Widok
szpital dla dzieci ... relacja internautki - mnie ruszyło...
Ja bylam z mała w szpitalu w Wejherowie, ale tam jest dużo lepiej, chociaż też wiele pozostawia do życzenia. Moja córeczka wtedy 14 dniowa płakała chyba z 30 min, bo się Panie wbić nie mogły a potem przyprowadziły mi ją z wkłuciem w głowie....za to jedna Pani zabiegowa robiła to w mig i zawsze jej się udało wkuwać...i też wkuwali sie po 24 w nocy...co ja tam przeszłam!!
tydzień temu moja córeczka wyszła ze szpitala, była na oddziale pediatrii (ma niecałe 14 miesięcy, miała rotawirusa).
Mój mąż był z nią 24 godziny na dobę, a od rana do wieczora także ja byłam. Sale dwuosobowe, czyste, zadbane (meble pewnie pamiętają lata 80'te, ale w dobrym stanie). Telewizor za darmo (chociaż mój mąż i tak nie chciał oglądać).
Pielęgniarki przecudowne! Delikatne, ze wspaniałym podejściem do dzieci. Byliśmy informowani o każdym wkłuciu, badaniu, wyniku, a panie czekały np. z kroplówką albo jakimś zabiegiem do momentu aż Tosia się obudzi, żeby jej niepotrzebnie nie wybudzać.
Panie, które przynosiły jedzenie- tak samo przemiłe! Pani sprzątaczka też nie wkurzała się, jak musiała kilka razy dziennie sprzątać naszą salę, bo np. Tosia zwymiotowała tak, że połowa sali była w wymiocinach...
Także ja się na szczęście nie zgadzam z tą relacją. Tosia spędziła tydzień w szpitalu i były naprawdę dobre warunki, które pozwoliły jej oszczędzić cierpień. Nie stresowała się, była cierpliwa i lubiła pielęgniarki, mimo, że robiły jej "paskudne" rzeczy typu zmiana wenflonu, pobieranie krwi- ale w końcu taka ich praca...
Łóżko było w bdb stanie, koszt 20 zł za dobę (matki karmiące oraz w ciąży mają gratis), ale mąż nie chciał, spał na fotelu.
Piszę o oddziale pediatrii w wejherowskim szpitalu.
Mój mąż był z nią 24 godziny na dobę, a od rana do wieczora także ja byłam. Sale dwuosobowe, czyste, zadbane (meble pewnie pamiętają lata 80'te, ale w dobrym stanie). Telewizor za darmo (chociaż mój mąż i tak nie chciał oglądać).
Pielęgniarki przecudowne! Delikatne, ze wspaniałym podejściem do dzieci. Byliśmy informowani o każdym wkłuciu, badaniu, wyniku, a panie czekały np. z kroplówką albo jakimś zabiegiem do momentu aż Tosia się obudzi, żeby jej niepotrzebnie nie wybudzać.
Panie, które przynosiły jedzenie- tak samo przemiłe! Pani sprzątaczka też nie wkurzała się, jak musiała kilka razy dziennie sprzątać naszą salę, bo np. Tosia zwymiotowała tak, że połowa sali była w wymiocinach...
Także ja się na szczęście nie zgadzam z tą relacją. Tosia spędziła tydzień w szpitalu i były naprawdę dobre warunki, które pozwoliły jej oszczędzić cierpień. Nie stresowała się, była cierpliwa i lubiła pielęgniarki, mimo, że robiły jej "paskudne" rzeczy typu zmiana wenflonu, pobieranie krwi- ale w końcu taka ich praca...
Łóżko było w bdb stanie, koszt 20 zł za dobę (matki karmiące oraz w ciąży mają gratis), ale mąż nie chciał, spał na fotelu.
Piszę o oddziale pediatrii w wejherowskim szpitalu.
Byłam ze Stasiem na Zaspie i na Polankach. Nie mam na co się skarżyć, chociaż jak wygladają te budynki każdy wie...
