Widok
leniwy, niezorganizowany, mało przedsiębiorczy mąż
Jesrtesmy razem 5 lat , zaręczeni od prawie 2 lat, bardzo się kochamy, mamy wspólne pasje, ale jest jedno ale...
Mój narzeczony robił maturę zaocznie juz w wieku 24, potem nie poszedł na studia, bo do konca nie wiedział co chce robić. Ma jedną pasje, zresztą wspólną - jazda konna. O d czasu jak się poznaliśmy nigdy nie pracował dłużej niz 3, 4 miesiace, są to zawsze prace na umowę zlecenie i jak ja to mówie - byle jakie - czyli np ochroniarz w supermarkecie, sprzedawca pamiątek itp - zawsze po jakimś czasie albo konczy sie umowa, albo konczy sie sezon itp - i znów zostaje on bez pracy. Przez te pięć lat wszystko czeg się podejmował go nie interesowało za bardzo - i robił to chyba tylko po to zeby nie słuchac mojego marudzenia. Jak sie go pytam co chce robic w życiu ( a ma juz 26 lat) - to mówi tylko o koniach. Jest instruktorem jazdy, ale na tym sie nie zarabia, nikt go nie zatrudni na umowe o prace, zresztą zarobki są niewysokie i raczej sezonowe, latem można sobie dorobić, ale duze okresy w roku sa martwe. Z tego nie da sie życ.
Ponieważ od pięciu lat sytuacja sie wogóle nie zmienia - nie wiem co robić???? Ja nie zamierzam być jedynym stałym żródłem finansowania naszego życia, on nigdy nie ma płyności finansowej.... Nie myslcie ze jestem materialistką, bardzo go kocham, ale nie wiem czy wazniejsze serce czy rozum :(
Mój narzeczony robił maturę zaocznie juz w wieku 24, potem nie poszedł na studia, bo do konca nie wiedział co chce robić. Ma jedną pasje, zresztą wspólną - jazda konna. O d czasu jak się poznaliśmy nigdy nie pracował dłużej niz 3, 4 miesiace, są to zawsze prace na umowę zlecenie i jak ja to mówie - byle jakie - czyli np ochroniarz w supermarkecie, sprzedawca pamiątek itp - zawsze po jakimś czasie albo konczy sie umowa, albo konczy sie sezon itp - i znów zostaje on bez pracy. Przez te pięć lat wszystko czeg się podejmował go nie interesowało za bardzo - i robił to chyba tylko po to zeby nie słuchac mojego marudzenia. Jak sie go pytam co chce robic w życiu ( a ma juz 26 lat) - to mówi tylko o koniach. Jest instruktorem jazdy, ale na tym sie nie zarabia, nikt go nie zatrudni na umowe o prace, zresztą zarobki są niewysokie i raczej sezonowe, latem można sobie dorobić, ale duze okresy w roku sa martwe. Z tego nie da sie życ.
Ponieważ od pięciu lat sytuacja sie wogóle nie zmienia - nie wiem co robić???? Ja nie zamierzam być jedynym stałym żródłem finansowania naszego życia, on nigdy nie ma płyności finansowej.... Nie myslcie ze jestem materialistką, bardzo go kocham, ale nie wiem czy wazniejsze serce czy rozum :(
Może czas pomyśleć o własnym interesie, który będzie związany z jego zainteresowaniami? Może jakiś sklep internetowy z akcesoriami do jazdy konnej (na pewno zna jakieś hurtownie, w których mógłby się zaopatrzyć)?
miałam podobną sytuacje... 5lat..zaręczyny i jego praca jako ochroniarz(w tamtych czasach za pracę w salonie z garniturami zarabiałam więcej niż on)ja myślę przyszłościowo , teraz nikt za free mieszkania nie dostaje, dzieci trza wyżywić... a jak facet ma takie lajtowe podejście do życia to przyzwyczaj się że to TY BĘDZIESZ NA RODZINĘ ZARABIAĆ.... ja w takiej sytuacji zwiałabym gdzie pieprz rośnie od takiego leniucha...mojego byłego też kochałam ... tak jak ty swojego ..ale zwiałam !!! teraz też kocham i mam takiego co mi w życiu pomoże..dom budujemy..ślub będzie.. w szystko jest piknie!!
