Widok
Paskudny wirus u dzieci - wysoka gorączka
Czy słyszałyście o panującym wirusie powodującym gorączke u dzieci???
W naszym przedszkolu 1/3 dzieci to już ma :/
Moja Julka rano dostała (nagle) temperatury 38,5 , która mimo środków na zbicie wzrosła do prawie 39.
Mała majaczyła i zachowywała się dziwnie - leżała i patrzyła się w jeden punkt.
Już w zeszłym roku to przerabiałyśmy. Młodsza córka w efekcie dostała drgawek i wylądowałyśmy w szpitalu - karetką :/ U Julki skończyło się na dreszczach i majaczeniu .
Zastanawiam się ile to potrwa. Inne mamy mówiły o 2-3 dniach.
W naszym przedszkolu 1/3 dzieci to już ma :/
Moja Julka rano dostała (nagle) temperatury 38,5 , która mimo środków na zbicie wzrosła do prawie 39.
Mała majaczyła i zachowywała się dziwnie - leżała i patrzyła się w jeden punkt.
Już w zeszłym roku to przerabiałyśmy. Młodsza córka w efekcie dostała drgawek i wylądowałyśmy w szpitalu - karetką :/ U Julki skończyło się na dreszczach i majaczeniu .
Zastanawiam się ile to potrwa. Inne mamy mówiły o 2-3 dniach.
www.naszekobiece.fora.pl
nie noo spoko kto pyta nie błądzi no ale zawsze najlepiej i tak zapytac lekarza :-)
teraz taka pogoda ze szybko idzie cos zlapac;/ paulind co 2 dzien ma gile az po pas. u nas skutkuje skandynawski chow i dobre jedzenie :-) nicym jej nie faszeruje. ewentualnie sol morska zeby lepiej katar splywal. ona czesto ma katar i w sumie jak mia;a niecaly rok to umiala juz smarkac to duzy plus ;)
teraz taka pogoda ze szybko idzie cos zlapac;/ paulind co 2 dzien ma gile az po pas. u nas skutkuje skandynawski chow i dobre jedzenie :-) nicym jej nie faszeruje. ewentualnie sol morska zeby lepiej katar splywal. ona czesto ma katar i w sumie jak mia;a niecaly rok to umiala juz smarkac to duzy plus ;)
Moja Mala jeszcze tydzien temu to... loszmar!!!!! Pamietacie jak pisalam w osobnym watku, co to moze byc: goraczka i marudzenie, nie chce jesc, pic, luzniejsze kupki potem...?
No wiec... my wyladowalismy w szpitalu na 4 dni: od sobotry do wtorku. Mala miala zakazenie ukladu pokarmowego bakteria klabsiella. Dostawala kroplowki nawadniajace bo przez 2-3 dni malo pila i prawie nie jadla... Bylismy najpierw u pediatry, next dzien na pogotowiu, a next dzien... juz nie czekalam i do szpitala i nas przyjac nie chcieli!!!!! Uparlam sie i na oddzial tez sie lekko uparla i wyszlo... troche odwodniona i te cuda. Juz jest ok, ale antybiotyk jeszcze na 3 dni i kontrola kalu i u pediatry:) Teraz juz bawi sie, skacze, broi, je i pije, ale co bylo tydzien temu... nikomu nie zycze!!!!!!
Goraczka 39,7 nawet raz!!!! Ogolnie okolo 38,5-39 - baaaaaardzo rozpalona, jakby ja wszystko bolalo, pic nie jesc nie, czopki nurofen i paracetamol na przemiennie srednio co 4h.
No wiec... my wyladowalismy w szpitalu na 4 dni: od sobotry do wtorku. Mala miala zakazenie ukladu pokarmowego bakteria klabsiella. Dostawala kroplowki nawadniajace bo przez 2-3 dni malo pila i prawie nie jadla... Bylismy najpierw u pediatry, next dzien na pogotowiu, a next dzien... juz nie czekalam i do szpitala i nas przyjac nie chcieli!!!!! Uparlam sie i na oddzial tez sie lekko uparla i wyszlo... troche odwodniona i te cuda. Juz jest ok, ale antybiotyk jeszcze na 3 dni i kontrola kalu i u pediatry:) Teraz juz bawi sie, skacze, broi, je i pije, ale co bylo tydzien temu... nikomu nie zycze!!!!!!