Nigdy Stacha nie budzono bez potrzeby, kilka razy nawet pani ordynator z całą świtą wychodziła z sali na palcach sepcząc, że przyjdzie ponownie na obchód jak mały się obudzi.
Przy wszystkich zabiegach dzieci były zabawiane. Dzieci bez rodziców były pod dobrą opieką. Rodzicom starano się ułatwiać życie.
Ale oczywiście naoglądałam się awanturujących i nabzdyczonych matek, choć bardzo rzadko miały realne powody do niezadowolenia.
Nigdy Stacha nie budzono bez potrzeby, kilka razy nawet pani ordynator z całą świtą wychodziła z sali na palcach sepcząc, że przyjdzie ponownie na obchód jak mały się obudzi.
Przy wszystkich zabiegach dzieci były zabawiane. Dzieci bez rodziców były pod dobrą opieką. Rodzicom starano się ułatwiać życie.
Ale oczywiście naoglądałam się awanturujących i nabzdyczonych matek, choć bardzo rzadko miały realne powody do niezadowolenia.
Moja córka ponad miesiąc temu była w zakaźnym na Smoluchowskiego, oddział dziecięcy po remoncie, personel rewelacyjny, czysto, osobne sale:) Na prawdę byłam pod wielkim wrażeniem nic złego nie mogę powiedzieć na ten szpital:) Ale zdaję sobie sprawę że w innych jest różnie byłam również na Polankach i byłam średnio zadowolona, wypisałam dziecko na żądanie.
Nie należy uogólniać.Co szpital to zwyczaj. Co siostra to inne nawyki czy humory. To samo tyczy się lekarzy.
Ja leżałam z moją 12miesięczną wówczas córcią w grudniu w Wojewódzkim. Siostry z oddziału były przesympatyczne.
Ale zadarzały się takie specjalistki, że głowa boli.
Nocne bardzo głośne chodzenie po korytarzach stawiało na nogi dzieci. I to nikt nie biegł do nagłego przypadku, tylko siostra lubiła szurać swoimi drewniakami. Dodatkowo (mimo lampki na sali) co niektóre w środku nocy z przyjemnością włączały najmocniejsze światło jakie tylko mogły. Czynności, które spokojnie mogły wykonać wieczorem, przekładały na środek nocy. I nie mówie o terminowym podawaniu leków tylko o kąpielach etc.
Na izbie przyjęć potraktowano mnie jak gówniarę - "a co pani może wiedzieć, to pani pierwsze dziecko". Do niesmiałych nie należę tak więc poinformowałam panią, żeby zmieniła swoje źródło informacji, bo mam 2 dzieci. Wtedy zaczęła się inna gadka.
Poza tym Pan doktor stwierdził, że "w sumie to mogliby założyć cewnik, bo może się za jakiś czas przydać". Nie wyraziłam zgody i po małej wymianie zdań, odstąpili od tej czynności.
Co się okazało, że cewnik wogóle niebyłby potrzebny i zaserwowałby mojemu dziecku tylko niepotrzebnego bólu. Tym bardziej, że bylismy tylko na obserwacji i nie podawano nam żadnych leków. Czekaliśmy na neurologa, który się nigdy nie pojawił.
Tłumaczyli, że jego konsultacja jest bardzo potrzebna a później kiedy dr nie dotarł, zmienili zdanie. Ciekawe :-)
Pomimo uchybień ogólnie byłam zadowolona z opieki. Ale w niektórych sytuacjach miałam ochotę wypisać dziecko na żądanie.
Było kilka matek, które nie wytrzymały i tak właśnie zrobiły.
Jednak nie uogólniam, bo dziwne sytuacje wynikały z jednostkowych zachowań personelu. Większość sióstr była przesympatycznych i bardzo pomocnych.
