Widok
centymetry
Moi drodzy krótko: cudowny wspaniały przystojny facet, który przychyla mi nieba, ale 3-4cm niższy ode mnie...męczy mnie to
brak silnych dużych ramion=brak poczucia bezpieczeństwa,
nie wiem czy będę umiała być z nim szczęśliwa...wiem to tylko wzrost...
ale nie osądzajcie tylko podzielcie się swoimi doświadczeniami proszę
brak silnych dużych ramion=brak poczucia bezpieczeństwa,
nie wiem czy będę umiała być z nim szczęśliwa...wiem to tylko wzrost...
ale nie osądzajcie tylko podzielcie się swoimi doświadczeniami proszę
@sam nie ma to jak wkur`` z rana prawda?
nie zrozumiałeś mnie, to są początki znajomości, nie zmarnowałam mu 3 lat życia i ja tez się dla niego staram...to nie jest jednostronne!
i nie jestem tępą dziunią, która patrzy na mięśnie...
nie jestem wysoka, więc on jak na faceta jest niski...chciałam bardziej poznać opinie dziewczyn, które są w takim związku i czy miały podobne odczucia
ale to miło, że jest taka solidarność plemników że od razu naskoczyliście na mnie
nie zrozumiałeś mnie, to są początki znajomości, nie zmarnowałam mu 3 lat życia i ja tez się dla niego staram...to nie jest jednostronne!
i nie jestem tępą dziunią, która patrzy na mięśnie...
nie jestem wysoka, więc on jak na faceta jest niski...chciałam bardziej poznać opinie dziewczyn, które są w takim związku i czy miały podobne odczucia
ale to miło, że jest taka solidarność plemników że od razu naskoczyliście na mnie
To trzeba było napisać że znacie sie od miesiąca. To nie jest żadna solidarność. Masz wątpliwości teraz, to znaczy że nie kochasz go za to jaki jest, ale za to co ma, albo czego nie ma. Proste i tyle w temacie. Jak sie rostyjesz po porodzie (życzę ci żebyś utrzymała sylwetkę taką jaką masz przed porodem) to facet także ci powie "Ona jest za szeroka w pasie, nie wiem, czy chce z nią być do końca życia" Dojrzej dziewczyno, jeszcze się wiele musisz nauczyć.
@wyższa
Oczywiście, że tak. A nawet jeszcze gorzej. Ty widzisz kogo sobie wybierasz, wzrost się raczej nie zmienia, co najwyżej można sie jeszcze nieco skurczyć z wiekiem. A jak facet się zakocha w tym jak wyglądasz a nie w tym jaka jesteś, to po porodzie jego obraz twojej osoby zostanie zniekształcony.
Oczywiście, że tak. A nawet jeszcze gorzej. Ty widzisz kogo sobie wybierasz, wzrost się raczej nie zmienia, co najwyżej można sie jeszcze nieco skurczyć z wiekiem. A jak facet się zakocha w tym jak wyglądasz a nie w tym jaka jesteś, to po porodzie jego obraz twojej osoby zostanie zniekształcony.
jesli teraz c wzrost przeszkadza, pozniej bedzie tylko gorzej. Jak przestanie tak zabiegac o ciebie bedziesz mowila "co ja widzialam w takim kurduplu". Tez kiedys znalam nizszego faceta, z ktorym costam sie zaczynalo. Ale sie nie zaczelo, bo ja lubie szpilki, a on byl ode mnie 5 cm nizszy jak stalismy na boso;) Niejedna rybka jest w stawie, wiec znajdziesz tez fajnego, a wyzszego. Ja obecnie mam wyzszego od siebie o 10 cm, chlop jak dab, moge sie i wtulic i szpilki wlozyc i wygladamy normalnie. Sa takie pary jak braciak i hirsh/hirsz? ona jest z 15 cm od niego wyzsza. Jesli to obojgu nie przeszkadza to ok, ale jesli ty juz teraz rozwazasz znajomosc, to w z czasem bedzie jeszcze gorzej. A szczegolnie w zlych momentach, pierwszy kamien to jego wzrost. Szkoda jego czasu. I tojego tez.
Ja jestem z facetem 7 lat . Jest odemnie jakieś 2 cm. niższy i co z tego. Czy ważny jest wzrost czy to jakim jest człowiekiem i co do siebie czujemy . Mój kuzyn jest chyba z 5 cm. niższy od swojej żony i są bardzo szczęśliwym małżeństwem. Szczerze nie wiem z czym dziewczyno masz problem. Zastanów się nad swoimi uczuciami i wtedy będziesz mieć odpowiedz co robić dalej i co jest dla Ciebie ważne.
Rozczarowanie owszem, ale w zupełnie innej sytuacji. Miałem to szczęście w nieszczęściu że to ja odchodziłem i nikt mnie nigdy nie rzucił. Ale jak pisałem, powód był zupełnie inny. Irytuje mnie, że miłość sprowadza sie do centymetrów, wagi i wyglądu. Tzn to jest ważne, ale widząc z kim sie wiążę, akceptuje to co widzę i decyduje sie kochać. Biorę też pod uwagę to, że z upływem czasu to co widzę może już nie wyglądać to samo, ale decyzja jaką podjąłem wcześniej to "kochaj za to jaka jest, a nie jak wygląda i za to co ma lub czego nie ma"
ślepa to jest "miłość" nastolatków... ja nie mówię o kalkulacji, myślę, że jestem uczciwa i czuję się odpowiedzialna za drugą osobę, dlatego już teraz się nad tym zastanawiam - w momencie kiedy uczucie się dopiero rozwija...szkoda że tylko chcecie oceniać
i naprawdę to jest zupełnie inny problem niż waga...
i naprawdę to jest zupełnie inny problem niż waga...
No racja kosmitko, coś w tym jest. Chociaż nie wszyscy są zauroczeni sobą od samego początku. Jeżeli facet poznaje kobietę i myśli o niej: Jaka ciepła, wrażliwa, zabawna... z taką bym miał dobrze w życiu...to decyduje się z nią być...
ale z drugiej strony facet nie jest ślepy i widzi że jest trochę za gruba, bo przecież on jest wysportowany:-)
Jednak na pierwszym miejscu stawia uczucie i przyszłość z tą kobietą mimo że zewnętrznie nie jest taka ładna jakby chciał
ale z drugiej strony facet nie jest ślepy i widzi że jest trochę za gruba, bo przecież on jest wysportowany:-)
Jednak na pierwszym miejscu stawia uczucie i przyszłość z tą kobietą mimo że zewnętrznie nie jest taka ładna jakby chciał
OOOOOO mamo!!!! ale tym kobietom to sie w głowach porobiło ;( na randki z linijką będziecie niedługo chodziły ;( a inne centymetry ma ok???? weź sprawdź bo to ważne.. nie zawracaj głowy facetowi swoją osobą... no chyba ze on cie też tak mierzy to trafiliście na siebie... a jak nie będziesz sie czuła bezpieczna bo ma rozstaw ramion za mały to poproś go by cie zawinął w dywan :P
Co to za problemy? To istotne jest aby chłop miał zdrowie, pracę siły psychiczne i fizyczne utrzymać rodzinę , znosić ją, chować uczyć, opiekować się dziećmi i pilnować spokoju domu
Przytulić swoją żonę, pocieszać ją gdy jej źle, uspokoić.
Pójść z nią do kościoła, spowiedzi, na rower...
Męskość to odwaga i radzenie sobie, a nie wielkość czegokolwiek. ..
Przytulić swoją żonę, pocieszać ją gdy jej źle, uspokoić.
Pójść z nią do kościoła, spowiedzi, na rower...
Męskość to odwaga i radzenie sobie, a nie wielkość czegokolwiek. ..
no co??? doradzam! a jak facet będzie nieszczęśliwy bo mu nie będzie uszu zakrywało :( to tez sie związek rozpadnie :( wiec lepiej to sprawdzić.. Bo czy facet może być szczęśliwy kiedy nie zakrywa mu uszu... może też nie będzie tego pewien :( też prawda Graszka... i weź tu znajdź złoty środek centymetrów... jak zakrywa uszy to i w innej pozycji może oko podbić...
@wyższa - 3-4 cm to naprawdę niewielka różnica, ale zgadzam się z przedmówcami - jeśli już teraz te parę centymetrów stanowi problem, to co będzie później? Moim zdaniem różnica wzrostu nie ma znaczenia, jeśli jest miłość, zaufanie, fascynacja etc. W Twoim przypadku złe samopoczucie u boku TYLE niższego faceta mówi już samo za siebie...
Jest jeden problem... Podejrzewam, że wyższa bardzo rozkochała w sobie tego faceta, wypróbowała go sobie i teraz ma dylemat, bo w sumie on jest za niski więc zapytała na forum czy to nie przeszkadza.........
Bo w sumie teraz po tym wszystkim jakoś głupio go zostawić.
Tak myślisz wyższa, czy się mylę?
Bo w sumie teraz po tym wszystkim jakoś głupio go zostawić.
Tak myślisz wyższa, czy się mylę?
Wzrost zawsze był moim kompleksem więc jestem w stanie Ciebie zrozumieć. Przez wiele lat nie nosiłam szpilek aby nie być wyższą od męża i aby czuć się komfortowo. Wydawało mi się, że wszyscy zwracają uwagę na te różnice, że wszyscy patrzą jak na dziwadło...ale to nieprawda.
Dopiero po wielu latach zrozumiałam, że to głupie. Wysoka kobieta i do tego na szpilkach to kobieta odważna i pewna siebie, pewna swej kobiecości dlatego dziś w większości biegam na obcasach i czuję się z tym dobrze a i facet przy boku jest z tego dumny, mimo iż ciut niższy. Myślę że gdyby Twojemu to przeszkadzało, nie zawracałby sobie Tobą głowy :)
Dopiero po wielu latach zrozumiałam, że to głupie. Wysoka kobieta i do tego na szpilkach to kobieta odważna i pewna siebie, pewna swej kobiecości dlatego dziś w większości biegam na obcasach i czuję się z tym dobrze a i facet przy boku jest z tego dumny, mimo iż ciut niższy. Myślę że gdyby Twojemu to przeszkadzało, nie zawracałby sobie Tobą głowy :)
Znam przypadek gdzie żona jest wyższa od męża o chyba 10 cm,piękna ,zgrabna ,smukła blondynka a on niewysoki szatyn w okularkach.Stworzyli cudowną rodzinkę,kochają się tak ,że tylko zazdrościć.Dla niej jego wzrost nie był i nie jest żadną przeszkodą to raczej otoczenie miało problem,żeby przyzwyczaić się do tej niecodziennej pary a oni dzielnie to znosili:)Do prawdziwej miłości chyba trzeba też dojrzeć bo czas jest nieubłagany i zmieniamy się wszyscy.Czy przez to ,że wyglądamy już inaczej,pewnie gorzej powoduje,że jesteśmy innymi ludźmi?Kocha się bezwarunkowo:D
Złośliwość da się przeżyć - choć bez wątpienia sporo mówi o autorze złośliwego wpisu.
Gorzej, jeśli ktoś zaczyna ingerować w intymność osób trzecich i oceniać, czy po miesiącu znajomości wyższa miała prawo uprawiać seks ze swoim facetem, czy najpierw powinna się o to na Forum zapytać ;)
A z drugiej strony: nie sądzę, aby autorka wątku, czytając nawet najbardziej przychylne komentarze, dowiedziała się z niego czegoś, czego sama wcześniej nie wiedziała :)
Gorzej, jeśli ktoś zaczyna ingerować w intymność osób trzecich i oceniać, czy po miesiącu znajomości wyższa miała prawo uprawiać seks ze swoim facetem, czy najpierw powinna się o to na Forum zapytać ;)
A z drugiej strony: nie sądzę, aby autorka wątku, czytając nawet najbardziej przychylne komentarze, dowiedziała się z niego czegoś, czego sama wcześniej nie wiedziała :)
już ludzie popadacie w jakąś forumową paranoje.. zawsze chcecie być poprawni politycznie... no jak widzę jak dziewczyna takie durnoctwa wypisuje to sie gotuję.. zresztą @sam zareagował podobnie.. to nie jest złośliwość... to moje zdanie.. dziewczyna pyta na forum o to czy przez wzrost może być im zle.. no kurde niech facet będzie nawet pigmejem, ale bedzie dobrym człowiek pracowitym, kochającym etc. czy nie takiego bezpieczeństwa panie szukacie? czy może sie mylę i jednak chodzi o rozstaw ramion?
no dokładnie! jakoś miłość odbiega w dzisiejszych czasach od swojej definicji.. wzrost, rozstaw ramion... ja nie wiem nie kumam tego.. dlatego tym lepiej że jestem sam bo kobiety w dzisiejszych czasach podchodzą jakoś mało zrozumiale do związków... ja uważam że jak ludzie sie mają łączyć w parę.. to biorą się za charakter, serce, zaradność.. a takie błahostki jak wzrost czy pypeć na czole są już w pakiecie.. i są mało ważne :( powiem wam tak.. czy wy widzicie ze taka kobieta co już na tym etapie tak podchodzi... to w razie jakiejś choroby męża na starość sie nim zaopiekuje??? albo odwrotnie jak facet mierzy kobietę centymetrem?? mój dziadek zmarł na raka, 3 lata chorował i przez te 3 lata babcia sie nim opiekowała tak ze nie można sobie wyobrazić by ktoś robił to lepiej!!! odmawiała wszelkiej pomocy, chyba ze już nie miała wyjścia albo zdrowie nie pozwalało! i to jest definicja prawdziwej miłości i związku!!!! mimo ze bywało ze w życiu nie miała z dziadkiem lekko!!! to do końca trzymała fason! a teraz.. jakieś dziwne zwyczaje.. coś na zasadzie zakupów.. jak nie pasuje.. wymieniam ;( a potem jest płacz.. bo znajdują sobie takiego eleganca franca... a on jednak na jednej nie ma zamiaru poprzestać.. bo taki jurny :) zapytała dostała odp. szczere, lub wymijające.. wiadomo ze lepiej być klepanym po plecach.. empatii to ja jestem pełen! do ludzi którzy na to zasługują a nie do... no właśnie :)
Skoro zapytała to znaczy, że ma problem. Chciała poznać opinię innych a nie psychoanalizę jej uczuć i wyrka. I to żadna poprawność polityczna tylko empatia panie marTinez :P
@Graszka, chętnie wpadnę a nawet przyjdę ;) jednak do soboty jeszcze daleko, pożyjemy zobaczymy :)
@sam, ale z tego co pobieżnie ogarnęłam, dziewczyna nie mówi o wielkim love story tylko początkach tego co może się rozwinąć, więc na co ten dym;)
@Graszka, chętnie wpadnę a nawet przyjdę ;) jednak do soboty jeszcze daleko, pożyjemy zobaczymy :)
@sam, ale z tego co pobieżnie ogarnęłam, dziewczyna nie mówi o wielkim love story tylko początkach tego co może się rozwinąć, więc na co ten dym;)
ale jaki kompleks ty mi powiedz kobieto jaki??? bo nie bardzo to rozumiem??? bo z tego co ona pisała to ona nie jest pewna czy faceta pokocha bo niższy jest... no to wybacz jak to ma być wyznacznik miłości... to ja wysiadam z takiego świata :( bo tak to wygląda.. na zasadzie ,,co ludzie powiedzą,, ja taka fajna wysoka on niższy... no proszę cię! to normalne??
@Ilona dalej twierdzisz że ktoś złośliwy jest bo sie nie wyspał ? na przeprosiny czekam 7 dni licząc od daty stempla pocztowego, lub na łamach prasy lokalnej.. ostatecznie na forum trojmiasto.pl ;) oczywiście żartuje bo zaraz znowu będzie.. po prostu napisałem co myślę na ten temat . tyle :) żaden to jad a po prostu dziwny jest ten świat :( @Grasza ja ci powiem skąd ona to wie.. pewnie z tego samego źródła przez które powstał cały ,,problem,, od dobrych, życzliwych, ,,PRZYJACIÓŁEK,,
Nieskromnie przypomnę, że oprócz miłości świstaków, to forum już chyba wszystko widziało :)...malowanie paznokci, odkurzanie, moczenie kija, receptury drinków, wybór szpilek, bliźniaki, siostry, trójkąty, trumienki, dropsy i demony....i pewnie wiele innych...więc nic już Was nie powinno dziwić :):):)
@wyższa a ja rozumiem o czym piszesz. Sama mam 180 cm wzrostu i nawet przy facecie mojego wzrostu czułam się głupio. na początku może to nie przeszkadzać, lub mało ale z biegiem czasu zacznie coraz bardziej, a jak sama widzisz wątpliwości już są. Wiem,że takie pary gdzie kobieta jest wyższa czesto później się tego wstydzą , choć nie chcą o tym mówić . Najważniejszy jest charakter, to wiadomo , ale centymetry też mają znaczenie :) Zauważ,że wielu facetów twierdzi,że rozmiar nie ma znaczenia, jednak sami wybierają raczej babki z większym biustem. Stwierdzenie : mały ale wariat mnie osobiście śmieszy , ale odbiegam od wątku ;P
Rozmiar ma znaczenie i skoro przeszkadza już teraz to później nie będzie lepiej
Rozmiar ma znaczenie i skoro przeszkadza już teraz to później nie będzie lepiej
Jej Wysokość,
Odpowiedz sobie czy ten facet to ten, dla którego chcesz zaktualizować swoje marzenie o rycerzu. Czy dla niego chcesz walczyć ze swoimi kompleksami i znosić to, że inni mogą Was wytykać palcami. Może to nie ten, a może to po drugiej stronie jest problem - wtedy będzie się pojawiał również w kolejnych relacjach... niestety.
