Witajcie. Mieszkam w małej miejscowości, od grudnia u.r (2020 r) po wyrzuceniu mnie i mojej córki z domu rodzinnego przez matkę, po interwencji dzielnicowego, mopsu otrzymałam od gminy na wynajem mieszkanie komunalne, które stało puste od kilku ładnych lat ( Tu nadmienię, że mamy w gminie młodego wójta, z którym jak rozmawiałam wcześniej gdy problemy się rozwijały- mieszkania nie było, ot " z tego co wiem nawet kontener zajęty ". Po interwencji służb jednak się znalazło to, w którym obecnie mieszkam. Ma 16 m2. Maleńki pokoik, z wąską wnęką kuchenną, łazienką- wchodząc tu stan widziałam, na pierwszy rzut oka było ok - ściany do odmalowania, meble miałam własne, wiedziałam, że nie ma ogrzewania , woda ciepła, bieżącą z bojlera na prąd- po 3 miesiącach mieszkania i użytkowania go zaczął wychodzić na ścianach jeden wielki grzyb, który wlazł na wszystko- łóżka, tył mebli, podłogę- masakra (2 razy juz go usuwałam sama na własny koszt ). Przechodząc do sedna : w tym samym budynku jest na poddaszu mieszkanie , 2 pokoje, kuchnia, łazienka, korytarz - stoi puste - lecz oprócz tego, że większy metraż jest zniszczone - niedopilnowane ( rozsadziło grzejniki ogrzewające, zaczęły odchodzić płyty karton regips, odcięty całkowicie prąd) Ja pracuje, zarabiam 2068 zł, do tego mam 500 + i nieściągalne alimenty z byłego męża w kwocie 500 zł, których nie otrzymuje , ani od niego, ani od państwa, córka przedszkolna, na moje zmiany w pracy zostaje ze znajomą Panią, która bierze za opiekę nad córka 700 zł ( cieszę się, że nie az tak dużo). Mieszkanie na poddaszu stoi całkiem puste, ale jest przestronne. Czy mam szansę na jego wynajęcie/ zamianę mieszkania z maleńkiego na to większe, jak się za to zabrać. Czy może gmina chętniej by wynajęła, ale bez wkładu własnego, z budżetu gminy, gdybym zaoferowała, że nie chce by coś tam poprawiali , a sama naprawię, żeby mi tylko wynajęli?
.