Najbardziej w pamięci utkwiła mi jedna - tuląca chłopczyka, którego mama nie mogła być z nim. Aż się łzy cinęły. Karmiła go, zajmowała się nim, nosiła na ręku i przytulała. Gdyby nie fartuch pielęgniarski, nikt by nie pomyślał, że nie jest jego mamą.
Ja leżałam z moją 12miesięczną wówczas córcią w grudniu w Wojewódzkim. Siostry z oddziału były przesympatyczne.
Ale zadarzały się takie specjalistki, że głowa boli.
Nocne bardzo głośne chodzenie po korytarzach stawiało na nogi dzieci. I to nikt nie biegł do nagłego przypadku, tylko siostra lubiła szurać swoimi drewniakami. Dodatkowo (mimo lampki na sali) co niektóre w środku nocy z przyjemnością włączały najmocniejsze światło jakie tylko mogły. Czynności, które spokojnie mogły wykonać wieczorem, przekładały na środek nocy. I nie mówie o terminowym podawaniu leków tylko o kąpielach etc.
Na izbie przyjęć potraktowano mnie jak gówniarę - "a co pani może wiedzieć, to pani pierwsze dziecko". Do niesmiałych nie należę tak więc poinformowałam panią, żeby zmieniła swoje źródło informacji, bo mam 2 dzieci. Wtedy zaczęła się inna gadka.
Poza tym Pan doktor stwierdził, że "w sumie to mogliby założyć cewnik, bo może się za jakiś czas przydać". Nie wyraziłam zgody i po małej wymianie zdań, odstąpili od tej czynności.
Co się okazało, że cewnik wogóle niebyłby potrzebny i zaserwowałby mojemu dziecku tylko niepotrzebnego bólu. Tym bardziej, że bylismy tylko na obserwacji i nie podawano nam żadnych leków. Czekaliśmy na neurologa, który się nigdy nie pojawił.
Tłumaczyli, że jego konsultacja jest bardzo potrzebna a później kiedy dr nie dotarł, zmienili zdanie. Ciekawe :-)
Pomimo uchybień ogólnie byłam zadowolona z opieki. Ale w niektórych sytuacjach miałam ochotę wypisać dziecko na żądanie.
Było kilka matek, które nie wytrzymały i tak właśnie zrobiły.
Jednak nie uogólniam, bo dziwne sytuacje wynikały z jednostkowych zachowań personelu. Większość sióstr była przesympatycznych i bardzo pomocnych.
Najbardziej w pamięci utkwiła mi jedna - tuląca chłopczyka, którego mama nie mogła być z nim. Aż się łzy cinęły. Karmiła go, zajmowała się nim, nosiła na ręku i przytulała. Gdyby nie fartuch pielęgniarski, nikt by nie pomyślał, że nie jest jego mamą.
www.naszekobiece.fora.pl
ja byłam w szpitalu na Zaspie co prawda tylko 3 dni z synkiem jak miał miesiąc, ale potwierdzam to co napisała Agatha
po niedawnym pobycie na położnictwie- bałam się co tu się będzie działo ale zostałam bardzo miło zaskoczona !
pielęgniarki bardzo miłe i co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło to dostępność informacji, lekarze pierwszego dnia przyszli na obchód, badali małego, zadawali mnóstwo pytań, uspokajali mnie bo byłam bardzo zdenerwowana- gadałam głupoty i żaden się nie zniecierpliwił, na końcu podeszła do mnie jedna pani doktor, przedstawiła się i powiedziała, że jest lekarzem prowadzącym, po obchodzie przyjdzie porozmawiać ze mną o szczegółach dotyczących synka i tak też zrobiła :)
o każdym badaniu wiedziałam bardzo szybko, bo nie było dla Pani doktor problemem wpaść choćby na sekundę żeby powiedzieć, że to i to badanie jest ok.