Ja też rozglądam się za wyższymi, barczystymi - obie mamy dobry gust ;) ale kiedyś spotkałam się z chłopakiem ciut niższym, byliśmy razem na weselu i nawet w obcasach czułam się przy nim spoko, nie pomyślałam, że jest mało męski.
Zauważyłam, że w tym wątku panie raczej rozumieją autorkę a panowie bardzo się oburzają tym, że dziewczyny patrzą na wygląd (wzrost, muskulatura), hmmm....
Odpowiedz sobie czy ten facet to ten, dla którego chcesz zaktualizować swoje marzenie o rycerzu. Czy dla niego chcesz walczyć ze swoimi kompleksami i znosić to, że inni mogą Was wytykać palcami. Może to nie ten, a może to po drugiej stronie jest problem - wtedy będzie się pojawiał również w kolejnych relacjach... niestety.
Ja też rozglądam się za wyższymi, barczystymi - obie mamy dobry gust ;) ale kiedyś spotkałam się z chłopakiem ciut niższym, byliśmy razem na weselu i nawet w obcasach czułam się przy nim spoko, nie pomyślałam, że jest mało męski.
Zauważyłam, że w tym wątku panie raczej rozumieją autorkę a panowie bardzo się oburzają tym, że dziewczyny patrzą na wygląd (wzrost, muskulatura), hmmm....
Ja doskonale rozumiem autorkę wątku, tylko co ona miała na oczach jak sie związała z tym o 3 cm niższym. Wnioskuje, że dopiero po wejściu z nim w sytuacje intymne - jak to nazwała - zdobyła przekonanie że te 3 cm za mało są dla niej bardzo męczące.
BTW. A jak ten wyższy będzie miał o 3cm za mało w spodniach? ^^ :P
Spotykanie z kobietą co raz częściej zaczyna przypominać komisje wojskową "Proszę opuścić bielizne/Prosze założyć bielizne/Następny prosze"
BTW. A jak ten wyższy będzie miał o 3cm za mało w spodniach? ^^ :P
Spotykanie z kobietą co raz częściej zaczyna przypominać komisje wojskową "Proszę opuścić bielizne/Prosze założyć bielizne/Następny prosze"
"Znają się od miesiąca, spotkali się ze 4 razy, całowali się - to już związek?"
Dzięki Mo_ za zrozumienie ;) - a jednak można było zrozumieć
Zaglądam tu teraz po kilku dniach i może faktycznie użyłam kilku niefortunnych zwrotów, może słabo wyjaśniłam sytuację...
Jednak nie usprawiedliwia to Was aby przeprowadzać lincz
smutne to, że tak wygląda to forum
Dzięki Mo_ za zrozumienie ;) - a jednak można było zrozumieć
Zaglądam tu teraz po kilku dniach i może faktycznie użyłam kilku niefortunnych zwrotów, może słabo wyjaśniłam sytuację...
Jednak nie usprawiedliwia to Was aby przeprowadzać lincz
smutne to, że tak wygląda to forum
~wyższa
"Jednak nie usprawiedliwia to Was aby przeprowadzać lincz
smutne to, że tak wygląda to forum"
nikt tu nikogo nie linczuje, a forum ma to do siebie, że każdy może tu wyrazić swoje zdanie
chyba nie oczekiwałaś, że wszyscy pogłaszczą Cię po główce i podadzą Tobie złoty środek na rozwiążanie problemu
na forum można się wygadać, posłuchać opinii innych, ale to my sami musimy zmierzyć się z problemem ;)
"Jednak nie usprawiedliwia to Was aby przeprowadzać lincz
smutne to, że tak wygląda to forum"
nikt tu nikogo nie linczuje, a forum ma to do siebie, że każdy może tu wyrazić swoje zdanie
chyba nie oczekiwałaś, że wszyscy pogłaszczą Cię po główce i podadzą Tobie złoty środek na rozwiążanie problemu
na forum można się wygadać, posłuchać opinii innych, ale to my sami musimy zmierzyć się z problemem ;)
@wyższa
Przyznałaś sie przed chwilą, że niedostatecznie dokładnie opisałaś problem i obrażasz sie, że na podstawie tego co napisałaś ktoś wyciąga takie a nie inne wnioski. Sorry, ale to chyba nie moja wina, że nie pomyślałaś o tym wcześniej ;] Gdyby to było inaczej ujęte, szerzej, byłyby też inne opinie.
Sama przyznaj, że gdy powodem nieudanego związku jest 3cm za mało we wzroście, w pasie, czy gdzieś indziej, to jest to śmieszne :]
Przyznałaś sie przed chwilą, że niedostatecznie dokładnie opisałaś problem i obrażasz sie, że na podstawie tego co napisałaś ktoś wyciąga takie a nie inne wnioski. Sorry, ale to chyba nie moja wina, że nie pomyślałaś o tym wcześniej ;] Gdyby to było inaczej ujęte, szerzej, byłyby też inne opinie.
Sama przyznaj, że gdy powodem nieudanego związku jest 3cm za mało we wzroście, w pasie, czy gdzieś indziej, to jest to śmieszne :]
> po prostu to chyba nie ten facet i za dużo nas różni innych ważniejszych niż wzrost spraw
tez nie czuje sie komfortowo z facetem nizszym ode mnie, gdy jakiegos poznam i spotykam sie, i jezeli nie laczy nas nic.
jednak mam przyjaciela nizszego od siebie, i nawet na obcasach nie ma to dla mnie znaczenia, poniewaz dobrze bawimy sie razem, wiec to najprawdopodobniej nie ten facet, lub jeszcze za slabo go znasz i niebawem roznica ta nie bedzie miala znaczenia.
sama powinnas to czuc :)
tez nie czuje sie komfortowo z facetem nizszym ode mnie, gdy jakiegos poznam i spotykam sie, i jezeli nie laczy nas nic.
jednak mam przyjaciela nizszego od siebie, i nawet na obcasach nie ma to dla mnie znaczenia, poniewaz dobrze bawimy sie razem, wiec to najprawdopodobniej nie ten facet, lub jeszcze za slabo go znasz i niebawem roznica ta nie bedzie miala znaczenia.
sama powinnas to czuc :)
Ex (primo voto: jag.da) to facet, który notorycznie jest molestowany na privie przez wszystkie bez wyjątku Forumowiczki z zamiarem zaciagnięcia go do łóżka, przed czym ex się oczywiście mężnie broni. Tyle w wycinkowym skrócie ;)
Przy okazji ciepła piosenka ;]
http://www.youtube.com/watch?v=5COvsD_US9k
Przy okazji ciepła piosenka ;]
http://www.youtube.com/watch?v=5COvsD_US9k
Sadyl, poznałam ex'a osobiście i to bardzo fajny facet. Jest po 10-tym i jakoś nie szaleje na forum. Mój dobry wpływ mam nadzieję :))) Ale były akcje, nie powiem. :))) No, polubiłam go i tyle. Można się z nim pośmiać, powygłupiać, iść do kina , na plażę, pogadać. Fajny. Szczery i dobry facet. Wtedy, gdy mnie ostrzegałeś przyznałam Ci rację, a teraz cieszę się, że go poznałam:)
@UT:
Może wreszcie lekarz dobrał właściwą dawkę ;D
A poważnie: Nawet jeśli rzeczywiście jest tak jak mówisz (nie mam wszakże powodów, by Ci nie wierzyć!) to na miejscu exa vel jag.dy zacząłbym nowe życie z nową tożsamością/nickiem. Bez nawiązania do poprzednich (czyli bez np. opowieści o ptaku). Zbyt wiele osób pamięta zbyt wiele z przeszłości. A doprawdy nie są to powody do dumy i chwały.
Może wreszcie lekarz dobrał właściwą dawkę ;D
A poważnie: Nawet jeśli rzeczywiście jest tak jak mówisz (nie mam wszakże powodów, by Ci nie wierzyć!) to na miejscu exa vel jag.dy zacząłbym nowe życie z nową tożsamością/nickiem. Bez nawiązania do poprzednich (czyli bez np. opowieści o ptaku). Zbyt wiele osób pamięta zbyt wiele z przeszłości. A doprawdy nie są to powody do dumy i chwały.
"Zbyt wiele osób pamięta zbyt wiele z przeszłości. "
Hmm..
Jeśli masz coś do mnie to nie zasłaniaj się innymi ;)
Przeszkadza Ci mój ptak ?;)
Czemuż zatem owa "zbyt wielka ilość osób pamiętających to i owo" nie mówi tak jak Ty ?:)
"A doprawdy nie są to powody do dumy i chwały."
Rozumiem, że w Twej opinii - jedynej słusznej ? ;)
Jesteś wodzem? Fuhrerem ? ;)
" Prawie, jak ~ex ;]"
Prawie robi czasem wielką różnicę ;)
Hmm..
Jeśli masz coś do mnie to nie zasłaniaj się innymi ;)
Przeszkadza Ci mój ptak ?;)
Czemuż zatem owa "zbyt wielka ilość osób pamiętających to i owo" nie mówi tak jak Ty ?:)
"A doprawdy nie są to powody do dumy i chwały."
Rozumiem, że w Twej opinii - jedynej słusznej ? ;)
Jesteś wodzem? Fuhrerem ? ;)
" Prawie, jak ~ex ;]"
Prawie robi czasem wielką różnicę ;)
Dziękuję Ci mikro, ze masz więcej odwagi i do powiedzenia niż pan Sadyl. Łatwo obgadywać koleżanki. Co przystoi kobietom - facetom nie wypada. No chyba, że mężczyźni dziś naprawdę są zniewieściali.
Varys to przy niektórych pikuś ;)
@UT:
"A zmiana nicka nie zmieni przecież jego :)"
Ja Cię kręcę - doprawdy ?
Powiedz to przyczajonemu...;)
On sam przyznał, że na moim miejscu by to zrobił ;)
Na szczęście nie jestem nim...;)
Nie używam sobie na kimś samemu nie mając nic do powiedzenia ;)
Varys to przy niektórych pikuś ;)
@UT:
"A zmiana nicka nie zmieni przecież jego :)"
Ja Cię kręcę - doprawdy ?
Powiedz to przyczajonemu...;)
On sam przyznał, że na moim miejscu by to zrobił ;)
Na szczęście nie jestem nim...;)
Nie używam sobie na kimś samemu nie mając nic do powiedzenia ;)
@ex:
1. Daruj sobie doradzanie innym co powinni robić. Zbyt często to robisz a g*wno ci do tego.
2. Nie chodzi mi o cytaty wyrwane z kontekstu sprzed N czasu - chodzi mi o niedawne opinie osób, które zdążyły cię poznać przez Forum. m.in. te, które przepraszałeś, nie pamiętając za co.
3. Twój ptak w ogóle nie jest kręgu mojego zainteresowania, zatem g..wno mnie on obchodzi
1. Daruj sobie doradzanie innym co powinni robić. Zbyt często to robisz a g*wno ci do tego.
2. Nie chodzi mi o cytaty wyrwane z kontekstu sprzed N czasu - chodzi mi o niedawne opinie osób, które zdążyły cię poznać przez Forum. m.in. te, które przepraszałeś, nie pamiętając za co.
3. Twój ptak w ogóle nie jest kręgu mojego zainteresowania, zatem g..wno mnie on obchodzi
Uznaję za swe prawo doradzić Ci byś z łaski swojej nie wycierał sobie mną twarzy. Jeśli się gniewasz to Cię przepraszam. Jeśli zazdrościsz - to nie moja wina. Odnośnie punktu 3-go: " ....Bez nawiązania do poprzednich (czyli bez np. opowieści o ptaku). " ," Twój ptak w ogóle nie jest kręgu mojego zainteresowania, zatem g..wno mnie on obchodzi" - więc skoro on Cię nie obchodzi jak to ładnie ująłeś to po co o nim wspominasz ? Uwierz - tak zachowują się kobiety np. przed okresem z całym szacunkiem dla nich i ich nagłych zmian zdania, niezdecydowania, złości, nerwowości itd z tą przypadłością związanych.. Ale Ty przecież nie jesteś przed okresem czy w ciąży a tym bardziej kobietą chyba, panie samcu Alfa ?
Def:
"obgadywać - mówić o kimś za czyimiś plecami, z reguły fałszywie i pogardliwie; oczerniać, szkalować"
Nie mówię o tobie za twoimi plecami, tylko na publicznym forum.
Nie usłyszałem również żadnego zarzutu dotyczącego prawdziwości mych słów.
A co do frustracji... to niezwykle daleko mi do niej ;)
"obgadywać - mówić o kimś za czyimiś plecami, z reguły fałszywie i pogardliwie; oczerniać, szkalować"
Nie mówię o tobie za twoimi plecami, tylko na publicznym forum.
Nie usłyszałem również żadnego zarzutu dotyczącego prawdziwości mych słów.
A co do frustracji... to niezwykle daleko mi do niej ;)
Moj brat ma wyzsza zone i to chyba z 15 cm , ale oni oboje sa pracownikami naukowymi , wiadomo inny poziom ......a prymitywy jak to prymitywy to wzrost za niski to uszy za duze to za biedny a tamten za glupi albo oczy ma nie takie , tylko ten lysy z podworka w srebrnej bmce jest ok . ale troche wstyd przed sasiadami , oj
Mój mąż jest niższy ode mnie od 2-3 cm, a ja chodzę dodatkowo na wysokich obcasach. I co?? i nic! on jeszcze mnie zachęca do kupowania szpilek... Tylko Wielcy faceci nie boją się wysokich kobiet i tylko dla małej kobiety wzrost faceta stanowi problem... a poczucie bezpieczeństwa nie dają ramiona, a szacunek, zainteresowanie, chęć niesienia pomocy, uwaga ze strony faceta... znam wielu wysokich o wielkich ramionach facetach, którzy nie dają ŻADNEGO poczucia bezpieczeństwa swoim partnerkom / żonom... a więc to nie sprawa wzrostu...
Do kiki
wkoncu ktos tu ograniety... Bravo.;)
a reszta niech sie dyma... Dl;a was miastowiczow to najwazniejsze sa ajfony, kabriolety i prezentujacy sie dobrze kobiety albo mezczyzni... Jalkby wyglad byl najwazniejszy. Nie wazne ze laska pusta jak beben roling stonsow wazne ze mozna sie pokazac w galerii i zaszpanowac. Cale wasze zycie miastowicza to jedno wielkie pozerstwo... I nic nie ma dla was wartosci jak znajomi dookola nie zazdroszcza albo nie klaskaja. Dlatego kupujecie iphony i inne bzdury nie potrzebne zeby tylko moc sie pochwalic. A zasada jest jedna chwali sie ten co h.. Ma!
wkoncu ktos tu ograniety... Bravo.;)
a reszta niech sie dyma... Dl;a was miastowiczow to najwazniejsze sa ajfony, kabriolety i prezentujacy sie dobrze kobiety albo mezczyzni... Jalkby wyglad byl najwazniejszy. Nie wazne ze laska pusta jak beben roling stonsow wazne ze mozna sie pokazac w galerii i zaszpanowac. Cale wasze zycie miastowicza to jedno wielkie pozerstwo... I nic nie ma dla was wartosci jak znajomi dookola nie zazdroszcza albo nie klaskaja. Dlatego kupujecie iphony i inne bzdury nie potrzebne zeby tylko moc sie pochwalic. A zasada jest jedna chwali sie ten co h.. Ma!
buty podwyższające - REWELACJA!!
Ludzie!!!! jeszcze nie słyszeliście o butach podwyższających???
http://www.betelli.pl/obuwie-podwyzszajace
To rozwiąże Wasze wszystkie problemy!!!!
http://www.betelli.pl/obuwie-podwyzszajace
To rozwiąże Wasze wszystkie problemy!!!!
Wyższa!!!Ja też jestem wyższa od swojego męża o 2-3 cm nie mierzyłam,przeżyliśmy z sobą 37 lat i daj Boże wszystkim takiego udanego związku.Urodziłam3 wspaniałych synów,jesteśmy,a właściwie byliśmy bardzo udanym małżeństwem,ale choroba męża nam wszystko psuje,Ale przyrzekałam mu miłość i wierność do grobowej deski i tak już będzie zawsze.Myślę,że wzrost nie ma większego znaczenia,patrz jednak na charakter i jego wartości ,życzę wszystkiego najlepszego,a czas pokarze,czy jest wart Ciebie mimo niskiego wzrostu!!!!!
Jesli teraz sie wstydzisz-nic z tego nie bedzie a jedynie gorzej..Jesli nie ma tej chemii ......Brak odpowiedniego wzrostu to tylko pretekst do zakonczenia czegos w zarodku,lepiej teraz jak pozniej.Sama osobiscie w zyciu moim przekreslilam chlopaka ...za wzrost i jeszcze kilka innych powodow.Facet powinien byc choc troszke wyzszy a nie nizszy ale to moje zdanie i mimo tego uwazam,ze kazdy zasluguje na milosc i cm te 2-3 przy cudownym charakterze nie maja znaczenia.to tak jak z kolorem wlosow-jedni wola ciemne a ktos jasne :)i dazy sie do tego by miec to czegosie pragnie :).Czasem los pisze inny scenariusz..
