Widok
Toksyczny związek
Witam Was, w skrócie napiszę, że jestem w małżeństwie 11 lat. Mamy dwoje dzieci 10 i 8 lat, mąż przestał okazywać mi uczucia odkąd pojawiły się dzieci. Zarabia niewiele, mniej ode mnie. Latami usiłuje go nakłonić do zmiany pracy na lepszą, ale on twierdzi że to jest dla niego stała praca. Dodam że oboje wynajmujemy mieszkanie. Pali i pije browar codziennie, nie posiada prawa jazdy mimo mojego wsparcia.(zdawaliśmy razem ale jemu nie poszło) Jak mu mówię żeby zrobił zakupy i daje listę to twierdzi że kupi tyle na ile mu wystarczy kasy. Mamy za sobą już 3 lata temu proces rozwodowy z mojego wniosku.zaniedbywal rodzinę i straszył mnie ze mi odbierze dzieci, Jednak go odwolalam ponieważ zaczął się dla mnie i dzieci starać. A jak już wszystko się w miarę ułożyło, wrucił do picia i wegetatywnego stylu życia jak wcześniej.Każda rozmowa się kończy awantura,a jak stawię sprawę na ostrzu noża to przestaje się odzywać, a potem zaczyna się znów starać i powiem Wam że już nie mam siły na to wszystko, nie wiem co mam dalej robić.
> straszył mnie ze mi odbierze dzieci,
To skrajnie mało prawdopodobne. Sądy rodzinne prawie zawsze, często nawet wbrew logice, przyznają opiekę matce. W twoim przypadku jest to w zasadzie* pewniak i straszyć to on se może.
> nie wiem co mam dalej robić
Wiesz i nawet szłaś już w dobrym kierunku. Ale oboje zatrzymaliście się w strefie komfortu. Jemu jest dobrze w takim związku i dopóki nie nastąpi jakiś kataklizm, typu rozwód, który zmusi go do zmiany podejścia do życia, to nic się z jego strony nie zmieni.
Ciebie zatrzymuje naiwna wiara, że związek wróci do stanu sprzed ~10lat i strach przed nieznanym życiem samotnej matki.
Rozwód jest jedynym rozwiązaniem. Konieczność zadbania o siebie i płacenia alimentów spowoduje, że może facet się "ogarnie": zrobi prawko, zmieni pracę, zacznie żyć a nie jedynie wegetować u twego boku i na twój koszt. Gdyby tak się stało, możecie przecież do siebie kiedyś wrócić. Kiedyś, za parę lat, jeśli zobaczysz, że zmiany są trwałe a nie jedynie wymuszone chwilą.
Jeśli nie, to im prędzej wyjdziesz z tego związku, tym lepiej dla ciebie i dzieci.
---
* w zasadzie, bo polskich sądach możliwe są każde cuda. Zależy, kim jest i kogo zna twój mąż :D
To skrajnie mało prawdopodobne. Sądy rodzinne prawie zawsze, często nawet wbrew logice, przyznają opiekę matce. W twoim przypadku jest to w zasadzie* pewniak i straszyć to on se może.
> nie wiem co mam dalej robić
Wiesz i nawet szłaś już w dobrym kierunku. Ale oboje zatrzymaliście się w strefie komfortu. Jemu jest dobrze w takim związku i dopóki nie nastąpi jakiś kataklizm, typu rozwód, który zmusi go do zmiany podejścia do życia, to nic się z jego strony nie zmieni.
Ciebie zatrzymuje naiwna wiara, że związek wróci do stanu sprzed ~10lat i strach przed nieznanym życiem samotnej matki.
Rozwód jest jedynym rozwiązaniem. Konieczność zadbania o siebie i płacenia alimentów spowoduje, że może facet się "ogarnie": zrobi prawko, zmieni pracę, zacznie żyć a nie jedynie wegetować u twego boku i na twój koszt. Gdyby tak się stało, możecie przecież do siebie kiedyś wrócić. Kiedyś, za parę lat, jeśli zobaczysz, że zmiany są trwałe a nie jedynie wymuszone chwilą.
Jeśli nie, to im prędzej wyjdziesz z tego związku, tym lepiej dla ciebie i dzieci.
---
* w zasadzie, bo polskich sądach możliwe są każde cuda. Zależy, kim jest i kogo zna twój mąż :D
Czas byś pomyślała o sobie i dobru dzieci. Co Ci z takiego męża pasożyta na którego nawet liczyć nie możesz, a gdzie tu poczucie bezpieczeństwa i troska o drugą osobę? Z tego co piszesz Twój mąż to egoista w dodatku wygodny i skapciały, czy na pewno Twoim szczytem mozliwości i marzeń był właśnie taki mężczyzna?
Toksyczna relacja w której uczestniczą dzieci nie przyniesie im nic dobrego, tylko wprowadzi pewne patologie do ich usposobienia i codzienności.
Toksyczna relacja w której uczestniczą dzieci nie przyniesie im nic dobrego, tylko wprowadzi pewne patologie do ich usposobienia i codzienności.
Dziękuję za słowa wsparcia. Po prostu to już tak długo trwa, i nie mam za bardzo z kim pogadać. Czuję się udręczona. Nie jestem idealna,ale chciałam normalnie żyć, uwielbiam sport, więc jak chodziłam na siłownię to obwiniał mnie ze za często chodzę. Jak spotykałam się z przyjaciółmi, to obwiniał mnie ze się puszczam. Obecnie wszystko jest zamknięte. Przez ostatnie pół roku kłócimy się, bo ja nie widzę nic dobrego w codziennym piciu alkoholu i zachęcaniu mnie do tego. Wiele razy nawet dostałam butelkę swojego ulubionego wina i niestety dałam się wciągnąć w to, co obecnie zaczął wykorzystywać. Poniewaz postawiłam sprawę na ostrzu noża, "ogranicz albo rozwód, żyjmy normalnie" (pomimo wcześniejszych rozmów) . Maż stał się nagle abstynentem, i jeśli ja napije się czasem alkoholu w domu bo abstynentka nie jestem to mi wygraza że "będzie mial dowód" Najgorsze że wynajmujemy mieszkanie. Mąż ma tu rodziców którzy mają mieszkanie na własność, a ja nie mam nikogo, jestem z innego miasta. Mam stała pracę, co nie wystarczy, by uzyskać zdolność kredytową n a kupno mieszkania... Jestem załamana