Widok
Rozwód
Witam,
mam pytanko: żona wyprowadziła się, emocjonalnie mnie nie potrzebuje, dzieci też jej czasami zawadzają. Czy w takim razie wnioskować o rozwód bez winy, ze wskazaniem jej winy, czy w ogóle machnąć na nią ręką i zacząć sobie szukać kogoś bez rozwodu? I tu pytanie pomocnicze: czy formalne istnienie dawno martwego związku ma dziś dla kobiet jakieś znaczenie, czy nie?
mam pytanko: żona wyprowadziła się, emocjonalnie mnie nie potrzebuje, dzieci też jej czasami zawadzają. Czy w takim razie wnioskować o rozwód bez winy, ze wskazaniem jej winy, czy w ogóle machnąć na nią ręką i zacząć sobie szukać kogoś bez rozwodu? I tu pytanie pomocnicze: czy formalne istnienie dawno martwego związku ma dziś dla kobiet jakieś znaczenie, czy nie?
Bez powodu się nie wyprowadziła.
Poza tym, zbyt wiele niewiadomych w tym co napisałeś. Rozwód pewny?
Jeśli żona wyprowadziła się z dziećmi to raczej jej nie przeszkadzają.
Z czyjej winy ? Trudno coś powiedzieć, bo informacje skąpe.
Pytanie pomocnicze, które zadałeś jest dość lakoniczne: "Formalne istnienie dawno martwego związku ma dziś dla kobiet jakieś znaczenie?". Formalnie jesteście małżeństwem. Koniec kropka.
Inną sprawą jest ustanie pożycia małżeńskiego. Czy to ma dla kobiet jakieś znaczenie? No ba. Oczywiście. Zwłaszcza dla takiej, która chce rozwodu.
Zbyt mało przekazałeś informacji, aby móc powiedzieć więcej.
Poza tym, zbyt wiele niewiadomych w tym co napisałeś. Rozwód pewny?
Jeśli żona wyprowadziła się z dziećmi to raczej jej nie przeszkadzają.
Z czyjej winy ? Trudno coś powiedzieć, bo informacje skąpe.
Pytanie pomocnicze, które zadałeś jest dość lakoniczne: "Formalne istnienie dawno martwego związku ma dziś dla kobiet jakieś znaczenie?". Formalnie jesteście małżeństwem. Koniec kropka.
Inną sprawą jest ustanie pożycia małżeńskiego. Czy to ma dla kobiet jakieś znaczenie? No ba. Oczywiście. Zwłaszcza dla takiej, która chce rozwodu.
Zbyt mało przekazałeś informacji, aby móc powiedzieć więcej.
A tak, zapomniałem, że wyprowadziła się z rozpoczęciem pandemii, bo zaczął się upadek cywilizacji. Ja dobry człowiek, ale jednak hacjendy na wsi jej nie zbudowałem. No i mam zbyt niskie wibracje, poza tym duchowo sę nie rozwijam.
A dzieci to jej czasami nie przeszkadzają na wakacjach. Bo w czasie roku szkolnego są ze mną. A i w lipcu w ub.r. podesłała mi je w połowie miesiąca, bo miała ich dosyć; są niewdzięczne, pyskate i leniwe:-)
Mówi kobieta, która od 2008 do 2022 była na macierzyńskim/wychowawczym/chorobowym, oczywiście, dla dobra dzieci (obecnie bezrobotna, nawet zarejestrować się jej nie chciało).
A dzieciom dziś na dobranoc książkę czytał tatuś, bo mamusia nie zwykła tego czynić. Podobnie z obiadem (ona je mało, więc nie są one potrzebne).
Sorki, tak piszę na spokojnie, ale widzę, że przyzwyczaiłem się do narzuconego mi wariatkowa. Bo to wszystko nie jest normalne.
A dzieci to jej czasami nie przeszkadzają na wakacjach. Bo w czasie roku szkolnego są ze mną. A i w lipcu w ub.r. podesłała mi je w połowie miesiąca, bo miała ich dosyć; są niewdzięczne, pyskate i leniwe:-)
Mówi kobieta, która od 2008 do 2022 była na macierzyńskim/wychowawczym/chorobowym, oczywiście, dla dobra dzieci (obecnie bezrobotna, nawet zarejestrować się jej nie chciało).
A dzieciom dziś na dobranoc książkę czytał tatuś, bo mamusia nie zwykła tego czynić. Podobnie z obiadem (ona je mało, więc nie są one potrzebne).
Sorki, tak piszę na spokojnie, ale widzę, że przyzwyczaiłem się do narzuconego mi wariatkowa. Bo to wszystko nie jest normalne.
Ściemniasz. Kobieta bez pracy, bez przyszłości, bez perspektyw nigdzie się nie wyprowadzi. Po prostu miała ciebie dość i od ciebie uciekła. Kobiety w ten sposób nie funkcjonują. Nie są samobójcami, żeby w samych gaciach, bez zabezpieczenia wyprowadzać się z domu. Bo mąż miał nie takie wibracje. Może ci ręką wibrowala za mocno i ona miała już dosyć? Jakbyś miał argumenty na rozwód z wina, to byś czterech na forum nie zawracał.