Witaj. Też jestem kobietą. Mam 180 cm wzrostu i strasznie ciężko znaleźć faceta wyższego. Kilka lat byłam w związku z takim ok. 185 cm, ale jak staliśmy obok siebie to różnicy za bardzo nie było. Już sam mój wzrost mnie krępuje, bo przewyższam większość znajomych dziewczyn. Głupio mieć wrażenie, że jest się większym od swojego faceta, więc rozumiem o co Ci chodzi :)
Nigdy nie nosiłam wysokich obcasów, ale myślałam że tego nie chcę. Dopiero ostatnio stwierdziłam, że jednak chcę! I chcę mieć wysokiego faceta, przy którym będę czuć się mała i otoczona opieką!
Panowie - wysoki to nie jest od 170 cm wzwyż :) (a tak można wnioskować z Waszych na moje ogłoszenie które swego czasu zamieszczałam).
Niestety nic Ci nie poradzę. Wierzę, że to może przeszkadzać, ale nie wiem czy jest wystarczającym powodem do zerwania - chyba jednak można to przeboleć. W końcu każdy ma jakieś wady :)
Pozdrawiam serdecznie!
Nigdy nie nosiłam wysokich obcasów, ale myślałam że tego nie chcę. Dopiero ostatnio stwierdziłam, że jednak chcę! I chcę mieć wysokiego faceta, przy którym będę czuć się mała i otoczona opieką!
Panowie - wysoki to nie jest od 170 cm wzwyż :) (a tak można wnioskować z Waszych na moje ogłoszenie które swego czasu zamieszczałam).
Niestety nic Ci nie poradzę. Wierzę, że to może przeszkadzać, ale nie wiem czy jest wystarczającym powodem do zerwania - chyba jednak można to przeboleć. W końcu każdy ma jakieś wady :)
Pozdrawiam serdecznie!
Ale wy dziewuchy jesteście porąbane. Niby po co facet ma wam zapewniać bezpieczeństwo? Przed czym? Kiedy będziecie same wieczorami wracać z pracy, gdy mąż będzie na zmianie? Kiedy będziecie w domu oglądać serial brazylijski i zobaczycie pająka w rogu ekranu? Mam w tej chwili wrażenie, że każda dziewucha, która tu się wypowiada boi się wychodzić z domu, jakby tam tabun terrorystów, lub gwałcicieli miał je zaraz zaatakować. Paranoja totalna. Nie ważne, czy jest 5cm niższy, czy 5 cm wyższy, ważne by facet był wobec was w porządku. Czyli szanował, pomagał w codziennych obowiązkach i przede wszystkim byście się czuli się ze sobą razem dobrze.
Jestem sama od paru lat (nie rozsaliśmy się przez cm jakby co ;) ) i świetnie daję sobie radę. Nie potrzebuję nikogo by czuć się dobrze czy bezpiecznie. Ale myślę, że w każdej z nas jest taka dziewczynka, która chciałaby czasem się schować przed światem w ramionach ukochanego mężczyzny. A jeśli jest niższy, to przytula jak.... dziecko, lub my go przytulamy.
Potępiajcie ile chcecie, ale każdy ma prawo do własnych potrzeb :)
I tak jak większość facetów wybiera ładne zgrabne kobiety, tak większość kobiet wybiera wyższych facetów. Wydaje mi się to całkiem naturalne.
A że trafiają się wyjątki i potrafią być ponad to - SUPER! Nie można za to nikogo potępiać.
Żygfryd - Ty chyba kurdupel jesteś, co? ;)
Potępiajcie ile chcecie, ale każdy ma prawo do własnych potrzeb :)
I tak jak większość facetów wybiera ładne zgrabne kobiety, tak większość kobiet wybiera wyższych facetów. Wydaje mi się to całkiem naturalne.
A że trafiają się wyjątki i potrafią być ponad to - SUPER! Nie można za to nikogo potępiać.
Żygfryd - Ty chyba kurdupel jesteś, co? ;)
G...no prawda :) Wybieram faceta sercem, ale staram się go wybrać spośród tych, przy których dobrze się czuję, czyli m.in. wysokich. Jak się nie uda to trudno - serce nie sługa, ale wtedy nie ma miejsca na żal.
A koleżanki? po co mają zazdrościć? Sorry ale czasy liceum dawno mam za sobą, a nawet wtedy nie byłam taka głupia :)
A koleżanki? po co mają zazdrościć? Sorry ale czasy liceum dawno mam za sobą, a nawet wtedy nie byłam taka głupia :)
Jedne marzą aby mieć w ogóle faceta, a Ty masz takiego który jest dla Ciebie wprost idealny ale wybrzydzasz, bo jest niski? A czegoś do jasnej... spodziewała się spotykając się z nim na początku? Że urośnie? Spotykałaś się z nim dla zabicia czasu?
Wiesz co? Poznaj go lepiej z jakąś samotną psiapsiułą, która będzie z nim szczęśliwa, a on z nią. Ty na pewno poznasz w końcu swojego wymarzonego, wysokiego, przystojnego z szerokimi barami i będzie zdradzał Cię na prawo i lewo.
Sorki, niektóre baby są jednak głupie.
Mi nigdy nie przeszkadzało jeśli partnerka była wyższa. Chyba, że sporo wyższa była, ale wtedy nie zaczynałem nawet...
Wiesz co? Poznaj go lepiej z jakąś samotną psiapsiułą, która będzie z nim szczęśliwa, a on z nią. Ty na pewno poznasz w końcu swojego wymarzonego, wysokiego, przystojnego z szerokimi barami i będzie zdradzał Cię na prawo i lewo.
Sorki, niektóre baby są jednak głupie.
Mi nigdy nie przeszkadzało jeśli partnerka była wyższa. Chyba, że sporo wyższa była, ale wtedy nie zaczynałem nawet...
Wzrost to nie sprawa centymetrów to sprawa myślenia!!!!
Jestem 12 lat z moim niższym mężem. I w życiu tak nie czułam się bezpiecznie jak właśnie z nim. Dlaczego? bo mogę na nim polegać jak na Zawiszy!!! odpowiedzialny, prawdomówny i taki, dla którego rodzina jest najważniejsza... ujął mnie swoją punktualnością... i co? miałabym zrezygnować z faceta z takimi cechami tylko dlatego, ze ja mam 176 cm a on 172??? Noszę szpilki i widzę zawsze zachwyt w oczach męża.... i te 4 cm miałby to zniszczyć??? o, nie!
Niższy facet naprawdę nie oznacza:
1. konieczności rezygnacji ze szpilek
2. braku poczucia bezpieczeństwa...
Jestem 12 lat z moim niższym mężem. I w życiu tak nie czułam się bezpiecznie jak właśnie z nim. Dlaczego? bo mogę na nim polegać jak na Zawiszy!!! odpowiedzialny, prawdomówny i taki, dla którego rodzina jest najważniejsza... ujął mnie swoją punktualnością... i co? miałabym zrezygnować z faceta z takimi cechami tylko dlatego, ze ja mam 176 cm a on 172??? Noszę szpilki i widzę zawsze zachwyt w oczach męża.... i te 4 cm miałby to zniszczyć??? o, nie!
Niższy facet naprawdę nie oznacza:
1. konieczności rezygnacji ze szpilek
2. braku poczucia bezpieczeństwa...
Jak już ktoś wspominał, to zależy tylko od Ciebie ;). Ja mam faceta tego samego wzrostu. Na jego szczęście nie lubię obcasów, ale czasem chciałabym zaszaleć i w ostatniej chwili odpuszczam, bo jak to będzie wyglądało. Z drugiej strony mój przypadek dba o siebie, jest pewny siebie i ćwiczy.I najważniejsze. Po prostu czuje sie przy nim dobrze i bezpiecznie. Jeśli wasze proporcje mimo wszystko są mniej więcej zachowane i tworzycie zgrany zespół, to najważniejsze ;). My jesteśmy już razem 4 lata, czego i Tobie życzę :)
Nie rozumiem rozterek "jak będę wyglądała w obcasach przy facecie nieco niższym??"
Kiedyś na weselu kuzyna mi ciocia powiedziała: Patrząc na Ciebie Kiki i Twojego męża widzę najbardziej zakochaną w sobie parę... dużo bardziej niż para młodych.... o wzroście nic nie wspomniała...
Bo mądrzy ludzie zobaczą to co niewidoczne dla oczu, a opinią tych drugich (czyt. głupich ludzi) nie warto się przejmować...
Kiedyś na weselu kuzyna mi ciocia powiedziała: Patrząc na Ciebie Kiki i Twojego męża widzę najbardziej zakochaną w sobie parę... dużo bardziej niż para młodych.... o wzroście nic nie wspomniała...
Bo mądrzy ludzie zobaczą to co niewidoczne dla oczu, a opinią tych drugich (czyt. głupich ludzi) nie warto się przejmować...
jestem bardzo wysoka (187) i moj byly maz o 2 cm nizszy ode mnie. miłość mojego życia o 8 cm niższy. Tak naprawdę nigdy mi to nie przeszkadzało, gdy byłam naprawdę szczęśliwa i nie miałam wątpliwości, że kocham i jestem kochana. Kwestia bezpieczeństwa to bardziej kwestia charyzmy mężczyzny. Może być niższy a mieć to coś w sobie, że czujesz jego opiekuńczość i bezpieczeństwo.
Dla kontrastu - miałam też kiedyś faceta, który był wyższy ode mnie, dużo. Miał ponad 2 m. Za to był niedorajdą życiowym, ciapą, płaczkiem i miał malutkiego jak paluszek knutka ;)
Dla kontrastu - miałam też kiedyś faceta, który był wyższy ode mnie, dużo. Miał ponad 2 m. Za to był niedorajdą życiowym, ciapą, płaczkiem i miał malutkiego jak paluszek knutka ;)
Przyjaciółka ma niższego faceta (osoby w wieku 26/28lat)
Na początku też miała rozterki, trochę trwało zanim zniknęły.
Szpilek często nie nosiła i nagle jej przeszkadzało, że "nie będzie mogła".
W ogóle zwracała uwagę na szczegóły, które zwykle ją nie interesowały.
Byli tacy co odradzali związku... ale znalazł się też przykład podobnej pary jako dowód, że JEDNAK SIĘ DA!
A teraz?
Czwarty rok związku niedługo się zacznie i z tego co mi wiadomo jest super :)
Wiadomo, reguły nie ma, nie musiało wyjść tak dobrze. Jeśli by nie wyszło to możliwe, że z zupełnie innej przyczyny przecież:)
Nie ma się co zmuszać ale skoro facet pomimo niskiego wzrostu nie ma kompleksu, to może mieć wystarczająco interesującą osobowość żeby się na tym nie skupiać:P
Pozdrawiam i szczęścia życzę:)
Na początku też miała rozterki, trochę trwało zanim zniknęły.
Szpilek często nie nosiła i nagle jej przeszkadzało, że "nie będzie mogła".
W ogóle zwracała uwagę na szczegóły, które zwykle ją nie interesowały.
Byli tacy co odradzali związku... ale znalazł się też przykład podobnej pary jako dowód, że JEDNAK SIĘ DA!
A teraz?
Czwarty rok związku niedługo się zacznie i z tego co mi wiadomo jest super :)
Wiadomo, reguły nie ma, nie musiało wyjść tak dobrze. Jeśli by nie wyszło to możliwe, że z zupełnie innej przyczyny przecież:)
Nie ma się co zmuszać ale skoro facet pomimo niskiego wzrostu nie ma kompleksu, to może mieć wystarczająco interesującą osobowość żeby się na tym nie skupiać:P
Pozdrawiam i szczęścia życzę:)
@_sam_
nie kazdy moze byc czlowiekiem orkiestra, jak ty :D poza tym oprocz szybkiego myslenia i spostrzegawczosci, do twoich zalet niewatpliwie naleza, objawiane nam czesto, skromnosc, szczerosc, umiejetnosc przyznania sie do bledu oraz krytycznosc wobec siebie, jak rowniez, towarzyszaca ci na kazdym kroku scislosc i objektywnosc...
no ale czego sie nie robi dla rzeszy fanow(ek?), ktorym ewidentnie imponujesz i ktore biora to za dobra monete :DDD
ups, znowu nie popisalem sie szybkoscia.... jednak co ja moge, natury sie nie oszuka :P
nie kazdy moze byc czlowiekiem orkiestra, jak ty :D poza tym oprocz szybkiego myslenia i spostrzegawczosci, do twoich zalet niewatpliwie naleza, objawiane nam czesto, skromnosc, szczerosc, umiejetnosc przyznania sie do bledu oraz krytycznosc wobec siebie, jak rowniez, towarzyszaca ci na kazdym kroku scislosc i objektywnosc...
no ale czego sie nie robi dla rzeszy fanow(ek?), ktorym ewidentnie imponujesz i ktore biora to za dobra monete :DDD
ups, znowu nie popisalem sie szybkoscia.... jednak co ja moge, natury sie nie oszuka :P
Ulica. Godzina szósta pięćdziesiąt.
Ledwie widzę na oczy. Maszeruję w stronę pracy czując z każdym krokiem, jak bardzo dostałem w d*pę weekendowymi jaskiniami. I jeszcze ścianek się kutfa do kompletu zachciało.
Umieram. Słońce wyłania się zza chmur. Stawy trzeszczą, mięśnie drętwieją z bólu, nie ma nic na tym świecie, co by pomogło przetrwać ten ból istnie... o... dziesięc kroków przede mną idzie jakaś niewiasta wbita w obcisłe spodnie. No dobra, może ten poranek nie będzie taki zły, wszak dostojny, niewieści sposób stawiania kroków przez nią sprawia, że tyłek prezentuje się w tych spodniach nawet lepiej, niż przyzwoicie.
Wbijam wzrok w miętolącą się pod jeansem poślady i brnę do pracy. Nagle persona z przodu skręca ostro w prawo wchodząc do sklepu. Niby szkoda, niby dobrze, zerknę przez szybę i zobaczę jak toto się prezentowało od strony facjaty. Podchodzę do witryny zerkając zaciekawiony do wnętrza sklepu. W środku czterech kolesi kupuje pieczywo.
O kurka.
Zerkam raz jeszcze w okno - zgadza się, inaczej być nie może, właściciel babskiego chodu jest facetem.
Chce mi się płakać.
Wszak wymieramy.
Prawdziwi Mężczyźni wymierają, są wypierani przez mnożące się (jak ser pod napletkiem trzeciego dnia Woodstocku) dziwne zniewieściałe twory, istoty coraz bardziej oddalające się od obrazu ociekającego testosteronem Samca.
Sklep, dział drogeryjny. Kiedyś kosmetyki męskie zajmowały ledwie dwa regały. Dziś boję się kupować maszynki do golenia obawiając się, że zamiast drapaczki do ryja - trafię na golarkę do jajec.
Koszmar.
Wypacykowane lalusie wypadają na ulicę jak larwy z majtek ukraińskiej dziwki. Obcisłe spodnie opinając d*pę nie opinają jednocześnie jajec - te są już chyba w zaniku. Gęby nierówno wysmarowane samoopalaczem wyglądają jak efekt nasr*nia kota w wentylator, idealnie czyste i wypielęgnowane dłonie z błyszczącymi paznokciami nigdy nie zaznały i nie zaznają normalnej, męskiej roboty.
I kto nas kurka obroni gdy w przyszłości do kraju będzie chciał wjechać okupant? Stado wypindrzonych chłopaczków brzydzących się smaru i brudu?
- o jejku, panie najeźdźco, proszę sobie stąd pójść, bo rzucę w pana moim samoopalaczem....
pitolone pokolenie YOLO. Może byłoby jeszcze w miarę, gdyby to całe YOLO-pieprzenie przekładało się na wyruchanie samicy nosorożca, ujeżdżenie konia, wybudowanie domu i solidny wpitol w pogo. Tymczasem You Only Live Once przekłada się na:
- o jejciuś, a co mi tam, żyje się raz, więc nałożę więcej kremu na noc niż moi koledzy...
Ja pitolę. Otaczają mnie jakieś popłuczyny po męskim gatunku.
Gdy byłem gówniarzem, obraz Prawdziwego Samca dostrzegaliśmy w Rambo, Rockym, dla starszych ideałem był John Wayne albo Clint Eastwood. Zapieprzaliśmy w wieku lat 14 po garażach ścierając sobie kolana, łamiąc nogi, skakaliśmy po drzewach drapiąc sobie ryje gałęziami. I taki właśnie 14-letni szczeniak miał prawo powiedzieć - kiedy będę dużym chłopcem - będę Mężczyzną i będę wyrywał d*py na blizny których się dorobiłem spadając z dachu!
Dzisiejsi wypielęgnowani gówniarze będą mogli co najwyżej wyrwać d*pę podczas wymieniania się z nią kosmetykami. Nie wiem kto jest dla nich wzorem. Chyba Tinky Winky.
Ledwie widzę na oczy. Maszeruję w stronę pracy czując z każdym krokiem, jak bardzo dostałem w d*pę weekendowymi jaskiniami. I jeszcze ścianek się kutfa do kompletu zachciało.
Umieram. Słońce wyłania się zza chmur. Stawy trzeszczą, mięśnie drętwieją z bólu, nie ma nic na tym świecie, co by pomogło przetrwać ten ból istnie... o... dziesięc kroków przede mną idzie jakaś niewiasta wbita w obcisłe spodnie. No dobra, może ten poranek nie będzie taki zły, wszak dostojny, niewieści sposób stawiania kroków przez nią sprawia, że tyłek prezentuje się w tych spodniach nawet lepiej, niż przyzwoicie.