jeżeli facet bardzo by się starał, a by mu nie wychodziło, to bym zrozumiała, pocieszała, pomagała, ale jeżeli tak jak piszesz-jest leniem, to dałabym sobie spokój...domyślam się, ze to trudne, ale pomyśl, jak trudne będzie życie u boku kogos, kto nie potrafi utrzymać żadnej pracy, wiecznie będziesz się dwoiła i troiła, żeby jakoś żyć, utrzymać dzieciaczki np itd...itp...:)sama jestem zdania, że nie koniecznie tylko mężczyzna musi zarabiać na dom, kobietom też to nieźle wychodzi:))ale facet musie mieć jaja!!i potrafić dbać o swoją drugą połówkę:))w tym momencie nie czujesz się przy nim bezpieczna, bo nie masz na kogo liczyć. Takie jest moje zdanie:)
No cóż - znam taką jedna parę:
Poznali sie i pokochali jeszcze w liceum.
On zdał maturę tylko dzięki jej wsparciu i pomocy, potem dzięki niej przebrnął przez studia, potem ona załatwiła mu pracę, a potem on...rzucił te pracę po kilku miesiącach ( bez uzgadniania z nią) twierdząc, że to mu nie odpowiada i że zawsze chciał być...pisarzem!
No i tak od dobrych kilku lat on pisze jakieś opowiadanka, czasem coś tam mu wydrukują i kilka groszy wpadnie, a ona dzielnie utrzymuje siebie, jego i ich dwoje dzieci pracując na dwa etaty + "fuchy"...
Ona twierdzi, że jest szczęśliwa, że go kocha i nie zamieniłaby na innego - jej wybór!
Tylko warto wiedzieć na co się decydujemy...
Poznali sie i pokochali jeszcze w liceum.
On zdał maturę tylko dzięki jej wsparciu i pomocy, potem dzięki niej przebrnął przez studia, potem ona załatwiła mu pracę, a potem on...rzucił te pracę po kilku miesiącach ( bez uzgadniania z nią) twierdząc, że to mu nie odpowiada i że zawsze chciał być...pisarzem!
No i tak od dobrych kilku lat on pisze jakieś opowiadanka, czasem coś tam mu wydrukują i kilka groszy wpadnie, a ona dzielnie utrzymuje siebie, jego i ich dwoje dzieci pracując na dwa etaty + "fuchy"...
Ona twierdzi, że jest szczęśliwa, że go kocha i nie zamieniłaby na innego - jej wybór!
Tylko warto wiedzieć na co się decydujemy...
to nie materializm, ale po prostu ZDROWY ROZSĄDEK!!!
a samą miłością siebie i dzieci nie da się wyżywić... (o dachu nad głową nie wspomnę!)
a co będzie, jeśli Ty nie będziesz mogła pracować (różnie to w życiu bywa...)?
na kogo masz liczyć, jak nie na męża?
sorry, ale miłość miłością, ą życie życiem!
a samą miłością siebie i dzieci nie da się wyżywić... (o dachu nad głową nie wspomnę!)
a co będzie, jeśli Ty nie będziesz mogła pracować (różnie to w życiu bywa...)?
na kogo masz liczyć, jak nie na męża?
sorry, ale miłość miłością, ą życie życiem!
Jakbym siebie i mojego byłego widziała kilka lat temu :)
Byłam wtedy jeszcze na studiach, ale już zależało mi na własnych pieniądzach. Chciałam odciążyć rodziców, więc co wakacje i co weekend pracowalam. On natomiast mimo 27 lat nawet nie myślał o pracy!!!!
Wiecznie mi powtarzał, że w przyszłosci to własnie ja i tylko ja będę pracowała i zarabiała na nasze wspólne życie, a on będzie pilnował dzieci. Chciał mieć co najmniej 3 dzieci, marzył mu się piękny dom!!!! przy którym hodowałby kilka SWOICH koni :)))
Nie przypominam sobie też, żeby kiedykolwiek wysłał gdzieś swoje CV, czy też szukał pracy. Kiedy pytałam się go o to, jak sobie wyobraża nie pracować do końca życia, to mowił, że to sobie wyobraża. Do dziś jest na garnuszku mamusi ...choć minęło już 8 lat.
Jedyne co mnie przy nim trzymało to to, że był dla mnie dobry i troskliwy. Ale okropnie denerwowało mnie to, że od początku założył sobie, że to ja będę głową rodziny!!!!
Pewnego dnia nie wytrzymałam i go zostawiłam.
To było jedyne mądre wyjście z tej sytuacji....