Jeżeli jesteście zgodni co do tego, że nie chcecie już ratować małżeństwa, to chyba pozostaje dogadać się i się rozwieść. Wbrew pozorom chyba łatwiej będzie dogadać się teraz niż kiedy każde z Was zacznie układać sobie życie na nowo i zaczną się w to mieszać kolejne osoby. Poza tym szukając sobie kogoś a pozostając formalnie w związku małżeńskim ryzykujesz pozew o rozwód z orzeczeniem o Twojej winie. No i będziesz siedział jak na tykającej bombie, nie wiedząc kiedy i z czym Twoja małżonka pójdzie do sądu. Bo to, że Ty machniesz ręką nie oznacza, że ona też tak zrobi. A już w ogóle jak sobie kogoś znajdziesz ;) Rozwód to na pewno nic przyjemnego, ale odkładanie tej decyzji też może mieć konsekwencje. Pogadaj z prawnikiem od spraw rodzinnych.
Rzecz w tym, że ja bym i ratował, tyle, że z jej strony odzew jest tylko deklaratywny. Byłem ostatnio w szpitalu operowany pod narkozą, czego się obawiałem. Żona obawy zlała, potrzeby zainteresowania mną nie wykazała, a dobiło mnie jej pytanie: a w którym ty szpitalu w ogóle jesteś?
Trudno dostawać w związku mniej.
A co do ryzyka... hm, skoro dwa lata temu się wyprowadziła oświadczając, że nie musi być dłużej moją żoną, to chyba ciężko by było przypisać mi winę? Skoro zakupy, rachunki to była moja domena, nadskakiwania z mojej strony było aż nadto, dzieciaki ogarnięte, a w dodatku mam w papierach zrobioną w tajemnicy obdukcję, bo się połowica za bardzo podekscytowała w rozmowie ze mną?
Musisz się zastanowić czego chcesz. Albo chcesz jeszcze dać szansę żonie albo nie. Jeśli tak, to jaki jest sens szukania kogoś innego? Jeśli nie, to jaki jest sens trwania tego małżeństwa tylko na papierze? A co do przypisywania winy, to w sądzie liczą się fakty, które jesteś w stanie udowodnić. Twoje słowa nie będą miały znaczenia jeśli małżonka będzie im zaprzeczać i nie będzie można stwierdzić kto mówi prawdę. Powody wyprowadzki teoretycznie mogły być różne, także zawinione przez Ciebie. Jeżeli żona będzie chciała pójść z Tobą na noże, to możesz spodziewać się wszystkiego tylko nie prawdy z jej strony. Dlatego najlepszą opcją byłoby się dogadać. A większa szansa na to jest wtedy kiedy decyzja o rozwodzie będzie wspólna. Jeżeli żona deklaruje chęć ratowania związku i Ty też tego chcesz, to trzeba podjąć jakieś kroki w tym kierunki. Jeżeli macie dość, to trzeba zacząć się dogadywać co do opieki nad dziećmi, alimentów, itd. Możesz dalej żyć w zawieszeniu, ale jaka jest szansa, że dzięki temu sprawy przyjmą korzystny dla Ciebie obrót?
Czego chcę? Buziaka na dobranoc i przytulenia na dzień dobry:-) Niestety, dwa lata wyleczyły człowieka ze złudzenia, że MUSI to być żona. Bo nie musi.
Szantaży i kłamstw się nie boję, a jedyny powód, który mogłaby ewentualnie podać (błaźniąc się przy tym) byłbym nie dość wysoki w stosunku do jej oczekiwań standard materialny. Ale na to artykułu w kodeksie rodzinnym nie ma. Za to o obowiązku wspólnego pożycia, funkcjonowania i mieszkania - jak najbardziej.
Co do zawieszenia miałem nadzieję, że odpowiednio wstrząśnie nią życie (przez utratę pracy, mieszkania czy koronawirusa, którego ostentacyjnie zlewała), ale to jakaś diabelska fuksiara, która okręca sobie każdego u palca.
Czasem dystans jest potrzebny, żeby wyzbyć się nagromadzonego żalu i zatęsknić za tym, co było dobre. Bywa też tak, że tego żalu zgromadziło się zbyt wiele i już nic nie jest w stanie tego naprawić, bo pewne granice zostały przekroczone. Sam musisz ocenić jak jest w Waszym przypadku. Smutne jest to, że ludzie często nie widzą potrzeby rozmowy i wyjaśniania sobie różnych spraw dopóki nie jest bardzo źle. A jak już jest bardzo źle, to może być na to za późno. Pytasz o to, czy się rozwodzić, czy nie a tak naprawdę nie podjąłeś jeszcze decyzji, że chcesz odejść od żony. Nadal czekasz aż ona okaże wolę walki o związek. A to czekanie boli i pozbawia sił. Albo się doczekasz albo przyjdzie moment, w którym będziesz miał dość czekania. Dbaj o siebie i otaczaj pozytywnymi ludźmi, żeby Ci nie zabrakło sił.
