbuje to innym a zwlaszcza SOBIE udowodnic ze on taki nie bedzie... faceci to tak widza.
no masz ciezki orzech do zgryzienia, ale jednak mimo wszystko to garnie sie do pomocy, tylko rano ale zqawsze
bo moj to tylko wieczorem ;) albo i wcale bo wraca jak dzieci spia(z pracy) rano wstaje tak ze tylko kawka umyc sie i wychodzi, tez mnie czasem drazni ze jak wolny wieczor na spokojnie to nie zadba o opieke do dzieci zeby razem wyjsc ,albo chwile przed wyjsciem pyta czy jednak moze mam ochote?!? dlugi temat nie bede zanudzac
a jak chodzi na bilardy i inne takie to drogo i tak wychodzi, a za opiekunke niech placi(jak nie macie naprawde nikogo z rodziny bo moze jednak sie ktos znajdzie "tesciowa"?niech zapyta) zobaczysz ze nagle sie znajdzie kasa jak to bedzie warunek do wyjscia itp. wiec piszesz glupoty ze was nie stac jak on tak hula, idz do fryzjera przed swietami zrob z siebie bustwo i niech mu galy wyjda,
mysle ze ucieczka moze spowodowac ze on ten najciezszy okres przechula, a potem bedzie miedzy wami niby ok, bo ty bedziesz miala do niego ukryte zale ze Cie nie wspieral i to w koncu i tak sie sypnie.
powiedz mu wprost ze masz gdzie wracac , dasz sobie rade oczywiscie alimenty bo w polowie dziecko jes z jegociała
, ale ze chcesz budowac dom i rodzine z nim(bo go kochasz - dziecko z milosci), ze chcesz zeby dziecko mialo swojego ojca,,, bo jak nie to niech sobie zda sprawe ze jak wyjedziesz i sie rozejdziecie, i jak dziecko podrosnie to moze byc inny TATA nr 1z ktorym bedzie majsterkowal, wzorem, uczyl jezdzic na rowerze, samochodem, chodzil na mecze, bilardy(kto inny bedzie spijal mleczko rodzicielstwa, no i nie tylko;)) itp, a on bedzie tata dojazdowym, niech sie zastanowi nad soba i swoim postepowaniem, czy on by chcial miec takiego ojca jakim sam jest, bo pieniadze na zycie to nie wszystko,sam w ten sposob zrobi siebie tate "daj kase"
bo to jego decyzja i jego odpowiedzialnosc, Ty nic na sile nie chcesz tworzyc, ale niech sprawe przemysli i da ci odpowiedz (nie natychmiast daj mu nawet wyjsc z domu niech pomysli nad tym, a potem do dziela, woz albo przewoz)
mysle ze nie pali Ci sie pod nogami wiec warto jeszcze popracowac razem , jak nie zadziala to masz gdzie przeprowadzic terapie szokowa, albo mozesz jak on przyjdzie dac obiadek ubrac sie i powiedziec ze wracasz za 3-4 h no nie wiem... niech tez stanie przed faktem dokomnanym a nie musisz isc hulac np tylko na spacer nawet po sklepach...cokolwiek.. zapisz sie na jakis aerobik czy cos takiego i powiedz ze jak nie pojdziesz to kasa przepadnie - to tez ich rusza ;)
ja mam podobnie z zachciankami meza - nauczylam sie tez nie oszczedzac na sobie(no to znaczuy w granicch rozsadku bo to ze on w pracy a ty w domu to nie znaczy ze jestes na jego utrzymaniu, jak chce to niech oplaci opiekunke a ty idz do pracy i bedziecie mieli kasy po rowno- no i kasa i jej podzial w domach to czesta kosc niezgody , moze musicie ustalic jane zasady.my tak mamy i nie ma wiekszych pretensji choc i tak M zawsze sobie na ciut wiecej pozwakla, lubi zaszalec np na spacerze
i naprawde nie mysl ze nie macioe na kogo liczyc, nawet moze sie zdziwisz jak sie okarze ze jak spytasz o opieke(npo wiadomo moze akurat jednego dnia komus nie pasowac) ze sie okarze ze ktos z checia posiedzi z dzieckiem, a wys obie wyfruniecie razem z gniazda, bo osobno to dla mnie nie jest dobry pomysl zwlaszcza jak wam sie "nieuklada",
a powiedz ze dzis nie robisz obiadu(weekend) i idziecie razem do knajpy itp... dziecko trzeba "uspoleczniac" ;P zawsze sie znajdzie jakis fajny argument. NIECH WYDAJE NA CIEBIE WAS KASE EKSTRA A NIE TYLKO NA SIEBIE!!!!
