Widok
mąż przy porodzie
Witam siedze na forum już sporo czasu jestem w 7 miesiącu i niedługo czeka nas poród mąz sie uparł że chce być przy mnie ale napiszcie czy wszyscy wasi mężowie byli przy porodzie od a do z i czy wszyscy byli odważni wytrzymali itp czy któryś z waszych mężów zrezygnował w trakcie nie chciał wogle uczestniczyć albo po porstu przeżył traume bo z tego co piszecie na forum każdy mąż to super tata a mi się nie wydaje żeby wszyscy faceci byli twardzielami
Przy pierwszym porodzie bylam sama ,przy drugim byl maz wiec mam porownanie.Zdecydowanie opcja z mezem byla milion razy lepsza!
Ustalilismy wczesniej wszystkie szczegoly,podczac badania ginekologicznego za kazdym razem wycofywal sie bo to bylo dla mnie krepujace,a poza tym ogolnie zle znosilam badania podczas porodu wiec wolalam zeby za wiele nie widzial,poza tym stale rozmawialismy podpowiadal mi o oddychaniu,masowal plecy,a nawet zartowalismy sobie.Uspokajal mnie kiedy panikowalam.Byl bardzo pomocny i dzieki niemu nie czulam sie tak obco i zle wsrod samych jak by nie bylo obcych ludzi.Na samym koncu porodu rowniez ustalilismy ze nie bedzie zagladal...stal przy mojej glowie i trzymal mnie za reke.Pepowiny nie przecinal,bo nam sie ten zwyczaj nie podobal.Zaraz po ubraniu Stasia wzial go na rece i zachwycal sie,byl bardzo dumny i szczesliwy.Polecam porod z mezem...
Ustalilismy wczesniej wszystkie szczegoly,podczac badania ginekologicznego za kazdym razem wycofywal sie bo to bylo dla mnie krepujace,a poza tym ogolnie zle znosilam badania podczas porodu wiec wolalam zeby za wiele nie widzial,poza tym stale rozmawialismy podpowiadal mi o oddychaniu,masowal plecy,a nawet zartowalismy sobie.Uspokajal mnie kiedy panikowalam.Byl bardzo pomocny i dzieki niemu nie czulam sie tak obco i zle wsrod samych jak by nie bylo obcych ludzi.Na samym koncu porodu rowniez ustalilismy ze nie bedzie zagladal...stal przy mojej glowie i trzymal mnie za reke.Pepowiny nie przecinal,bo nam sie ten zwyczaj nie podobal.Zaraz po ubraniu Stasia wzial go na rece i zachwycal sie,byl bardzo dumny i szczesliwy.Polecam porod z mezem...


Mysle ,ze warto wczesniej powiedziec mezowi o wszystkich sytuacja tych mniej fajnych jakie towarzysza porodowi,typu mimowolne wyproznienie(ktore czasem moze sie zdazyc),wymioty podczas skurczów,panika rodzacej,i jakis tam innych.A moze warto zeby maz zobaczyl jakis film z porodu.W internecie na pewno taki znajdziecie.Powodzenia i pozdrawiam!!



Mój był od a do z i było super! Bardzo mi pomógł- gdy robiłam przysiady, zeby urodzic, to mnie trzymał, bo nie miałam siły, żeby robić przysiady na skurczach z wielkim brzuchem ;-) Wspierał samą swoją obecnością. On to raczej jest z tych, co się niczego nie boją. Cały poród oglądał nawet z pewną ciekawością, jedyne co- to bał się przeciąć pępowinę, bo miał takie uczucie, że to może zaboleć Tosię albo mnie :) - mimo że wiedział, że nie boli. Ale w końcu przeciął :) Następny poród też na 100% z mężem!
mój był cały czas i potem był gwiazdą oddziału;)
najpierw miałam z kim pogadać potem latał po położną jak coś potrzebowałam, a jak zaczęła się akcja to trzymał mnie za głowę i za nogę (a ja jego za koszulę) uśmiechał się i mówił że jestem super dzielna.
przecinał pępowinę i był przy dzidzi podczas badań. A potem ze mną w szpitalu.
tyle ja pamiętam. Ale położna mi opowiedziała, że podczas porodu słuchałam tylko jego, nie reagując w ogóle na 4 lekarzy między nogami, i że szkoda że nie nagrały bo tak powinno wyglądać uczestnictwo ojca przy porodzie;)
a dodam że wcale nie byłam przekonana czy chcę żeby był przy porodzie - a on się bał i miał w planie wyjść. Ale powiedział że jak już się zaczęło wiedział że tam jest jego miejsce.
