Widok
Uważajcie na zwodzicieli
Wczoraj, nie to już przedwczoraj, wieczorem byłem świadkiem symbolicznego zdarzenia, które omal nie zakonczyło się tragicznie.
Zmierzchało się, a ja własnie przechodziłem przez ruchliwe skrzyzowanie na Alejach Havla. Akurat było czerwone światło, ale rozejrzawszy się uważnie, czy coś nie nadjeżdżą, przeszedłem pierwszą jezdnię i zatrzymałem się na wysepce przed wejściem na drugą. Taką mam strategię: kieruję się w pierwszym rzędzie oceną sytuacji, a nie kolorami świateł, choć tej strategii innym nie polecam, bo wymaga uwagi. Popatrzyłem na prawo, skąd w odległości ok. 150 metrów było widać światła kolejnej fali samochodów a za nimi słychać było narastające wycie syreny albo radiowożu albo karetki.
Stałem więć tam i czekałem. W pewnym momencie zapaliło się zielono światło i widzę, że jakaś dziewczyna naprzeciwko wchodzi na jezdnię nie zważając na to, co się dzieje. Samochody coraz bliżej, syrena wyje coraz bliżej i głośniej, więc macham do niej, a ona nic, idzie dalej, jakby niczego nie widziała ani nie słyszała. W ostatniej jednak chwili coś do niej dotarło, przyspieszyła i cudem umknęła spod kół rozpędzonego pojazdu.
Co się przydarzyło tej dziewczynie ?
Padła ofiarą dość powszechnego złudzenia, błędu poznawczego, którego ja staram się unikać.
Czerwone światło to nie zagrożenie, to tylko ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które może wystąpić, ale niekoniecznie. Zielone światło z kolei, to nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa, lecz tylko obietnica. Zagrożenie bądź bezpieczeństwo wynikają nie z kolorów, lecz z realnej sytuacji. Ludziom jednak te dwa aspekty zlewają się w jedno, co może mieć niekiedy tragiczne skutki.
Ponadto w życiu społecznym takie pomieszanie znaku z sytuacją prowadzi to do tego, że ostrzeżenie czy przestroga przed błędem traktowane bywa przez ludzi jako zagrożenie, grożba czy coś w rodzaju "mowy nienawiści".
Ludzie ignorują fakt, że czerwone światło to tylko komunikat o możliwym zagrożeniu, a nie realne zagrożenie, a zielone światło to z kolei nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa. O wszystkim decyduje relana sytuacja.
Komunikat może być prawdziwy albo fałszywy, więc trzeba brać pod uwagę przede wszystkim realną sytuację, czyli kontekst sytuacyjny. Trzeba zatem kierować się oceną realnej sytuacji, bo jest mnóstwo chetnych do manipulowania komunikatami i wprowadzania ludzi w błąd.
W przypadku opisywanej tu dziewczyny dała się ona zwieść złudzeniu, czeli fałszywemu w tej konkretnej sytacji komunikatowi, co omal nie skończyło się tragicznie.
Jaki jest z tego morał ?
Morał nie dotyczy tylko kwestii ruchu ulicznego lecz wszystkich kwestii społecznych i brzmi: uważajcie na zwodzicieli.
A ja miałem przy okazji powierdzenie wielu moich tez.
Wczoraj, nie to już przedwczoraj, wieczorem byłem świadkiem symbolicznego zdarzenia, które omal nie zakonczyło się tragicznie.
Zmierzchało się, a ja własnie przechodziłem przez ruchliwe skrzyzowanie na Alejach Havla. Akurat było czerwone światło, ale rozejrzawszy się uważnie, czy coś nie nadjeżdżą, przeszedłem pierwszą jezdnię i zatrzymałem się na wysepce przed wejściem na drugą. Taką mam strategię: kieruję się w pierwszym rzędzie oceną sytuacji, a nie kolorami świateł, choć tej strategii innym nie polecam, bo wymaga uwagi. Popatrzyłem na prawo, skąd w odległości ok. 150 metrów było widać światła kolejnej fali samochodów a za nimi słychać było narastające wycie syreny albo radiowożu albo karetki.
Stałem więć tam i czekałem. W pewnym momencie zapaliło się zielono światło i widzę, że jakaś dziewczyna naprzeciwko wchodzi na jezdnię nie zważając na to, co się dzieje. Samochody coraz bliżej, syrena wyje coraz bliżej i głośniej, więc macham do niej, a ona nic, idzie dalej, jakby niczego nie widziała ani nie słyszała. W ostatniej jednak chwili coś do niej dotarło, przyspieszyła i cudem umknęła spod kół rozpędzonego pojazdu.