co do spania osobno, spytaj sie Go czy tak mu przeszkadzasz w lozku?niewygodnie mu dzielic z kims loze? a dziecklo juz jest na tyle duze ze moze spac samo, ba powinno sie nauczyc spac samo w pokoju(zwlaszcza jak nie masz z tym problemu , bo zajakis czas sie przyzwyczai do wiecznej obecnosci kogos w pokoju i juz nie bedzie tak latwo)
on jeszcze moze "bac sie dziecka" nie wie w co ma sie z takim bajtlkem bawic, ale jeszcze troche... i pilka w ruch
masz duzego chlopca i malego chlopca w domu, pierwsze 2 lata zycia dziecka mocno zmienia zycie ustabilizowanych par ktore zyly pod jednym dachem nawet latami (nagle nowe problemy,przemeczenie, nieodnajdywanie sie w nowej roli i duzo sie ludzi rozchodzi)
pogadajcie , przedstaw mu na chlodno jak Twój dzien wyglada, (nieplanowaliscie dziecka w tej chwili, tak?) ze ty tez wolalabys inaczej, ze dziecko bylo i dla Ciebie niespodzianka, ale kochaliscie sie razem, na dziecko go nie łapałaś tylko tak wyszlo samo, i ty tez ponosisz "koszty" waszej milosci. pogadaj ze ty tez chcesz z nim wyjsc na spacer,
potrzebujesz GO (dokladnie tak powiedz facetow to rusza) ze wielu rzeczy nie jestes w stanie sama ogarnac...
moze to taki typ co sie smial z kolegow ze pantoflarze sioe po slubie/dzieciach robia a teraz próbuje to innym a zwlaszcza SOBIE udowodnic ze on taki nie bedzie... faceci to tak widza.
no masz ciezki orzech do zgryzienia, ale jednak mimo wszystko to garnie sie do pomocy, tylko rano ale zqawsze
bo moj to tylko wieczorem ;) albo i wcale bo wraca jak dzieci spia(z pracy) rano wstaje tak ze tylko kawka umyc sie i wychodzi, tez mnie czasem drazni ze jak wolny wieczor na spokojnie to nie zadba o opieke do dzieci zeby razem wyjsc ,albo chwile przed wyjsciem pyta czy jednak moze mam ochote?!? dlugi temat nie bede zanudzac
a jak chodzi na bilardy i inne takie to drogo i tak wychodzi, a za opiekunke niech placi(jak nie macie naprawde nikogo z rodziny bo moze jednak sie ktos znajdzie "tesciowa"?niech zapyta) zobaczysz ze nagle sie znajdzie kasa jak to bedzie warunek do wyjscia itp. wiec piszesz glupoty ze was nie stac jak on tak hula, idz do fryzjera przed swietami zrob z siebie bustwo i niech mu galy wyjda,
mysle ze ucieczka moze spowodowac ze on ten najciezszy okres przechula, a potem bedzie miedzy wami niby ok, bo ty bedziesz miala do niego ukryte zale ze Cie nie wspieral i to w koncu i tak sie sypnie.