Goraczka 39,7 nawet raz!!!! Ogolnie okolo 38,5-39 - baaaaaardzo rozpalona, jakby ja wszystko bolalo, pic nie jesc nie, czopki nurofen i paracetamol na przemiennie srednio co 4h.
Dziewczyny to Wam opowiem na przestrogę naszą historię "głupiej" gorączki ...
Ja nigdy nie zapomnę tamtych wydarzeń :-(
Jak zwykle położyłam dziewczynki spać. Jednak zaniepokoił mnie sposób oddychania młodszej Małgosi - łapała powietrze. Zadzwoniłam do męża (był w pracy) i powiedziałam mu, że coś jest nie tak. Zawrócił do domu. W trakcie naszej rozmowy zmierzyłam małej temperaturę - miała prawie 38 st. Po chwili do kolejnych objawów doszły dreszcze i majaczenie. Wtedy wszystko potoczyło się już ekspresowo. Kiedy na dosłownie na chwilę wyszłam do kuchni, Gosia zaczęła niesamowicie głośno krzyczeć. Wpadłam do pokoju a ona była cała sztywna, miała szeroko otwarte oczy i cały czas krzyczała - to wyglądało tak jakby się na coś patrzyła i się tego niesamowicie panicznie bała. Szybko ją wyciągnełam z łóżeczka, mówiłam i krzyczałam do niej, żeby się wybudziła. Ona była niesamowicie sztywna. Położyłam ją na ziemi a ona zaczęła cała bardzo mocno drgać. To wyglądało jak padaczka. Szybko przewróciłam ją na lewy bok, otworzyłam jej usta i trzymałam język. Nie potrafie opisać o czym wtedy myślałam. Nigdy się tak nie bałam. Liczyły się sekundy. Byłam sama w domu a trzeba było zadzwonić po karetkę. Szybko zgarnęłam z komody telefon. Wykręciłam numer i jedyne co pamiętam to to, że rycząc krzyczałam dyspozytorce nasz adres, że roczne dziecko z silnymi drgawkami.Błagałam żeby szybko przyjechali. W tym czasie Małgosia cały czas drgała a ja trzymałam jej język i z****iście się bałam.
To były sekundy. Miliony myśli. Ja sama. Zaraz miała przyjechać karetka. Co z starszą Julką, spała w pokoju obok. Zaczęłam dzwonić. Do teściowej-krzyknęłam tylko błagam przyjdź szybko i się rozłączyłam. Pomyślałam, że moja ciotka ma wolne od pracy i jest w domu (mieszka obok nas). Też do niej zadzwoniłam, to samo zdanie i się rozłączyłam. Później do Andrzeja.Krzyczałam na niego "gdzie ty jesteś".
To były sekundy...
Po kilku chwilach mała przestała drgać, zrobiła się wiotka i straciła przytomność. Przez chwilę myślałam, że przestała oddychać... Ona była taka malutka.Nigdy się tak nie bałam. Sprawdzałam czy oddycha, klepałam ją po buźce i błagałam żeby mnie nie zostawiała. Otworzyła oczy ale była nieobecna. Trzymałam ją na ręku, buźkę miała całą w ślinie.
Coś nie do opisania.
Wpadła moja ciotka.
Poszukiwania książczki zdrowia, złapałam pieluchę,smoczek i jej butelkę z piciem. Słychać już było karetkę. Wpadła teściowa i Andrzej.
Weszli sanitariusze. Mała na ich widok się nieco ożywiła, zaczęła płakać. Ale ten płacz to był dla mnie jak zbawienie. Jak płakała to już było dobrze.
Kazali dać mi jej czopek. Później szybkie ubieranie, zawijanie w koc i do karetki. Ja za nimi.