Co się przydarzyło tej dziewczynie ?
Padła ofiarą dość powszechnego złudzenia, błędu poznawczego, którego ja staram się unikać.
Czerwone światło to nie zagrożenie, to tylko ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które może wystąpić, ale niekoniecznie. Zielone światło z kolei, to nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa, lecz tylko obietnica. Zagrożenie bądź bezpieczeństwo wynikają nie z kolorów, lecz z realnej sytuacji. Ludziom jednak te dwa aspekty zlewają się w jedno, co może mieć niekiedy tragiczne skutki.
Ponadto w życiu społecznym takie pomieszanie znaku z sytuacją prowadzi to do tego, że ostrzeżenie czy przestroga przed błędem traktowane bywa przez ludzi jako zagrożenie, grożba czy coś w rodzaju "mowy nienawiści".
Ludzie ignorują fakt, że czerwone światło to tylko komunikat o możliwym zagrożeniu, a nie realne zagrożenie, a zielone światło to z kolei nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa. O wszystkim decyduje relana sytuacja.
Komunikat może być prawdziwy albo fałszywy, więc trzeba brać pod uwagę przede wszystkim realną sytuację, czyli kontekst sytuacyjny. Trzeba zatem kierować się oceną realnej sytuacji, bo jest mnóstwo chetnych do manipulowania komunikatami i wprowadzania ludzi w błąd.
W przypadku opisywanej tu dziewczyny dała się ona zwieść złudzeniu, czeli fałszywemu w tej konkretnej sytacji komunikatowi, co omal nie skończyło się tragicznie.
Jaki jest z tego morał ?
Morał nie dotyczy tylko kwestii ruchu ulicznego lecz wszystkich kwestii społecznych i brzmi: uważajcie na zwodzicieli.
A ja miałem przy okazji powierdzenie wielu moich tez.
Zmierzchało się, a ja własnie przechodziłem przez ruchliwe skrzyzowanie na Alejach Havla. Akurat było czerwone światło, ale rozejrzawszy się uważnie, czy coś nie nadjeżdżą, przeszedłem pierwszą jezdnię i zatrzymałem się na wysepce przed wejściem na drugą. Taką mam strategię: kieruję się w pierwszym rzędzie oceną sytuacji, a nie kolorami świateł, choć tej strategii innym nie polecam, bo wymaga uwagi. Popatrzyłem na prawo, skąd w odległości ok. 150 metrów było widać światła kolejnej fali samochodów a za nimi słychać było narastające wycie syreny albo radiowożu albo karetki.
Stałem więć tam i czekałem. W pewnym momencie zapaliło się zielono światło i widzę, że jakaś dziewczyna naprzeciwko wchodzi na jezdnię nie zważając na to, co się dzieje. Samochody coraz bliżej, syrena wyje coraz bliżej i głośniej, więc macham do niej, a ona nic, idzie dalej, jakby niczego nie widziała ani nie słyszała. W ostatniej jednak chwili coś do niej dotarło, przyspieszyła i cudem umknęła spod kół rozpędzonego pojazdu.
Co się przydarzyło tej dziewczynie ?
Padła ofiarą dość powszechnego złudzenia, błędu poznawczego, którego ja staram się unikać.
Czerwone światło to nie zagrożenie, to tylko ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które może wystąpić, ale niekoniecznie. Zielone światło z kolei, to nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa, lecz tylko obietnica. Zagrożenie bądź bezpieczeństwo wynikają nie z kolorów, lecz z realnej sytuacji. Ludziom jednak te dwa aspekty zlewają się w jedno, co może mieć niekiedy tragiczne skutki.
Ponadto w życiu społecznym takie pomieszanie znaku z sytuacją prowadzi to do tego, że ostrzeżenie czy przestroga przed błędem traktowane bywa przez ludzi jako zagrożenie, grożba czy coś w rodzaju "mowy nienawiści".
Ludzie ignorują fakt, że czerwone światło to tylko komunikat o możliwym zagrożeniu, a nie realne zagrożenie, a zielone światło to z kolei nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa. O wszystkim decyduje relana sytuacja.
Komunikat może być prawdziwy albo fałszywy, więc trzeba brać pod uwagę przede wszystkim realną sytuację, czyli kontekst sytuacyjny. Trzeba zatem kierować się oceną realnej sytuacji, bo jest mnóstwo chetnych do manipulowania komunikatami i wprowadzania ludzi w błąd.