Przecierpiałam swoje....przez kilka lat wyzywał mnie od materialistek ;)
Ale jakoś to przeżyłam i dziś jestem naprawdę szczęśliwa :) Z kimś kto zawsze jest blisko i myśli o naszej wspólnej przyszlości, a nie tylko o swojej :)
Więcej odwagi dla założycielki wątku :)
I powodzenia w podjęciu właściwej decyzji
Pozdrawiam.
Byłam wtedy jeszcze na studiach, ale już zależało mi na własnych pieniądzach. Chciałam odciążyć rodziców, więc co wakacje i co weekend pracowalam. On natomiast mimo 27 lat nawet nie myślał o pracy!!!!
Wiecznie mi powtarzał, że w przyszłosci to własnie ja i tylko ja będę pracowała i zarabiała na nasze wspólne życie, a on będzie pilnował dzieci. Chciał mieć co najmniej 3 dzieci, marzył mu się piękny dom!!!! przy którym hodowałby kilka SWOICH koni :)))
Nie przypominam sobie też, żeby kiedykolwiek wysłał gdzieś swoje CV, czy też szukał pracy. Kiedy pytałam się go o to, jak sobie wyobraża nie pracować do końca życia, to mowił, że to sobie wyobraża. Do dziś jest na garnuszku mamusi ...choć minęło już 8 lat.
Jedyne co mnie przy nim trzymało to to, że był dla mnie dobry i troskliwy. Ale okropnie denerwowało mnie to, że od początku założył sobie, że to ja będę głową rodziny!!!!
Pewnego dnia nie wytrzymałam i go zostawiłam.
To było jedyne mądre wyjście z tej sytuacji....
Przecierpiałam swoje....przez kilka lat wyzywał mnie od materialistek ;)
Ale jakoś to przeżyłam i dziś jestem naprawdę szczęśliwa :) Z kimś kto zawsze jest blisko i myśli o naszej wspólnej przyszlości, a nie tylko o swojej :)
Więcej odwagi dla założycielki wątku :)
I powodzenia w podjęciu właściwej decyzji
Pozdrawiam.
Krótko mówiąc kiepską masz sytuację, nie wyobrażam sobie takiego partnera życiowego, boże mój mąż się zacharowuje w Norwegii i mi powiedział że ja nigdy już nie muszę iść do pracy; chyba powinnaś sprawę mu jasno postawić i powiedzieć, że tak być nie może dłużej. Powodzenia!
Agatha czytaj proszę dokładnie :) ja piszę jakie ma podejście mój mąż, a nie o tym czy ja będę czy nie będę pracowała zawodowo jeszcze w życiu tak? Tak się składa że mam już 8 lat pracy zawodowej i choć teraz mam ten luksus że nie muszę pracować zawodowo tylko zajmować się swoim małym bizesikiem to nie oznacza że nie wrócę do pracy, bo zresztą nie poto studiuję by potem siedzieć w domu :)
To i ja dorzuce przykład, z którym ja sie spotkalam.
Szczesliwe malzenstwo - dla mnie przez dlugi czas wzor - po 5 latach po slubie zachowywali sie jak dwie papuzki nierozlaczki - slodkie slowka, wszedzie razem - sam miod, cud i orzeszki. Ale do czasu... kiedy to ona poszla na studia - a jego w tym samym czasie wyciagnela do liceum zaocznego, aby zrobil mature. Ona dostala dobra prace, a on dorabial sobie to tu to tam. Jemu coraz bardziej przeszkadzalo to, ze jej sie udaje, ze zarabia dobra kase... do tego stopnia rozwinela sie jego zazrosc, ze ona stresowala sie, gdy na konto wplywala premia. Wowczas wiedziala, ze bedzie musiala sie "tlumaczyc" i go pocieszac, ze i kiedys on bedzie splenial sie zawodowo. Jednak jego chorobliwa zazdrosc tak nim zawladnela, ze rzucil prace, twierdzac, ze skoro ona tak dobrze zarabia a on tak slabo to moze ich oboje utrzymywac. Ona nie miala nic przeciwko, gdyz wierzyla, ze to chwilowo i ze mu przejdzie szybko. Tak sie nie stalo. Ona pracowala, wracala zmeczona domu a on nawet nie raczyl przygotowac cos do jedzenia. Nawet nie chcial z nia rozmawiac o tym jak bylo w pracy. Zmeczona po pracy sama przygotowaywala sobie i jemu obiad. Po jakims czasie peklo cos w niej. Juz nie mogla sobie z tym poradzic i zlozyla pozew o rozwod.
