Widok
Naprotechnologia
Dziś w Newsweeku przeczytałam o katolickiej "alternatywie" dla in vitro. Słyszałyście o tym? Macie jakieś własne opinie?
Poszperałam w necie, i generalnie lekarze wypowiadają się krytycznie.Czy to dlatego, że może zabrać im to klientów? Czy faktycznie dlatego, że wzbudza nadzieję u osoby, która samą modlitwą i obserwacją ciała w ciążę nie zajdzie?
Poszperałam w necie, i generalnie lekarze wypowiadają się krytycznie.Czy to dlatego, że może zabrać im to klientów? Czy faktycznie dlatego, że wzbudza nadzieję u osoby, która samą modlitwą i obserwacją ciała w ciążę nie zajdzie?
Your online absence has me worried you might have actually gotten a life;)
Oglądałam dziś program w tv o tym... i jakoś ksiądz nie miał wiele na ten temat do powiedzenia, tylko, że w stanach jest i takie mają super wyniki. W stanach wszystko jest, i dobre i złe, i bzdurne i mądre... a on tylko o tym. W Licheniu powstała specjalna klinika, każda wizyta 100. Jak dla mnie to bujda... Jeżeli u kogoś jest brak plemników lub np. uszkodzone jajowody to żadne Lichenie nie pomogą, ale o tym ksiądz już nie wspomniał. Dają ludziom nadzieję i czasami może to własnie im pomóc, wszystko zależy co jest przyczyną trudności z zajściem. Ja odbieram to trochę jak leczenie u bioenergoterapeuty ;/
Moim zdaniem to naciąganie. Każda kobieta, a właściwie para z problemami jest przecież długo diagnozowana, nikt na drugiej wizycie nie robi in vitro. Tak samo, albo i lepiej, bo np. przez USG monitoruje się cykl, robi badania i jego i jej. Z drugiej strony, to co oni szumnie nazywają naprotechnologią, to nić innego niż zwykłe metody tzw. naturalnego planowania rodziny. Żadna nowość - przy pomocy kilku książek kobieta może się sama tego nauczyć, a nie płacić "specjalistom z Lichenia" po 100 zl za spotkanie z "trenerem". To zwykłe naciągactwo.
lekarze są sceptyczni, bo jakoś nigdzie na świecie ta metoda nie odnosi spektakularnych rezultatów. Jeżeli nie ma jakiś poważnych problemów, to prędzej, czy później "zaskoczy" i bez obserwacji. A jeśli są duże problemy to żadna naprotechnologia ani tym bardziej modły nie pomogą. A już robienie ludziom, którzy w to uwierzą, nadziei i nazywanie tego alternatywą dla in vitro , jest po prostu okrutne. Niech każdy wierzy w to co chce i niech wybiera to co chce (również sposób leczenia), ale niech żadna ze stron nie naciąga faktów.
lekarze są sceptyczni, bo jakoś nigdzie na świecie ta metoda nie odnosi spektakularnych rezultatów. Jeżeli nie ma jakiś poważnych problemów, to prędzej, czy później "zaskoczy" i bez obserwacji. A jeśli są duże problemy to żadna naprotechnologia ani tym bardziej modły nie pomogą. A już robienie ludziom, którzy w to uwierzą, nadziei i nazywanie tego alternatywą dla in vitro , jest po prostu okrutne. Niech każdy wierzy w to co chce i niech wybiera to co chce (również sposób leczenia), ale niech żadna ze stron nie naciąga faktów.
Miały niewykrytą (bo się lekarzom badań nie chciało porządnych zrobić, 150 złotych kosztują) chorobę tarczycy. Były w starsznej depresji po tych nieudanych zabiegach...
A po kilku miesiącach brania leków tarczycowych zaszły w ciążę naturalnie. Wspomagały się akurat też NPR, ale nie wiem, czy miało to wielki wpływ.
A po kilku miesiącach brania leków tarczycowych zaszły w ciążę naturalnie. Wspomagały się akurat też NPR, ale nie wiem, czy miało to wielki wpływ.
Ja też uważam, że nie powinno się uważać naprotechnologii jako alternatywy. Bo jak ktoś nie ma owulacji to nawet jak do z****nej śmierci będzie się obserwował i w odpowiednim czasie działał to się nie uda. Ale... trzeba wszystkiego próbować i starać się zajść naturalnie jeśli to możliwe, a dopiero jak nie ma już cienia szansy decydować się na in vitro.
Gdyby w Polsce robiono kompleksowe, naprawdę porządne badania, naprotechnologia nie miałaby racji bytu...
Ale ma, jak pokazuje przykład wyżej.
Nie do końca jest to alternatywa dla in vitro, to oczywiste, ale niepłodność spowodowana brakiem jajników, plemników itp jest chyba dużo rzadsza niż np choroby tarczycy (sama mam wśród znajomych 3 przypadki), które po zdiagnozowaniu i leczeniu przestają być przeszkodą.
Ale ma, jak pokazuje przykład wyżej.
Nie do końca jest to alternatywa dla in vitro, to oczywiste, ale niepłodność spowodowana brakiem jajników, plemników itp jest chyba dużo rzadsza niż np choroby tarczycy (sama mam wśród znajomych 3 przypadki), które po zdiagnozowaniu i leczeniu przestają być przeszkodą.
[url=www.nawieszaczku.pl]
[/url]