Niestety, to, co było dobre, to już raczej tylko przeszłość. Tęsknota za nią przyniosłaby tylko ból. A cierpienie wcale nie uszlachetnia. Sam widzę po sobie, jak łatwo wpaść w cynizm i lekceważenie.
Czy formalnie jestem wolny, czy nie, nie ma żadnego znaczenia wobec faktu, że potrzeba bliskości wciąż pozostaje niezaspokojona.
A nie jestem jak dawniej przywiązany do konwenansu, że czegoś mi w małżeństwie nie wolno. Bo tak na nie patrząc to jest ono więzieniem. A ja się w nim zamknąć nie dam.
Obecność pozytywnych ludzi małżeństwu nie służy:-) Za wiele dobrego dostaję od nich za friko, by nie bolał kontrast z zachowaniem żony...
Potrzeba bliskości potrafi czasem zwieść na manowce. I sprawić, że człowiek tkwi w czymś co nie ma racji bytu nawet jeśli czuje, że nie jest to dla niego dobre. Wpakowanie się w toksyczny związek jest łatwe. Za to stworzenie dobrej relacji na całe życie chyba graniczy z cudem. Co nie znaczy, że nie należy próbować. Ale żeby mieć jakiekolwiek szanse trzeba poświęcić sporo czasu na zrozumienie różnych rzeczy. I pewnie nie raz po drodze polec. Nie poddawaj się i rób to, co uważasz za słuszne.
W zasadzie to może powinienem być wdzięczny za swoją niedawną operację.
Co innego dałoby mi możliwość zaobserwowania braku jej wsparcia, zainteresowania i małostkowości?
Ostatnio dowaliła tym, że się mną brzydzi (w związku z operacją). I że specjalnie epatowałem ją i społeczeństwo swoimi niezbyt apetycznymi opatrunkami.
No to mi siadło na całego. Żebym nie potrafił szybko powstawać, szukałbym pewnie psychiatry. A tak to niestety narasta, za przeproszeniem, "wd.jej mienie".
Co innego dałoby mi możliwość zaobserwowania braku jej wsparcia, zainteresowania i małostkowości?
Ostatnio dowaliła tym, że się mną brzydzi (w związku z operacją). I że specjalnie epatowałem ją i społeczeństwo swoimi niezbyt apetycznymi opatrunkami.
No to mi siadło na całego. Żebym nie potrafił szybko powstawać, szukałbym pewnie psychiatry. A tak to niestety narasta, za przeproszeniem, "wd.jej mienie".
Ludzie mówią różne rzeczy kiedy czują złość lub żal. Myślą chyba, że jeśli dowalą drugiej stronie, to im ulży. Nie bierz takich słów do siebie. Nie służą niczemu poza zdeptaniem Twojego poczucia własnej wartości. No bo ktoś musi być winny, a takimi słowami można zmyć winę z siebie. Powód, żeby dowalić zawsze się jakiś znajdzie. Nie ten, to inny, często absurdalny. Plus jest taki, że takie słowa otwierają oczy. I zaczynasz mieć pewność, że komuś kto traktuje Cię w taki sposób nie zależy na Tobie. Wyrwanie się z klatki złudzeń, o którym napisała Trolinka, chyba jest najtrudniejsze. Potem już jest z górki, bo wiesz, że może być tylko lepiej. I że będzie lepiej. Powodzenia :)
Taka drobna i tak cię urządziła, że aż obdukcja się przydała? Piszesz, że ona 14 lat przy dzieciach. I ty je ogarniales? A ona 14 lat leżakami pachniała ? No komu ty kity wciskasz? Kobieta ma macierzy słuch i wychowawczych od rana zapierdziela przy dzieciach, w domu, godzinami. Ty kiedy to robiłeś? Po pracy? A dzieci 14 lat o samej wodzie żyły? Ty sobie. Zdajesz sprawę, co to znaczy wybrać opiekę zamiast pracy? Niedawno wróciłam po macierzyńskim. 3 dnie nie odkurzalam, bo po robocie dzieciakami muszę się zająć i nie mam czasu na ogarnięcie domu. A o 21 nie będę odkurzacz, bo dzieciaki idą spać. Ja wraka z pracy po 17. Obiad, pranie, kolacja, szykowanie do szkoły, kąpiele, położenie do łóżka i tyle mam z dnia. Może zastano się czy ty ją wspierales, jak ona była z dziećmi. Może ja olewales, ona się na to uodporniła i teraz robi rldokladnie to samo, bo ma po prostu dosyć życia z tobą.
Do cholery! Weź się w końcu w garść!
Odpowiadam na pytanie "czy formalne istnienie dawno martwego związku ma dziś dla kobiet jakieś znaczenie, czy nie?"