Historia napisana w wielkim skrocie, bo po drodze byla jeszcze jej walka z tym, aby zaciagnac go do poradni małżenskiej. Jej dlugie rozmowy z mezem o calym problemie.
Jak widac brak pracy u meza moze obrac nawet taki skutek.....
Szczesliwe malzenstwo - dla mnie przez dlugi czas wzor - po 5 latach po slubie zachowywali sie jak dwie papuzki nierozlaczki - slodkie slowka, wszedzie razem - sam miod, cud i orzeszki. Ale do czasu... kiedy to ona poszla na studia - a jego w tym samym czasie wyciagnela do liceum zaocznego, aby zrobil mature. Ona dostala dobra prace, a on dorabial sobie to tu to tam. Jemu coraz bardziej przeszkadzalo to, ze jej sie udaje, ze zarabia dobra kase... do tego stopnia rozwinela sie jego zazrosc, ze ona stresowala sie, gdy na konto wplywala premia. Wowczas wiedziala, ze bedzie musiala sie "tlumaczyc" i go pocieszac, ze i kiedys on bedzie splenial sie zawodowo. Jednak jego chorobliwa zazdrosc tak nim zawladnela, ze rzucil prace, twierdzac, ze skoro ona tak dobrze zarabia a on tak slabo to moze ich oboje utrzymywac. Ona nie miala nic przeciwko, gdyz wierzyla, ze to chwilowo i ze mu przejdzie szybko. Tak sie nie stalo. Ona pracowala, wracala zmeczona domu a on nawet nie raczyl przygotowac cos do jedzenia. Nawet nie chcial z nia rozmawiac o tym jak bylo w pracy. Zmeczona po pracy sama przygotowaywala sobie i jemu obiad. Po jakims czasie peklo cos w niej. Juz nie mogla sobie z tym poradzic i zlozyla pozew o rozwod.
Historia napisana w wielkim skrocie, bo po drodze byla jeszcze jej walka z tym, aby zaciagnac go do poradni małżenskiej. Jej dlugie rozmowy z mezem o calym problemie.
Jak widac brak pracy u meza moze obrac nawet taki skutek.....
Raczej Ty powinnaś czytać dokładnie :)... Piszę o poglądach Twojego męża, o niczym innym. Przecież wiem np. o Twoich studiach, bo sama coś ostatnio Ci doradzałam odnośnie zajęć.
Z doświadczenia moich bliskich wiem, że lepiej nie słuchać takich rad męża... Choćby miał najlepsze intencje. A po urodzeniu dzieci wydaje to się szczególnie kuszące...
Z doświadczenia moich bliskich wiem, że lepiej nie słuchać takich rad męża... Choćby miał najlepsze intencje. A po urodzeniu dzieci wydaje to się szczególnie kuszące...
powiem, Tobie szczerze kłótniami i wstrząsaniem nic nie zmienisz facet musi miec to w naturze, że powinnien utrzymać żonę i dom.
Uważam, że powinnaś z nim szczerze porozmawiać i tyle jeżeli mu nie zależy na tym, żeby być lepszy to dalsza kwestia należy do Ciebie.
Ale wszystko zależy od układu niktóre kobiety są głównodowodzące w związku i wszystkim to na rękę.
Uważam, że powinnaś z nim szczerze porozmawiać i tyle jeżeli mu nie zależy na tym, żeby być lepszy to dalsza kwestia należy do Ciebie.
Ale wszystko zależy od układu niktóre kobiety są głównodowodzące w związku i wszystkim to na rękę.
no właśnie, facet powinien to mieć w naturze... być może za kilka lat zmądrzeje ale czy warto czekać i ryzykować że jednak może nie zmieni się? lubię facetów którzy chcą robić coś innego, twórczego, ale jak nie ma pracy to bierzesz co jest a jak sie nadarza okazja na pracę związaną z pasją to wtedy się o tym zaczyna myśleć.... gdybyśmy ja albo mój Narzeczony czekali na pracę z marzeń to byśmy nigdy ślubu nie wzieli ani domu nie mieli :)
nieciekawa sytuacja. Dziewczyny mają rację potrząśnij nim tak ostro i niech decyduje czy chce byc z toba czy chce nadal "marzyc". To nie jest żaden materializm, tylko zastanow sie co bedzie kiedy np urodzisz dzidziulka?? na niego przecież nie będzesz mogla liczyc. Porozmawiaj szczerze i powiedz ci nie pasuje. Wjedz narzeczonemu na ambicje, to chyba najbardziej działą na facetów.