Wbijam wzrok w miętolącą się pod jeansem poślady i brnę do pracy. Nagle persona z przodu skręca ostro w prawo wchodząc do sklepu. Niby szkoda, niby dobrze, zerknę przez szybę i zobaczę jak toto się prezentowało od strony facjaty. Podchodzę do witryny zerkając zaciekawiony do wnętrza sklepu. W środku czterech kolesi kupuje pieczywo.
O kurka.
Zerkam raz jeszcze w okno - zgadza się, inaczej być nie może, właściciel babskiego chodu jest facetem.
Chce mi się płakać.
Wszak wymieramy.
Prawdziwi Mężczyźni wymierają, są wypierani przez mnożące się (jak ser pod napletkiem trzeciego dnia Woodstocku) dziwne zniewieściałe twory, istoty coraz bardziej oddalające się od obrazu ociekającego testosteronem Samca.
Sklep, dział drogeryjny. Kiedyś kosmetyki męskie zajmowały ledwie dwa regały. Dziś boję się kupować maszynki do golenia obawiając się, że zamiast drapaczki do ryja - trafię na golarkę do jajec.
Koszmar.
Wypacykowane lalusie wypadają na ulicę jak larwy z majtek ukraińskiej dziwki. Obcisłe spodnie opinając d*pę nie opinają jednocześnie jajec - te są już chyba w zaniku. Gęby nierówno wysmarowane samoopalaczem wyglądają jak efekt nasr*nia kota w wentylator, idealnie czyste i wypielęgnowane dłonie z błyszczącymi paznokciami nigdy nie zaznały i nie zaznają normalnej, męskiej roboty.
I kto nas kurka obroni gdy w przyszłości do kraju będzie chciał wjechać okupant? Stado wypindrzonych chłopaczków brzydzących się smaru i brudu?
- o jejku, panie najeźdźco, proszę sobie stąd pójść, bo rzucę w pana moim samoopalaczem....
pitolone pokolenie YOLO. Może byłoby jeszcze w miarę, gdyby to całe YOLO-pieprzenie przekładało się na wyruchanie samicy nosorożca, ujeżdżenie konia, wybudowanie domu i solidny wpitol w pogo. Tymczasem You Only Live Once przekłada się na:
- o jejciuś, a co mi tam, żyje się raz, więc nałożę więcej kremu na noc niż moi koledzy...
Ja pitolę. Otaczają mnie jakieś popłuczyny po męskim gatunku.
Gdy byłem gówniarzem, obraz Prawdziwego Samca dostrzegaliśmy w Rambo, Rockym, dla starszych ideałem był John Wayne albo Clint Eastwood. Zapieprzaliśmy w wieku lat 14 po garażach ścierając sobie kolana, łamiąc nogi, skakaliśmy po drzewach drapiąc sobie ryje gałęziami. I taki właśnie 14-letni szczeniak miał prawo powiedzieć - kiedy będę dużym chłopcem - będę Mężczyzną i będę wyrywał d*py na blizny których się dorobiłem spadając z dachu!
Dzisiejsi wypielęgnowani gówniarze będą mogli co najwyżej wyrwać d*pę podczas wymieniania się z nią kosmetykami. Nie wiem kto jest dla nich wzorem. Chyba Tinky Winky.
super tekst :) nic dodać nic ująć, szkoda tylko, ze dziś kobiety szukają "normalnych" a nie tych z bliznami, kiedy opowiadam czasem moim "koleżankom" swoje przeżycia, zastanawiają sie jak ja przeżyłem swoje dzieciństwo i szybko zabierają swoje pociechy, coby nie słyszały jak żyli i dojrzewali prawdziwi faceci :)
a ja chciałabym żeby moje chłopaki miały takie właśnie dzieciństwo :) uwielbiałam kiedy młody po drodze do szkoły na drzewo właził, nawet w drodze do kościoła w Albie! :D a teraz siedzi tylko przed komputerem aż sie martwię:( póki co obciśniętych gaci nie nosi :)
p.s. w dzieciństwie sama też po drzewach latałam:D po płotach i po garażach :)
p.s. w dzieciństwie sama też po drzewach latałam:D po płotach i po garażach :)
W życiu każdego Prawdziwego Samca pojawia się moment, gdy organizm jego wyraźnie sygnalizuje, że nadszedł oto koniec ziemskiego żywota i pora definitywnie kopnąć w kalendarz.
Nie, nie chodzi o katar, nie chodzi o grypę, ani nawet o okrutną sr*czusię, chodzi o temat, który sprawia, że każdy Samiec Alfa zadrży niczym liść na wietrze, potem się obleje, a i błysk przerażenia w oku się pojawi.
...bowiem bywa tak, że d*pa nawali. Znaczy się zepsuje.
Jako głowa rodziny, udaje się człek po popołudniowej kawie w stronę Jaskini Dumania w celu wiadomym. Idzie ciesząc się z gazetki pod pachą, gdyż nadchodzą momenty skupienia, ciszy, spokoju, błogie minuty spędzone w miejscu i okolicznościach pozbawionych wpływu Najwspanialszej-Z-Żon, poezja!
I skupia się człek po dwakroć, to nad artykułem ciekawym, to nad kupaniem się skupia, to łza wzruszenia stoczy się po policzku gdy tekst o uratowanych szczeniaczkach przed oko trafi, to łza cierpienia zawita na licu gdy ostry kebab zjedzony poprzedniej nocy przypomni o sobie... I lecą tak minuty, kwadranse, aż nadchodzi koniec i należy ująć w dłoń swą papier jedwabisty by skorzystać z zalet faktu, że jest się cywilizowanym człowiekiem i pewne miejsca nie powinny przywodzić wonią na myśl stref, które sobie psy obwąchiwać zwykły.
I gdy tak w skupieniu okolice kupienia człek smaga pociągnięciem gładkim, nagle pojawia się ona. Zwiastunka chorób, cierpienia, a może i zgonu. Krew!
Nie pozostaje w tym momencie Prawdziwemu Samcowi nic innego, jak przełknąć gorzką pigułkę świadomości o nadchodzącym końcu, udać się do Najwspanialszej-Z-Żon i z duszą na ramieniu wieść okrutną przekazać:
- Żono moja, obejmij mnie albowiem koniec mój się zbliża, dane nam będzie rozdzielonymi zostać przez trzy metry ziemi i płytę nagrobkową. Ja krwawię.
- Zaciąłeś się?
- Nie.
- No to jak możesz krwawić?
- No normalnie.
- Znaczy się z czego?
- No z d*py.
...i gdy trzy dni później sytuacja lepszą się nie staje, gdy krew nadal leje się gęsto, a i pierdziawa jakby bardziej sfatygowaną się wydaje, wtedy wiadomo już na sto procent. Należy udać się do lokalnego szamana celem przeglądu wylotu.
*****
Godzina szesnasta minut dziesięć. Zjawiam się w rejonowej przychodni celem uzyskania skierowania do lekarza, który pomimo, że pacjentów ma wielu, to nie z twarzy ich kojarzy. Poczekalnia prawie pusta, po lewej sympatyczny młodzieniec płuca wypluwa odkasłując siarczyście, po prawicy nieco starszy jegomość chwieje się gorączką umęczony.
Pielęgniarki w rejestracji sączą leniwie herbatkę parującą ze szklanek osadzonych w plastikowych koszyczkach, za drzwiami pokoju nr 10 słychać urywki rozmów przerywane seriami kichnięć.
Po korytarzu przechadza się niewiasta wbita w kitel. Pielęgniarka zapewne jakaś, stażystka może. Kopytkuje to sobie w chodakach niczym łania po leśnej polanie, zwracając na siebie uwagę licem powabnym, linią smukłą a i zadkiem który by można określić słowem jednym: r******le.
Odkasłujący po lewicy uśmiecha się w stronę niewiasty tajemniczej, starając się wypływającą z prawej dziurki nosa gilę dyskretnie wciągnąć, ten od gorączki też jakby życia nieco odzyskał. Wzrok jego ostry i wyraźny jasno mówi: oj maleńka, żeby to ja miał na karku piętnaście lat mniej...
Siedzę i czekam myśląc: jeśli jestem tu od piętnastu minut i nie widziałem lekarza, to znaczy że nie przyszedł jeszcze do przychodni, a Kitlowa Niewiasta kręci się wokół recepcji z nudów. To by oznaczało, że zanim mnie przyjmie lekarz którego nie ma, to nie zdążę na obiad, a później przez to....
...z zamysłu wyrwa mnie głos pielęgniarki z recepcji:
- proszę pani doktor, karty pacjentów na dziś.
Zaćmionym z przerażenia wzrokiem obserwuję, jak pielęgniarka wręcza Kitlowej Niewiaście plik kart, w tym moją. Ona nie jest tu do pomocy. Ona jest lekarzem. I to ona będzie słuchać łzawej historii o moim...
...o kurka.
Sekundy dłużą się niczym minuty, minuty jak godziny. Patrzę nieprzytomnym wzrokiem na drzwi gabinetu. Wychodzi na to, że będę następny. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie takiego partnera do porywających rozmów o sr*niu!
W końcu z gabinetu wychodzi pacjent od gorączki. Przełykam nerwowo ślinę. Gdzieś z wnętrza otwartego pomieszczenia dobiega mnie ciche:
- następny proszę.
O ja pitolę.
*****
Siedzimy sobie przy biurku. Ona i ja. Ona w kitlu, ja w stresie.
- w czym mogę panu pomóc? - pada z jej ponętnych ust.
Staram się ułożyć jakieś zdanie przewyższające poziomem stwierdzenie "krwawię z d*py". Nie wiem jak zacząć. Może jakąś poezją w stylu Oczy Twoje lśnią niczym gwiazda nowa, a mi przy sr*niu krew leci gdzieś z rowa. Nie, to odpada. Wlepiam ślepia w plakat wiszący na ścianie przełykając ślinę. Wdech, wydech, wdech, wydech.
- zauważyłem kilka dni temu...
(że leci mi krew z d*py jak sr*m i wyszły i na zewnątrz dziwne kulki)
...że chyba mam jakieś problemy z...
(ze sr*niem, całość wygląda jakbym nażarł się gwoździ)
...z wypróżnianiem, a dokładniej odnoszę wrażenie, że...
(krew leje się jak z zarzynanej świni i nawet myślałem, że mi jakaś żyłka w d*pie pękła)
...że na papierze zostają krwawe ślady. Do tego bóle i pieczenie...
(gorzej jak po ostrym kebabie u Izmira)
...do tego spory dyskomfort...
(czuję się, jakbym walnął kreta w gacie)
...i ciągłe uczucie jakbym nie do końca...
(się w******)
...się wypróżnił. No i z tego co widziałem i czytałem posiłkując się wujkiem Google, wychodzi mi że powinienem porozmawiać z proktologiem, a że potrzebne mi do niego skierowanie od lekarza rodzinnego, to jestem u Pani.
Ufffffffffff! udało się, powiedziałem to!
Odpowiedzi którą uzyskałem, nigdy bym się nie spodziewał.
- No to musimy to pooglądać.
Jak to kurka pooglądać. Co to, Nasza Klasa, że będziemy sobie oglądać wypięte d*py? Jakie kurka pooglądać? Nie wystarczyło, że poopowiadałem?!?!
Kitlowa niewiasta sięga do szuflady wyciągając gumowe rękawiczki. Zwiewnym gestem ręki zaprasza do pokoiku obok. Z ust jej malinowych płyną słowa:
- zapraszam do zabiegowego.
Wchodzę do sąsiedniego pomieszczenia. Z jednej strony kozetka, cztery metry dalej biureczko. Jeśli siądzie przy biurku a ja na kozetce, to być może bez zbliżania się do mnie rzuci okiem z daleka i stres się skończy.
Nie.
Kitlowa Niewiasta przysuwa krzesełko do kozetki. No nie no, jak to, mam pokazać tej anielskiej niewieście swe Oko Szatana?!?
- proszę zsunąć spodnie, położyć się na lewym boku na kozetce i podciągnąć kolana pod brzuch.
No nic. Przeżyłem urologię to i oglądanie pierdziawy przetrwam. Tu nie ma się co stresować, chodzi o zdrowie. Żarty żartami, ale lekarz to lekarz. Nawet jeśli to lekarka. I do tego ładna lekarka. Ciekawe jaką ma na sobie bieli...
Strumień myśli został gwałtownie rozbity przez małe, białe pudełeczko, które znikąd pojawiło się w jej elfich dłoniach. Na pudełeczku wyraźny i jednoznaczny napis się znajdował.
WAZELINA.
O kurka. O kurka. O kurka. O kurka.
Przez moment mam jeszcze nadzieję, że spękały lekarce usta i chce je posmarować wazeliną by ulżyć sobie w cierpieniu, jednak gruba warstwa mazidła nakładana na niewieście palce prawej dłoni wbitej w rękawiczkę wyraźnie dają znać, że to nie z jej ustami palce będą miały do czynienia.
- proszę się rozluźnić - dobiegł mnie jej głos słodki niczym słoik miodu - na początku może być pewien dyskomfort, a nawet odrobina bólu, ale to będzie chwilowe.
Biorę wdech, wydech, chcę powiedzieć, że jestem gotowy. Otwieram usta by przemówić, lecz...
...rozwarta została ma czeluść mroczna, palec wiedzy medycznej sięgnął źródła problemów i kręcąc się niczym stolec w przerębli zbierał wiedzę w ciemnobrązowym bagnie kwintesencji tego wszystkiego, co w człowieku najgorsze i czego pozbyć się rano po kawusi wypada.
- czy coś boli w którymś miejscu?
Tak kurka, boli mnie moja męska duma, boli mnie samoocena, boli mnie świadomość, że zostałem analnie spenetrowany niczym zniewieściały współwięzień dwumetrowego mordercy o ksywie Czuły Roman, boli mnie myśl o tym, że...
..ej, faktycznie mnie coś boli.
- tak, po lewej stronie chyba coś się dzieje.
Lekarka sprawnie znajdując wspomnianą lokalizację dokładnie sprawdza co się dzieje. Bolesny dyskomfort na chwilę odsuwa niewygodne myśli, gdy nagle przypomina mi się, że gdzieś tam jest prostata. A co jeśli mi dotknie prostaty a mój organizm prawidłowo zareaguje gigantycznym, bezceremonialnym wzwodem?!?! I będę tak leżał ze sterczącym drągiem mając w d*pie palec uroczej lekarki?!?!? JA pitolĘ ZABIERZCIE MNIE STĄD!!!
...pyk!
Ciche pyknięcie przywodzące na myśl otwieranie butelki szampana nagle zakończyło cały koszmar. d*psko me pozbawione dłoni błądzących tam, gdzie nikt poza mną nie ma dostępu odetchnęło z ulgą. A ja wraz z nim.
- proszę się ubrać.
Złażę z kozetki podciągając gacie. Nie, nie będę się wstydził. Ja jestem chory, a ona jest lekarką. To była tylko pomoc medyczna i nie ma w tym nic wstydliwego.
Staję wyprostowany, dumny, niczym pomnik Pstrowskiego. Bez grama wstydu czy zakłopotania patrzę w oczy lekarki i przemawiam.
- czy to koniec badania?
- tak, zapraszam do pierwszego gabinetu.
Kitlowa Niewiasta rusza przodem ponętnie kołysząc biodrami. W pokoju obok znów siada za biurkiem, naprzeciw jej siadam ja - pacjent. Z pełną powagą rozmawiamy o tym, co mi dolegało. Dostaję wszelkie wytyczne, sugestie, porady, informacje płyną z jej ust niosąc nadzieję na całkowite wyzdrowienie. Kilka recept kończy sprawę. Dziękuję, żegnam się. Wychodząc z gabinetu odwracam się jeszcze w drzwiach patrząc przez chwilę na lekarkę. Może i młoda, może i ładna, może i będąc kawalerem określiłbym ją jako niezłą d*pę, ale... kompetentna. Miła i pomogła. Uśmiecham się raz jeszcze myśląc:
...wiem gdzie dziś grzebałaś paluszkiem, ty mała zboczona świnko!
Wychodząc z przychodni zastanawiam się czy jednak nie lepiej, że trafiłem na nią, a nie tego lekarza co zwykle. W końcu to facet. I kawał chłopa. Zaraz zaraz, czy on aby nie miał wielkich łapsk? Auć...
Nie, nie chodzi o katar, nie chodzi o grypę, ani nawet o okrutną sr*czusię, chodzi o temat, który sprawia, że każdy Samiec Alfa zadrży niczym liść na wietrze, potem się obleje, a i błysk przerażenia w oku się pojawi.
...bowiem bywa tak, że d*pa nawali. Znaczy się zepsuje.
Jako głowa rodziny, udaje się człek po popołudniowej kawie w stronę Jaskini Dumania w celu wiadomym. Idzie ciesząc się z gazetki pod pachą, gdyż nadchodzą momenty skupienia, ciszy, spokoju, błogie minuty spędzone w miejscu i okolicznościach pozbawionych wpływu Najwspanialszej-Z-Żon, poezja!
I skupia się człek po dwakroć, to nad artykułem ciekawym, to nad kupaniem się skupia, to łza wzruszenia stoczy się po policzku gdy tekst o uratowanych szczeniaczkach przed oko trafi, to łza cierpienia zawita na licu gdy ostry kebab zjedzony poprzedniej nocy przypomni o sobie... I lecą tak minuty, kwadranse, aż nadchodzi koniec i należy ująć w dłoń swą papier jedwabisty by skorzystać z zalet faktu, że jest się cywilizowanym człowiekiem i pewne miejsca nie powinny przywodzić wonią na myśl stref, które sobie psy obwąchiwać zwykły.