MA! Dla zdrowej na umyśle i normalnej, a nie daj Boże, naprawdę kochającej i zaangażowanej Kobiety, MA znaczenie.
Jeżeli będziesz oglądał się za siebie i stał w rozkroku, możesz liczyć co najwyżej, na przelotną odskocznię.
Nikt nie chce być "zapasowym kołem".
Ps
Nie daj się wykończyć
Odpowiadam na pytanie "czy formalne istnienie dawno martwego związku ma dziś dla kobiet jakieś znaczenie, czy nie?"
MA! Dla zdrowej na umyśle i normalnej, a nie daj Boże, naprawdę kochającej i zaangażowanej Kobiety, MA znaczenie.
Jeżeli będziesz oglądał się za siebie i stał w rozkroku, możesz liczyć co najwyżej, na przelotną odskocznię.
Nikt nie chce być "zapasowym kołem".
Ps
Nie daj się wykończyć
Wziać się w garść... To znaczy? Złożyć pozew? Dać żonie ultymatywny termin co do jej zachowania?
Bo zaczyna się u mnie całkiem rozjazdowo. Żony nie ma, nie odzywa się - traktuję życie tak, jakby jej nie było, szukając nowych znajomości (co ciekawe, na razie wychodzą relacje przyjacielskie, ale za to na jakim poziomie...). Gdzieś się żona objawia przy wymianie opieki nad dziećmi - mówię, że gdyby się postarała, to jest szansa. Ona niby przytakuje, że jestem ważny - ale nic z tego nie wynika. Sama o rozwód nie wystąpi i wcale tak kategoryczna co do braku moich szans u niej nie jest jak np. dwa lata temu. Ale żeby coś zrobiła z siebie, o; to już nie.
Ja też z kolei zaprzestałem stawania na głowie; żebranie o miłość jest i upokarzajace, i dewastujące poczucie własnej wartości. Może mam i za miękkie serce, dajac się jej co i rusz podpuszczać. Nie wiem, zaburzona jakaś, psychopatka, narcyz?
Co tutaj tłumaczyć?
"Wziać się w garść... To znaczy? Złożyć pozew? Dać żonie ultymatywny termin co do jej zachowania?"
Pozew? Przecież szalejesz za nią. Nikogo nie znalazłaś. Nikogo, kto by rozpalił Cię na nowo, przy kim nogi uginają się i motyle w brzuchu odbierają oddech... Termin jaki? :) Nie rozśmieszaj mnie, proszę. Chyba sam w to nie wierzysz ;) (?)
"Bo zaczyna się u mnie całkiem rozjazdowo. Żony nie ma, nie odzywa się - traktuję życie tak, jakby jej nie było, szukając nowych znajomości (co ciekawe, na razie wychodzą relacje przyjacielskie, ale za to na jakim poziomie...)."
Życie. Człowiek zmienia się i transformuje. Od nowa i od nowa.
"Gdzieś się żona objawia przy wymianie opieki nad dziećmi - mówię, że gdyby się postarała, to jest szansa. Ona niby przytakuje, że jestem ważny - ale nic z tego nie wynika. Sama o rozwód nie wystąpi i wcale tak kategoryczna co do braku moich szans u niej nie jest jak np. dwa lata temu. Ale żeby coś zrobiła z siebie, o; to już nie."
Uhm. No tak... "gdyby się postarała" :D Szansa jest zawsze i na wszystko. Tylko czas musi być odpowiedni... i CHĘCI, motywacja.
Oczywiście, że nie wystąpi o rozwód. Nie potrzebuje go i ja to rozumiem, jako Żona Faceta Idealnego, przyjaciela i Człowieka, który wszystko rozumie. Żona to żona. Jeśli facet chce odejść, to robi to, po prostu. W czym problem? Chcesz odejść. Śmiało. Rozwiedź ją. Ja mojemu, bez problemu, dałabym wolną drogę. Mnie, nie jest rozwód potrzebny. Musiałoby nastąpić trzęsienie ziemi i zjawić ktoś, dla kogo warto zmienić wszystko, rzucić wszystko i zacząć od zera.
Po dwóch latach, ze wszystkiego człowiek wyleczy się. Wierz mi.
Bierz poprawkę na nasz wiek i doświadczenie życiowe, dzieci i prawdy, których nie zmienimy. Relaks ;)
"Ja też z kolei zaprzestałem stawania na głowie; żebranie o miłość jest i upokarzajace, i dewastujące poczucie własnej wartości. Może mam i za miękkie serce, dajac się jej co i rusz podpuszczać. Nie wiem, zaburzona jakaś, psychopatka, narcyz?"
To jest normalne. Nikt nie jest niczyjim podnóżkiem. Kochać trzeba innych, jak siebie samego. Czasami to nie wystarczy i trzeba kochać na odległość.
Kochasz ją. Cały czas, myśli i uwagę, a i kasę pewnie, walisz w nią. Czekasz. Wierzysz. Życie.