Znam takich mezczyzn którzy maja zone i dzieci i sa minimalistami jesli chodzi o zarabianie pieniedzy. On bardzo kocha dzieci, zone, ale to na jej glowie spoczywa zabezpieczenie finansowe rdoziny i w sumie chyba juz teraz nie widac po niej aby byla szczesliwą kobietą. Moim zdaniem to taki typ czlowieka, i albo dostanie kopniaka w tylek i sie zmieni albo Ty bedziesz musiala byc twarda i miloscia przezywciezac wszystko, nawet zmeczenie, ktore zapewne bedziesz odczuwac pracujac za dwoje.
MOj Kochany jest z a to takim pracusiem, ze zaczynam sie martwic ze popada w pracoholizm , co tez nie jest dobre ale z dwojga zlego...

MOj Kochany jest z a to takim pracusiem, ze zaczynam sie martwic ze popada w pracoholizm , co tez nie jest dobre ale z dwojga zlego...


Mipka nikt za Ciebie tego nie rozwiąże:( Padają odpowiedzi mówiące, że powinnaś go zostawić - jednak wypływają one z ust osób, które nie sa emocjonalnie z tą sprawą związane, czyli jak dla mnie wiele nie wnoszą;) Nie byłam w takiej sytuacji więc nie wiem jak bym zareagowała... żadna nie wie w 100% jeśli sama tego nie przeżyła
Nie do konca go utrzymuje, w jakiejs tam czesci on partycypuje we wspólnych kosztach, niestety w minimalnej i nie ma płynnosci finansowej - czyli dzis zrobi zakupy, ale przez kolejne 5 dni wszytsko bedzie na mojej głowie bo on sie spłukał, w niedziele jakis grosz mu wpadnie wiec zabierze mnie do kina, ale zaplanowac wakacji nie mozemy bo on nie wie czy uzbiera i odłozy. Zawsze twierdzi ze da rade, ale potem sie okazuje ze np musi pozyczyc, potem jak cos zarobi to oddaje długi itd. Jak ja mówie ze mam dosyc to on odpala że przecież zrobił zakupy. wiec problemem jest chyba własnie jego minimalizm i to ze ja nie umiem nim wstrząsnąć. Ze względów emocjonalnych to raz, i dwa - technicznie nie wiem jak to zrobic niestety.
ale lipa... :(
sluchaj- moze nie sluchaj naszych rad.. bo my nie siedzimy w waszym zwiazku.. sama powinnas najlpiej wiedziec co i jak zrobic... znasz go znasz siebie.... moze sprobuj znow spokojnie ale stanowczo z nim porozmawiac...... nie musi zbijac kokosow ale wazne zeby mial jakas stala prace.... chodzi przeciez o wasze bezpieczenstwo...
sluchaj- moze nie sluchaj naszych rad.. bo my nie siedzimy w waszym zwiazku.. sama powinnas najlpiej wiedziec co i jak zrobic... znasz go znasz siebie.... moze sprobuj znow spokojnie ale stanowczo z nim porozmawiac...... nie musi zbijac kokosow ale wazne zeby mial jakas stala prace.... chodzi przeciez o wasze bezpieczenstwo...
mipka, ale czego nie wiesz??po prostu, usiądz z nim i powiedz, co leży Ci na sercu, że dla Ciebie takie życie to nie życie, że nie potrafisz funkcjonować w zawieszeniu, co pokaże nam jutro, chcesz pewne rzeczy planować, potem je realizować, a przy takim trybie jego życia, nie masz takiej możliwości!!chcesz mieć jakąś stabilizację i wytłumacz mu, że nie chodzi Ci o to, żeby zarabiał kokosy, ale żeby w ogóle gdzieś pracował, że lepiej by się sam czuł wiedząc, że może sobie pozwolić na to, czy na tamto, a przy okazji byłoby Wam łatwiej. Nie chcę Ci tu kadzić, bo nie znam Was, ani waszego "klimatu", uważam, że tylko rozmową możesz coś zdziałać, bo opcja "zamknij lodówkę na klucz" jest wg mnie niepoważna:)))oczywiście to mój punkt widzenia, może się nie sprawdzić...dlatego przyjmij moje słowa z dystansem:))
własnie chciałabym posłuchac rad kogos obcego, albo raczej dowiedziec sie jak ktos inny postąbiłby w podobnej sytuacji. Bo mi wydaje sie ze wykorzystałam juz wszystkie mozliwosci (poza ostatecznoscią jaką jest zakonczenie zwiazku, co jak mówiłam wczesniej wydaje sie emocjonalnie i technicznie niemozliwe) Ostatnia stanowcza rozmowa skonczyła sie jego stwierdzeniem - "nie mów mi ze jestem gorszy"
Poza tymi problemami jest on wspaniałym człowiekiem, prawdziwym przyjacielem, z wielkim sercem, wiec jak usłyszałam ten jego tekst to po prostu sie zamknęłam, nie wiem czy mozna kogos przestac kochac dlatego ze jest mało zaradny i nie wykazuje zyciowej inicjatywy??