a jeśli chodzi o to czy nie zmieni to nic w relacjach intymnych;) to mój mąż jak tylko zapaliło się zielone światło ruszył z piskiem opon;)
najpierw miałam z kim pogadać potem latał po położną jak coś potrzebowałam, a jak zaczęła się akcja to trzymał mnie za głowę i za nogę (a ja jego za koszulę) uśmiechał się i mówił że jestem super dzielna.
przecinał pępowinę i był przy dzidzi podczas badań. A potem ze mną w szpitalu.
tyle ja pamiętam. Ale położna mi opowiedziała, że podczas porodu słuchałam tylko jego, nie reagując w ogóle na 4 lekarzy między nogami, i że szkoda że nie nagrały bo tak powinno wyglądać uczestnictwo ojca przy porodzie;)
a dodam że wcale nie byłam przekonana czy chcę żeby był przy porodzie - a on się bał i miał w planie wyjść. Ale powiedział że jak już się zaczęło wiedział że tam jest jego miejsce.
a jeśli chodzi o to czy nie zmieni to nic w relacjach intymnych;) to mój mąż jak tylko zapaliło się zielone światło ruszył z piskiem opon;)
Ja chciałam żeby mój M był, a On nie. Ale jak mu zadzwoniłam, i powiedziałam żeby do mnie przyjechał, to był prawie do samego końca ;) Jak już zaczełam przeć, to kazałam mu "wyjść szybko" (troszkę innaczej te słowa zabrzmiały :D ), a to tylko dlatego że byłam bez lewatywy. On nawet był wdzięczny że mógł wyjść, chociaż pewno gdybym nie powiedziała zostałby do końca... Tego dnia słuchał się mnie jak nigdy ;) Widziałam że był strasznie zdenerwowany, bo nic nie mówił :) A to zazwyczaj bardzo wygadany człowiek :) Następny poród planuje z nim do końca ;)
mój maż również był przy porodzie - do samego końca, pomagał mi sporo, podawał wodę między skurczami i podczas porodu "trzymał mi głowę" - sama chyba nie bardzo bym dała radę -zbytnio skupiona byłam na innych czynnościach.... a po porodzie pani położna wręczyła mu nożyczki - dzielnie przeciął pępowinę - mimo, iż wcześniej zapowiadał, że nie przetnie :) i mimo , iż mąż nie chodził ze mną do SR ale i tak był dla mnie bardzo pomocny podczas porodu i na pewno kolejny poród także z mężem :)
moj chlopak mial byc przy porodzie, chcial tego, ale wyszlo inaczej i rodzilam sama, chcialam zeby byl przy mnie, ale teraz jak juz jestem po to sobie mysle ze gdyby byl przy mnie to bym sie stresowala, ze np by powiedzial cos nieodpowiedniego i bym przez to byla na niego zla itp, i w sumie ciesze sie ze go nie bylo :P
pod koniec ciąży byłam nastawiona na "nie", ale posluchalam rady kolezanki, zeby maz koniecznie byl przy porodzie (oczywiscie jesli chce).
byl mi bardzo potrzebny. pomagal rozladowywac napiecie rozmawiajac o pierdolach, dal sie sciskac, przypominal o oddychaniu, chodzil ze mna po korytarzu, podawal wode i pomadke do ust.
poza tym sama swiadomosc, ze jest i w razie czego mam na kim sie oprzec..
ale najfajniejsza byla chwila, kiedy sami z coreczka zostalismy na sali i moglismy cieszyc sie szczesciem.
takze, jezeli maz chce, to niech bedzie. nie powinnysmy odbierac im mozliwosci przezywania tych chwil.
wczesniej jedynie dobrze jest sie umowic, ze np. podczas badan ginekologicznych wychodzi, nie patrzy, nie przeszkadza, a podczas skurczu zamyka buzie i nie mowi absolutnie nic :)
byl mi bardzo potrzebny. pomagal rozladowywac napiecie rozmawiajac o pierdolach, dal sie sciskac, przypominal o oddychaniu, chodzil ze mna po korytarzu, podawal wode i pomadke do ust.
poza tym sama swiadomosc, ze jest i w razie czego mam na kim sie oprzec..