I gdy tak w skupieniu okolice kupienia człek smaga pociągnięciem gładkim, nagle pojawia się ona. Zwiastunka chorób, cierpienia, a może i zgonu. Krew!
Nie pozostaje w tym momencie Prawdziwemu Samcowi nic innego, jak przełknąć gorzką pigułkę świadomości o nadchodzącym końcu, udać się do Najwspanialszej-Z-Żon i z duszą na ramieniu wieść okrutną przekazać:
- Żono moja, obejmij mnie albowiem koniec mój się zbliża, dane nam będzie rozdzielonymi zostać przez trzy metry ziemi i płytę nagrobkową. Ja krwawię.
- Zaciąłeś się?
- Nie.
- No to jak możesz krwawić?
- No normalnie.
- Znaczy się z czego?
- No z d*py.
...i gdy trzy dni później sytuacja lepszą się nie staje, gdy krew nadal leje się gęsto, a i pierdziawa jakby bardziej sfatygowaną się wydaje, wtedy wiadomo już na sto procent. Należy udać się do lokalnego szamana celem przeglądu wylotu.
*****
Godzina szesnasta minut dziesięć. Zjawiam się w rejonowej przychodni celem uzyskania skierowania do lekarza, który pomimo, że pacjentów ma wielu, to nie z twarzy ich kojarzy. Poczekalnia prawie pusta, po lewej sympatyczny młodzieniec płuca wypluwa odkasłując siarczyście, po prawicy nieco starszy jegomość chwieje się gorączką umęczony.
Pielęgniarki w rejestracji sączą leniwie herbatkę parującą ze szklanek osadzonych w plastikowych koszyczkach, za drzwiami pokoju nr 10 słychać urywki rozmów przerywane seriami kichnięć.
Po korytarzu przechadza się niewiasta wbita w kitel. Pielęgniarka zapewne jakaś, stażystka może. Kopytkuje to sobie w chodakach niczym łania po leśnej polanie, zwracając na siebie uwagę licem powabnym, linią smukłą a i zadkiem który by można określić słowem jednym: r******le.
Odkasłujący po lewicy uśmiecha się w stronę niewiasty tajemniczej, starając się wypływającą z prawej dziurki nosa gilę dyskretnie wciągnąć, ten od gorączki też jakby życia nieco odzyskał. Wzrok jego ostry i wyraźny jasno mówi: oj maleńka, żeby to ja miał na karku piętnaście lat mniej...
Siedzę i czekam myśląc: jeśli jestem tu od piętnastu minut i nie widziałem lekarza, to znaczy że nie przyszedł jeszcze do przychodni, a Kitlowa Niewiasta kręci się wokół recepcji z nudów. To by oznaczało, że zanim mnie przyjmie lekarz którego nie ma, to nie zdążę na obiad, a później przez to....
...z zamysłu wyrwa mnie głos pielęgniarki z recepcji:
- proszę pani doktor, karty pacjentów na dziś.
Zaćmionym z przerażenia wzrokiem obserwuję, jak pielęgniarka wręcza Kitlowej Niewiaście plik kart, w tym moją. Ona nie jest tu do pomocy. Ona jest lekarzem. I to ona będzie słuchać łzawej historii o moim...
...o kurka.
Sekundy dłużą się niczym minuty, minuty jak godziny. Patrzę nieprzytomnym wzrokiem na drzwi gabinetu. Wychodzi na to, że będę następny. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie takiego partnera do porywających rozmów o sr*niu!
W końcu z gabinetu wychodzi pacjent od gorączki. Przełykam nerwowo ślinę. Gdzieś z wnętrza otwartego pomieszczenia dobiega mnie ciche:
- następny proszę.
O ja pitolę.
*****
Siedzimy sobie przy biurku. Ona i ja. Ona w kitlu, ja w stresie.
- w czym mogę panu pomóc? - pada z jej ponętnych ust.
Staram się ułożyć jakieś zdanie przewyższające poziomem stwierdzenie "krwawię z d*py". Nie wiem jak zacząć. Może jakąś poezją w stylu Oczy Twoje lśnią niczym gwiazda nowa, a mi przy sr*niu krew leci gdzieś z rowa. Nie, to odpada. Wlepiam ślepia w plakat wiszący na ścianie przełykając ślinę. Wdech, wydech, wdech, wydech.
- zauważyłem kilka dni temu...
(że leci mi krew z d*py jak sr*m i wyszły i na zewnątrz dziwne kulki)
...że chyba mam jakieś problemy z...
(ze sr*niem, całość wygląda jakbym nażarł się gwoździ)
...z wypróżnianiem, a dokładniej odnoszę wrażenie, że...
(krew leje się jak z zarzynanej świni i nawet myślałem, że mi jakaś żyłka w d*pie pękła)
...że na papierze zostają krwawe ślady. Do tego bóle i pieczenie...
(gorzej jak po ostrym kebabie u Izmira)
...do tego spory dyskomfort...
(czuję się, jakbym walnął kreta w gacie)
...i ciągłe uczucie jakbym nie do końca...
(się w******)
...się wypróżnił. No i z tego co widziałem i czytałem posiłkując się wujkiem Google, wychodzi mi że powinienem porozmawiać z proktologiem, a że potrzebne mi do niego skierowanie od lekarza rodzinnego, to jestem u Pani.
Ufffffffffff! udało się, powiedziałem to!
Odpowiedzi którą uzyskałem, nigdy bym się nie spodziewał.
- No to musimy to pooglądać.
Jak to kurka pooglądać. Co to, Nasza Klasa, że będziemy sobie oglądać wypięte d*py? Jakie kurka pooglądać? Nie wystarczyło, że poopowiadałem?!?!
Kitlowa niewiasta sięga do szuflady wyciągając gumowe rękawiczki. Zwiewnym gestem ręki zaprasza do pokoiku obok. Z ust jej malinowych płyną słowa:
- zapraszam do zabiegowego.
Wchodzę do sąsiedniego pomieszczenia. Z jednej strony kozetka, cztery metry dalej biureczko. Jeśli siądzie przy biurku a ja na kozetce, to być może bez zbliżania się do mnie rzuci okiem z daleka i stres się skończy.
Nie.
Kitlowa Niewiasta przysuwa krzesełko do kozetki. No nie no, jak to, mam pokazać tej anielskiej niewieście swe Oko Szatana?!?
- proszę zsunąć spodnie, położyć się na lewym boku na kozetce i podciągnąć kolana pod brzuch.
No nic. Przeżyłem urologię to i oglądanie pierdziawy przetrwam. Tu nie ma się co stresować, chodzi o zdrowie. Żarty żartami, ale lekarz to lekarz. Nawet jeśli to lekarka. I do tego ładna lekarka. Ciekawe jaką ma na sobie bieli...
Strumień myśli został gwałtownie rozbity przez małe, białe pudełeczko, które znikąd pojawiło się w jej elfich dłoniach. Na pudełeczku wyraźny i jednoznaczny napis się znajdował.
WAZELINA.
O kurka. O kurka. O kurka. O kurka.
Przez moment mam jeszcze nadzieję, że spękały lekarce usta i chce je posmarować wazeliną by ulżyć sobie w cierpieniu, jednak gruba warstwa mazidła nakładana na niewieście palce prawej dłoni wbitej w rękawiczkę wyraźnie dają znać, że to nie z jej ustami palce będą miały do czynienia.
- proszę się rozluźnić - dobiegł mnie jej głos słodki niczym słoik miodu - na początku może być pewien dyskomfort, a nawet odrobina bólu, ale to będzie chwilowe.
Biorę wdech, wydech, chcę powiedzieć, że jestem gotowy. Otwieram usta by przemówić, lecz...
...rozwarta została ma czeluść mroczna, palec wiedzy medycznej sięgnął źródła problemów i kręcąc się niczym stolec w przerębli zbierał wiedzę w ciemnobrązowym bagnie kwintesencji tego wszystkiego, co w człowieku najgorsze i czego pozbyć się rano po kawusi wypada.
- czy coś boli w którymś miejscu?
Tak kurka, boli mnie moja męska duma, boli mnie samoocena, boli mnie świadomość, że zostałem analnie spenetrowany niczym zniewieściały współwięzień dwumetrowego mordercy o ksywie Czuły Roman, boli mnie myśl o tym, że...
..ej, faktycznie mnie coś boli.
- tak, po lewej stronie chyba coś się dzieje.
Lekarka sprawnie znajdując wspomnianą lokalizację dokładnie sprawdza co się dzieje. Bolesny dyskomfort na chwilę odsuwa niewygodne myśli, gdy nagle przypomina mi się, że gdzieś tam jest prostata. A co jeśli mi dotknie prostaty a mój organizm prawidłowo zareaguje gigantycznym, bezceremonialnym wzwodem?!?! I będę tak leżał ze sterczącym drągiem mając w d*pie palec uroczej lekarki?!?!? JA pitolĘ ZABIERZCIE MNIE STĄD!!!
...pyk!
Ciche pyknięcie przywodzące na myśl otwieranie butelki szampana nagle zakończyło cały koszmar. d*psko me pozbawione dłoni błądzących tam, gdzie nikt poza mną nie ma dostępu odetchnęło z ulgą. A ja wraz z nim.
- proszę się ubrać.
Złażę z kozetki podciągając gacie. Nie, nie będę się wstydził. Ja jestem chory, a ona jest lekarką. To była tylko pomoc medyczna i nie ma w tym nic wstydliwego.
Staję wyprostowany, dumny, niczym pomnik Pstrowskiego. Bez grama wstydu czy zakłopotania patrzę w oczy lekarki i przemawiam.
- czy to koniec badania?
- tak, zapraszam do pierwszego gabinetu.
Kitlowa Niewiasta rusza przodem ponętnie kołysząc biodrami. W pokoju obok znów siada za biurkiem, naprzeciw jej siadam ja - pacjent. Z pełną powagą rozmawiamy o tym, co mi dolegało. Dostaję wszelkie wytyczne, sugestie, porady, informacje płyną z jej ust niosąc nadzieję na całkowite wyzdrowienie. Kilka recept kończy sprawę. Dziękuję, żegnam się. Wychodząc z gabinetu odwracam się jeszcze w drzwiach patrząc przez chwilę na lekarkę. Może i młoda, może i ładna, może i będąc kawalerem określiłbym ją jako niezłą d*pę, ale... kompetentna. Miła i pomogła. Uśmiecham się raz jeszcze myśląc:
...wiem gdzie dziś grzebałaś paluszkiem, ty mała zboczona świnko!
Wychodząc z przychodni zastanawiam się czy jednak nie lepiej, że trafiłem na nią, a nie tego lekarza co zwykle. W końcu to facet. I kawał chłopa. Zaraz zaraz, czy on aby nie miał wielkich łapsk? Auć...
Kobieta. Równie niezbadana, co i nielogiczna. Nie do ogarnięcia są ścieżki, którymi podążają niewieście myśli. I nigdy, ale to nigdy nie wiesz, kiedy Niewiasta Twoja nagle stwierdzi, że coś NAGLE zaczęło Jej przeszkadzać. Ale tak BARDZO przeszkadzać.
Kobiety mają swoje dziwne maskotki: yorki, rybki, pluszowe misie, kapcie z futerkiem, patelnie z różową rączką, nie wiem co tam jeszcze. Paskudztwa owe (znaczy się maskotki, nie kobiety) niby w oczy trochę kolą, jednak Prawdziwy Samiec wie, że trzeba zostawić w spokoju te artefakty by nie sprowadzać sobie na łeb problemów. Omijamy więc szerokim łukiem futrzate relikwie, czasami tylko (gdy nikt nie widzi) przydeptujemy niby to przypadkiem jazgoczącą karykaturę psa, zdarza się rybkom wrzucić do akwarium jakąś niespodziankę (zobaczmy, czy zjedzą śledzia w śmietanie), ewentualnie w trudniejszych momentach po barwniejszej dyspucie z Niewiastą, zdarzy się nam w ramach zemsty napierdzieć na ulubioną maskotkę naszej damy.
Ale poza tym wszystkim szanujemy to całe dziadostwo walające się po mieszkaniu.
Oczywiście w drugą stronę to nie działa.
Bo nie.
Prawdziwy samiec nie ma misiów, yorka, jedyne ryby jakie akceptuje to wędzony pstrąg, śledź pod setę, ewentualnie w ostateczności niedomyta nastka na woodstocku.
Prawdziwy samiec ma coś innego, coś głębszego, coś bliższego ciału niż koszula i gacie razem wzięte.
My mamy swoje ciciki w pępku!
Nadajemy swoim cicikom imiona, kolekcjonujemy je, niepozorne ciciki dają nam tyle możliwości w temacie rozrywki! Można przy piwie robić zawody w kulaniu cicików na odległość, można nimi w kogoś rzucić, porównujemy swoje ciciki, a po naślinieniu palców da się wymodelować cicik na podobieństwo facjaty nielubianego kolegi z pracy.
Mamy dwa ciciki? Jeszcze lepiej! Można z nich zrobić pół bałwanka, albo cycki, możemy zderzać ciciki symulując katastrofę drogową, zaś gdy dojdzie cicik trzeci - można już takim zbiorem żonglować!
Ciciki TO JEST TO!
Oczywiście największym problemem w temacie cikików jest Kobieta.
Czasami gdy Prawdziwy Samiec stoi przed lutrem w łazience podziwiając swe boskie ciało, wpadnie do łazienki Niewiasta. Przylezie by zakłócić nasz spokój, przerwać chwile samczego samouwielbienia i co gorsze, wskazując palcem na samczy pępek zacznie robić raban:
- fuuuuuuuuuuj!!!! CO TO JEST!?!?!?
- no, cicik.
- weź to wyjmij, zrób z tym coś!!!
...i nie pomagają tłumaczenia, prośby, powoływania się na sprawiedliwość, równość i braterstwo...
- to ma mi natychmiast stąd zniknąć!!! Wywal to paskudztwo!!!
"Sama jesteś paskudztwo" - pozostaje nam pomyśleć i posłusznie wymontować z pępka naszego cicikowego pieszczocha.
*****
Późny wieczór. Leżę na kanapie opłakując utracony cicik. Najwspanialsza-Z-Żon od trzydziestu minut nawija do telefonu o tym, jak to ostatnio czapraczek pasował kolorem do owijek i jak konik ładnie się prezentował z nauszniczkami.
kijnia z grzybnią, wyć się chce, cicik poszedł do kibla, jestem sam na świcie i nikt mnie nie rozumie i nie kocha. Smutnym wzrokiem sunę po półce z książkami. Nagle mój wzrok zatrzymuje się na... golarce do ubrań. Bo... golarka do ubrań ma taki przezroczysty pojemniczek, gdzie wpadają kłaczki i tam się rolują i powstaje... PRAWDZIWY CICIKOZAUR!
Cichutko otwieram golarkę, biorę na dłoń kulkę śmiecia wszelakiego. Na mej samczej mordzie pojawia się uśmiech. Cicho szepcę do znaleziska spoczywające na dłoni:
- witaj, jestem Emil, a Ty jesteś moim nowym cicikiem. Od dziś będziemy przyjaciółmi.
Późny wieczór. Najwspanialsza-Z-Żon nadal telefonicznie analizuje różnice pomiędzy fioletem biskupim a fioletem śliwkowym, ale śliwkowym ze śliwki hiszpańskiej.
Leżę na kanapie. Mój nowy cicik już ładnie ułożył się w pępku. Teraz moje samcze Ja jest kompletne.
Kobiety mają swoje dziwne maskotki: yorki, rybki, pluszowe misie, kapcie z futerkiem, patelnie z różową rączką, nie wiem co tam jeszcze. Paskudztwa owe (znaczy się maskotki, nie kobiety) niby w oczy trochę kolą, jednak Prawdziwy Samiec wie, że trzeba zostawić w spokoju te artefakty by nie sprowadzać sobie na łeb problemów. Omijamy więc szerokim łukiem futrzate relikwie, czasami tylko (gdy nikt nie widzi) przydeptujemy niby to przypadkiem jazgoczącą karykaturę psa, zdarza się rybkom wrzucić do akwarium jakąś niespodziankę (zobaczmy, czy zjedzą śledzia w śmietanie), ewentualnie w trudniejszych momentach po barwniejszej dyspucie z Niewiastą, zdarzy się nam w ramach zemsty napierdzieć na ulubioną maskotkę naszej damy.
Ale poza tym wszystkim szanujemy to całe dziadostwo walające się po mieszkaniu.
Oczywiście w drugą stronę to nie działa.
Bo nie.
Prawdziwy samiec nie ma misiów, yorka, jedyne ryby jakie akceptuje to wędzony pstrąg, śledź pod setę, ewentualnie w ostateczności niedomyta nastka na woodstocku.
Prawdziwy samiec ma coś innego, coś głębszego, coś bliższego ciału niż koszula i gacie razem wzięte.
My mamy swoje ciciki w pępku!
Nadajemy swoim cicikom imiona, kolekcjonujemy je, niepozorne ciciki dają nam tyle możliwości w temacie rozrywki! Można przy piwie robić zawody w kulaniu cicików na odległość, można nimi w kogoś rzucić, porównujemy swoje ciciki, a po naślinieniu palców da się wymodelować cicik na podobieństwo facjaty nielubianego kolegi z pracy.