Poza tymi problemami jest on wspaniałym człowiekiem, prawdziwym przyjacielem, z wielkim sercem, wiec jak usłyszałam ten jego tekst to po prostu sie zamknęłam, nie wiem czy mozna kogos przestac kochac dlatego ze jest mało zaradny i nie wykazuje zyciowej inicjatywy??
"nie mów mi że jestem gorszy"..... nie ma to jak odwrócić kota ogonem.....
i co zawsze tak może być, on ci da odczuć, że to ty go krzywdzisz, ona wyjdzie na ofiarę a ty na złą, heterę i materialistkę..... ty podkulisz ogon, bo będzi ci go żal, a on dalej będzie dorabiał zamiast zarabiał...
napisz prosze czy on nie ma żadnych potrzeb? skąd on bierze kase na przyjemności? za co wychodzi z kolegami? kto mu kupuje ciuchy? ty?
i co zawsze tak może być, on ci da odczuć, że to ty go krzywdzisz, ona wyjdzie na ofiarę a ty na złą, heterę i materialistkę..... ty podkulisz ogon, bo będzi ci go żal, a on dalej będzie dorabiał zamiast zarabiał...
napisz prosze czy on nie ma żadnych potrzeb? skąd on bierze kase na przyjemności? za co wychodzi z kolegami? kto mu kupuje ciuchy? ty?
no własnie wszelkie przyjemnosci z tego co dorobi, (ja mu ciuchów nie kupuje - tzn tylko w ramach prezentów z róznych okazji) wszelkie własne rachunki typu telefon - z tego co dorobi (wiec czesto z opóznieniem wpłacane, bo nie zawsze ma kase na czas), codzienne wydatki typu jedzenie- z tego co on dorobi plus giga cześć z tego co ja zarobie, nasze wspólne rachunki - z tego co ja zarobie i jak on dorobi i mu zostanie po wydatkach wyżej to sie CZASEM dołoży. Generalnie zawsze dzieli skóre na niedzwiedziu jesli chodzi o wszelkie wydatki.
Dziwne, że nie znalazła się tutaj ani jedna osoba, która potrafiłaby zaakceptować taki (kobieta pracuje, mąż zajmuje się domem) związek, choćby u znajomych :)
Jeżeli kobieta nie pracuje, to według wielu z Was jest wszystko OK, a facet to w takim przypadku zwykły leń... Gdzie równouprawnienie?
Uważam, że wszystko zależy od wspólnych ustaleń, najlepiej jeszcze przed ślubem. Sama znam jedną parę, w której to kobieta jest niemal pracoholiczką i zarabia bardzo dużo, a mąż dba o dzieci i dom, podtyka żonie wszystko pod nos i trochę maluje... Są szczęśliwym małżeństwem od ponad 30 lat...
Mipka, może jesteś w stanie zaakceptować taki układ?
Jeżeli kobieta nie pracuje, to według wielu z Was jest wszystko OK, a facet to w takim przypadku zwykły leń... Gdzie równouprawnienie?
Uważam, że wszystko zależy od wspólnych ustaleń, najlepiej jeszcze przed ślubem. Sama znam jedną parę, w której to kobieta jest niemal pracoholiczką i zarabia bardzo dużo, a mąż dba o dzieci i dom, podtyka żonie wszystko pod nos i trochę maluje... Są szczęśliwym małżeństwem od ponad 30 lat...
Mipka, może jesteś w stanie zaakceptować taki układ?