ale najfajniejsza byla chwila, kiedy sami z coreczka zostalismy na sali i moglismy cieszyc sie szczesciem.
takze, jezeli maz chce, to niech bedzie. nie powinnysmy odbierac im mozliwosci przezywania tych chwil.
wczesniej jedynie dobrze jest sie umowic, ze np. podczas badan ginekologicznych wychodzi, nie patrzy, nie przeszkadza, a podczas skurczu zamyka buzie i nie mowi absolutnie nic :)
ja nie wyobrazam sobie porodu bez meza, poprostu wiem, ze nie dala bym sobie bez niego rady. mowil do mnie kiedy mam oddychac, trzymal przy skurczach i tak jak ktoras z was juz napisala, jak juz bylo po wszytkim jak we trojke zostalismy sami w salii moglismy sie soba nacieszyc.
a maz mimo, ze nie patrzyl tam gdzie nie powinien sam mowi, ze pierwsze lzy mu polecialy jak zobaczyl jak glowka juz wyszla.
naprawde wspolny porod to cos wspanialego - polecam
a maz mimo, ze nie patrzyl tam gdzie nie powinien sam mowi, ze pierwsze lzy mu polecialy jak zobaczyl jak glowka juz wyszla.
naprawde wspolny porod to cos wspanialego - polecam
Ja też rodziłam z mężem i nie wyobrażam sobie aby mogło być inaczej to było długie 9 godzin i bez niego nie wiem czy dałabym rade.
Na samej końcówce kiedy krzyczałam że już nie mam sił to on mówił do mnie Kochanie dasz rade, kochanie jeszcze tylko jeden raz i nasze marzenie się spełni. Dawał mi przy tym tyle siły.
Jestem zdecydowanie na TAK, chociaż na początku nie chciałm rodzić z męzem
Na samej końcówce kiedy krzyczałam że już nie mam sił to on mówił do mnie Kochanie dasz rade, kochanie jeszcze tylko jeden raz i nasze marzenie się spełni. Dawał mi przy tym tyle siły.
Jestem zdecydowanie na TAK, chociaż na początku nie chciałm rodzić z męzem
my do końca nie wiedzieliśmy jak to naprawdę będzie, mój mąż trochę się obawiał i nie był pewny czy chce być przy porodzie, ja uznałam, że do niego należy decyzja i na pewno nie będę go do niczego zmuszać, stanęło na tym, że będzie ze mną przy skurczach a jak zacznie się konkretna akcja to wyjdzie :) ale wszystko potoczyło się bardzo szybko i oczywiście został do końca, z tym, że widział WSZYSTKO ;)
mówił mi, że widzi włoski, potem głowę i przeciął pępowinę, myślę, że jest szczęśliwy, że tam był, jak go potem pytałam jak to wyglądało od tamtej strony i czy go coś przeraziło to twierdził, że nie i nie rozumie dlaczego miałby nabrać obrzydzenia a mi nie pozostaje nic innego jak wierzyć w to co mówi bo prawdy pewnie i tak nie powie ;)
mówił mi, że widzi włoski, potem głowę i przeciął pępowinę, myślę, że jest szczęśliwy, że tam był, jak go potem pytałam jak to wyglądało od tamtej strony i czy go coś przeraziło to twierdził, że nie i nie rozumie dlaczego miałby nabrać obrzydzenia a mi nie pozostaje nic innego jak wierzyć w to co mówi bo prawdy pewnie i tak nie powie ;)
witam!
We środę zaczyna mi się 34 tydzień ciąży :-) Ale jedną mam za sobą:-) Nie wyobrażam sobie, że mojego męża mogłoby przy mnie nie być w tak ważnej przecież dla nas obydwojga chwili.
Jak rodziłam syna to mąż był przy mnie od samego początku do samego końca. Jego obecność dodawała mi sił chociaż widziałam, że bardzo się o mnie martwi. Był bardzo dzielny, masował mi plecy, żartował ze mną, pomagał mi chodzić pod prysznic. Dlatego poród pomimo bólu wspominam bardzo pozytywnie.
Teraz jak będzie rodzić się Marcelinka mój mąż zapowiedział, że też mi będzie towarzyszył i obydwoje nie możemy się już doczekać :-)
Każdej dziewczynie polecam poród z jej ukochanym mężczyzną:-)
Aha, to, że faceci mdleją przy porodzie to jest mit :-)
We środę zaczyna mi się 34 tydzień ciąży :-) Ale jedną mam za sobą:-) Nie wyobrażam sobie, że mojego męża mogłoby przy mnie nie być w tak ważnej przecież dla nas obydwojga chwili.