nie muszę chyba tłumaczyć jak takie podejście poprawia nastrój przestraszonej mamie :)
była też akcja w nocy kiedy synek nie chciał się uspokoić, poszłam do pielęgniarki poprosić o pomoc i też nie było kłopotu, mówi, Pani się położy a my sobie z tym szkrabem poradzimy :)
po 15 minutach przyniosła mi śpiące i zadowolone dziecko
ja jeszcze miałam wyjątkowe szczęście bo trafiłam do jedynej sali, gdzie były normalne łóżka i łazienka ! więc i pod tym względem miałam dobrze ;)
naprawdę złego słowa powiedzieć nie mogę
po niedawnym pobycie na położnictwie- bałam się co tu się będzie działo ale zostałam bardzo miło zaskoczona !
pielęgniarki bardzo miłe i co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło to dostępność informacji, lekarze pierwszego dnia przyszli na obchód, badali małego, zadawali mnóstwo pytań, uspokajali mnie bo byłam bardzo zdenerwowana- gadałam głupoty i żaden się nie zniecierpliwił, na końcu podeszła do mnie jedna pani doktor, przedstawiła się i powiedziała, że jest lekarzem prowadzącym, po obchodzie przyjdzie porozmawiać ze mną o szczegółach dotyczących synka i tak też zrobiła :)
o każdym badaniu wiedziałam bardzo szybko, bo nie było dla Pani doktor problemem wpaść choćby na sekundę żeby powiedzieć, że to i to badanie jest ok.
nie muszę chyba tłumaczyć jak takie podejście poprawia nastrój przestraszonej mamie :)
była też akcja w nocy kiedy synek nie chciał się uspokoić, poszłam do pielęgniarki poprosić o pomoc i też nie było kłopotu, mówi, Pani się położy a my sobie z tym szkrabem poradzimy :)
po 15 minutach przyniosła mi śpiące i zadowolone dziecko
ja jeszcze miałam wyjątkowe szczęście bo trafiłam do jedynej sali, gdzie były normalne łóżka i łazienka ! więc i pod tym względem miałam dobrze ;)
naprawdę złego słowa powiedzieć nie mogę
Agatha, a wytłumacz mi proszę, jak inaczej nazwać sytuację, kiedy pielęgniarki robią po kilkanaście prób wkłucia (łącznie z próbami wkłuć w pięty) u czterotygodniowego (!) malucha, po czym i tak zakładany jest wenflon do żyły na głowie, a dziecko ma przez następne dwa miesiące rączki i nóżki tak sine, że aż czarne (od "wyciskania" krwi na siłę)?
My leżeliśmy na Polankach 2 tyg
Warunki do zniesienia, lekarze rewelacyjni, pielęgniarki cudne, ale niestety te dyżurujące w weekendy TRAGICZNE. Również przeżyliśmy 5 kłóć w tym dwie próby w głowie !
Reasumując. Byliśmy zadowoleni z obsługi, z życzliwości personelu, poza tym jednym incydentem gdzie nie potrafiono wbić dziecku wenflon
Warunki do zniesienia, lekarze rewelacyjni, pielęgniarki cudne, ale niestety te dyżurujące w weekendy TRAGICZNE. Również przeżyliśmy 5 kłóć w tym dwie próby w głowie !
Reasumując. Byliśmy zadowoleni z obsługi, z życzliwości personelu, poza tym jednym incydentem gdzie nie potrafiono wbić dziecku wenflon
https://www.facebook.com/groups/200268143516906/?fref=ts
Zapraszam grupa zamknięta, sprzedaż ubranek dziewczęcych
Zapraszam grupa zamknięta, sprzedaż ubranek dziewczęcych
ja niestety pobyt na Polankach wspominam fatalnie. mój syn do tej pory /a minął pond rok/ na hasło pobieranie krwi, trzęsie się jak galareta. Pani laryngolog nie powinna miec kontaktu z żadna żyjacą istotą a w szczególnosci z dziećmi. poza tym czekalismy 1,5mca na bardzo wazne badanie krwi. dzwoniłam codziennie do lek prowadzącej z pytaniem o wyniki, po czym po 1,5mcu kazano dowiadywać się w laboratorium. okazało się, że pobrano zbyt mało materiału o czym niby lek prowadząca wiedziała. paranoja. spałam na podartym materacu grubosci 2cm po łóżeczkiem syna ale ok, rozumiem, że jest ciasno. mogłabym jeszcze wiele napisać o swoich doswiadczeniach lub znajomych ale tego nie zrobię. natomiast wiem, że nigdy w zyciu nie pojadę z dzieckiem na Polanki.
