Widok
staże z urzędu - to robota dla znajomych. Urzędnik chce zarobić kasę, to przynosi do urzędu ofertę stażu. A potem wysyłają stażystów na rzeź. Jeśli jest za ciężko to nic się nie da zrobić, bo stażyście nie wolno zrezygnować. Moje doświadczenia ze stażu są jak najgorsze - zorganizowali koszmarną pracę, nadmiar obowiązków, a Urząd Pracy nie reagował.
PIP może zrobić kontrolę, ale nie ukarać - szczególnie jeżeli inni pracownicy będą kłamać, że wszystko jest ok. A na ogół mili współpracownicy kłamią, bo: - chcą mieć pracę, dobre stosunki z szefem, są umoczeni w jakieś dziwne sprawki, są podpłaceni lub szantażowani.. Odwaga niestety w ludziach zardzewiała.....
Mam straszne doświadczenia ze stażu z urzędu. W 2014 wysłali mnie na staż w bardzo dziwne miejsce, niby miała być praca biurowa, ale okazało się, że to będzie ciężka praca w magazynie - codziennie wielkie ciężary do noszenia. Prośby do urzędu pracy o rzeczywisty zakres obowiązków nie były słuchane. Skutkowały pokrzykiwaniem urzędników na mnie. Żałuję tylko, że mam nagrań z tych rozmów, bo może wtedy ludzie posłuchaliby jakich mamy wybitnych specjalistów w urzędach.
Byłem w życiu na 2-óch stażach. Pierwszy dobrze wspominam, był w 2008 r. (IT/usługi) Był to ten sam pracodawca u którego odbywałem praktyki ze szkoły policealnej. Dość duża odpowiedzialność i samodzielność jak na staż, no i zaufanie ze strony pracodawcy (było co spieprzyć po prostu) i dodatkowo wpadła czasem jakaś kaska pod stołem ;) Staż był w wakacje i przerwałem go ze względu na rozpoczęcie studiów.
Drugi staż miałem w 2015r. (Firma produkcyjna i oficjalnie dział logistyki ale tak naprawdę to była praca na magazynie i potem przerzucenie do utrzymania ruchu). Ogólnie to miałem wrażenie, że firma miała podejście takie, że mogą mieć darmowego robola to czemu by nie skorzystać? Żeby ta praca jeszcze cały czas była ale większość czasu do było albo ściemnianie, że coś się robi albo przerzucanie/liczenie komponentów, pakowanie towarów na wysyłkę (firma z branży metalowej/obróbka cnc). Po kilku miesiącach mnie przerzucili do utrzymania ruchu i tu już prawie cały dzień to było siedzenie na necie... A najlepsze jest to że jak byłem na rozmowie w firmie przed przyjęciem na staż to firma oferowała staż do działu jakości. Ale że tu by za dużo musieli czasu tłumaczyć stażyście (rysunek techniczny, przeróżne badania wytrzymałościowe/pomiarowe wyrobów metalowych) a widzieli, że się chłop garnie do roboty to wzięli go do przewalania "hantli" na magazyn... Po stażu dali umowę o pracę na trzy miesiące (obowiązkowe minimum ze strony pracodawcy po stażu), pensja minimalna. Aha, "a pieprzę to siedzenie na tyłku" i po miesiącu złożyłem wypowiedzenie i byłem już na zleceniu u innego pracodawcy ale przynajmniej czegoś się nauczyłem u niego.
Nie miałem się godzić na jakieś zmiany działów, miałem być od początku w jakości i tyle - tu był mój błąd. Cóż, firma miała dobre opinie i naprawdę chciałem się czegoś nowego nauczyć a nie siedzieć całe życie na produkcji. W jakości pewnie bym się czegoś nauczył...
Więc na staż warto iść gdy:
- wiecie, że się czegoś nauczycie (oferty na stanowiska typu pokojowa pozostawię bez komentarza)
- będzie na pewno ktoś, komu się będzie chciało was szkolić (bo wam się uczyć jak najbardziej chce, ale to musi działać w dwie strony)
- nie będziecie popychadłem od wszystkiego (albo od niczego)
- jest duża szansa na zatrudnienie po stażu, a nie że pseudopracowca se szuka kolejnego jelenia
- szanowalibyście człowieka, który pracuje dla was za darmo? No właśnie... (aczkolwiek przyuczanie i poświęcony czas stażyście można na siłę podciągnąć pod formę zapłaty)
- a w ogóle to ja bym szedł na staż tylko do znajomego w celu zalegalizowania współpracy.