W przypadku opisywanej tu dziewczyny dała się ona zwieść złudzeniu, czeli fałszywemu w tej konkretnej sytacji komunikatowi, co omal nie skończyło się tragicznie.
Jaki jest z tego morał ?
Morał nie dotyczy tylko kwestii ruchu ulicznego lecz wszystkich kwestii społecznych i brzmi: uważajcie na zwodzicieli.
A ja miałem przy okazji powierdzenie wielu moich tez.
Wczoraj, nie to już przedwczoraj, wieczorem byłem świadkiem symbolicznego zdarzenia, które omal nie zakonczyło się tragicznie.
Zmierzchało się, a ja własnie przechodziłem przez ruchliwe skrzyzowanie na Alejach Havla. Akurat było czerwone światło, ale rozejrzawszy się uważnie, czy coś nie nadjeżdżą, przeszedłem pierwszą jezdnię i zatrzymałem się na wysepce przed wejściem na drugą. Taką mam strategię: kieruję się w pierwszym rzędzie oceną sytuacji, a nie kolorami świateł, choć tej strategii innym nie polecam, bo wymaga uwagi. Popatrzyłem na prawo, skąd w odległości ok. 150 metrów było widać światła kolejnej fali samochodów a za nimi słychać było narastające wycie syreny albo radiowożu albo karetki.
Stałem więć tam i czekałem. W pewnym momencie zapaliło się zielono światło i widzę, że jakaś dziewczyna naprzeciwko wchodzi na jezdnię nie zważając na to, co się dzieje. Samochody coraz bliżej, syrena wyje coraz bliżej i głośniej, więc macham do niej, a ona nic, idzie dalej, jakby niczego nie widziała ani nie słyszała. W ostatniej jednak chwili coś do niej dotarło, przyspieszyła i cudem umknęła spod kół rozpędzonego pojazdu.
Co się przydarzyło tej dziewczynie ?
Padła ofiarą dość powszechnego złudzenia, błędu poznawczego, którego ja staram się unikać.
Czerwone światło to nie zagrożenie, to tylko ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które może wystąpić, ale niekoniecznie. Zielone światło z kolei, to nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa, lecz tylko obietnica. Zagrożenie bądź bezpieczeństwo wynikają nie z kolorów, lecz z realnej sytuacji. Ludziom jednak te dwa aspekty zlewają się w jedno, co może mieć niekiedy tragiczne skutki.
Ponadto w życiu społecznym takie pomieszanie znaku z sytuacją prowadzi to do tego, że ostrzeżenie czy przestroga przed błędem traktowane bywa przez ludzi jako zagrożenie, grożba czy coś w rodzaju "mowy nienawiści".
Ludzie ignorują fakt, że czerwone światło to tylko komunikat o możliwym zagrożeniu, a nie realne zagrożenie, a zielone światło to z kolei nie jest absolutna gwarancja bezpieczeństwa. O wszystkim decyduje relana sytuacja.
Komunikat może być prawdziwy albo fałszywy, więc trzeba brać pod uwagę przede wszystkim realną sytuację, czyli kontekst sytuacyjny. Trzeba zatem kierować się oceną realnej sytuacji, bo jest mnóstwo chetnych do manipulowania komunikatami i wprowadzania ludzi w błąd.
W przypadku opisywanej tu dziewczyny dała się ona zwieść złudzeniu, czeli fałszywemu w tej konkretnej sytacji komunikatowi, co omal nie skończyło się tragicznie.
Jaki jest z tego morał ?
Morał nie dotyczy tylko kwestii ruchu ulicznego lecz wszystkich kwestii społecznych i brzmi: uważajcie na zwodzicieli.
A ja miałem przy okazji powierdzenie wielu moich tez.
Prawie przegapiłem ciekawy temat łowcy. Moim zdaniem przykład świateł jako sygnału o istnieniu zagrożenia bądź jego braku, nie jest reprezentatywny. Dlaczego ? Bo jeden i drugi kolor świateł, nie stanowi o istnieniu zagrożenia bądź jego braku, ale o tym co masz w danej sytuacji zrobić. Trudno mówić o jakimkolwiek zagrożeniu dla kierowcy pojazdu, który stoi przed przejściem dla pieszych na czerwonym świetle. Przyjęło się w naszej cywilizacji informować o zagrożeniu, najczęściej rzeczywiście przy pomocy czerwonego koloru. Przykładem są komunikaty o usterkach w samochodzie. Natomiast o braku zagrożenia nie informuje się, bo nie ma takiej potrzeby. To jest stan normalny, wyjściowy. Nie wgłębiając się w intencje łowcy, które skłoniły go do tej refleksji na temat fałszywych zagrożeń, czy innych tam jego dysonansów, chciałbym zwrócić uwagę na inne sposoby regulacji za pomocą sygnałów, które nie sprawiają podobnych wątpliwości jak te powyżej opisane. Kto bywał w USA ten wie o czym piszę. Tam jak jest mowa o prawie i sprawiedliwości, to tak jest.