Aghata, ja akceptuję, napiszałam to wyżej w swoim poście cyt: sama jestem zdania, że nie koniecznie tylko mężczyzna musi zarabiać na dom, kobietom też to nieźle wychodzi:)), też znam takie pary, gdzie teraz mąż jest na tacierzyńskim, a żona super zarabia:))tylko, że im obojgu taki układ pasuje, a tu z tego co widać tak nie jest...
nIE JESTEM W STANIE tego zaakceptowac na zawsze, przez ostatnie lata akceptowałam to bo po róznych awanturach jakąś prace znajdował, ale tak jak pisałam, byle jaką i na krótko - ale zamykał mi tym usta, tylko po kilku miesiącach cała sytuacja na nowo wracała do "normy" i po prostu teraz po tylu latach to wszystko sie nagromadziło dlatego o tym pisze.
to cos co mi nie pasuje - to fakt ze nie mam poczucia bezpieczenstwa i wsparcia materialnego, czuje ze wszystsko w tych kwestiach zalezy ode mnie, nie mówie ze chce odwrócić role, ale chce zeby nasz wkład i zaangazowanie były co najmniej równe, naprawde zazdroszcze tym z Was które mają możliwosc wyboru - pracują bo chcą a nie muszą, bo mąż jest odpowiedzialny i zapewnia im ten komfort.
no własnie, tylko ze mam wrazenie ze dla niego, po tylu rozmowach, tez moze to byc problem, tylko sie do tego nie przyznaje, taki sposób na zycie - jakos to będzie, a do tego jest bardzo pogodnym człowiekiem i ma ogromne poczucie humoru i najczesciej jak ja wyłuszczam te problemy - to on wszytsko obraca w żart . Czyli zasada - jak sie nie mówi o problemamch to ich nie ma. Ale juz tak nie moge :(
Zycie niestety sklada się z trudnych wyborów, zostaniesz przy nim , to albo bedziesz konsekwentnie walczyc o zmiane albo zaakceptujesz jego takim jakim jest , odejdziesz, bedziesz walczysz sama z soba by o nim zapomniec.Ale nie mozesz dopuscic do tego aby Twoje zycie zamienilo sie w ciąglą walkę. Moze skoro nie umiesz zostawic , powiedz ze chcesz przemyslec wszytsko, ze chcesz czasu -tzn odpoczac ( choc to nie ejst dobre dla zwiazku podobno) , moze wlasnie to go zmobilizuje, a jak nie to wybierz tzw mniejsze zlo i dla Ciebie i dla niego...trudno tu podsuwac i radzic cokolwiek bo kazda z nas jest tu inna ma inne potrzeby i poglady na zycie i tyle bedziesz miala rad co osob tu piszacych. :(



Dzięki dziewczyny za wszystko co tu piszecie. To taka "upierdliwa" sytuacja, tak żle i tak niedobrze ( wiem ze zdarzają sie większe dramaty w życiu, a moja sytuacja jest po prostu jedynie "nie do zniesienia na dłuższą metę, ale mnie bardzo, bardzo męczy)
Wiecie co, moze to jakas moja nadwrazliwosc, ale ja bardzo cenie ludzi z dobrym sercem - a on taki jest, dlatego tak mi cięzko podjąć jakies drastyczne kroki. Emocjonalnie - jestesmy super parą, natomiast myśląc zdroworozsądkowo - są zgrzyty. Odwieczna walka miedzy sercem a rozumem ...
Wiecie co, moze to jakas moja nadwrazliwosc, ale ja bardzo cenie ludzi z dobrym sercem - a on taki jest, dlatego tak mi cięzko podjąć jakies drastyczne kroki. Emocjonalnie - jestesmy super parą, natomiast myśląc zdroworozsądkowo - są zgrzyty. Odwieczna walka miedzy sercem a rozumem ...
Mipka jesteście razem nie od tygodnia, więc to normalne, że nie potrafisz tak poprostu odejść... Ale powiedzonko naszych mam "sama miłość nie wystarczy" jest niestety prawdziwe...
Decyzja o rozstaniu nie jest łatwa, ale sama musisz przed soba się przyznać ile jeszcze zniesiesz... Lepiej rozstac sie teraz, niż zapędzić się w lata, ślub i dzieci, a później stwierdzić, że już nie możesz:(
Decyzja o rozstaniu nie jest łatwa, ale sama musisz przed soba się przyznać ile jeszcze zniesiesz... Lepiej rozstac sie teraz, niż zapędzić się w lata, ślub i dzieci, a później stwierdzić, że już nie możesz:(
Też tak uważam.