powiedz mu wprost ze masz gdzie wracac , dasz sobie rade oczywiscie alimenty bo w polowie dziecko jes z jegociała
, ale ze chcesz budowac dom i rodzine z nim(bo go kochasz - dziecko z milosci), ze chcesz zeby dziecko mialo swojego ojca,,, bo jak nie to niech sobie zda sprawe ze jak wyjedziesz i sie rozejdziecie, i jak dziecko podrosnie to moze byc inny TATA nr 1z ktorym bedzie majsterkowal, wzorem, uczyl jezdzic na rowerze, samochodem, chodzil na mecze, bilardy(kto inny bedzie spijal mleczko rodzicielstwa, no i nie tylko;)) itp, a on bedzie tata dojazdowym, niech sie zastanowi nad soba i swoim postepowaniem, czy on by chcial miec takiego ojca jakim sam jest, bo pieniadze na zycie to nie wszystko,sam w ten sposob zrobi siebie tate "daj kase"
bo to jego decyzja i jego odpowiedzialnosc, Ty nic na sile nie chcesz tworzyc, ale niech sprawe przemysli i da ci odpowiedz (nie natychmiast daj mu nawet wyjsc z domu niech pomysli nad tym, a potem do dziela, woz albo przewoz)
mysle ze nie pali Ci sie pod nogami wiec warto jeszcze popracowac razem , jak nie zadziala to masz gdzie przeprowadzic terapie szokowa, albo mozesz jak on przyjdzie dac obiadek ubrac sie i powiedziec ze wracasz za 3-4 h no nie wiem... niech tez stanie przed faktem dokomnanym a nie musisz isc hulac np tylko na spacer nawet po sklepach...cokolwiek.. zapisz sie na jakis aerobik czy cos takiego i powiedz ze jak nie pojdziesz to kasa przepadnie - to tez ich rusza ;)
A dla mnie wszystko jest jasne. Ten związek już wygasł i najmniejszych szans nie ma na reaktywację. Może to jest przywiązanie ale tylko przywiązanie a nie miłość. Patrząc między wierszami ty i dziecko jesteście mu ewidentnie nie na rękę. Powinnaś zacząć myśleć o własnym życiu a ten post jest początkiem. Nie wiesz co robić bo jesteś w trudnej sytuacji, ale pora zacząć budować swoje życie i skupić się na sobie. Dziecko ma dwoje rodziców i oboje powinni się nim zajmować. Szukaj sobie nowej pracy, nawet byle jakiej byle się z domu wyrwać, a reszta potoczy się swoimi torami. Nie będzie lekko ale będzie warto, i wszystko będzie coraz lepiej i lepiej.
Pieczulka - ale z Ciebie mądra kobitka!:) Z każdym jednym słowem z Twojego ostatniego postu się zgadzam, podpisuję rękami i nogami:)
As - namawiam na tą książkę Sekret... pomoże Ci, przynajmniej będzie lżej psychicznie... Z tego stadium w którym się znalazłaś ciężko się wydostać, już masz pewnie jakieś zahamowania psychiczne, przyzwyczajenie do bierności... Trzeba się z tego wyrwać.
As - namawiam na tą książkę Sekret... pomoże Ci, przynajmniej będzie lżej psychicznie... Z tego stadium w którym się znalazłaś ciężko się wydostać, już masz pewnie jakieś zahamowania psychiczne, przyzwyczajenie do bierności... Trzeba się z tego wyrwać.
swoją droga niespecjalnie ci zalezy, bo zycie z kims nazywasz "użeraniem" , to chyba nie warto - marnujesz swoj czas no i jego. Konkubent nazywasz go tak, mimo ze slowo te ma odźwięk pejoratywny, zatem z twojego opisu dwa negatywne nawet bardzo negatywne słowa, wiec mozesz zrobic to co poradza pieczulka, ale z takim nastawieniem to i tak nic nie da. :-)
Teraz pomnóż to przez nieskończoność, rozciągnij na wieczność, a będziesz miał pojęcie o czym mówię.
Akurat slowo konkubent wywoluje usmiech na mojej twarzy;)
Szczerze mowiac, to jakis czas temu wrocilam do Alchemika i jakos bardziej zaczela ta tresc do mnie docierac. Potrzebowalam jakiejs ksiazki na chwile, kiedy maly zasnal, a nie mialam ochoty na towarzystwo konkubenta, bo znowu cos przeskrobal. W kazdym razie tam jest mowa o podazaniu za marzeniem. I ze wszechswiat nas w tym wspiera. Kilka lat temu bylam rozczarowana ta lektura po kilkunastu stronach, ale ostatnio w jakis sposob mnie ruszylo. Wciaz mnie nie pochlonela, ale dodala otuchy.
Dzis naszla mnie taka refleksja, ze chyba kazde z nas boi sie na glos powiedziec ze to koniec. Podczas jednej z naszych rozmow po prostu czekalam az on to powie. Ale nie powiedzial. Oboje wokol tego krazylismy. Najblizej bylam ja mowiac ze tego nie widze bo my tylko ze soba mieszkamy. Nie ma miedzy nami zadnej intymnosci. Skonczylo sie. Juz od dluzszego czasu spimy w jednym pomieszczeniu. Ale nawet osbono chodzimy spac-o roznych porach.
Zdaje sobie tez sprawe, ze to juz ostatni dzwonek zeby wybrnac z tej sytuacji. Bo ja sie starzeje i dziecko coraz wiecej rozumie.