Leżałam z młodym jak miał 3 m-ce w Miejskim w Gdyni (1,5 roku temu), warunki koszmarne, tapczan dla rodziców? a co to? Jednak, wiecie dla mnie moja wygoda, w momencie gdy dziecko jest nieprzytomne, chore a wiem że mu pomogą w szpitalu nie miała znaczenia. Spałam przy nim na podłodze, czuwałam i pilnowałam. Do toalety wychodziłam tylko jak przychodził mąż, mama, teściowa, nie zostawiałam go samego. Byłam szczęśliwa, ze mogę się nim zajmować i przy nim być tym bardziej, ze np. moja teściowa (owszem kilkanaście lat temu) nie miała takiej możliwości jak jej syn był chory. Oczywiście i tak uważam, że warunki tam wówczas panujące (nie wiem jak teraz bo był remont) były uwłaczające ale....było, minęło a synek jest zdrowy.
Mamtu, zdarza się i tak. U wielu dzieci trudno znaleźć żyły, zwłaszcza gdy są osłabione chorobą. W główkę najłatwiej jest założyć wkłucie, ale raczej traktuje się to jako ostateczność, chyba ze względu na uczucia rodziców.
Jeśli miałaś jakiekolwiek wątpliwości do pracy personelu, trzeba było od razu rozmawiać z ordynatorem. Wydaje mi się, że większość spraw by Ci szybko wyjaśniono, a tak męczysz się z poczuciem krzywdy.
Jeśli miałaś jakiekolwiek wątpliwości do pracy personelu, trzeba było od razu rozmawiać z ordynatorem. Wydaje mi się, że większość spraw by Ci szybko wyjaśniono, a tak męczysz się z poczuciem krzywdy.
Agatha, mnie to nie "męczy" - staram się w ogóle o tym nie pamiętać.
Ale boli mnie to okrutnie w momencie, kiedy generalizuje się w takich sprawach.
Ja nie twierdzę, że wszystkie pielęgniarki są "sadystkami", ale szanuję uczucia innych mam, które przeżyły coś, co nie pozwala im myśleć inaczej, bo wiem, jak sama wtedy cierpiałam. I dopuszczam do świadomości, że takie sytuacje się zdarzają - nawet pomimo wewnętrznego przekonania, że nie powinny.
A wracając do mojej konkretnej sytuacji - Pani Ordynator widziała to, jak wygląda moje dziecko. Na niej nie zrobiło to wrażenia.
Ale boli mnie to okrutnie w momencie, kiedy generalizuje się w takich sprawach.
Ja nie twierdzę, że wszystkie pielęgniarki są "sadystkami", ale szanuję uczucia innych mam, które przeżyły coś, co nie pozwala im myśleć inaczej, bo wiem, jak sama wtedy cierpiałam. I dopuszczam do świadomości, że takie sytuacje się zdarzają - nawet pomimo wewnętrznego przekonania, że nie powinny.
A wracając do mojej konkretnej sytuacji - Pani Ordynator widziała to, jak wygląda moje dziecko. Na niej nie zrobiło to wrażenia.
Zanim nagłośnisz, to najpierw wyjaśnij. Bo jakie masz hipotezy?