Mamy dwa ciciki? Jeszcze lepiej! Można z nich zrobić pół bałwanka, albo cycki, możemy zderzać ciciki symulując katastrofę drogową, zaś gdy dojdzie cicik trzeci - można już takim zbiorem żonglować!
Ciciki TO JEST TO!
Oczywiście największym problemem w temacie cikików jest Kobieta.
Czasami gdy Prawdziwy Samiec stoi przed lutrem w łazience podziwiając swe boskie ciało, wpadnie do łazienki Niewiasta. Przylezie by zakłócić nasz spokój, przerwać chwile samczego samouwielbienia i co gorsze, wskazując palcem na samczy pępek zacznie robić raban:
- fuuuuuuuuuuj!!!! CO TO JEST!?!?!?
- no, cicik.
- weź to wyjmij, zrób z tym coś!!!
...i nie pomagają tłumaczenia, prośby, powoływania się na sprawiedliwość, równość i braterstwo...
- to ma mi natychmiast stąd zniknąć!!! Wywal to paskudztwo!!!
"Sama jesteś paskudztwo" - pozostaje nam pomyśleć i posłusznie wymontować z pępka naszego cicikowego pieszczocha.
*****
Późny wieczór. Leżę na kanapie opłakując utracony cicik. Najwspanialsza-Z-Żon od trzydziestu minut nawija do telefonu o tym, jak to ostatnio czapraczek pasował kolorem do owijek i jak konik ładnie się prezentował z nauszniczkami.
kijnia z grzybnią, wyć się chce, cicik poszedł do kibla, jestem sam na świcie i nikt mnie nie rozumie i nie kocha. Smutnym wzrokiem sunę po półce z książkami. Nagle mój wzrok zatrzymuje się na... golarce do ubrań. Bo... golarka do ubrań ma taki przezroczysty pojemniczek, gdzie wpadają kłaczki i tam się rolują i powstaje... PRAWDZIWY CICIKOZAUR!
Cichutko otwieram golarkę, biorę na dłoń kulkę śmiecia wszelakiego. Na mej samczej mordzie pojawia się uśmiech. Cicho szepcę do znaleziska spoczywające na dłoni:
- witaj, jestem Emil, a Ty jesteś moim nowym cicikiem. Od dziś będziemy przyjaciółmi.
Późny wieczór. Najwspanialsza-Z-Żon nadal telefonicznie analizuje różnice pomiędzy fioletem biskupim a fioletem śliwkowym, ale śliwkowym ze śliwki hiszpańskiej.
Leżę na kanapie. Mój nowy cicik już ładnie ułożył się w pępku. Teraz moje samcze Ja jest kompletne.
Wieczorowa pora. Zalegamy z Najwspanialszą-Z-Żon w łożu małżeńskim leniwie trawiąc resztki kolacji.
W tv leci kolejny program kulinarny (MC-GR), Najwspanialsza-Z-Żon z wypiekami na twarzy śledzi poczynania uczestników, ja staram się niezauważenie zdjąć okulary by przyciąć komara.
Merdaty w połowie wczołgał się do sypialni udając, że wcale nie ma zamiaru załadować nam się do wyrka.
Sielanka.
Zapadam w błogą nieświadomość. Morfeusz bierze mnie w swe ramiona, gdzieś pod powiekami rozpoczyna się sen o wielkiej krówce-mordkoklejce błagającej mnie bym wziął ją do ust i przeżuwał, przeżuwał...
Nagłe "EJ" wykrzyknięte przez Najwspanialszą-Z-Żon wyrywa mnie ze snu. Obraz megakrówki pryska, jedynie w ustach zostają ostatki do przeżucia. Cholerny katar...
Starając się nie spopielić wzrokiem mej 2giej połowy, zapytuję kulturalnie:
- no?
- nie śpij!
- nie śpię. Zamyśliłem się.
- zjadłabym coś słodkiego.
- ja jestem słodki.
- chyba byłeś jak spałeś.
- nie spałem, zamyśliłem się.
Tak czy inaczej wygląda na to, że dziś moja kolej zrobić jakąś deserową paszę. Zwlekam się z łoża. Merdaty myśląc, że jego plan wczołgania się do sypialni został wykryty, ewakuuje się szybko do pokoju obok. Ja wkraczam do kuchni.
Szybki rzut okiem na posiadane dobra, jak nie patrzeć - wychodzi głównie jajecznica studencka. Sięgam do najodleglejszych zakamarków, znajduję puszki z owocami. Ok, będzie na słodko.
W niezwykle wykwintny sposób przerzucam podziabane widelcem kawałki ananasa i brzoskwini do kufla z piwa. Z kufla wygodnie będzie wciągać frukty nawet będąc w pozycji leżącej. Miącham zawartość. Przydałby się jakiś element dekoracyjny. W lodówce znajduję odrobinę bitej śmietany w sprayu. Dwa smarknięcia - no deser prawie idealny. Szczerze powiedziawszy wszystko wygląda jak mielone ośmiornice ozdobione pianką izolacyjną, ale w sypialni i tak jest półmrok to nie będzie nic widać.
W akcie uniesienia posypuję jeszcze całość odrobiną Puchatka - no ja pierdzielę, toż to deser na widok którego nawet Gesslerowa by oniemiała.
Tak, oniemiałaby zdecydowanie.
Dumny z siebie jak bereciara z wykrycia żydokomunistycznego spisku, wkraczam do sypialni. Brzuch wciągnięty, pierś wypięta, dwa kufle w rękach. Ogólnie ociekam samozadowoleniem i zarąbistością.
Najwspanialsza-Z-Żon bierze kufel do ręki, przygląda się przez szklane ścianki zawartości. Jej lewa brew skoczyła w górę, końcówka prawego ucha zagięła się w dół. To jednoznaczny sygnał, że zaraz mi czymś dowali. Kilka sekund później z Jej ust pada:
- ale rąbnąłeś danie. Prawie jak Tali z MasterChefa. Widać w tym daniu Twój geniusz. Dobrze, że nie posypałeś wszystkiego maltodekstryną...
Ożesz Ty! To ja z narażeniem życia puszki otwierałem, widelcem dziabałem narażając się na utratę zdrowia i oka i na śmierć przez rozerwanie zbuntowaną puszką śmietany w spray się narażałem, a Ona będzie sobie tak bezkarnie szydzić z mojego deseru?!?! O nie, w tym domu tak nie będzie!
Wysilam szare komórki odpowiedzialne za cięte riposty i wyrzucam z siebie w kierunku Najwspanialszej-Z-Żon przeżuwającej kawałek ananasa:
- żebyś wiedziała po czym się drapałem przed nałożeniem Ci owoców, to by Ci tak humor nie dopisywał!
Najwspanialsza-Z-Żon przełknęła ananasa, zerknęła na mnie wzrokiem pełnym politowania, rzekła:
- po czymkolwiek swoim byś się nie drapał to miałam to już w ustach albo na twarzy. Tak więc wiesz...
Opadła mi szczęka, opadły mi ręce, opadła mi nawet śmietana na deserze. Szach mat.
Tak jest, ożeniłem się z kobietą idealną.
W tv leci kolejny program kulinarny (MC-GR), Najwspanialsza-Z-Żon z wypiekami na twarzy śledzi poczynania uczestników, ja staram się niezauważenie zdjąć okulary by przyciąć komara.
Merdaty w połowie wczołgał się do sypialni udając, że wcale nie ma zamiaru załadować nam się do wyrka.
Sielanka.
Zapadam w błogą nieświadomość. Morfeusz bierze mnie w swe ramiona, gdzieś pod powiekami rozpoczyna się sen o wielkiej krówce-mordkoklejce błagającej mnie bym wziął ją do ust i przeżuwał, przeżuwał...
Nagłe "EJ" wykrzyknięte przez Najwspanialszą-Z-Żon wyrywa mnie ze snu. Obraz megakrówki pryska, jedynie w ustach zostają ostatki do przeżucia. Cholerny katar...
Starając się nie spopielić wzrokiem mej 2giej połowy, zapytuję kulturalnie:
- no?
- nie śpij!
- nie śpię. Zamyśliłem się.
- zjadłabym coś słodkiego.
- ja jestem słodki.
- chyba byłeś jak spałeś.
- nie spałem, zamyśliłem się.
Tak czy inaczej wygląda na to, że dziś moja kolej zrobić jakąś deserową paszę. Zwlekam się z łoża. Merdaty myśląc, że jego plan wczołgania się do sypialni został wykryty, ewakuuje się szybko do pokoju obok. Ja wkraczam do kuchni.
Szybki rzut okiem na posiadane dobra, jak nie patrzeć - wychodzi głównie jajecznica studencka. Sięgam do najodleglejszych zakamarków, znajduję puszki z owocami. Ok, będzie na słodko.
W niezwykle wykwintny sposób przerzucam podziabane widelcem kawałki ananasa i brzoskwini do kufla z piwa. Z kufla wygodnie będzie wciągać frukty nawet będąc w pozycji leżącej. Miącham zawartość. Przydałby się jakiś element dekoracyjny. W lodówce znajduję odrobinę bitej śmietany w sprayu. Dwa smarknięcia - no deser prawie idealny. Szczerze powiedziawszy wszystko wygląda jak mielone ośmiornice ozdobione pianką izolacyjną, ale w sypialni i tak jest półmrok to nie będzie nic widać.
W akcie uniesienia posypuję jeszcze całość odrobiną Puchatka - no ja pierdzielę, toż to deser na widok którego nawet Gesslerowa by oniemiała.
Tak, oniemiałaby zdecydowanie.
Dumny z siebie jak bereciara z wykrycia żydokomunistycznego spisku, wkraczam do sypialni. Brzuch wciągnięty, pierś wypięta, dwa kufle w rękach. Ogólnie ociekam samozadowoleniem i zarąbistością.
Najwspanialsza-Z-Żon bierze kufel do ręki, przygląda się przez szklane ścianki zawartości. Jej lewa brew skoczyła w górę, końcówka prawego ucha zagięła się w dół. To jednoznaczny sygnał, że zaraz mi czymś dowali. Kilka sekund później z Jej ust pada:
- ale rąbnąłeś danie. Prawie jak Tali z MasterChefa. Widać w tym daniu Twój geniusz. Dobrze, że nie posypałeś wszystkiego maltodekstryną...
Ożesz Ty! To ja z narażeniem życia puszki otwierałem, widelcem dziabałem narażając się na utratę zdrowia i oka i na śmierć przez rozerwanie zbuntowaną puszką śmietany w spray się narażałem, a Ona będzie sobie tak bezkarnie szydzić z mojego deseru?!?! O nie, w tym domu tak nie będzie!
Wysilam szare komórki odpowiedzialne za cięte riposty i wyrzucam z siebie w kierunku Najwspanialszej-Z-Żon przeżuwającej kawałek ananasa:
- żebyś wiedziała po czym się drapałem przed nałożeniem Ci owoców, to by Ci tak humor nie dopisywał!
Najwspanialsza-Z-Żon przełknęła ananasa, zerknęła na mnie wzrokiem pełnym politowania, rzekła:
- po czymkolwiek swoim byś się nie drapał to miałam to już w ustach albo na twarzy. Tak więc wiesz...
Opadła mi szczęka, opadły mi ręce, opadła mi nawet śmietana na deserze. Szach mat.
Tak jest, ożeniłem się z kobietą idealną.
Godzina 23:30.
Oglądamy z Najwspanialszą-Z-Żon bzdurny program w TV. Na ekranie jakieś spasione babsko opowiada o tym, jaka krzywda stała się jej spasionej miniaturce - córeczka nie wygrała konkursu piękności.
Oceniając szybkim rzutem oka - młoda już bardziej powinna startować w regionalnym konkursie trzody chlewnej, niż w wyborach miss nastolatek.
Głupoty to wszystko, głupoty...
Zsuwam się nieco niżej pod kołdrę tak, by Najwspanialsza-Z-Żon nie zorientowała się, ze coś kombinuję. Okopany po czubek nosa przygotowują się do bezczelnego, tajniackiego przycięcia komara.
...mijają dwie minuty. Balansując na krawędzi snu i jawy staram się nie chrapnąć, nie pierdnąć, nie oddychać zbyt głęboko - najważniejsze to nie zdradzić się...
...na łączce górskiej, strumyczkiem przecinanej, na łączce górskiej w słońcu skąpanej, cycata pastereczka owieczek pilnuje. Spragniona niewiasta unosi do ust dzban pełen mleka i zaczyna powoli pić. Niesforny strumyk mleka umyka od ust pastereczki i zaczyna spływać po brodzie, szyi i dekolcie w stronę wielgachnych, olbrzymich, dumnie sterczących cy...
- CHCESZ TOSTA?
...wyrywa mnie ze snu. kurka! Prawie zawału dostałem. Otwieram oczy nie wiedząc za bardzo gdzie jestem i co robię. Zamiast łąki - na podłodze kudłaty dywan. Zamiast owieczki - Merdaty liżący sobie jaja. Pastereczka też się zdematerializowała, jest za to Najwspanialsza-Z-Żon zerkająca na mnie podejrzliwie z kuchni.
- Spałeś?
- Nie, zamyśliłem się.
- To chcesz tego tosta?
- Tak, mleko.
- Co?
- Tak, tosta.
Najwspanialsza-Z-Żon znika w kuchni, chyba się udało. Poprawiam się w łóżku, moszczę łeb na poduszce w taki sposób, by twarz była skierowana w stronę telewizora. Zamykam na sekundę lewe oko.
...na łączce górskiej, strumyczkiem przecinanej pastereczka o piersiach potężnych jak Dzwon Zygmunta, dogląda swoich owieczek. Ostatnie kropelki mleka perlą się na jej dekolcie, owieczki pobekują cicho w tle, delikatny podmuch wiatru bawi się kosmykiem jej włosów. Pastereczka zauważa mnie i wstaje. Poprawia spódnicę strzepując jakiś listek, rusza w moją stronę. Bujne piersi delikatnie kołyszą się w rytm kroków i ruchu bioder, kosmyk włosów opada na twarz. Pastereczka siada u moich stóp zalotnie zerkając z dołu, jej pełne usta rozchylają się by już za moment szepnąć do mnie...
- No trzymaj tego tosta!
Ja pitolę! Zrywam się ze snu próbując złapać pastereczkę za cyca, zamiast tego - łapię Merdatego za d*pę. Wyrwany ze snu pies zrywa się i ucieka do przedpokoju prawie zabijając się o drzwi. Otwieram szerzej oczy próbując ocenić sytuację: w połowie leżę na łóżku, w połowie z niego zwisam. W lewej dłoni mam jeszcze kilka kłaków z psiego d*pska, prawą podpieram się by nie zlecieć z wyra. Nade mną stoi Najwspanialsza-Z-Żon z talerzem pełnym tostów, zza jej nóg zerka Merdaty zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi.
kurka, no z tego to już się nie wytłumaczę. Na szybko staram się wydumać jakąś ściemę. Jedyne co przychodzi mi do głowy to...
- butelki wody szukam, gdzieś tu stała?
Najwspanialsza-Z-Żon nadal zerka nieufnie na mnie z góry.
- i szukałeś tej wody pod psią d*pą?
- bo bez okularów nie widzę. Pomyliłem psa z butelką.
- okulary masz na nosie.
kurka. Jestem w d*pie. Zaraz padnie TO stwierdzenie:
- spałeś!
- nie spałem, zamyśliłem się!
- tak? To co było w TV zanim zaczęły się reklamy?!?
- no dobra, spałem...
Mijają minuty. Przeżuwamy leniwie tosty. Najwspanialsza-Z-Żon zerka na mnie co chwilę, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś.
- to co Ci się śniło?
- eeeeeee, nic, nie wiem, nie pamiętam - dukam wspominając z łezką w oku słoneczną łączkę.
- jakieś d*py Ci się śniły, co?
- a gdzieeeeeeeeeee, tam - ściemniam nadal, wymazując z pamięci obraz mleka lejącego się po niewieścim cycu.
- to ten namiot po co postawiłeś?
No tak, nie da się ukryć. W połowie drogi pomiędzy moim łbem a stopami, stoi pokaźnej wielkości pałatka. I z pewnością nie są to nagromadzone pod kołderką bączusie.
Odchrząkam, obniżam głos, przysuwam się bliżej Najwspanialszej-Z-Żon. Ta zerka na mnie nieufnie, gdy delikatnie sunę palcem wskazującym po obrzeżach Jej tosta. Zbliżam usta do niewieściego uszka i wyszeptuję:
- wiesz, jak już mamy ten namiot, to chyba szkoda, żeby się zmarnował, prawda?
...jakiś czas później przyśnięcie zostało wybaczone...
Oglądamy z Najwspanialszą-Z-Żon bzdurny program w TV. Na ekranie jakieś spasione babsko opowiada o tym, jaka krzywda stała się jej spasionej miniaturce - córeczka nie wygrała konkursu piękności.
Oceniając szybkim rzutem oka - młoda już bardziej powinna startować w regionalnym konkursie trzody chlewnej, niż w wyborach miss nastolatek.
Głupoty to wszystko, głupoty...
Zsuwam się nieco niżej pod kołdrę tak, by Najwspanialsza-Z-Żon nie zorientowała się, ze coś kombinuję. Okopany po czubek nosa przygotowują się do bezczelnego, tajniackiego przycięcia komara.