Chcialam podziekowac za zrozumienie. Bedac non stop sama, obawiam sie ze moge cos wyolbrzymiac, czy szukac dziury w calym ;)
Szczerze mowiac, to jakis czas temu wrocilam do Alchemika i jakos bardziej zaczela ta tresc do mnie docierac. Potrzebowalam jakiejs ksiazki na chwile, kiedy maly zasnal, a nie mialam ochoty na towarzystwo konkubenta, bo znowu cos przeskrobal. W kazdym razie tam jest mowa o podazaniu za marzeniem. I ze wszechswiat nas w tym wspiera. Kilka lat temu bylam rozczarowana ta lektura po kilkunastu stronach, ale ostatnio w jakis sposob mnie ruszylo. Wciaz mnie nie pochlonela, ale dodala otuchy.
Dzis naszla mnie taka refleksja, ze chyba kazde z nas boi sie na glos powiedziec ze to koniec. Podczas jednej z naszych rozmow po prostu czekalam az on to powie. Ale nie powiedzial. Oboje wokol tego krazylismy. Najblizej bylam ja mowiac ze tego nie widze bo my tylko ze soba mieszkamy. Nie ma miedzy nami zadnej intymnosci. Skonczylo sie. Juz od dluzszego czasu spimy w jednym pomieszczeniu. Ale nawet osbono chodzimy spac-o roznych porach.
Zdaje sobie tez sprawe, ze to juz ostatni dzwonek zeby wybrnac z tej sytuacji. Bo ja sie starzeje i dziecko coraz wiecej rozumie.
Chcialam podziekowac za zrozumienie. Bedac non stop sama, obawiam sie ze moge cos wyolbrzymiac, czy szukac dziury w calym ;)
wiesz co as słuchaj swojej intuicji bo ona jest najwazniejsza
co do twojego faceta to zastanów się czy dalej chcesz byc z tym człowiekiem i bądź z soba szczera
co do jego zachowania to moze sie ono nigdy nie zmienic - niestety niektórzy faceci tak maja - znam kilka przypadków które z czasem wacle sie nie zmieniaja i nie jest to kwestia stresujacej pracy ale nastawienia do zycia
co do dziecka nie wiem czy warto w tok myślenia włączać argumenty ze on sie nie zajał dzieckiem a ty jestes zmeczona, chora itp..
dla mnie w tym co piszesz najbardziej smutne nie jest to ze sama zajmujesz sie dzieckiem ale to ze miedzy wami tworzy sie pustka..
co do twojego faceta to zastanów się czy dalej chcesz byc z tym człowiekiem i bądź z soba szczera
co do jego zachowania to moze sie ono nigdy nie zmienic - niestety niektórzy faceci tak maja - znam kilka przypadków które z czasem wacle sie nie zmieniaja i nie jest to kwestia stresujacej pracy ale nastawienia do zycia
co do dziecka nie wiem czy warto w tok myślenia włączać argumenty ze on sie nie zajał dzieckiem a ty jestes zmeczona, chora itp..
dla mnie w tym co piszesz najbardziej smutne nie jest to ze sama zajmujesz sie dzieckiem ale to ze miedzy wami tworzy sie pustka..
Złote cenne rady.. hy hy.. ;) to i ja napiszę co myslę.. Pewnie się powtórze (jw), ale nie napisałaś, więc zapytam.. :) kochasz..? Widzisz sens życia z nim, jak zacznie się wszystko układać..? Jeżeli tak to porozmawiaj z nim szczerze.. Wiem, wiem.. Już próbowałaś.. :) ale próbuj do skutku.. ponieważ nie wiesz co on czuje.. Jego zachowanie może wynikać z różnych przyczyn.. Nie powiedział, że to koniec, że nie kocha..
Jeżeli nie kochasz, wiesz, że nie bedzie już żadnego uczucia.. to odejdź.. Ty odchodzisz od niego- nie dziecko.. Jeżeli bedzie mu zależeć na dziecku to będzie kontakt utrzymywał.. :) jeżeli nie- trudno..
Będzie może kiedyś czas, że zmądrzeje, będzie szukał kontaktu z dzieckiem, a ono mu powie wtedy "spadaj".. I to zaboli..
Tylko wydaje mi się, że go nie kochasz.. I nie jesteś z nim nadal dla dziecka, ale dlatego, że nie chcesz wracać do rodziców.. Bo tam "linka się zetnie" .. Może się mylę, ale tak myslę, po przeczytaniu Twoich postów.. :)
Jeżeli nie kochasz, wiesz, że nie bedzie już żadnego uczucia.. to odejdź.. Ty odchodzisz od niego- nie dziecko.. Jeżeli bedzie mu zależeć na dziecku to będzie kontakt utrzymywał.. :) jeżeli nie- trudno..