Moje dziecko jest koszmarem kazdej pielęgniarki zabiegowej. Chyba nie ma ani jednej widocznej żyłki. Gdy bylismy długo na Zaspie, wkłucia robiły mu tylko dwie pielegniarki, zawsze przed końcem zmiany same dawały mu leki, żeby sprawdzić czy wkłucie jest dobre, żeby na zmianie mniej doswiadczonych pielegniarek nic nie trzeba było przekłuwać.
Ale nawet tej najfaniejszej, doświadczonej zabiegowej, która zawsze zakładała wkłucie błyskawicznie, raz się zdarzyło, że przez dwadzieścia minut nie mogła się wkłuć. Wył Stach, ryczałam ja na korytarzu, zabiegowa też w końcu wyszła zmieniona na twarzy. Gdybym nie była już długo w szpitalu, gdybym nie znała juz dobrze tej pielęgniarki, też bym sobie wyobrazała niewiadomo co.
Moje dziecko jest koszmarem kazdej pielęgniarki zabiegowej. Chyba nie ma ani jednej widocznej żyłki. Gdy bylismy długo na Zaspie, wkłucia robiły mu tylko dwie pielegniarki, zawsze przed końcem zmiany same dawały mu leki, żeby sprawdzić czy wkłucie jest dobre, żeby na zmianie mniej doswiadczonych pielegniarek nic nie trzeba było przekłuwać.
Ale nawet tej najfaniejszej, doświadczonej zabiegowej, która zawsze zakładała wkłucie błyskawicznie, raz się zdarzyło, że przez dwadzieścia minut nie mogła się wkłuć. Wył Stach, ryczałam ja na korytarzu, zabiegowa też w końcu wyszła zmieniona na twarzy. Gdybym nie była już długo w szpitalu, gdybym nie znała juz dobrze tej pielęgniarki, też bym sobie wyobrazała niewiadomo co.
przeczytałam relację.nie mogę się zgodzić z większością zarzutów.
hmm,nie jestem zadowolona z funkcjonowania szpitali, ale trzeba pamiętać, ze
lekarze i personel to nie są bezduszne maszyny. nikt swiadomie nie podaje, nie przepisuje leków które mają zaszkodzić pacjentowi, nie kłuje się pacjenta specjalnie,
mogłabym duzo jeszcze napisać.
hmm,nie jestem zadowolona z funkcjonowania szpitali, ale trzeba pamiętać, ze
lekarze i personel to nie są bezduszne maszyny. nikt swiadomie nie podaje, nie przepisuje leków które mają zaszkodzić pacjentowi, nie kłuje się pacjenta specjalnie,
mogłabym duzo jeszcze napisać.
...a potem przyjdą noce
jak psy wierne pod nasz dom...
jak psy wierne pod nasz dom...
Byłam z Łukaszem na Polankach jak miał 2 m-ce i złego słowa nie mogę powiedziec. Jak po narodzinach miał antybiotyk to w wojewódzkim panie czasem miały problem z wkłuciem (ale na Polankach równiez) i też bywał wenflon w głowie. Powiem Wam, że po porodzie po pierwszym szoku (na widok wenflonu w główce) byłam zadowolona, że skoro już musi być wenflon to jest on własnie w główce - mniejsze prawdopodobieństwo przypadkowego naruszenia (przy przebieraniu), pociągnięcia sobie raczką czy zamoczenia w kąpieli.