Opis wypadku:
Auto zbliża się do przejścia dla pieszych ze światłami sygnalizacyjnymi. Sygnalizator wyświetla zielone światło dla samochodu. Za autem jedzie motocyklista, a do przejścia zbliża się staruszka. Mimo, że samochód ma wolną drogę (zielone światło), to zbliżająca się staruszka spowodowała, że kierowca zdecydował się nagle zatrzymać samochód. Motocyklista też widział zielone światło i staruszkę, ale nie przyszło mu do głowy, że samochód zatrzyma się mimo zielonego światła. Motocyklista nie zdążył zatrzymać swojego motocykla, najechał na tył auta i niestety nie przeżył wypadku
Auto zbliża się do przejścia dla pieszych ze światłami sygnalizacyjnymi. Sygnalizator wyświetla zielone światło dla samochodu. Za autem jedzie motocyklista, a do przejścia zbliża się staruszka. Mimo, że samochód ma wolną drogę (zielone światło), to zbliżająca się staruszka spowodowała, że kierowca zdecydował się nagle zatrzymać samochód. Motocyklista też widział zielone światło i staruszkę, ale nie przyszło mu do głowy, że samochód zatrzyma się mimo zielonego światła. Motocyklista nie zdążył zatrzymać swojego motocykla, najechał na tył auta i niestety nie przeżył wypadku
Dopuszczalna prędkość to 50 km/h czyli ok 15 m/s
Przeciętny czas reakcji od zauważenia świateł stop do początku hamowania to ok. 0,5 s. Skuteczność hamowania samochodu i motocykla jest zbliżona.
Zatem zachowując odpowiedni (w tym przypadku ok. 7 m) dystans od poprzedzającego pojazdu, da sie zahamować bez kolizji - nawet w sytuacjach kompletnie nieprzewidywalnych.
Przeciętny czas reakcji od zauważenia świateł stop do początku hamowania to ok. 0,5 s. Skuteczność hamowania samochodu i motocykla jest zbliżona.
Zatem zachowując odpowiedni (w tym przypadku ok. 7 m) dystans od poprzedzającego pojazdu, da sie zahamować bez kolizji - nawet w sytuacjach kompletnie nieprzewidywalnych.
Nikt nie mówi, że nie da się zahamować. Oczywiście, że wina byłaby po stronie motocyklisty, bo wjeżdżając na auto nie zachował odpowiedniego dystansu i ostrożności. Nie ulega jednak wątpliwości, że gdyby kierowca samochodu przejechał normalnie na zielonym świetle, motocyklista nie najechałby na auto
W Wielkim Szu cytowana jest rada instruktora nauki jazdy do jednej z bohaterek filmu: "Jedź tak, jakby wszyscy inni chcieli cię zabić".
Motocyklista w twoim naprzykładzie uległ złudzeniu, że wszyscy uczestnicy drogi zachowają się tak, jakby on sam się zachował. A tak niestety nie jest. Z punku widzenia martwego już motocyklisty nie ma co gdybać, jak powinien zachować się kierowca przed nim. Zachował się tak jak się zachował. Motocyklista ani nie siedział w jego głowie ani nie miał takiego samego oglądu sytuacji.
Nie zastosował sie zatem do rady instruktora z filmu i nie zachował marginesu bezpieczeństwa na nieprzewidziane (i nieprzewidywalne) zachowania innych. Dlatego być moze tego dnia ktoś zyska nową nerkę.
Motocyklista w twoim naprzykładzie uległ złudzeniu, że wszyscy uczestnicy drogi zachowają się tak, jakby on sam się zachował. A tak niestety nie jest. Z punku widzenia martwego już motocyklisty nie ma co gdybać, jak powinien zachować się kierowca przed nim. Zachował się tak jak się zachował. Motocyklista ani nie siedział w jego głowie ani nie miał takiego samego oglądu sytuacji.