Będzie może kiedyś czas, że zmądrzeje, będzie szukał kontaktu z dzieckiem, a ono mu powie wtedy "spadaj".. I to zaboli..
Tylko wydaje mi się, że go nie kochasz.. I nie jesteś z nim nadal dla dziecka, ale dlatego, że nie chcesz wracać do rodziców.. Bo tam "linka się zetnie" .. Może się mylę, ale tak myslę, po przeczytaniu Twoich postów.. :)
AS jeszcze jedno, wydaje mi sie ze tez dusi cie siedzenie w domu z dzieckiem, nie każdy sie sprawdza jako "TYLKO" mama 24h na dobe. mam Ciotke ktorej malzenstwo wisialo na wlosku jak byla na wyxchowawcczym - ona zdolowana i sfrustrowana, z mezem sie nie dogadywala o wszystko bo brakowalo jej "pracowego" docenienia - taki typ kobiety, wrocila do pracy i zwrot o 180 stopni bo ona byla spelniona(i to nie do pracy wymarzonej), nie nadawala sie po prostu do siedzenia z niemowlakiem w domu i jeszcze widac bylo ze nadrabia mina, bo miala steresa ze cos z nia nie tak ze nie jest mega szczesliwa z dzieckiem w objeciach.
poza tym chyba nie masz tu za duzo znajomych(?) wiec to jest dolujace 24 z samym dzieckiem, i jeszcze nawet jak przyjdzie facet po pracy to nie ma do kogo geby otworzyc...
wiem ze jak sie nie czuje chociazby wsparcia od strony swojego mena to nie jest latwo, wiec moze jeszcze dla was jest taki ratunek , daj dziecko do zlobka, sama znajdz prace nawet jak masz wyjsc na zero to moze bedzie to z korzyścią dla was,(jak nie was 3 to Ciebie i dziecka)
i postepujac tak nie bedziesz wyrodna matka!!!
pozatym praca na wlasnym(konkubent) to jest zawsze niewiadomy pieniadz, teraz dobrze a co bedzie za tydzien, moze on potrzebuje takze wsparcia w postaci pewnego zrodla dochodu, chociaz na potrzeby dziecka... nigdy nie wiemy co siedzi w tych zakutych lbach... co do seksualnosci , jak moj mial problemy z praca i zmiana itp to tez pożytek z niego zaden byl... ba nadal malo Go mam.a moze jeszcze u twojego pojawil sie strach przed nastepna ciaza?
ja tez jestem cale dnie sama, M wraca styrany po 8h pracy plus jeszcze fuchy,naprawy samochodu- kokosow z tego nie ma , soboty odtaja po robocie, niedziela to roznie i znowu poniedzialek....mam Go na codzien a tesknie za nim tak jakby wyjezdzal na tydzien gdzies do pracy, a do lozka tez sie czesto osobno kladziemy(ale do jednego wyrka)on jeszcze wiadomosci oglada a ja juz spie, albo ledwo przyjdzie padnie i spi a ja sie "nudze", tylko my takie misie koala przytulaki i buziaki jestesmy mimo ze zwiazek nasz trwa juz 13lat, dla nas te codzienne małe czulosci to bardzo wazne sa, a jak tylko mam nerwa na niego i mi sie nie chce czulosci to odrazu widzi ze cos nie tak miedzy nami ;)
poza tym chyba nie masz tu za duzo znajomych(?) wiec to jest dolujace 24 z samym dzieckiem, i jeszcze nawet jak przyjdzie facet po pracy to nie ma do kogo geby otworzyc...
wiem ze jak sie nie czuje chociazby wsparcia od strony swojego mena to nie jest latwo, wiec moze jeszcze dla was jest taki ratunek , daj dziecko do zlobka, sama znajdz prace nawet jak masz wyjsc na zero to moze bedzie to z korzyścią dla was,(jak nie was 3 to Ciebie i dziecka)
i postepujac tak nie bedziesz wyrodna matka!!!
pozatym praca na wlasnym(konkubent) to jest zawsze niewiadomy pieniadz, teraz dobrze a co bedzie za tydzien, moze on potrzebuje takze wsparcia w postaci pewnego zrodla dochodu, chociaz na potrzeby dziecka... nigdy nie wiemy co siedzi w tych zakutych lbach... co do seksualnosci , jak moj mial problemy z praca i zmiana itp to tez pożytek z niego zaden byl... ba nadal malo Go mam.a moze jeszcze u twojego pojawil sie strach przed nastepna ciaza?