o boze, to starszne itp. ja bylam na oddziale noworodkowym w szpitalu jak Blanka miala 5 dni , w Londynie, niestety pani dr nie potrafila rowniez wkuc sie, ale male odziedziczyla sklonnsoci po mamusi, ja pomagalamtzn, trzymalam dziecko...dostala 2 wenflony plus sonde zoladkowa, ale przy tym ja nie byla, tylko przy wyciaganiu, na ten oddzial dostep maja tylko rodzice 24h na dobe, nie moglam spac obok niej w sali, ale na innym oddziale, zrezygnowalam wolalam na 5h isc do domu, wykapac sie i przyjechac, szpital 5 minut od domu...samochodem, wychodza z oddzialu, telefon sluzbowy na oddzial, do lekarki prowadzacej i pielegniarki, ja dostalam telefon do domu, jak tylko dostali wyniki krwi itp...dostalam duza pomoc psychologiczna od ludzi tam pracujacych, wiedzialam zze dziecko zostaje w dobrych rekach, byli b.pomocni, nawet pytali sie, czy juz jadlam, bo jedzenie rowniez mi zapewnili, jako matce po CC i karmiacej mieszanie, 5 dni po porodzie...
ale ciesze sie, ze i w Gda sa szpitale cudne itp..
ale ciesze sie, ze i w Gda sa szpitale cudne itp..
Drogie mamy, w przypadku noworodkow i niemowlat najlepiej sie wkluwac w glowe- bo..... te żyły sa mocne! tzn, wenflon bedzie dluzej "dzialal". Nie robi sie tego ze wzgledu na WŁOSY! bo trzebaby je golic, nie robi sie tego ze wzgledu na rodzicow- bo dla nich to takie "o boze!".
Wiec wszelkie wklucia w raczki, nozki, przeguby sa w zasadzie robione "dla mam" a nie dla "dziecka". Dodam tez iz naczynia krwionosne anatomicznie sa "zabezpieczone" przed uszkodzeniem, i "uciekaja" spod igly, wiec wklucia nie sa latwe, szczegolnie gdy ma sie do czynienia z maluszkami.
A pobieranie krwi z palca- to tez fanaberia "dla mamy", bo jest o wilel bardziej bolesne dla dziecka niz szybkie pobranie tzw. motylkiem w zyly.
To tak dla wyjasnienia kwestii technicznej zabiegow pielegniarskich.
A co do samych opini na temat szpitali, pobytu tam, obslugi, personelu - jeszcze sie taki nie urodzil co by wszystkim dogodzil. I kropka. Pomyslcie co by bylo gdyby zabraklo teraz tych "przybytkow", co bedzie jak zabraknie lekarzy? a to bedzie calkiem niedlugo!
Wiec wszelkie wklucia w raczki, nozki, przeguby sa w zasadzie robione "dla mam" a nie dla "dziecka". Dodam tez iz naczynia krwionosne anatomicznie sa "zabezpieczone" przed uszkodzeniem, i "uciekaja" spod igly, wiec wklucia nie sa latwe, szczegolnie gdy ma sie do czynienia z maluszkami.
A pobieranie krwi z palca- to tez fanaberia "dla mamy", bo jest o wilel bardziej bolesne dla dziecka niz szybkie pobranie tzw. motylkiem w zyly.
To tak dla wyjasnienia kwestii technicznej zabiegow pielegniarskich.
A co do samych opini na temat szpitali, pobytu tam, obslugi, personelu - jeszcze sie taki nie urodzil co by wszystkim dogodzil. I kropka. Pomyslcie co by bylo gdyby zabraklo teraz tych "przybytkow", co bedzie jak zabraknie lekarzy? a to bedzie calkiem niedlugo!
Abigail, ja tam akurat byłam zadowolona, kiedy Młodemu wreszcie któraś z pielęgniarek założyła wenflon do żyły na głowie. Szkoda, że tak późno - moim zdaniem, skoro wiadomo, że "lepiej się wkłuwać w głowę" po co robić kilkanaście podejść do wkłucia w ręce, nogi przeguby i pięty?
Co do personelu samego w sobie - nie miałam zastrzeżeń. Tak jak wszędzie można trafić na różnych ludzi, tak i w szpitalu - co osoba to charakter. ;)
Co do personelu samego w sobie - nie miałam zastrzeżeń. Tak jak wszędzie można trafić na różnych ludzi, tak i w szpitalu - co osoba to charakter. ;)