Nie zastosował sie zatem do rady instruktora z filmu i nie zachował marginesu bezpieczeństwa na nieprzewidziane (i nieprzewidywalne) zachowania innych. Dlatego być moze tego dnia ktoś zyska nową nerkę.
Gdyby nie zatrzymała, mogłaby stworzyć zagrożenie (nawet smiertelne) dla staruszki.
Oblano kursantkę niesłusznie.
Biegły sądowy czy choćby kierowca z dużym doświadczeniem (jakim zapewne był instruktor) umie ocenić w ułamku sekundy czy "zagrożenie" ze strony staruszki było realne, czy nie. Nie można natomiast wymagać takiej oceny ze strony kursantki dopiero zdającej na prawo jazdy. W jej przypadku nadmierna ostrożność była bardziej uzasadniona niż jazda "na pewniaka" na zielonym. A że stworzyło to zagrożenie dla jadących za nią? Trudno. Ci jadący za nia mają już prawo jazdy i powinni zachować margines bezpieczeństwa, o którym pisałem powyżej.
Oblano kursantkę niesłusznie.
Biegły sądowy czy choćby kierowca z dużym doświadczeniem (jakim zapewne był instruktor) umie ocenić w ułamku sekundy czy "zagrożenie" ze strony staruszki było realne, czy nie. Nie można natomiast wymagać takiej oceny ze strony kursantki dopiero zdającej na prawo jazdy. W jej przypadku nadmierna ostrożność była bardziej uzasadniona niż jazda "na pewniaka" na zielonym. A że stworzyło to zagrożenie dla jadących za nią? Trudno. Ci jadący za nia mają już prawo jazdy i powinni zachować margines bezpieczeństwa, o którym pisałem powyżej.
Warto dodać, że staruszka z dużym prawdopodobeństwem nie ma prawa jazdy i z tego powodu (a także, co niebagatelne, z racji wieku) ma dużo większą trudność w ocenie sytuacji drogowej. Mądry kierowca o tym wie i stosuje większy margines bezpieczeństwa. I dokładnie tak zachowała sie kursantka - najprawdopodobniej zresztą zupełnie niezamierzenie.
Art. 19 ust. 2 Kodeksu Drogowego
Kierujący jest zobowiązany j
1) echać z prędkością nieutrudniającą jazdy innym kierującym
1) hamować w sposób niepiwodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia.
Kierowca zatrzymując się przy zielonym świetle spiwosował zagrożenie ruchu, a przynajmniej utrudnienie. Dla mnie jasne, jak słońce, dla egzaminatora też.
Kierujący jest zobowiązany j
1) echać z prędkością nieutrudniającą jazdy innym kierującym
1) hamować w sposób niepiwodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia.
Kierowca zatrzymując się przy zielonym świetle spiwosował zagrożenie ruchu, a przynajmniej utrudnienie. Dla mnie jasne, jak słońce, dla egzaminatora też.
Nudzicie Skarby Najdroższe. Tracicie energię i czas na głupoty :)
Z przyjemnością, za każdym razem, "oddaję cesarzowi, co cesarskie" i nie dyskutuję z "najsłabszym ogniwem" tworzenia, mocowania i egzekucji tzw. "ludzkiej sprawiedliwości".
Proszę sobie zapamiętać raz, na zawsze: najważniejsze jest Wasze życie i zdrowie.
http://www.youtube.com/watch?v=iwExE22DbUA
Ps
I razem... Najważniejsze jest życie i zdrowie.
zawsze kochająca ;)
Z przyjemnością, za każdym razem, "oddaję cesarzowi, co cesarskie" i nie dyskutuję z "najsłabszym ogniwem" tworzenia, mocowania i egzekucji tzw. "ludzkiej sprawiedliwości".
Proszę sobie zapamiętać raz, na zawsze: najważniejsze jest Wasze życie i zdrowie.
http://www.youtube.com/watch?v=iwExE22DbUA
Ps
I razem... Najważniejsze jest życie i zdrowie.
zawsze kochająca ;)
"...piesza czai się, jakby chciała przejść na czerwonym".
Piesza, starsza, zapewne przygarbiona babcia nie czaiła się, tylko po prostu stała, bo miała czerwone światło. Mimo, że auto się zatrzymało, to piesza przecież nie weszła na pasy. Kursantka źle oceniła intencję pieszej, złamała przepis określony w Art. 19 ust. 2 Kodeksu Drogowego, więc słusznie nie zdała egzaminu.