W karetce kazali mi usiąść i zapiąć pasy. Później dali mi małą.
Przytulałam ją mocno. Ona na mnie patrzała, była taka spokojna. Ryczałam jak bóbr. Teraz jak to piszę też się nie mogę powstrzymać od łez.
Podjechaliśmy pod szpital. Tam na izbę przyjęć. Lekarka ją zbadała, zmierzyła temperaturę - miała trochę ponad 37 st. Do gabinetu wpadł Andrzej.
Zapadła decyzja o pozostawieniu Gosi w szpitalu. Szybki wywiad i na oddział. Tam czekał kolejny lekarz i sztab pielęgniarek.
Zbadał dokładnie małą. Pobrali jej krew, założyli wenflon. Zmierzyli temp. - ponad 39 st. Dostała mocniejszy lek na zbicie gorączki.
Biedna się tyle napłakała. Pięści mi się zaciskały na widok tych wszystkich czynności. Łzy m isame leciały. Siostry kazały wyjśc ale się nie zgodziłam.
Po ok 2 godzinach były wyniki krwi - wszystko w normie. Lekarze więc stwierdzili, że to jakiś wirus a drgawki były w wyniku gorączki, która nagle się pojawiła i szybko rosła.
W szpitalu spedziliśmy kilka dni.
To co się wydarzyło było jak najgorszy horror na świecie. Nie życzę tego nawet najgorszemu wrogowi.
I uwieżcie mi, gorączka jest niesamowicie niebezpieczna i lepiej dmuchać na zimne.
Lekarz nakazał nam zbijanie temperatury już stanie podgorączkowym.
Do dziś gdy słyszę sygnał karetki robi mi się gorąco. Mówili, że zapomnę, jednak minął już rok a ja czujęjakby to było wczoraj.
Ja nigdy nie zapomnę tamtych wydarzeń :-(
Jak zwykle położyłam dziewczynki spać. Jednak zaniepokoił mnie sposób oddychania młodszej Małgosi - łapała powietrze. Zadzwoniłam do męża (był w pracy) i powiedziałam mu, że coś jest nie tak. Zawrócił do domu. W trakcie naszej rozmowy zmierzyłam małej temperaturę - miała prawie 38 st. Po chwili do kolejnych objawów doszły dreszcze i majaczenie. Wtedy wszystko potoczyło się już ekspresowo. Kiedy na dosłownie na chwilę wyszłam do kuchni, Gosia zaczęła niesamowicie głośno krzyczeć. Wpadłam do pokoju a ona była cała sztywna, miała szeroko otwarte oczy i cały czas krzyczała - to wyglądało tak jakby się na coś patrzyła i się tego niesamowicie panicznie bała. Szybko ją wyciągnełam z łóżeczka, mówiłam i krzyczałam do niej, żeby się wybudziła. Ona była niesamowicie sztywna. Położyłam ją na ziemi a ona zaczęła cała bardzo mocno drgać. To wyglądało jak padaczka. Szybko przewróciłam ją na lewy bok, otworzyłam jej usta i trzymałam język. Nie potrafie opisać o czym wtedy myślałam. Nigdy się tak nie bałam. Liczyły się sekundy. Byłam sama w domu a trzeba było zadzwonić po karetkę. Szybko zgarnęłam z komody telefon. Wykręciłam numer i jedyne co pamiętam to to, że rycząc krzyczałam dyspozytorce nasz adres, że roczne dziecko z silnymi drgawkami.Błagałam żeby szybko przyjechali. W tym czasie Małgosia cały czas drgała a ja trzymałam jej język i z****iście się bałam.
To były sekundy. Miliony myśli. Ja sama. Zaraz miała przyjechać karetka. Co z starszą Julką, spała w pokoju obok. Zaczęłam dzwonić. Do teściowej-krzyknęłam tylko błagam przyjdź szybko i się rozłączyłam. Pomyślałam, że moja ciotka ma wolne od pracy i jest w domu (mieszka obok nas). Też do niej zadzwoniłam, to samo zdanie i się rozłączyłam. Później do Andrzeja.Krzyczałam na niego "gdzie ty jesteś".