...mijają dwie minuty. Balansując na krawędzi snu i jawy staram się nie chrapnąć, nie pierdnąć, nie oddychać zbyt głęboko - najważniejsze to nie zdradzić się...
...na łączce górskiej, strumyczkiem przecinanej, na łączce górskiej w słońcu skąpanej, cycata pastereczka owieczek pilnuje. Spragniona niewiasta unosi do ust dzban pełen mleka i zaczyna powoli pić. Niesforny strumyk mleka umyka od ust pastereczki i zaczyna spływać po brodzie, szyi i dekolcie w stronę wielgachnych, olbrzymich, dumnie sterczących cy...
- CHCESZ TOSTA?
...wyrywa mnie ze snu. kurka! Prawie zawału dostałem. Otwieram oczy nie wiedząc za bardzo gdzie jestem i co robię. Zamiast łąki - na podłodze kudłaty dywan. Zamiast owieczki - Merdaty liżący sobie jaja. Pastereczka też się zdematerializowała, jest za to Najwspanialsza-Z-Żon zerkająca na mnie podejrzliwie z kuchni.
- Spałeś?
- Nie, zamyśliłem się.
- To chcesz tego tosta?
- Tak, mleko.
- Co?
- Tak, tosta.
Najwspanialsza-Z-Żon znika w kuchni, chyba się udało. Poprawiam się w łóżku, moszczę łeb na poduszce w taki sposób, by twarz była skierowana w stronę telewizora. Zamykam na sekundę lewe oko.
...na łączce górskiej, strumyczkiem przecinanej pastereczka o piersiach potężnych jak Dzwon Zygmunta, dogląda swoich owieczek. Ostatnie kropelki mleka perlą się na jej dekolcie, owieczki pobekują cicho w tle, delikatny podmuch wiatru bawi się kosmykiem jej włosów. Pastereczka zauważa mnie i wstaje. Poprawia spódnicę strzepując jakiś listek, rusza w moją stronę. Bujne piersi delikatnie kołyszą się w rytm kroków i ruchu bioder, kosmyk włosów opada na twarz. Pastereczka siada u moich stóp zalotnie zerkając z dołu, jej pełne usta rozchylają się by już za moment szepnąć do mnie...
- No trzymaj tego tosta!
Ja pitolę! Zrywam się ze snu próbując złapać pastereczkę za cyca, zamiast tego - łapię Merdatego za d*pę. Wyrwany ze snu pies zrywa się i ucieka do przedpokoju prawie zabijając się o drzwi. Otwieram szerzej oczy próbując ocenić sytuację: w połowie leżę na łóżku, w połowie z niego zwisam. W lewej dłoni mam jeszcze kilka kłaków z psiego d*pska, prawą podpieram się by nie zlecieć z wyra. Nade mną stoi Najwspanialsza-Z-Żon z talerzem pełnym tostów, zza jej nóg zerka Merdaty zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi.
kurka, no z tego to już się nie wytłumaczę. Na szybko staram się wydumać jakąś ściemę. Jedyne co przychodzi mi do głowy to...
- butelki wody szukam, gdzieś tu stała?
Najwspanialsza-Z-Żon nadal zerka nieufnie na mnie z góry.
- i szukałeś tej wody pod psią d*pą?
- bo bez okularów nie widzę. Pomyliłem psa z butelką.
- okulary masz na nosie.
kurka. Jestem w d*pie. Zaraz padnie TO stwierdzenie:
- spałeś!
- nie spałem, zamyśliłem się!
- tak? To co było w TV zanim zaczęły się reklamy?!?
- no dobra, spałem...
Mijają minuty. Przeżuwamy leniwie tosty. Najwspanialsza-Z-Żon zerka na mnie co chwilę, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś.
- to co Ci się śniło?
- eeeeeee, nic, nie wiem, nie pamiętam - dukam wspominając z łezką w oku słoneczną łączkę.
- jakieś d*py Ci się śniły, co?
- a gdzieeeeeeeeeee, tam - ściemniam nadal, wymazując z pamięci obraz mleka lejącego się po niewieścim cycu.
- to ten namiot po co postawiłeś?
No tak, nie da się ukryć. W połowie drogi pomiędzy moim łbem a stopami, stoi pokaźnej wielkości pałatka. I z pewnością nie są to nagromadzone pod kołderką bączusie.
Odchrząkam, obniżam głos, przysuwam się bliżej Najwspanialszej-Z-Żon. Ta zerka na mnie nieufnie, gdy delikatnie sunę palcem wskazującym po obrzeżach Jej tosta. Zbliżam usta do niewieściego uszka i wyszeptuję:
- wiesz, jak już mamy ten namiot, to chyba szkoda, żeby się zmarnował, prawda?
...jakiś czas później przyśnięcie zostało wybaczone...
To teraz z innej beczki:)))))
Czasami bywa tak, że Starsze Pokolenie trzeba kopnąć w kuper, bo samo od siebie nie jest w stanie podjąć ryzyka, zrobić kroku naprzód, spróbować czegoś nowego. Kij wie z czego to wynika: czy to jakiś kompleks? Strach przed nieznanym? Mylne przeświadczenie, że takie rzeczy to zostawmy młodym, niech oni czegoś nowego próbują?
Nie, nie dobrałem się do tej czterdziestoletniej sąsiadki z trzeciego piętra.
Za to w ramach walki z uporem pokolenia 50+ kupiliśmy Najwspanialszym-Z-Teściów bon podarunkowy w miejsce, gdzie schabowego nie zaznasz, gdzie golonka jest plugastwem, a ziemniak ostatni raz był widziany w 1380 roku za czasów, gdy jeszcze zamiast knajpy było w tym miejscu pole orane przez rolnika o wdzięcznym imieniu Bożydar.
Tzn koń orał, znaczy się pług ciągnął, Bożydar jeno kierował.
Imię konia pozostaje nieznane.
Zostawmy jednak konia i Bożydara. Zadowoleni z siebie z Najwspanialszą-Z-Żon wręczyliśmy bonik Najwspanialszym-Z-Teściów, po czym zamknęliśmy temat. I sprawa wydawać by się mogła zakończona, gdyby któregoś lutowego popołudnia Niewiasta moja nie stwierdziła:
- Tata urodziny robi w knajpie sushi. Znaczy się, że zaprasza nas wszystkich i zrobimy tam sobie imprezę.
Poczułem momentalnie, jak nad moją głową zaczęły się kłębić złowieszcze chmury.
- Ale jak to, przecież mieli sobie tam pójść sami we dwoje, posiedzieć, czegoś nowego spróbować, odpocząć od wszystkich, z tymi śledziami w ryżu mieli się zaprzyjaźnić...
- No tak - wtrąciła Najwspanialsza-Z-Żon - ale oni wolą z nami.
No tak. Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie w pada. Miałem zaciesz dwa dni wyobrażając sobie Najwspanialszego-Z-Teściów próbującego złapać pałeczkami jakąś gałkę oczną kalmara, a teraz ja też będę musiał walczy z mdłościami patrząc na jedzenie, które na mnie patrzy.
Nic to, trza być twardym a nie mietkim, nie dostałem ostatnio sr*czki na Woodstocku po papce u Krisznowców, to i z octopusem sobie poradzę!
*****
Późne popołudnie kilka dni później.
Siedzimy w szóstkę przy restauracyjnym stole, każde z nas gapi się w menu. Lampię się w swoją kartę próbując odgadnąć, co kryje się pod poszczególnymi nazwami. Generalnie udało już mi się ogarnąć dwie pozycje: woda i piwo. Reszta nadal stanowi jakiś problem. Co chwila każdy strzela wzrokiem w kierunku Najwspanialszego-Ze-Szwa... no dobra, przesadziłem. Na Brata-Najwspanialszej-Z-Żon - ten jako jedyny miał już kontakt z mrugającym jedzeniem. I podobno mu smakowało.
Podchodzi Pani-Kelnerka:
- czy podjęli już Państwo decyzję? - zapytuje wodząc wzrokiem po zebranych. Bladość, zielonkowatość, lub nerwowe uśmiechy na naszych twarzach wyraźnie sygnalizują, że nie wiemy co tu robimy. I nie wiemy co mamy zamówić. Ani jak wymówić nazwę tego co być może będziemy chcieli zamówić. Wspaniała kobieta z tej kelnerki - widząc nasze miny przychodzi z pomocą:
- to może taki zestaw zrobimy, że zmodyfikujemy ping-pong-penk z dzyng-long-dail i dodamy zamiast riki-tiki trochę puti-puti i wszyscy sobie Państwo wszystkiego będziecie mogli spróbować i posmakować?
Złota kobieta z tej kelnerki! Jednogłośnie stwierdzamy "tak!", po czym przechodzimy do zamawiania napojów. Decydujemy się na dwa piwa, jakiś sok z czegoś co myślałem, jedyną jego funkcją jest bycie chwastem, będzie też herbatka. Jako, że mam prowadzić, biorę wodę. Nie będę w siebie wlewać wywaru z jelita nosorożca, i tak za dużo gastrowrażeń mnie dziś czeka.
Tymczasem na stół wjeżdża pierwsza potrawa: jakieś białe roladki ułożone w stosik, widać że parują, więc danie na ciepło. Przyglądam się stosikowi zastanawiając się, w co to wszystko jest zawinięte i co może być w środku. Z zewnątrz wygląda to trochę kudłato, jakby jakieś kosmki jelitowe. Nic to. Szykuję się mentalnie do wchłonięcia jednej sztuki, gdy potok myśli przerywa mi Najwspanialsza-Z-Żon:
- ty chyba nie chcesz zeżreć ręcznika?
- co?!?!
- no to są takie małe ręczniki żeby sobie ręce wytrzeć czy coś.
Matko i córko... Mało brakowało, a podczas pierwszego występu w knajpie sushi zeżarłbym ręcznik. Uśmiecham się nerwowo do swojej niewiasty...
- nieeeee, no co ty, tak tylko żartowałem...
kurka, mogli przynajmniej metkami do klienta to ułożyć żeby jasne było...
Pojawiają się napoje. Najwspanialsza-Z-Teściowych wciąga wywar z wyciśniętego kaktusa. Ja wciągam wodę, uprzednio dokładnie ją obwąc***ąc. Wygląda i pachnie ok, ale lepiej mieć się na baczności. Tymczasem na stół wjeżdża kaczka. Kaczka, właśnie...
...bo z kaczką to jest tak, że Jedyna Prawdziwa kaczka, to ta którą robi Najwspanialszy-Z-Teściów. Kaczka, którą dopieszcza, marynuje, nadziewa farszem własnej roboty, zszywa, piecze, dogląda... i nawet jeśli zdarzy się że nastąpi detonacja kaczki podczas jej pieczenia, to i tak jedyną Prawdziwą Kaczkę robi Mistrz Kaczuchy! Znaczy się Teść!
Zerkamy więc na półmisek z kaczym truchłem. Pieczony drób okrywa przypieczona panierka, gdyby było zdobienie z pędami brzozy, to by idealnie...
...a nieważne. Bierzemy do rąk pałeczki. Niewiasta moja wygląda jak pijany oszczepnik próbujący rzucić bronią w ruchomy cel. Ja bez mała wybijam sobie oko, ratują mnie okulary. Najwspanialszy-Z-Teściów po kilku chwilach nierównej walki sięga po widelec. Reszta sobie jakoś nawet radzi.
Ogarniam drewno w palcach i sięgam po drób.
Niezłe. Nawet nie wali żadnym kitajcem. Panierka jakaś dziwna, ale dobra. Inna i tyle. Obok drobia leży na półmisku półokrągłe, oślizgłe coś. Nie wygląda na podroby, nie widać źrenicy, chwytam toto pałeczkami i wsadzam sobie do twarzy. Coś jakby pieczarka, też dobre. To teraz trochę tej dziwnej sałatki: chwytam pałeczkami plątaninę pędów i ciągnę. Nie chce puścić. A, nie, to kwiatek w doniczce dekorującej stół. Tego się nie je.
Chyba nikt nic nie widział, więc wracam do kaczego truchła, maczając je przed spożyciem we wszystkich dostępnych na stole miseczkach i pojemnikach z płynem. Najwspanialsza-Z-Żon przewidując moje zdolności na wszelki wypadek zabezpiecza swój kufelek piwa, podsuwając mi bliżej korytko z sosem.
Mija kilkanaście minut...
Kaczka wchłonięta, nie jest źle. Póki co nie trzeba było mierzyć się czymś, co ma więcej oczu lub kończyn niż ja sam. Zadowoleni czekamy na kolejną dostawę paszy sącząc leniwie swoje płyny. Ale oto i jest, na stół wjeżdża gigantyczna obrotowa deska pełna...
...oł maj fakin gad! Przed oczami pojawiają mi się momentalnie sceny z widzianego ostatnio filmu przyrodniczego produkcji japońskiej, na którym jurna córa rybaka zostaje we śnie zaatakowana przez przybyłe z kosmosu skrzyżowanie ośmiornicy, glonojada i zagęszczarki wibracyjnej! I ja to mam sobie wsadzić do ustów?!?!
Najwspanialsza-Z-Żon nie miała takich obiekcji - w ułamku sekundy porwała galaretowate różowe na kleistym białym, tonknęła to w sosie i zapakowała sobie w lico. Radość na twarzy wyraźnie sygnalizowała, że chyba jest to smaczne.
Niczym mistrz szermierki Wołodyjowski zaczynam manewrować swoimi pałeczkami w kierunku sterty żarcia. Wybór pada na coś jakby zawinięte w starą gazetę, chyba z ryżem i Paprykarzem Szczecińskim w środku. Zbliżam do lica, wącham, tonkam w sosie, wkładam do twarzy, mlaskam...
Nawet jeśli to był mielony odbyt kalmara, to jest to najlepsza mielona kalmarza pierdziawka, jaką jadłem w życiu!
Jednomyślnie rzucamy się na żarcie wchłaniając te wszystkie kulki, roladki, plastry i piramidki. W niecałe 40 minut wciągamy prawie całą zawartość deski. Pozostają pojedyncze niedobitki, kawałek pomarańczowego warzywa o smaku tarki do jarzyn i chyba jakaś sałatka. Z tego co widzę, doniczka zdobiąca stół jest pusta. Czując nietypowy smak w ustach zaczynam się zastanawiać, czy z rozpędu jednak nie zeżarłem tego kwiatka. Przynajmniej nie zeżarłem ręcznika.
Ukontentowany gładzę się po brzuchu. Może zakochać się nie zakocham w tym gastronomicznym hentai, ale doświadczenie jako takie było bardzo ciekawe.
Mija kilkanaście minut. Pora się zbierać. Najwspanialsi-Z-Teściów najwyraźniej nie planują jeszcze powrotu do domu - pojawia się opcja podskoczenia do Ikei by pooglądać kuchnie - wszak u Brata-Najwspanialszej-Z-Żon trwa remont.
IKEA! Tak, to jest dobry pomysł! Momentalnie moje myśli galopują w stronę pierwszego piętra, gdzie przy stoliku obok ściany będącej jednym wielkim oknem, można siąść i zatopić zęby w...
...Najwspanialsza-Z-Żon widząc lewitujące nad moją głową wizję klopsików z frytkami i żurawiną i kawy z szarlotką i hot-dogów za dwa pindziesiont, delikatnie acz dosadnie budzi mnie strzałem w potylicę.
- d*psiki a nie klopsiki z żurawiną ci dam, obżarta świnio, mało żeś zeżarł?!?!? Do domu!!!
Pięć minut później już byliśmy w drodze do siebie. Nasycona żalem łza bezgłośnie potoczyła się po moim policzku...
Czasami bywa tak, że Starsze Pokolenie trzeba kopnąć w kuper, bo samo od siebie nie jest w stanie podjąć ryzyka, zrobić kroku naprzód, spróbować czegoś nowego. Kij wie z czego to wynika: czy to jakiś kompleks? Strach przed nieznanym? Mylne przeświadczenie, że takie rzeczy to zostawmy młodym, niech oni czegoś nowego próbują?
Nie, nie dobrałem się do tej czterdziestoletniej sąsiadki z trzeciego piętra.
Za to w ramach walki z uporem pokolenia 50+ kupiliśmy Najwspanialszym-Z-Teściów bon podarunkowy w miejsce, gdzie schabowego nie zaznasz, gdzie golonka jest plugastwem, a ziemniak ostatni raz był widziany w 1380 roku za czasów, gdy jeszcze zamiast knajpy było w tym miejscu pole orane przez rolnika o wdzięcznym imieniu Bożydar.
Tzn koń orał, znaczy się pług ciągnął, Bożydar jeno kierował.
Imię konia pozostaje nieznane.
Zostawmy jednak konia i Bożydara. Zadowoleni z siebie z Najwspanialszą-Z-Żon wręczyliśmy bonik Najwspanialszym-Z-Teściów, po czym zamknęliśmy temat. I sprawa wydawać by się mogła zakończona, gdyby któregoś lutowego popołudnia Niewiasta moja nie stwierdziła:
- Tata urodziny robi w knajpie sushi. Znaczy się, że zaprasza nas wszystkich i zrobimy tam sobie imprezę.
Poczułem momentalnie, jak nad moją głową zaczęły się kłębić złowieszcze chmury.
- Ale jak to, przecież mieli sobie tam pójść sami we dwoje, posiedzieć, czegoś nowego spróbować, odpocząć od wszystkich, z tymi śledziami w ryżu mieli się zaprzyjaźnić...