Ps
Jest taki moment w życiu człowieka, kiedy coś w nim pęka i doznaje olśnienia, które zmienia wszystko na proste, łatwe i przyjemne :)
NIGDY nie żałuj tego, jaki jesteś. Ciesz się wolnością, na którą ciężko pracujesz. Reszta niech się dzieje.
"Wziać się w garść... To znaczy? Złożyć pozew? Dać żonie ultymatywny termin co do jej zachowania?"
Pozew? Przecież szalejesz za nią. Nikogo nie znalazłaś. Nikogo, kto by rozpalił Cię na nowo, przy kim nogi uginają się i motyle w brzuchu odbierają oddech... Termin jaki? :) Nie rozśmieszaj mnie, proszę. Chyba sam w to nie wierzysz ;) (?)
"Bo zaczyna się u mnie całkiem rozjazdowo. Żony nie ma, nie odzywa się - traktuję życie tak, jakby jej nie było, szukając nowych znajomości (co ciekawe, na razie wychodzą relacje przyjacielskie, ale za to na jakim poziomie...)."
Życie. Człowiek zmienia się i transformuje. Od nowa i od nowa.
"Gdzieś się żona objawia przy wymianie opieki nad dziećmi - mówię, że gdyby się postarała, to jest szansa. Ona niby przytakuje, że jestem ważny - ale nic z tego nie wynika. Sama o rozwód nie wystąpi i wcale tak kategoryczna co do braku moich szans u niej nie jest jak np. dwa lata temu. Ale żeby coś zrobiła z siebie, o; to już nie."
Uhm. No tak... "gdyby się postarała" :D Szansa jest zawsze i na wszystko. Tylko czas musi być odpowiedni... i CHĘCI, motywacja.
Oczywiście, że nie wystąpi o rozwód. Nie potrzebuje go i ja to rozumiem, jako Żona Faceta Idealnego, przyjaciela i Człowieka, który wszystko rozumie. Żona to żona. Jeśli facet chce odejść, to robi to, po prostu. W czym problem? Chcesz odejść. Śmiało. Rozwiedź ją. Ja mojemu, bez problemu, dałabym wolną drogę. Mnie, nie jest rozwód potrzebny. Musiałoby nastąpić trzęsienie ziemi i zjawić ktoś, dla kogo warto zmienić wszystko, rzucić wszystko i zacząć od zera.
Po dwóch latach, ze wszystkiego człowiek wyleczy się. Wierz mi.
Bierz poprawkę na nasz wiek i doświadczenie życiowe, dzieci i prawdy, których nie zmienimy. Relaks ;)
"Ja też z kolei zaprzestałem stawania na głowie; żebranie o miłość jest i upokarzajace, i dewastujące poczucie własnej wartości. Może mam i za miękkie serce, dajac się jej co i rusz podpuszczać. Nie wiem, zaburzona jakaś, psychopatka, narcyz?"
To jest normalne. Nikt nie jest niczyjim podnóżkiem. Kochać trzeba innych, jak siebie samego. Czasami to nie wystarczy i trzeba kochać na odległość.
Kochasz ją. Cały czas, myśli i uwagę, a i kasę pewnie, walisz w nią. Czekasz. Wierzysz. Życie.
Ps
Jest taki moment w życiu człowieka, kiedy coś w nim pęka i doznaje olśnienia, które zmienia wszystko na proste, łatwe i przyjemne :)
NIGDY nie żałuj tego, jaki jesteś. Ciesz się wolnością, na którą ciężko pracujesz. Reszta niech się dzieje.
Ja szaleję? Żona mnie rozpala? Chyba tylko tak, że mnie swoim egoizmem do szału doprowadza.
Pojechała z dzieciakami dziś do aquaparku. Nawet nie oddzwoniła na moje zapytanie, czy wrócili cało.
"Jeśli facet chce odejść, to robi to po prostu". Chyba, że ceni się nisko, ma uzależnieniowy typ przywiązania i boi się, że przyszłość może być różna...
"Kochasz ją. Cały czas, myśli i uwagę, a i kasę pewnie, walisz w nią. Czekasz. Wierzysz. Życie."
No, z kasą to się wyleczyłem. Z uwagi też... Skoro znika, to tak, jakby jej nie było. Więc mam albo serwowaną obojętność, albo samotność w tygodniach bycia zapomnianym. I nie wiem, co gorsze... Niby ta obojętność, ale nie mam przez to spiny dla rozwodu, bo nie ma się człowiek dla kogo rozwodzić. A mnie samemu papier nie jest potrzebny; w jego moc wierzy się tylko za pierwszym razem. I o to mam też pretensję: o zrujnowanie szczenięcej wiary że TO na całe życie. A to był zwykły banał, na który się człowiek naciął nie mając doświadczenia...
Pojechała z dzieciakami dziś do aquaparku. Nawet nie oddzwoniła na moje zapytanie, czy wrócili cało.