To były sekundy...
Po kilku chwilach mała przestała drgać, zrobiła się wiotka i straciła przytomność. Przez chwilę myślałam, że przestała oddychać... Ona była taka malutka.Nigdy się tak nie bałam. Sprawdzałam czy oddycha, klepałam ją po buźce i błagałam żeby mnie nie zostawiała. Otworzyła oczy ale była nieobecna. Trzymałam ją na ręku, buźkę miała całą w ślinie.
Coś nie do opisania.
Wpadła moja ciotka.
Poszukiwania książczki zdrowia, złapałam pieluchę,smoczek i jej butelkę z piciem. Słychać już było karetkę. Wpadła teściowa i Andrzej.
Weszli sanitariusze. Mała na ich widok się nieco ożywiła, zaczęła płakać. Ale ten płacz to był dla mnie jak zbawienie. Jak płakała to już było dobrze.
Kazali dać mi jej czopek. Później szybkie ubieranie, zawijanie w koc i do karetki. Ja za nimi.
W karetce kazali mi usiąść i zapiąć pasy. Później dali mi małą.
Przytulałam ją mocno. Ona na mnie patrzała, była taka spokojna. Ryczałam jak bóbr. Teraz jak to piszę też się nie mogę powstrzymać od łez.
Podjechaliśmy pod szpital. Tam na izbę przyjęć. Lekarka ją zbadała, zmierzyła temperaturę - miała trochę ponad 37 st. Do gabinetu wpadł Andrzej.
Zapadła decyzja o pozostawieniu Gosi w szpitalu. Szybki wywiad i na oddział. Tam czekał kolejny lekarz i sztab pielęgniarek.
Zbadał dokładnie małą. Pobrali jej krew, założyli wenflon. Zmierzyli temp. - ponad 39 st. Dostała mocniejszy lek na zbicie gorączki.
Biedna się tyle napłakała. Pięści mi się zaciskały na widok tych wszystkich czynności. Łzy m isame leciały. Siostry kazały wyjśc ale się nie zgodziłam.
Po ok 2 godzinach były wyniki krwi - wszystko w normie. Lekarze więc stwierdzili, że to jakiś wirus a drgawki były w wyniku gorączki, która nagle się pojawiła i szybko rosła.
W szpitalu spedziliśmy kilka dni.
To co się wydarzyło było jak najgorszy horror na świecie. Nie życzę tego nawet najgorszemu wrogowi.
I uwieżcie mi, gorączka jest niesamowicie niebezpieczna i lepiej dmuchać na zimne.
Lekarz nakazał nam zbijanie temperatury już stanie podgorączkowym.
Do dziś gdy słyszę sygnał karetki robi mi się gorąco. Mówili, że zapomnę, jednak minął już rok a ja czujęjakby to było wczoraj.
www.naszekobiece.fora.pl
przykre to ze tak musza cierpiec dzieci :(
Nika rozumiem cie tez... ja generalnie nie pamietam jak zwyzywalam ta babe z pogotowia... generalnie mi sie dwa razy zdarzylo ze nie chcieli do pauliny przyjechac... w sumie na dobre to wyszlo ale myslalam ze zwariuje sama z nia w domu :((
ale ja na mysl o pobycie w szpitalu dostaje takich dreszczy ze sila sie mnie tam nie zawiedzie tym bardziej z paulina... mialaysmy 3 razy skierowanie do szpitalu i jakos udalo sie go uniknac :-) oby tak dalej!!
Nika rozumiem cie tez... ja generalnie nie pamietam jak zwyzywalam ta babe z pogotowia... generalnie mi sie dwa razy zdarzylo ze nie chcieli do pauliny przyjechac... w sumie na dobre to wyszlo ale myslalam ze zwariuje sama z nia w domu :((
ale ja na mysl o pobycie w szpitalu dostaje takich dreszczy ze sila sie mnie tam nie zawiedzie tym bardziej z paulina... mialaysmy 3 razy skierowanie do szpitalu i jakos udalo sie go uniknac :-) oby tak dalej!!