- No tak - wtrąciła Najwspanialsza-Z-Żon - ale oni wolą z nami.
No tak. Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie w pada. Miałem zaciesz dwa dni wyobrażając sobie Najwspanialszego-Z-Teściów próbującego złapać pałeczkami jakąś gałkę oczną kalmara, a teraz ja też będę musiał walczy z mdłościami patrząc na jedzenie, które na mnie patrzy.
Nic to, trza być twardym a nie mietkim, nie dostałem ostatnio sr*czki na Woodstocku po papce u Krisznowców, to i z octopusem sobie poradzę!
*****
Późne popołudnie kilka dni później.
Siedzimy w szóstkę przy restauracyjnym stole, każde z nas gapi się w menu. Lampię się w swoją kartę próbując odgadnąć, co kryje się pod poszczególnymi nazwami. Generalnie udało już mi się ogarnąć dwie pozycje: woda i piwo. Reszta nadal stanowi jakiś problem. Co chwila każdy strzela wzrokiem w kierunku Najwspanialszego-Ze-Szwa... no dobra, przesadziłem. Na Brata-Najwspanialszej-Z-Żon - ten jako jedyny miał już kontakt z mrugającym jedzeniem. I podobno mu smakowało.
Podchodzi Pani-Kelnerka:
- czy podjęli już Państwo decyzję? - zapytuje wodząc wzrokiem po zebranych. Bladość, zielonkowatość, lub nerwowe uśmiechy na naszych twarzach wyraźnie sygnalizują, że nie wiemy co tu robimy. I nie wiemy co mamy zamówić. Ani jak wymówić nazwę tego co być może będziemy chcieli zamówić. Wspaniała kobieta z tej kelnerki - widząc nasze miny przychodzi z pomocą:
- to może taki zestaw zrobimy, że zmodyfikujemy ping-pong-penk z dzyng-long-dail i dodamy zamiast riki-tiki trochę puti-puti i wszyscy sobie Państwo wszystkiego będziecie mogli spróbować i posmakować?
Złota kobieta z tej kelnerki! Jednogłośnie stwierdzamy "tak!", po czym przechodzimy do zamawiania napojów. Decydujemy się na dwa piwa, jakiś sok z czegoś co myślałem, jedyną jego funkcją jest bycie chwastem, będzie też herbatka. Jako, że mam prowadzić, biorę wodę. Nie będę w siebie wlewać wywaru z jelita nosorożca, i tak za dużo gastrowrażeń mnie dziś czeka.
Tymczasem na stół wjeżdża pierwsza potrawa: jakieś białe roladki ułożone w stosik, widać że parują, więc danie na ciepło. Przyglądam się stosikowi zastanawiając się, w co to wszystko jest zawinięte i co może być w środku. Z zewnątrz wygląda to trochę kudłato, jakby jakieś kosmki jelitowe. Nic to. Szykuję się mentalnie do wchłonięcia jednej sztuki, gdy potok myśli przerywa mi Najwspanialsza-Z-Żon:
- ty chyba nie chcesz zeżreć ręcznika?
- co?!?!
- no to są takie małe ręczniki żeby sobie ręce wytrzeć czy coś.
Matko i córko... Mało brakowało, a podczas pierwszego występu w knajpie sushi zeżarłbym ręcznik. Uśmiecham się nerwowo do swojej niewiasty...
- nieeeee, no co ty, tak tylko żartowałem...
kurka, mogli przynajmniej metkami do klienta to ułożyć żeby jasne było...
Pojawiają się napoje. Najwspanialsza-Z-Teściowych wciąga wywar z wyciśniętego kaktusa. Ja wciągam wodę, uprzednio dokładnie ją obwąc***ąc. Wygląda i pachnie ok, ale lepiej mieć się na baczności. Tymczasem na stół wjeżdża kaczka. Kaczka, właśnie...
...bo z kaczką to jest tak, że Jedyna Prawdziwa kaczka, to ta którą robi Najwspanialszy-Z-Teściów. Kaczka, którą dopieszcza, marynuje, nadziewa farszem własnej roboty, zszywa, piecze, dogląda... i nawet jeśli zdarzy się że nastąpi detonacja kaczki podczas jej pieczenia, to i tak jedyną Prawdziwą Kaczkę robi Mistrz Kaczuchy! Znaczy się Teść!
Zerkamy więc na półmisek z kaczym truchłem. Pieczony drób okrywa przypieczona panierka, gdyby było zdobienie z pędami brzozy, to by idealnie...
...a nieważne. Bierzemy do rąk pałeczki. Niewiasta moja wygląda jak pijany oszczepnik próbujący rzucić bronią w ruchomy cel. Ja bez mała wybijam sobie oko, ratują mnie okulary. Najwspanialszy-Z-Teściów po kilku chwilach nierównej walki sięga po widelec. Reszta sobie jakoś nawet radzi.
Ogarniam drewno w palcach i sięgam po drób.
Niezłe. Nawet nie wali żadnym kitajcem. Panierka jakaś dziwna, ale dobra. Inna i tyle. Obok drobia leży na półmisku półokrągłe, oślizgłe coś. Nie wygląda na podroby, nie widać źrenicy, chwytam toto pałeczkami i wsadzam sobie do twarzy. Coś jakby pieczarka, też dobre. To teraz trochę tej dziwnej sałatki: chwytam pałeczkami plątaninę pędów i ciągnę. Nie chce puścić. A, nie, to kwiatek w doniczce dekorującej stół. Tego się nie je.
Chyba nikt nic nie widział, więc wracam do kaczego truchła, maczając je przed spożyciem we wszystkich dostępnych na stole miseczkach i pojemnikach z płynem. Najwspanialsza-Z-Żon przewidując moje zdolności na wszelki wypadek zabezpiecza swój kufelek piwa, podsuwając mi bliżej korytko z sosem.
Mija kilkanaście minut...
Kaczka wchłonięta, nie jest źle. Póki co nie trzeba było mierzyć się czymś, co ma więcej oczu lub kończyn niż ja sam. Zadowoleni czekamy na kolejną dostawę paszy sącząc leniwie swoje płyny. Ale oto i jest, na stół wjeżdża gigantyczna obrotowa deska pełna...
...oł maj fakin gad! Przed oczami pojawiają mi się momentalnie sceny z widzianego ostatnio filmu przyrodniczego produkcji japońskiej, na którym jurna córa rybaka zostaje we śnie zaatakowana przez przybyłe z kosmosu skrzyżowanie ośmiornicy, glonojada i zagęszczarki wibracyjnej! I ja to mam sobie wsadzić do ustów?!?!
Najwspanialsza-Z-Żon nie miała takich obiekcji - w ułamku sekundy porwała galaretowate różowe na kleistym białym, tonknęła to w sosie i zapakowała sobie w lico. Radość na twarzy wyraźnie sygnalizowała, że chyba jest to smaczne.
Niczym mistrz szermierki Wołodyjowski zaczynam manewrować swoimi pałeczkami w kierunku sterty żarcia. Wybór pada na coś jakby zawinięte w starą gazetę, chyba z ryżem i Paprykarzem Szczecińskim w środku. Zbliżam do lica, wącham, tonkam w sosie, wkładam do twarzy, mlaskam...
Nawet jeśli to był mielony odbyt kalmara, to jest to najlepsza mielona kalmarza pierdziawka, jaką jadłem w życiu!
Jednomyślnie rzucamy się na żarcie wchłaniając te wszystkie kulki, roladki, plastry i piramidki. W niecałe 40 minut wciągamy prawie całą zawartość deski. Pozostają pojedyncze niedobitki, kawałek pomarańczowego warzywa o smaku tarki do jarzyn i chyba jakaś sałatka. Z tego co widzę, doniczka zdobiąca stół jest pusta. Czując nietypowy smak w ustach zaczynam się zastanawiać, czy z rozpędu jednak nie zeżarłem tego kwiatka. Przynajmniej nie zeżarłem ręcznika.
Ukontentowany gładzę się po brzuchu. Może zakochać się nie zakocham w tym gastronomicznym hentai, ale doświadczenie jako takie było bardzo ciekawe.
Mija kilkanaście minut. Pora się zbierać. Najwspanialsi-Z-Teściów najwyraźniej nie planują jeszcze powrotu do domu - pojawia się opcja podskoczenia do Ikei by pooglądać kuchnie - wszak u Brata-Najwspanialszej-Z-Żon trwa remont.
IKEA! Tak, to jest dobry pomysł! Momentalnie moje myśli galopują w stronę pierwszego piętra, gdzie przy stoliku obok ściany będącej jednym wielkim oknem, można siąść i zatopić zęby w...
...Najwspanialsza-Z-Żon widząc lewitujące nad moją głową wizję klopsików z frytkami i żurawiną i kawy z szarlotką i hot-dogów za dwa pindziesiont, delikatnie acz dosadnie budzi mnie strzałem w potylicę.
- d*psiki a nie klopsiki z żurawiną ci dam, obżarta świnio, mało żeś zeżarł?!?!? Do domu!!!
Pięć minut później już byliśmy w drodze do siebie. Nasycona żalem łza bezgłośnie potoczyła się po moim policzku...
Niestety nie nastawienie przed snem ma wpływ na sny, tylko to, jaki był nasz cały dzień czy tydzień..
Kiedy zaczynałam pracę, pomimo że atmosfera była wtedy miła i nastawienie miałam bardzo dobre, to miałam złe sny, a nawet ciężkie, niezrozumiałe...powodem tego był stres towarzyszący wykonywaniem nowych obowiązków.
Niektórzy też mają koszmary po późnej bardzo sytej i tłustej kolacji --- mimo iż jedzonej nawet w przemiłym towarzystwie.
Ja ogolnie rzadko miewam sny, które zapamiętuję
Kiedy zaczynałam pracę, pomimo że atmosfera była wtedy miła i nastawienie miałam bardzo dobre, to miałam złe sny, a nawet ciężkie, niezrozumiałe...powodem tego był stres towarzyszący wykonywaniem nowych obowiązków.
Niektórzy też mają koszmary po późnej bardzo sytej i tłustej kolacji --- mimo iż jedzonej nawet w przemiłym towarzystwie.
Ja ogolnie rzadko miewam sny, które zapamiętuję
ciężko mi czasem, gdy muszę udowadniać komuś, kto mnie w ogóle nie zna, że fakty z mego życia to prawda :) mam już troszkę lat i sporo obserwacji siebie samego poczyniłem i to akurat wiem... należę do którzy pracy do domu nie przynoszą (mówię o nerwach, bo fizycznie jakieś "lektury" niestety tak) łatwo pozbywam się negatywnych emocji związanych z pracą, wystarczy mi kontakt z miłą osobą, która uśmiechnięta czeka na mnie w domu :)
Witam was. Wracajac do tematu centymetrow. Mam kilka znajomych ktore tak jak wiekszosc piszacych tu blachar ktore uwazaja ze nizszy facet jest be.Nie dobry i ze nie beda sie czuly przy nim dobrze,komfortowo. I tak samo wyznacznikiem tego czy w zwiazku bedzie sie ukladalo jest ilosc cyferek na koncie bankowym.Czy kupie jej mercedesa czy bedziemy bujac sie po hotelach i czy zabiore ja na wycieczke zagraniczna.Pisze to do blachar.A dobre kobiety niech sie tym nie przejmuja.Tak wiec blachary dla Was nie liczy sie czlowiek ,kim jes i co soba reptezentuje.To ze kocha troszczy sie jest wierny.To sie nie liczy. Musi byc wysoki przystojny i mic gruby portfel. A tak koniec pozdro dla was wszystko wiedzacy i zawsze obecni SUPER BOJOWNICY FORUM. Kij wam w wasze 4 litery.
..udeż w stół .. jak to mówią ..
@Graszka - jest to ogólne stwierdzenie dotyczące uogólniania o którym wspomniała wcześniej @Kosmitka - dotyczy ono wystawiania opinii, czy też oceniania grupy ludzi na podstawie jej liderów lub osób najbardziej aktywnych. To nie cisi i niemi są braani pod uwagę a ci najgłosniejsi. W moim poście było więc zawarte ogólne stwierdzenie i akurat to nie dotyczyło konkretnej grupy osób ...
@Graszka - jest to ogólne stwierdzenie dotyczące uogólniania o którym wspomniała wcześniej @Kosmitka - dotyczy ono wystawiania opinii, czy też oceniania grupy ludzi na podstawie jej liderów lub osób najbardziej aktywnych. To nie cisi i niemi są braani pod uwagę a ci najgłosniejsi. W moim poście było więc zawarte ogólne stwierdzenie i akurat to nie dotyczyło konkretnej grupy osób ...
Udeżyłeś...?
" Faceci wyglądają jak pi*dy w rurkach" - tego mi brakowało :) (określenia;)) Ale to nie faceci a co najwyżej studenci.
"opinie o niej generują te najbardziej wyróżniające się w jedną czy drugą strone osobniki," - prawda to poniekąd jednakże zależy to od zdolności lub nie samodzielnego myślenia odbiorców owych opinii.
" A reszta Super Bojownikow czeka w przyczajeniu." - ja naliczyłem 2 -ch ;) Ale - nie wywołuj wilka z lasu. Błagam. :)
" Faceci wyglądają jak pi*dy w rurkach" - tego mi brakowało :) (określenia;)) Ale to nie faceci a co najwyżej studenci.
"opinie o niej generują te najbardziej wyróżniające się w jedną czy drugą strone osobniki," - prawda to poniekąd jednakże zależy to od zdolności lub nie samodzielnego myślenia odbiorców owych opinii.
" A reszta Super Bojownikow czeka w przyczajeniu." - ja naliczyłem 2 -ch ;) Ale - nie wywołuj wilka z lasu. Błagam. :)
Normalnie.... Jacku...teraz to już muszę wyznać Ci miłość..:)
Ale najpierw się oporządzę, skoro moda przemija to pewnie znajdą się znoszone rurki i dla mnie ;)
@kosmitka
"wolno!! pozbywam się czegoś i tyle!!!!"
Ale zrozum - ja nie pozwalam (!!) :)
Pozbądź się teściowej (o ile masz) a potem wyrzuć śmieci.
:)
Graszka - nie namawiaj dziewczyny do złego.
Ale najpierw się oporządzę, skoro moda przemija to pewnie znajdą się znoszone rurki i dla mnie ;)
@kosmitka
"wolno!! pozbywam się czegoś i tyle!!!!"
Ale zrozum - ja nie pozwalam (!!) :)
Pozbądź się teściowej (o ile masz) a potem wyrzuć śmieci.
:)
Graszka - nie namawiaj dziewczyny do złego.
I widzisz Sadylu - nie wystarczyło Ci ze z całą odpowiedzialnością wydaliłeś z siebie wulgaryzmy.
Jako facet powinieneś na tym skonczyć. Ale nie dałeś rady. Jesteś słabiutki jak kobiety.
Ja bym już "poje..s...ca" dalej nie tykał.
Musisz się nudzić w życiu...straszliwie.
"Krótkimi, żołnierskimi słowami: odp*rdol się." - w tym zdaniu nie ma tresci. Ty mogles to zrobic zaraz po "całej odpowiedzialnosci" - ale nadal mimo obelgi nie mozesz sie z tym uporać. To jak ? Nie potrafiles zakonczyc czepiania sie mnie obelgą. Wyzwiskiem. Przyjalem to - i sie NAWET nie pogniewalem bo to swiadczylo o Tobie "mężczyzno". ;)
"Żołnierskimi" słowami... matko święta...chyba tylko tyle pamietasz z wojska...
Szkoda.
Jako facet powinieneś na tym skonczyć. Ale nie dałeś rady. Jesteś słabiutki jak kobiety.
Ja bym już "poje..s...ca" dalej nie tykał.
Musisz się nudzić w życiu...straszliwie.
"Krótkimi, żołnierskimi słowami: odp*rdol się." - w tym zdaniu nie ma tresci. Ty mogles to zrobic zaraz po "całej odpowiedzialnosci" - ale nadal mimo obelgi nie mozesz sie z tym uporać. To jak ? Nie potrafiles zakonczyc czepiania sie mnie obelgą. Wyzwiskiem. Przyjalem to - i sie NAWET nie pogniewalem bo to swiadczylo o Tobie "mężczyzno". ;)
"Żołnierskimi" słowami... matko święta...chyba tylko tyle pamietasz z wojska...
Szkoda.
Przecież "wyższa" napisała, że jest wyższa o 3-4 cm.
Jeżeli jej wzrost to np. 170, a wybrańca 166/167 lub jej 190, a wybrańca 187cm, to ja akurat nie widzę karykaturalności ani w jednym przypadku, ani w drugim.
Ważne aby ona i on dobrze się czuli "idąc razem...", ale to ona musi zapewnić jemu ten komfort psychiczny. I nie chodzi tu wcale o rezygnację z zakładania "szpilek".
Niestety przyszły takie czasy, że kobiety zapomniały już, że to nie mężczyźni, a one są pięknym dodatkiem dla nich...
Jeżeli jej wzrost to np. 170, a wybrańca 166/167 lub jej 190, a wybrańca 187cm, to ja akurat nie widzę karykaturalności ani w jednym przypadku, ani w drugim.
Ważne aby ona i on dobrze się czuli "idąc razem...", ale to ona musi zapewnić jemu ten komfort psychiczny. I nie chodzi tu wcale o rezygnację z zakładania "szpilek".
Niestety przyszły takie czasy, że kobiety zapomniały już, że to nie mężczyźni, a one są pięknym dodatkiem dla nich...