Jak rodziłam syna to mąż był przy mnie od samego początku do samego końca. Jego obecność dodawała mi sił chociaż widziałam, że bardzo się o mnie martwi. Był bardzo dzielny, masował mi plecy, żartował ze mną, pomagał mi chodzić pod prysznic. Dlatego poród pomimo bólu wspominam bardzo pozytywnie.
Teraz jak będzie rodzić się Marcelinka mój mąż zapowiedział, że też mi będzie towarzyszył i obydwoje nie możemy się już doczekać :-)
Każdej dziewczynie polecam poród z jej ukochanym mężczyzną:-)
Aha, to, że faceci mdleją przy porodzie to jest mit :-)
Marcelinka 28.11.2009, Dominik 20.11.2005
Moje dzieci są dla mnie sensem życia, są całym światem :)
Moje dzieci są dla mnie sensem życia, są całym światem :)
a tak w ogóle to nie litujmy się nad tymi facetami za bardzo. on ma tam tylko być a nie rodzić.
jego nic nie będzie bolało, nic mu nie przetną, nie rozerwą, nie założą szwów, nie będą na niego krzyczeć "przy, nie przyj" w momencie jak nie masz kontroli nad swoim ciałem.
wydaje mi się że parę godzin z żoną da radę wytrzymać każdy. nawet trzymając ją za rękę.
jego nic nie będzie bolało, nic mu nie przetną, nie rozerwą, nie założą szwów, nie będą na niego krzyczeć "przy, nie przyj" w momencie jak nie masz kontroli nad swoim ciałem.
wydaje mi się że parę godzin z żoną da radę wytrzymać każdy. nawet trzymając ją za rękę.
z punktu widzenia kobiety - ma byc przy porodzie, bo to maz, jedyna bliska osoba ktorej ufamy, to wydazenie rodzinne , bedzie swiadkiem narodzin dziecka, bedzie mial dla matki swojego dziecka szacunek bo bedzie wiedzial co wycierpiala itd
z punktu widzenia faceta - jedni sie ciesza inni bardzo to przezywaja i zaliczaja do najbardziej traumatycznych wydazen w zyciu.
Ja pomimo protestow meza poprosilam aby byl, bardzo to przezyl ale nie zaluje.
z punktu widzenia faceta - jedni sie ciesza inni bardzo to przezywaja i zaliczaja do najbardziej traumatycznych wydazen w zyciu.
Ja pomimo protestow meza poprosilam aby byl, bardzo to przezyl ale nie zaluje.
U nas było tak ze mąż najpierw nie chciał a poxniej już nie miał wyjscia :) Był przy porodzie ale stał tak ze nie widział krocza tylko mnie trzymał za reke i wogole. Bez niego nie dałabym rady. A poźniej mi powiedział że jak go wzieli do przecinania pępowiny i dali mu młodego na rece to nigdy w zyciu tak się nie czuł ( pozytywnie znaczy się ).
Mój mąż miał wątpliwości czy być ale ja chciałam i na szkole rodzenia bardzo namawiali na wspólny poród.