ja tez jestem cale dnie sama, M wraca styrany po 8h pracy plus jeszcze fuchy,naprawy samochodu- kokosow z tego nie ma , soboty odtaja po robocie, niedziela to roznie i znowu poniedzialek....mam Go na codzien a tesknie za nim tak jakby wyjezdzal na tydzien gdzies do pracy, a do lozka tez sie czesto osobno kladziemy(ale do jednego wyrka)on jeszcze wiadomosci oglada a ja juz spie, albo ledwo przyjdzie padnie i spi a ja sie "nudze", tylko my takie misie koala przytulaki i buziaki jestesmy mimo ze zwiazek nasz trwa juz 13lat, dla nas te codzienne małe czulosci to bardzo wazne sa, a jak tylko mam nerwa na niego i mi sie nie chce czulosci to odrazu widzi ze cos nie tak miedzy nami ;)
Przeczytałam wszystko i współczuję. A pieczulka mądrze gada, a rczej napisała :). Jeśli go stać na billard, czy grę w tenisa to też stać Was na fryzjera dla Ciebie. Dziewczyno, wyjdź z domu chociażby na spacer, na lidy, gdziekolwiek. I nie pytaj faceta, czy możesz. Przyjdzie z pracy i po prostu wyjdź. On ma prawo być zmęczony i po pracy szuka odpoczynku. Ty też masz prawo być zmęczona i co? Nie możesz mieć chwili wolnej? Po całym dniu opieki nad dzieckiem masz odpocząć karmiąc, przewijając dziecko? Ty nie tylko możesz ale musisz czasami "wziąć" chwilę wolnego, bo zwariujesz a to odbije się na dziecku.
Ktoś tu wcześniej zarzucił, że tylko Ty masz listę życzeń a nie chcesz wczuć się w sytuację swego faceta. Otóż on nie ma listy życzeń, bo zwyczajnie robi p pracy, co chce. Jakby nagle miał cały czas siedzieć w domu, to by się i lista życzeń pojawiła. I to pewnie długa.
Pewnie że trzeba się nawzajem próbować zrozumieć. Jednak są sytuacje, że rozumienie schodzi na dalszy plan, trzeba po prostu działać. Choroba jest takim momentem, w moim przekonaniu. W momencie, kiedy zachorowałaś, nie ma czasu, by facet się zastanawiał, przyzwyczajał do nowej sytuacji. On miał po prostu zająć się własnym dzieckiem i tyle. To nie były Twoje jakieś fanaberie ale siła wyższa. I tu facet nawet nie powinien okiem mrugnąć a przejąć obowiązki. W sytuacji naprawdę kryzysowej zamknąć nawet sklep na jeden dzień. Bo nawet największe chęci nie sprawią, że nagle choroba zniknie i siły powrócą. I facet, który ma 30-tke na karku takie coś musi wiedzieć.
Dziewczyno, zrób cos, wyjdź z domu chociaż na chwile. Jeśli facetowi na Was zależy, to zrozumie, w końcu nie jest nastolatkiem. A jak nie będzie chciał zaakceptowac, to wracaj do rodziców. Masz jeszcze szansę, żeby sobie życie ułożyć.
Ktoś tu wcześniej zarzucił, że tylko Ty masz listę życzeń a nie chcesz wczuć się w sytuację swego faceta. Otóż on nie ma listy życzeń, bo zwyczajnie robi p pracy, co chce. Jakby nagle miał cały czas siedzieć w domu, to by się i lista życzeń pojawiła. I to pewnie długa.
Pewnie że trzeba się nawzajem próbować zrozumieć. Jednak są sytuacje, że rozumienie schodzi na dalszy plan, trzeba po prostu działać. Choroba jest takim momentem, w moim przekonaniu. W momencie, kiedy zachorowałaś, nie ma czasu, by facet się zastanawiał, przyzwyczajał do nowej sytuacji. On miał po prostu zająć się własnym dzieckiem i tyle. To nie były Twoje jakieś fanaberie ale siła wyższa. I tu facet nawet nie powinien okiem mrugnąć a przejąć obowiązki. W sytuacji naprawdę kryzysowej zamknąć nawet sklep na jeden dzień. Bo nawet największe chęci nie sprawią, że nagle choroba zniknie i siły powrócą. I facet, który ma 30-tke na karku takie coś musi wiedzieć.
Dziewczyno, zrób cos, wyjdź z domu chociaż na chwile. Jeśli facetowi na Was zależy, to zrozumie, w końcu nie jest nastolatkiem. A jak nie będzie chciał zaakceptowac, to wracaj do rodziców. Masz jeszcze szansę, żeby sobie życie ułożyć.