Drugi staż miałem w 2015r. (Firma produkcyjna i oficjalnie dział logistyki ale tak naprawdę to była praca na magazynie i potem przerzucenie do utrzymania ruchu). Ogólnie to miałem wrażenie, że firma miała podejście takie, że mogą mieć darmowego robola to czemu by nie skorzystać? Żeby ta praca jeszcze cały czas była ale większość czasu do było albo ściemnianie, że coś się robi albo przerzucanie/liczenie komponentów, pakowanie towarów na wysyłkę (firma z branży metalowej/obróbka cnc). Po kilku miesiącach mnie przerzucili do utrzymania ruchu i tu już prawie cały dzień to było siedzenie na necie... A najlepsze jest to że jak byłem na rozmowie w firmie przed przyjęciem na staż to firma oferowała staż do działu jakości. Ale że tu by za dużo musieli czasu tłumaczyć stażyście (rysunek techniczny, przeróżne badania wytrzymałościowe/pomiarowe wyrobów metalowych) a widzieli, że się chłop garnie do roboty to wzięli go do przewalania "hantli" na magazyn... Po stażu dali umowę o pracę na trzy miesiące (obowiązkowe minimum ze strony pracodawcy po stażu), pensja minimalna. Aha, "a pieprzę to siedzenie na tyłku" i po miesiącu złożyłem wypowiedzenie i byłem już na zleceniu u innego pracodawcy ale przynajmniej czegoś się nauczyłem u niego.
Nie miałem się godzić na jakieś zmiany działów, miałem być od początku w jakości i tyle - tu był mój błąd. Cóż, firma miała dobre opinie i naprawdę chciałem się czegoś nowego nauczyć a nie siedzieć całe życie na produkcji. W jakości pewnie bym się czegoś nauczył...
Więc na staż warto iść gdy:
- wiecie, że się czegoś nauczycie (oferty na stanowiska typu pokojowa pozostawię bez komentarza)
- będzie na pewno ktoś, komu się będzie chciało was szkolić (bo wam się uczyć jak najbardziej chce, ale to musi działać w dwie strony)
- nie będziecie popychadłem od wszystkiego (albo od niczego)
- jest duża szansa na zatrudnienie po stażu, a nie że pseudopracowca se szuka kolejnego jelenia
- szanowalibyście człowieka, który pracuje dla was za darmo? No właśnie... (aczkolwiek przyuczanie i poświęcony czas stażyście można na siłę podciągnąć pod formę zapłaty)
- a w ogóle to ja bym szedł na staż tylko do znajomego w celu zalegalizowania współpracy.
Byłam na 2 stażach jako pracownik biurowy. Z pierwszego byłam zadowolona, czegoś się nauczyłam. Za to drugi staż był kompletną porażką. Czułam się jak mebel, nic się nie nauczyłam i nawet wprost mi powiedziano że jestem tylko stażystką i po mnie przyjdzie następna więc nie będą sie wysilać i uczyć mnie czegokolwiek. Najbardziej mi żal straconego tam mojego czasu .
Tego drugiego stażu nie mogłam już odmówić w PUP-ie bo zostałabym wyrejestrowana.
Tego drugiego stażu nie mogłam już odmówić w PUP-ie bo zostałabym wyrejestrowana.
PUPy w Polsce to fikcja. Przecież dużo o tym piszą. Nie dziwię się że chcą je zlikwidować. Praca i dotacje tylko dla swoich. Pracownikowi z wieloletnim doświadczeniem zaoferować mogą tylko staż, za który biorą dużą kasę z UE a stażyście dają ochłapy. Oferty pracy prawdziwe tylko na stanowiska typu sprzątacz.
Czasami wysyłają bezrobotnego na fikcyjne oferty pracy, a później oferują pomoc psychologa z urzędu będącego członkiem rodziny jakiegoś pracownika z PUP.
Czasami wysyłają bezrobotnego na fikcyjne oferty pracy, a później oferują pomoc psychologa z urzędu będącego członkiem rodziny jakiegoś pracownika z PUP.
Byłam 2 lata temu na stażu z urzędu pracy w sadzie okręgowym we Włocławku. 6 miesięcy on trwał. Jest tam się tania siła robocza. Z urzędu pracy. Sad przyjmuje na staż na 6 miesięcy. Zatrudnia tylko po stażu na miesiąc na umowę o pracę. Jest się wykorzystywanym przez pracowników tam pracujących. Zrób to zrób tam to. Niczego nie chcą nauczyć nie robi się tego co jest napisane w harmonogramie stażu. Nie masz przerwy na śniadanie. Za to pracownicy mają czas na w telefonie budowanie papierosy i pogawentki. Taki wyzysk jest stażystów.