"Jeśli facet chce odejść, to robi to po prostu". Chyba, że ceni się nisko, ma uzależnieniowy typ przywiązania i boi się, że przyszłość może być różna...
"Kochasz ją. Cały czas, myśli i uwagę, a i kasę pewnie, walisz w nią. Czekasz. Wierzysz. Życie."
No, z kasą to się wyleczyłem. Z uwagi też... Skoro znika, to tak, jakby jej nie było. Więc mam albo serwowaną obojętność, albo samotność w tygodniach bycia zapomnianym. I nie wiem, co gorsze... Niby ta obojętność, ale nie mam przez to spiny dla rozwodu, bo nie ma się człowiek dla kogo rozwodzić. A mnie samemu papier nie jest potrzebny; w jego moc wierzy się tylko za pierwszym razem. I o to mam też pretensję: o zrujnowanie szczenięcej wiary że TO na całe życie. A to był zwykły banał, na który się człowiek naciął nie mając doświadczenia...
"Chyba, że ceni się nisko, ma uzależnieniowy typ przywiązania i boi się, że przyszłość może być różna..."
To autoportret?
Jeśli tak, to proszę nad sobą pracować.
Czekaj... na świeżo, póki pamiętam. Znajdź sobie "dobrą dziewczynę, którą świat zniszczył, i która wzbudza w tobie odruchy opiekuńcze"... lub... taką, która "została skrzywdzona przez rodzinę" i to tłumaczy wszelkie jej wybryki, a tym samym i Twoje odjazdy...gdyż, ponieważ, toksyczny związek odbija się na Tobie.
Jeszcze może być jakaś "koleżanka", co wali alkohol... albo miewa okresowe depresje... No nie wiem. Ratuj się. Faceci lubią takie "biedulki" i "sierotki".
Normalna, silna Kobieta, na początku będzię skonfudowana, a ostatecznie rozjedzie Cię, jak walec.
Nie wiem. Życie jest arcyciekawe :) Trzeba być mądrym, by się odnaleźć.
Powodzenia
Ps
Zawsze możesz kupować "sobotnie potrzeby", jak jeden z forumowiczów. Uszy do góry!
To autoportret?
Jeśli tak, to proszę nad sobą pracować.
Czekaj... na świeżo, póki pamiętam. Znajdź sobie "dobrą dziewczynę, którą świat zniszczył, i która wzbudza w tobie odruchy opiekuńcze"... lub... taką, która "została skrzywdzona przez rodzinę" i to tłumaczy wszelkie jej wybryki, a tym samym i Twoje odjazdy...gdyż, ponieważ, toksyczny związek odbija się na Tobie.
Jeszcze może być jakaś "koleżanka", co wali alkohol... albo miewa okresowe depresje... No nie wiem. Ratuj się. Faceci lubią takie "biedulki" i "sierotki".
Normalna, silna Kobieta, na początku będzię skonfudowana, a ostatecznie rozjedzie Cię, jak walec.
Nie wiem. Życie jest arcyciekawe :) Trzeba być mądrym, by się odnaleźć.
Powodzenia
Ps
Zawsze możesz kupować "sobotnie potrzeby", jak jeden z forumowiczów. Uszy do góry!
Czekaj... na świeżo, póki pamiętam. Znajdź sobie "dobrą dziewczynę, którą świat zniszczył, i która wzbudza w tobie odruchy opiekuńcze"... lub... taką, która "została skrzywdzona przez rodzinę" i to tłumaczy wszelkie jej wybryki, a tym samym i Twoje odjazdy...gdyż, ponieważ, toksyczny związek odbija się na Tobie.
Jeszcze może być jakaś "koleżanka", co wali alkohol... albo miewa okresowe depresje... No nie wiem. Ratuj się. Faceci lubią takie "biedulki" i "sierotki".
Normalna, silna Kobieta, na początku będzię skonfudowana, a ostatecznie rozjedzie Cię, jak walec.
Nie wiem. Życie jest arcyciekawe :) Trzeba być mądrym, by się odnaleźć.
Powodzenia
Ps
Zawsze możesz kupować "sobotnie potrzeby", jak jeden z forumowiczów. Uszy do góry!
Po domu rodzinnym na kilometr wystrzegałem się kobiet z uzależnieniami. Niestety, g. wyszło, bo uzależnienia nie ma, za to schizy, wymagania i pretensje jak najbardziej.
Raz na jakiś czas spotykam się na rowerze z jedną dziewczyną (niestety, mieszkamy od siebie 150 km). Coś się tam klei. Ale chyba na odległość nie ma to sensu, bo coż za satysfakcja z weekendowego związku po 40-tce? Ona ma dzieci i pełen grafik, ja też mam dzieci; koordynacja terminów to jak naprowadzanie samolotu na wieży kontroli lotów. No, i jak piszesz, coś tam dziewczę piwkuje. I nie wiem: albo mam awersję, albo nie wróży mi to dobrze...