Mipka, z Twoich postów wynika, że nie zaakceptujesz odwróconych ról w związku, będziesz się w nim źle czuć...
Ostatnio przeczytałam, że jeden specjalista już na pierwszy rzut oka umiał ocenić, czy małżeństwo przetrwa. Szukał na twarzach małżonków pogardy i braku szacunku. Słowa "leniwy, niezorganizowany, mało przedsiębiorczy mąż" są chyba dobrą drogą do rozstania...
Mipka, z Twoich postów wynika, że nie zaakceptujesz odwróconych ról w związku, będziesz się w nim źle czuć...
Ostatnio przeczytałam, że jeden specjalista już na pierwszy rzut oka umiał ocenić, czy małżeństwo przetrwa. Szukał na twarzach małżonków pogardy i braku szacunku. Słowa "leniwy, niezorganizowany, mało przedsiębiorczy mąż" są chyba dobrą drogą do rozstania...
popieram Agathę.... a poza tym teraz to jeszcze pół biedy, ale nie wyobrażam sobie urodzic dziecko takiemu mężczyźnie, co ja bym zrobiła? Poszłabym na macierzyńskie i sklejała w domu koperty żeby zapłacić rachunki? Dziecko oznacza sporo wydatków i to nie jednorazowych, bałabym się pakować w taki związek i to moje zdanie zdroworozsądkowe
myślę że dobrze że nas zapytałaś, bo własnie nie mając emocjonalnego stosunku do sprawy widzimy trzeźwo sytuację
myślę że dobrze że nas zapytałaś, bo własnie nie mając emocjonalnego stosunku do sprawy widzimy trzeźwo sytuację
Też znam taką sytuację - koleś super gość, gitarka, ognisko, zabawa, poczucie humoru, miły, serdeczny, zawsze pomoże, do rany przyłóż... ale to właśnie mu wystarcza. Byle mieć gdzie się wyspać i co zjeść. Wszyscy go lubią, ale żona go zostawiła i każda babka po jakimś czasie widzi, że te miłe i skądinąd wartościwe cechy do życia we dwoje, a co dopiero troje czy czworo nie wystarczą... A koleś ma 40 coś lat i nadal się tak buja po świecie... Ale wiecie co? On jest tak szczęśliwy! Ja uważam że on, czyli ta kontkretna osoba którą opisuję nie nadaje sie do małżeństwa.
ja sie rozstalam po 5 letnim w zwiazku, i moze powod nie ten sam ale moje samopoczucie bylo podobne do Twojego, pewnych rzeczy nie udalo mi sie zrozumiec przez te 5 lat i odeszlam...nie bylo łatwo, wspomnienia, tesknota w jakis sposob ale chyba do tego aby miec kogos...teraz wiem ze wybralam najlepsza ze wsyztskich mozliwych dróg... czasem warto zaryzykowac i zmienic swoje zycie...ale to tylko przyklad,nie znamy Twego mezczyzny moze on sie boi zycia i nie chce obowiazkow, dlatego tak zyje jak zyje. Ale zastanow sie ile bedziesz czekac na uksztaltowanie jego dojrzalosci...moze on potrzebuje kobiety u ktorej bedzie pod pantoflem, ale z tegoco widac Ty potrzebujesz mezczyzny ktory sie Toba zaopiekuje i zapewnie bezpieczenstwo (i nie chdozi mi tylko o strone materialna!!!)



nie watpie w to ze nie jestes...ja tez pracuje i swietnie sobie radze ale dzieki mojemu ukochanemu mam psychiczny komfort ze on sobie poradzi gdy ja nie bede w stanie -np.ciąza, porod , dziecko i ze bedzie umial się nami zaopiekowac- to najproszty przyklad ...
ja musialam mojego bylego postawic w takich sytaucjach i niestety spelnily sie moje najorsze wizje...nie jestemy razem 3 lata a z tego co mi wiadomo nic sie nie zmienil, ale znalazl kogos kto jego cechy zaakceptowal w pelni :):)

ja musialam mojego bylego postawic w takich sytaucjach i niestety spelnily sie moje najorsze wizje...nie jestemy razem 3 lata a z tego co mi wiadomo nic sie nie zmienil, ale znalazl kogos kto jego cechy zaakceptowal w pelni :):)