U nas na izbie przyjęć też była wojna - lekarz burak. Chociaż do dziecka mógłby sobie odpuścić taśmowe zachowanie.
Ja w kwestiach dzieci nie należę do tych co siedzą cicho a gdy moim dzieje się krzywda, udusiłabym... Także między mną a lekarzem wywiązała się mała wymiana zdań. Tym bardziej, że w kwestiach niektórych czynności szpitalnych rodzic musi wyrazić zgodę a oni nie brali wogóle mojego zdania pod uwagę. Nie było tu już sytuacji ratowania życia tylko kwestia ich procedur.
Nie było potrzeby cewnikowania dziecka a oni jednak się do tego zaczęli zabierać. Przerwałam im nie wyrażając na ten zabieg zgody (kto z dorosłych miał zakładany cewnik ten wie o co chodzi,poza tym roczne dziecko i cewnik!). Dopiero po moim stanowczym, kilkakrotnie powtarzanym sprzeciwie lekarz stwierdził, że w sumie nie ma takiej potrzeby...
Pielęgniarka też coś mówiła do mnie o tym,że to moje pierwsze dziecko więc się nie znam. Ja jej na to, że tylko tak młodo wyglądam a dzieci mam 2 ;-) Zatkala się i więcej nie odzywała.
Ja w kwestiach dzieci nie należę do tych co siedzą cicho a gdy moim dzieje się krzywda, udusiłabym... Także między mną a lekarzem wywiązała się mała wymiana zdań. Tym bardziej, że w kwestiach niektórych czynności szpitalnych rodzic musi wyrazić zgodę a oni nie brali wogóle mojego zdania pod uwagę. Nie było tu już sytuacji ratowania życia tylko kwestia ich procedur.
Nie było potrzeby cewnikowania dziecka a oni jednak się do tego zaczęli zabierać. Przerwałam im nie wyrażając na ten zabieg zgody (kto z dorosłych miał zakładany cewnik ten wie o co chodzi,poza tym roczne dziecko i cewnik!). Dopiero po moim stanowczym, kilkakrotnie powtarzanym sprzeciwie lekarz stwierdził, że w sumie nie ma takiej potrzeby...
Pielęgniarka też coś mówiła do mnie o tym,że to moje pierwsze dziecko więc się nie znam. Ja jej na to, że tylko tak młodo wyglądam a dzieci mam 2 ;-) Zatkala się i więcej nie odzywała.
www.naszekobiece.fora.pl
Nasza gorączka po tygodniu leczenia okazała się nie być wirusem... tylko zapaleniem pęcherza :/ Dobrze, że zrobiliśmy badania (gorączka cały czas się utrzymywała). Jutro musimy zrobić jeszcze posiew moczu.
Nie dość, że Jula niepotrzebnie brała antybiotyk to jeszcze dziś dostała reakcji alergicznej na niego. I to do tego stopnia, że szybko musiałam lecieć z nią do lekarza - tam dostała zastrzyk, po którym objawy ustąpiły.
Masa nerwów i cierpienie dziecka. Szlag mnie trafia :/
Nie dość, że Jula niepotrzebnie brała antybiotyk to jeszcze dziś dostała reakcji alergicznej na niego. I to do tego stopnia, że szybko musiałam lecieć z nią do lekarza - tam dostała zastrzyk, po którym objawy ustąpiły.
Masa nerwów i cierpienie dziecka. Szlag mnie trafia :/
www.naszekobiece.fora.pl
ja przeżyłam to samo co Ty w roku 2013 moja Mała miała wtedy niespełna 1,5 roku. do dziś chodzimy kontrolnie do neurologa. Ja tez nigdy tego nie zapomnę i jak tylko ona ma gorączkę "dostaje zawału" my podajemy środek przeciwgorączkowy jak ona ma 37,2 tak mamy nakazane przez lekarza dodatkowo okłady kąpiel w chłodnej wodzie