"Normalna, silna Kobieta, na początku będzię skonfudowana, a ostatecznie rozjedzie Cię, jak walec."
Dlaczego ma być najpierw speszona, a potem ma mnie rozjeżdżać?
"Nie wiem. Życie jest arcyciekawe :) Trzeba być mądrym, by się odnaleźć."
Niestety, małżeństwo tego nie uczy:-)
"Zawsze możesz kupować "sobotnie potrzeby", jak jeden z forumowiczów."
O, sorki, to poniżej mojego męskiego honoru. Płacić za coś, co sam mogę dawać w wysokiej jakości, z emocjonalną, kulturalną i intelektualną otoczką? Tak nisko nie upadłem.
Kwestia spotkania. Da się, ale los na razie pada na inne kupony:-)
W zasadzie nawet nie wiem, gdzie by można pójść "na wyryw" kogoś ciekawego.
Jeszcze może być jakaś "koleżanka", co wali alkohol... albo miewa okresowe depresje... No nie wiem. Ratuj się. Faceci lubią takie "biedulki" i "sierotki".
Normalna, silna Kobieta, na początku będzię skonfudowana, a ostatecznie rozjedzie Cię, jak walec.
Nie wiem. Życie jest arcyciekawe :) Trzeba być mądrym, by się odnaleźć.
Powodzenia
Ps
Zawsze możesz kupować "sobotnie potrzeby", jak jeden z forumowiczów. Uszy do góry!
Po domu rodzinnym na kilometr wystrzegałem się kobiet z uzależnieniami. Niestety, g. wyszło, bo uzależnienia nie ma, za to schizy, wymagania i pretensje jak najbardziej.
Raz na jakiś czas spotykam się na rowerze z jedną dziewczyną (niestety, mieszkamy od siebie 150 km). Coś się tam klei. Ale chyba na odległość nie ma to sensu, bo coż za satysfakcja z weekendowego związku po 40-tce? Ona ma dzieci i pełen grafik, ja też mam dzieci; koordynacja terminów to jak naprowadzanie samolotu na wieży kontroli lotów. No, i jak piszesz, coś tam dziewczę piwkuje. I nie wiem: albo mam awersję, albo nie wróży mi to dobrze...
"Normalna, silna Kobieta, na początku będzię skonfudowana, a ostatecznie rozjedzie Cię, jak walec."
Dlaczego ma być najpierw speszona, a potem ma mnie rozjeżdżać?
"Nie wiem. Życie jest arcyciekawe :) Trzeba być mądrym, by się odnaleźć."
Niestety, małżeństwo tego nie uczy:-)
"Zawsze możesz kupować "sobotnie potrzeby", jak jeden z forumowiczów."
O, sorki, to poniżej mojego męskiego honoru. Płacić za coś, co sam mogę dawać w wysokiej jakości, z emocjonalną, kulturalną i intelektualną otoczką? Tak nisko nie upadłem.
Kwestia spotkania. Da się, ale los na razie pada na inne kupony:-)
W zasadzie nawet nie wiem, gdzie by można pójść "na wyryw" kogoś ciekawego.
Kawa... Momencik. Ogarnę, po swojemu. Już jedna i**ota, tutaj, pomyliła "skrupulatność" ze "skrupulanctwem" i wyszło, jak wyszło.
"Po domu rodzinnym na kilometr wystrzegałem się kobiet z uzależnieniami. Niestety, g. wyszło, bo uzależnienia nie ma, za to schizy, wymagania i pretensje jak najbardziej.
Raz na jakiś czas spotykam się na rowerze z jedną dziewczyną (niestety, mieszkamy od siebie 150 km). Coś się tam klei. Ale chyba na odległość nie ma to sensu, bo coż za satysfakcja z weekendowego związku po 40-tce? Ona ma dzieci i pełen grafik, ja też mam dzieci; koordynacja terminów to jak naprowadzanie samolotu na wieży kontroli lotów. No, i jak piszesz, coś tam dziewczę piwkuje. I nie wiem: albo mam awersję, albo nie wróży mi to dobrze...
Dlaczego ma być najpierw speszona, a potem ma mnie rozjeżdżać?
Niestety, małżeństwo tego nie uczy:-)
O, sorki, to poniżej mojego męskiego honoru. Płacić za coś, co sam mogę dawać w wysokiej jakości, z emocjonalną, kulturalną i intelektualną otoczką? Tak nisko nie upadłem.
Kwestia spotkania. Da się, ale los na razie pada na inne kupony:-)
W zasadzie nawet nie wiem, gdzie by można pójść "na wyryw" kogoś ciekawego."
Odpoczywaj po zabiegu. Doceniaj czas spędzany z Dziewczyną "od roweru" i sam fakt, że pomimo dystansu, znajduje/cie czas dla siebie, by dzielić wspólną pasję. Znam i takich, co do zwierzaka przyjadą, dokarmiać, a człowiekowi, w potrzebie, powiedzą "nie mogę".