A chciałam żeby tam był z prostej przyczyny - zawsze to dodatkowa para oczu patrząca na ręce lekarzy - jednak trochę bardziej świadoma niż rodząca. Był przy "głowie" i pomagała sama jego obecność. Mąż był prawie do końca (został wyproszony przed samym końcem gdyż dostałam krwotoku i zrobiło się mniej ciekawie że tak w skrócie powiem;p)
Z perspektywy czasu uważam że to była dobra decyzja - mąż nie ma traumy, przynajmniej wie że poród to nie przelewki,a jego wsparcie było nieocenione:)
A chciałam żeby tam był z prostej przyczyny - zawsze to dodatkowa para oczu patrząca na ręce lekarzy - jednak trochę bardziej świadoma niż rodząca. Był przy "głowie" i pomagała sama jego obecność. Mąż był prawie do końca (został wyproszony przed samym końcem gdyż dostałam krwotoku i zrobiło się mniej ciekawie że tak w skrócie powiem;p)
Z perspektywy czasu uważam że to była dobra decyzja - mąż nie ma traumy, przynajmniej wie że poród to nie przelewki,a jego wsparcie było nieocenione:)
Ja też swojego nie chcę przy porodzie. On bardzo chce być, był przy porodzie swojego pierwszego dziecka, ale ja go tam nie chcę. Trzeba się skoncentrować i urodzić jak najszybciej a nie urządzać cyrk z mężem, wspólnym oddychaniem, parciem, itd. Będzie mnie tam tylko wnerwial. Zamiast niego poprosiłam siostrę, z którą jestem bardzo zżyta, jej obecność na pewno będzie dla mnie bardziej korzystna. Siostra ma niejeden poród z przyjaciółkami za sobą, także będzie wiedziała co robić i jak pomóc :-)
To tak jest delikatna kwestia.Ja np. bym nikogo nie chciała mieć tylko męża, siostry czy koleżanki przed mamą nawet bym się wstydziła:) No i w zasadzie on był tak w razie czego żeby dopilnować np. znieczulenia itd. taki bodyguard ;) Nie przecinał pępowiny, nie ma takiego obowiązku. Jego wsparcie psychiczne się przydało, bo oddychać itd to położna była od tych spraw. Jest z resztą super tatą i bardzo mi pomagał, w zasadzie robił wszystko poza karmieniem. Nie sądziłam,że taki będzie, bo znam sporo przypadków,że tatusiowie wszystko zrzucają na kobietę- u mnie w rodzinie.
Generalnie trzeba jednak pamiętać,że facet też może być wrażliwy na takie sprawy, nie chcieć i jak ma zemdleć lub panikować to może lepiej na siłę nie zmuszać;) Sama raczej bym nie chciała być przy czyimś porodzie, bo to średni widok, więc zostawmy wybór nie róbmy focha jak facet się po prostu boi, ma prawo.
Generalnie trzeba jednak pamiętać,że facet też może być wrażliwy na takie sprawy, nie chcieć i jak ma zemdleć lub panikować to może lepiej na siłę nie zmuszać;) Sama raczej bym nie chciała być przy czyimś porodzie, bo to średni widok, więc zostawmy wybór nie róbmy focha jak facet się po prostu boi, ma prawo.
Tak jest. Ja na początku myślałam o tym żeby mąż był ze mną. On nie chciał bo powiedział, że nie chce patrzeć jak cierpię. Pożegnaliśmy się w szpitalu. Strasznie mi się budziło zwłaszcza na początku jak leżałam kilka Koczin pod ktg. Potem mogłam iść pod prysznic. Mąż przyjechał ok. 23 i dostałam mocne skórcze poszedł po pielęgniarkę żeby dali zzo. Wyprosił i go i pojechał do domu. Syn urodził się o 2 a rano zobaczyliśmy się z mężem. Mówił, że nigdy nie zapomni tej chwili jak mnie skórcze złapały. Więc dobrze, że nie był dłużej jak nie chciał.
Szczerze wierzę, że dobrze mieć towarzystwo - męża, przyjaciółkę lub doulę. Sama rodziłam zawsze z mężem, a teraz patrzę na porody z drugiej strony - jako doula właśnie i widzę, że kobiety zazwyczaj potrzebują wsparcia, uśmiechu, pomocy. W szpitalach jednak często nie otrzymują takiego wsparcia, które sprawiłoby że będą czuły się bezpiecznie i rodziły pięknie :-)
Oczywiście są kobiety, które chcą być same i to rozumiem. Warto jednak dokładnie przemyśleć, czy ja aby na pewno taką jestem?
Życzę powodzenia :-)
Oczywiście są kobiety, które chcą być same i to rozumiem. Warto jednak dokładnie przemyśleć, czy ja aby na pewno taką jestem?
Życzę powodzenia :-)
Z własnego doświadczenia powiem,iż osoba towarzyszaca przy porodzie to jedna z najważniejszych kwestii,ważne, by był to ktoś naprawdę bliskni aby mozna było sie przytulic,wypłakac, pośmiac czy pokrzyczec.
Pamiętajcie,ze poród moze trwac nawet pare godzin a wy w tym czasie jestescie zupełnie same,bo personel jest tylko w ostatniej fazie albo jak coś jest nie tak, w innym przypadku po prostu przychodzi co jakis czas, a Wy zostajecie same.
Pamiętajcie,ze poród moze trwac nawet pare godzin a wy w tym czasie jestescie zupełnie same,bo personel jest tylko w ostatniej fazie albo jak coś jest nie tak, w innym przypadku po prostu przychodzi co jakis czas, a Wy zostajecie same.