Gdybym miała partnera nie miałabym nic przeciwko temu aby nazywał mnie swoją konkubiną bo chyba to poprawne określenie wolnego związku konkubinat ,ale mam męża i nazywa on mnie żoną .Nie kumam dlaczego wyjeżdżasz z Chamskimi tekstami ,stara baba ,suka i tak dalej co ma piernik do wiatraka co ma to do konkubiny przecież to nie jest obraźliwe słowo a reszta podanych przez Ciebie jak najbardziej .
Hm, ja jakoś nie uważam, że słowo konkubent jest jakieś obraźliwe, a już na pewno nie ma co go porównywać z przytoczoną tu suką. To po prostu określenie formalne, tylko utarło się (głownie dzięki mediom), że kojarzy się z patologią.
Ja np uważam, że głupio brzmi jak np trzydziestoparoletni ludzie mówią o sobie "chłopak" i "dziewczyna". To może jeszcze wtedy "chodza" ze sobą?
Ja np uważam, że głupio brzmi jak np trzydziestoparoletni ludzie mówią o sobie "chłopak" i "dziewczyna". To może jeszcze wtedy "chodza" ze sobą?
@wiola - słowo konkubent, choć formalnie poprawne, jest określenie pejoratywnym w odniesieniu do osoby, którą się kocha. Nie nazywa się partnera konkubentem/konkubiną - chyba, że w żartach.
Chamskie, jak to określiłaś, teksty są jedynie odzwierciedleniem formy w jakiej niektóre panie/panowie zwracają się do siebie wzajemnie - beze mnie.
Chamskie, jak to określiłaś, teksty są jedynie odzwierciedleniem formy w jakiej niektóre panie/panowie zwracają się do siebie wzajemnie - beze mnie.
A ja uwazam, ze trzeba na zycie patrzec trzezwo. I nie wiem, czemu parttner kojarzy sie z osoba ktora sie kocha (a zdarza sie ze partnerzy sie zdradzaja), a konkubent z osoba ktora sie nie kocha (choc jest ona partnerem).
W jednym z postow wyjasnilam czemu uzywam tego okreslenia.
Dla mnie jest neutralne. Jesli chodzi o moje uczucia, to nie chcialabym by mialy wplyw na moje decyzje, zwlaszcza kiedy czuje sie raniona, a przy okazji tez dziecko.
Sa kobiety, ktore z milosci znosza o wiele gorsze traktowanie i czuja ze sa zerem. Ale nie zmieniaja tego, bo paradoksalnie jest im z tym dobrze i bezpiecznie, bo taka tylko rzeczywistosc znaja i sie w niej odnajduja...
Ja nie chce czuc sie "tylko" gorsza, dlatego ze spedzam z dzieckiem caly swoj czas nie majac innej mozliwosci i patrzec jak on sobie wychodzi lub jak wraca z pracy o 2 nad ranem...
Rodzicow nie traktuje jako ucieczki tylko rozwiazanie tymczasowe.
W jednym z postow wyjasnilam czemu uzywam tego okreslenia.
Dla mnie jest neutralne. Jesli chodzi o moje uczucia, to nie chcialabym by mialy wplyw na moje decyzje, zwlaszcza kiedy czuje sie raniona, a przy okazji tez dziecko.
Sa kobiety, ktore z milosci znosza o wiele gorsze traktowanie i czuja ze sa zerem. Ale nie zmieniaja tego, bo paradoksalnie jest im z tym dobrze i bezpiecznie, bo taka tylko rzeczywistosc znaja i sie w niej odnajduja...
Ja nie chce czuc sie "tylko" gorsza, dlatego ze spedzam z dzieckiem caly swoj czas nie majac innej mozliwosci i patrzec jak on sobie wychodzi lub jak wraca z pracy o 2 nad ranem...
Rodzicow nie traktuje jako ucieczki tylko rozwiazanie tymczasowe.
Milani ja Tobie również miłego dnia zyczę
ponosić odpowiedzialność za słowa wypowiadane na forum to lekka przesada ... ktoś chce ktoś czyta, ktoś chce ktoś stosuje co przeczyta, ktoś chce ktoś zastanawia sie gdzie jest prawda ...
i mysle za watek powstał nie po to zeby ktoś zadecydował za AS tylko po to zeby zobaczyć punkt widzenie osób postronnych ...
ponosić odpowiedzialność za słowa wypowiadane na forum to lekka przesada ... ktoś chce ktoś czyta, ktoś chce ktoś stosuje co przeczyta, ktoś chce ktoś zastanawia sie gdzie jest prawda ...
i mysle za watek powstał nie po to zeby ktoś zadecydował za AS tylko po to zeby zobaczyć punkt widzenie osób postronnych ...