Fakt, że oboje macie dzieci, jest na plus. Łatwiej jest oczekiwać większego zrozumienia. PiFko (i nie tylko) jest dla mądrych ludzi. Zawsze z głową, sięgam po alkohol, a i tak, znalazło się wielu "dowcipasków", co potrafią skwitować "piłaś coś?", "za dużo wypiłaś"... podczas gdy sami, nawet na trzeźwo, pier...lą, że głowa boli :)
Tylko w minionym tygodniu, ucięłam dwie relacje, z wampirami energetycznymi, przemądrzałymi głąbami życiowymi, którzy "czerpią" z innych i godni są politowania, w czasie gdy wywyższają się ponad innych i litują nad innymi.
Oboje, stare konie, po 40stce. Pomimo przeżyć i doświadczeń... puste dzbany, bez pokory i wyobraźni, zapatrzone we własny czubek nosa :) Nurzają się w przeszłości i zamęczają nią innych. Totalnie odjechane, oderwane od rzeczywistości osobniki, które innych obwiniają za swoje nieudacznictwo i "problemy".
Nie mam pojęcie i ja, jak by miał wyglądać "wyryw" i kto to, wg Twoich standardów, "ktoś ciekawy" (?)
Żyjemy w takich, wspaniałych czasach, że możliwości są nieograniczone.
Tobie, proponuję skupienie się na "wyrwaniu" samego siebie... z tej klatki złudzeń i projekcji, a potem dopiero otwieranie się na kogoś, kto wart będzie czasu i uwagi.
Dbaj o "Dziewczynę z rowerem" i niech Wam się klei :)
Bez odbioru
"Po domu rodzinnym na kilometr wystrzegałem się kobiet z uzależnieniami. Niestety, g. wyszło, bo uzależnienia nie ma, za to schizy, wymagania i pretensje jak najbardziej.
Raz na jakiś czas spotykam się na rowerze z jedną dziewczyną (niestety, mieszkamy od siebie 150 km). Coś się tam klei. Ale chyba na odległość nie ma to sensu, bo coż za satysfakcja z weekendowego związku po 40-tce? Ona ma dzieci i pełen grafik, ja też mam dzieci; koordynacja terminów to jak naprowadzanie samolotu na wieży kontroli lotów. No, i jak piszesz, coś tam dziewczę piwkuje. I nie wiem: albo mam awersję, albo nie wróży mi to dobrze...
Dlaczego ma być najpierw speszona, a potem ma mnie rozjeżdżać?
Niestety, małżeństwo tego nie uczy:-)
O, sorki, to poniżej mojego męskiego honoru. Płacić za coś, co sam mogę dawać w wysokiej jakości, z emocjonalną, kulturalną i intelektualną otoczką? Tak nisko nie upadłem.
Kwestia spotkania. Da się, ale los na razie pada na inne kupony:-)
W zasadzie nawet nie wiem, gdzie by można pójść "na wyryw" kogoś ciekawego."
Odpoczywaj po zabiegu. Doceniaj czas spędzany z Dziewczyną "od roweru" i sam fakt, że pomimo dystansu, znajduje/cie czas dla siebie, by dzielić wspólną pasję. Znam i takich, co do zwierzaka przyjadą, dokarmiać, a człowiekowi, w potrzebie, powiedzą "nie mogę".
Fakt, że oboje macie dzieci, jest na plus. Łatwiej jest oczekiwać większego zrozumienia. PiFko (i nie tylko) jest dla mądrych ludzi. Zawsze z głową, sięgam po alkohol, a i tak, znalazło się wielu "dowcipasków", co potrafią skwitować "piłaś coś?", "za dużo wypiłaś"... podczas gdy sami, nawet na trzeźwo, pier...lą, że głowa boli :)
Tylko w minionym tygodniu, ucięłam dwie relacje, z wampirami energetycznymi, przemądrzałymi głąbami życiowymi, którzy "czerpią" z innych i godni są politowania, w czasie gdy wywyższają się ponad innych i litują nad innymi.
Oboje, stare konie, po 40stce. Pomimo przeżyć i doświadczeń... puste dzbany, bez pokory i wyobraźni, zapatrzone we własny czubek nosa :) Nurzają się w przeszłości i zamęczają nią innych. Totalnie odjechane, oderwane od rzeczywistości osobniki, które innych obwiniają za swoje nieudacznictwo i "problemy".
Nie mam pojęcie i ja, jak by miał wyglądać "wyryw" i kto to, wg Twoich standardów, "ktoś ciekawy" (?)
Żyjemy w takich, wspaniałych czasach, że możliwości są nieograniczone.
Tobie, proponuję skupienie się na "wyrwaniu" samego siebie... z tej klatki złudzeń i projekcji, a potem dopiero otwieranie się na kogoś, kto wart będzie czasu i uwagi.
Dbaj o "Dziewczynę z rowerem" i niech Wam się klei :)
Bez odbioru