Piesza, starsza, zapewne przygarbiona babcia nie czaiła się, tylko po prostu stała, bo miała czerwone światło. Mimo, że auto się zatrzymało, to piesza przecież nie weszła na pasy. Kursantka źle oceniła intencję pieszej, złamała przepis określony w Art. 19 ust. 2 Kodeksu Drogowego, więc słusznie nie zdała egzaminu.
"2) hamować w sposób niepowodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia;" . Mylisz pojęcia. Co ma wspólnego zatrzymanie się przed przejściem dla pieszych z gwałtownym hamowaniem ? To są dwa róże pojęcia, które starasz się ze sobą połączyć. Nie masz obowiązku jechać, gdy masz przed sobą zielone światło na przejściu lub skrzyżowaniu. Przykład ograniczonego zaufania tobie nie wystarczy, to dam ci inny. Chcesz się po prostu zatrzymać, przed przejściem lub skrzyżowaniem. Pomimo tego że masz zielone światło. Nie stajesz w obszarze zakazu zatrzymywania się i strefy skrzyżowania. Możesz się zatrzymać czy według ciebie nie?
Hamowanie w sposób powodujący zagrożenie ruchu lub jego utrudnienie nie musi być gwałtowne.
Jest obowiązek jechać przy zielonym świetle, bo inaczej utrudniasz ruch i łamiesz przepisy (art. 19 ust.2 KD).
Pod ograniczone zaufanie chcesz podłączyć każde niepewne zachowanie się kierowcy? Może też chciałbyś zatrzymywać pojazd na drodze z pierwszeństwem przejazdu, bo zbliżający się samochód z ulicy podporządkowanej teoretycznie może wymusić pierwszeństwo jazdy? Takie bojaźliwe zachowanie jest niedopuszczalne i dyskwalifikuje kierowcę.
Jest obowiązek jechać przy zielonym świetle, bo inaczej utrudniasz ruch i łamiesz przepisy (art. 19 ust.2 KD).
Pod ograniczone zaufanie chcesz podłączyć każde niepewne zachowanie się kierowcy? Może też chciałbyś zatrzymywać pojazd na drodze z pierwszeństwem przejazdu, bo zbliżający się samochód z ulicy podporządkowanej teoretycznie może wymusić pierwszeństwo jazdy? Takie bojaźliwe zachowanie jest niedopuszczalne i dyskwalifikuje kierowcę.
Możesz mieć pierwszeństwo, zielone światło, a zginiesz, bo zabraknie ci wyobraźni i intuicji. Myli ci się tor wyścigowy z ulicą. Na ulicy i drodze jest miejsce ( bo są) dla bojaźliwych, pijanych, starszych wiekiem, bezczelnych, niedowidzących, głuchych kierowców i pieszych. Jeżeli ty ich nie dostrzegasz, nie siadaj za kierownicę. A jeżeli już musisz, wyślij alert RCB i uprzedź innych o tym.
Myślę, że pora już zakończyć dyskusję. Nie potrafisz przyznać się do błędu, co potwierdza nie tylko ten wątek. Przytoczony wyżej przepis Kodeksu Drogowego dotyczy, między innymi, zatrzymywania pojazdów przy zielonym świetle, o czym dobitnie przekonała się kursantka. Nie życzę ci, ale przydałoby ci się podobne doświadczenie z udziałem Policji. Może mandat, ewentualnie sąd, przekonałby cię, że nie masz racji.
Ha, ha. Za dowód swojej tezy próbujesz wmówić mi, że ja nie potrafię udowodnić tezy przeciwnej?
Jeszcze raz powtórzę: zielone światło zezwala użytkownikom ruchu drogowego na jazdę, której inny użytkownik nie ma prawa utrudniać. Zatrzymanie pojazdu przy zielonym świetle jest utrudnieniem ruchu dla innych użytkowników,... co należało udowodnić :)
Jeszcze raz powtórzę: zielone światło zezwala użytkownikom ruchu drogowego na jazdę, której inny użytkownik nie ma prawa utrudniać. Zatrzymanie pojazdu przy zielonym świetle jest utrudnieniem ruchu dla innych użytkowników,... co należało udowodnić :)
Właśnie przytoczyłeś to określenie, o które toczy się nasza polemika : zezwala. Gdyby nakazywano, wówczas zwalniało by to użytkowników z konsekwencji nie przestrzegania zasady ograniczonego zaufania. Osobiście nie znam nikogo, kto by został ukarany za hamowanie lub zatrzymanie przed zielonym sygnalizatorem.