Nigdy nie wiesz kto jest po drugiej stronie komputera i czy twojej "rady" nie potraktuje jak wyrocznię. Czasem trudno przewidzieć, jakie Twoje słowa będą miały skutek. Dlatego wypowiedzi w internecie mogą być niebezpieczne- choć wielu ludzi tego nie dostrzega. Polecam film "Sala samobójców".
Osoby postronne to dla mnie raczej te, które widzą sytuacje na własne oczy, a nie znają z opisu na forum. Dlatego dalej twierdzę, że nie bardzo rozumiem sens zamieszczania takich wątków na forum i wywalania brudów ze swojego życia w internecie.
Swoją drogą, mechanizmy działania psychiki są takie, że nawet jeśli nie zamierzasz się kierować opiniami innych, ale chcesz podjąć samodzielną decyzję, to mimo to podświadomie kierujesz się tym co usłyszysz. Szczególnie jeśli tych opinii usłyszysz bardzo dużo.
Osoby postronne to dla mnie raczej te, które widzą sytuacje na własne oczy, a nie znają z opisu na forum. Dlatego dalej twierdzę, że nie bardzo rozumiem sens zamieszczania takich wątków na forum i wywalania brudów ze swojego życia w internecie.
Swoją drogą, mechanizmy działania psychiki są takie, że nawet jeśli nie zamierzasz się kierować opiniami innych, ale chcesz podjąć samodzielną decyzję, to mimo to podświadomie kierujesz się tym co usłyszysz. Szczególnie jeśli tych opinii usłyszysz bardzo dużo.
miliani wsio zalezy od danej jednostki ludzkiej ... i nie uchronisz słabszej jednostki przed FORAMI - tak to już jest w dobie informacji elektronicznej
ja wyzej pisalam AS ze to co tam wyżej wypisywałam - zeby nie brała tego 100% na klate tylko logicznie i uccziwie sama przed soba wyciągneła wnioski ... tylko tyle chyba mozna zrobić ...
a sala samobójców ... hmmmm może sie skuszę :)
ja wyzej pisalam AS ze to co tam wyżej wypisywałam - zeby nie brała tego 100% na klate tylko logicznie i uccziwie sama przed soba wyciągneła wnioski ... tylko tyle chyba mozna zrobić ...
a sala samobójców ... hmmmm może sie skuszę :)
to co ty z tym popcornem robisz? a moze to twój pies/kot ;P
a ja mysle ze warto w niektórych sytuacjach pogadac na forum, bo wiekszosc w 4ry oczy sie nie przyzna ze np facet zaniedbuje, tylko bedzie robic dobra mine do zlej gry, tak samo w druga strone wiekszosc pisac moze ze facet jest FU a FE ale tak naprawde moze sobie zyly wyprowac zeby rodzine utrzymac i jeszcze byc dla rodziny tylko nie ma kiedy...itp
wiec tak jak w normalnym kontakcie tak i w wirtualnym trzeba pamietac ze kazda sytuiacja,rodzina jest inna i w innym miejscu moze lezec szpila nieporozumienia,
a ja mysle ze warto w niektórych sytuacjach pogadac na forum, bo wiekszosc w 4ry oczy sie nie przyzna ze np facet zaniedbuje, tylko bedzie robic dobra mine do zlej gry, tak samo w druga strone wiekszosc pisac moze ze facet jest FU a FE ale tak naprawde moze sobie zyly wyprowac zeby rodzine utrzymac i jeszcze byc dla rodziny tylko nie ma kiedy...itp
wiec tak jak w normalnym kontakcie tak i w wirtualnym trzeba pamietac ze kazda sytuiacja,rodzina jest inna i w innym miejscu moze lezec szpila nieporozumienia,
ciekawa jestem dlaczego moje wpisy zostaly usuniete ??!!!! czyzby przez to ze napisalam iz PRAWDA W OCZY KOLE I JEST MALO WYGODNA?? Halewicz ma racje we wszystkim o czym tu pisze i taka jest prawda - nazywajmy rzeczy po imieniu - biale jest biale a czarne jest czarne ale prawda bywa bardzoooooo niewygodna i niewskazana w naszych czasach!!!.................